Ale na moich blogach to norma.
Save podskoczył przerażony. Wydawało mu się, że słyszał
głos Arashiego
- To… to twój brat? – zapytał dziewczyna. Siedziała z
ręcznikiem na głowie, w skórzanych spodnich tych, które Save dostał od Arashi i
koszuli Azjaty. Trzymała w rękach kubek z gorącą kawą. Save nie był w stanie
zaopiekować się nią lepiej. Z resztą większość zrobiła sama. Zaparzyła kawę
także dla niego. – Tak bardzo się o niego martwisz – mruknęła. Wciąż miała
wyraźne ślady po tym co spotkało ją w zaułku, a jednak teraz czułą się całkiem
bezpieczna. Strach Save dodawał jej tylko przekonanie, że nic jej nie grozi.
Przynajmniej na razie.
Blondyn nie potrafił określić czy była ładna czy nie.
Myślał tylko o Arashim i o tym, że długo nie wraca.
- Nie wiem jak mam dziękować… gdyby nie wy - mruknęła
dziewczyna. Save spojrzą na nią mało przytomnie. Po czym jękną i wstał. Zaczął
nerwowo chodzić po pokoju. To trwało za długo!
- Na pewno nic mu nie będzie… wierze w to… nie może mu
się nic stać – powiedziała znów dziewczyna próbując przekonać samą siebie.
Naprawdę chciała podziękować swojemu wybawcy.
Save nadal chodził jak opętany. Nagle podbiegł do kurtki Arashi i
dokładnie ją przeszukał. Ucieszył go fakt, że nie znalazł tam jego telefonu. Znaczyło
to, że ma go przy sobie. Blondyn nawet nie próbował myśleć o tym, że telefon
Azjaty jest teraz w rękach drabów, którzy mogli go skatować i porzucić gdzieś
na ulicy. Po prostu chwycił swój i wybrał numer do niego.
Czy to piekło? Smak krwi w ustach. Gorzej
niż zwykle, gorąco, ciemno i duszno i ten ból w ręce i piersiach. Jakby ktoś
wbijał w ciało rozżarzone żelazo. Tak to na pewno piekło, czemu miało by być
inaczej? Jeszcze ten okropny irytujący dźwięk. Na bogów co to może być?
Arashi po woli otworzył oczy i sięgną rękę do tylniej
kieszeni, w której coś się miotało. Wyjął plastikowy przedmiot. To on tak zawodził. Jak to do wszystkich
diabłów wyłączyć? Otworzyło się! Cholera czy to na pewno piekło?
- Arashi?! - z plastikowego przedmiotu wydobył się
cichutki, anielski głos. Wiec to przedsionek
sadu ostatecznego - Arashi, błagam odezwij się! – jęknął głos w plastikowym
przedmiocie. Zaraz to żaden nieznany
przedmiot, przecież tylko mój telefon! Arashi przyłożył go do ucha. Słyszał
błagalne wołanie ukochanego, odchrząkną.
- Spokojnie – wyksztusił.
- Arashi na boga! Ty żyjesz! – zawołał radośnie głos
Save. – Tak się o ciebie bałem.
- Nic mi nie jest - skłamał Azjata. – Zaraz wracam do
domu – powiedział i nie czekając zerwał połączenia. Spojrzał w gwiazdy. To cud że żyję. Komu to zawdzięczam?
Pomyślał spoglądając na swoją pierś w której powinna tkwić kula. Spojrzał na to
co kiedyś było srebrnym smokiem Azjatyckim, teraz tylko wygiętą blaszka z kulą
po środku. Pewnie by nie zadziałało gdyby pod tym nie znalazła się jakaś
zardzewiała blacha. Czego to ludzie nie wyrzucą. Dobrze, że była akurat pod
ręką gdy się tu skrył.
- Kolejny udany prezent urodzinowy – Arashi uśmiechną
się wstając. Sam naszyjnik na pewno nie uratował by mu życia, tak się dzieje
tylko w filmach. Azjata zataczając się ruszył w drogę do mieszkanie ukochanego,
po drodze wykonał jeszcze jeden telefon.
Save
usłyszał dzwonek do drzwi. Podskoczył jakby go ktoś ukuł szpilką i podbiegł by
otworzyć. Wytrzeszczył oczy widząc w nich Okamiego i Torę.
- Jest już? – zapytał chłopak. Tora wyglądał na
przerażoną. Save spojrzał na nią nie mniej zatrwożony. Okami spojrzał na swą
towarzyszkę, po czym na blondyna. – Arashi dzwonił i mówił, że przyda się pomoc
– wyjaśnił. – Prosił żebym przyjechał. Tora nie chciała zostać. – powiedział po
czym wprosił się do środka. Miał duży, pełny plecach. Save patrzył na niego i
Torę nic nie rozumiejąc. Arashi powiedział mu że jest zdrowy. W czym mogą mu
pomóc oni w czym on nie dał by rady?
Okami jednak całkiem się rozgościł. Zaczął rozmawiać z
uratowana dziewczyną.
- Tora – zawołał. – Zajmiesz się nią. Wygląda to tylko
na kilka zadrapań i siniaków. Ja przygotuje wszystko na przyjście Arashiego –
dodał rozglądając się. – Tam jest łazienka tak? – zapytał po czym nie czekając na
odpowiedz poszedł do niej. Save pobiegł za nim.
- Co Arashi ci powiedział? – zapytał natrętnie.
Domyślał się, że Okami na wszelki wypadek nie mówił nic Torze, ale on musiał
wiedzieć.
- Nic szczególnego – odrzekł student medycyny. – To co
zwykle. Wdał się w bójkę, i że mogę sobie poćwiczyć na nim opatrunki – wzruszył
ramionami. – Pewnie będzie go trzeba pozszywać tu i tam. Tak jak zwykle. – Save
patrzył z przejęciem jak chłopka wyjmował wszystko co było mu niezbędne. Po
chwili poprosił o miskę. Blondyn podał mu wszystko czego chciał. Był usłużny,
nie do końca pojmując co robi. Nigdy tak nie o kogoś nie bał.
Gdy dzwonek do drzwi zadzwonił po raz drugi Save
przebiegł jak strzała przez łazienkę i pokój, wyprzedzając nawet Torę. Otworzył
drzwi i jękną z przerażeniem.
- Aż tak źle wyglądam? – zapytał Arashi uśmiechając
się słabo. Student nie był w stanie się ruszyć. Patrzył na jego zakrwawioną
twarz. Na podpuchnięte oko i policzki. Patrzył w jego półprzytomne oczy i nagle
dostrzegł, że Azjata ledwo trzyma się na nogach. Przyjrzał mu się dokładnie. Brunet
trzymał się kurczowa za ramię, które było całe czerwone. Nagle wzrok Arashiego
padł na coś za Save.
- Cholera, co ona tu robi? – jęknął skośnooki. Blondyn
odwrócił się i zobaczył Torę, która była w niemniejszym szoku niż on sam.
Znaczyło to dla Save tylko jedno! Z Arashim jest naprawdę źle! Dziewczyna
jęknęła i ocknęła się szybciej niż on.
- Arashi… co ty? – podeszła do niego i pomogła mu
wczołgać się do środka. – Ty skończony idioto… mogłeś…
- Wiem – mruknął słabo Azjata. Przelotnie zerknął na
uratowana dziewczynę. Sam nie wiedział jak znalazł się w łazience pod opieką
Okamiego. Tora został oddelegował do salonu. Miała uspokoić Save. Student
medycyny dobrze wiedział, że musi dać jej jakieś zajęcie, żeby jej nie trzeba
było reanimować. A Save był w rozsypce.
Wyraz przerażenie na twarzy Okamiego nieco
przestraszył Arashiego. Czyżby było aż tak źle. W końcu chłopak nie raz go
wyratowywał z podobnych opresji. Widział go po najgorszych bójkach.
- Wiesz… jakoś tak mi się w głowie kręci – mruknął
Arashi, czując, że jest sadzany. Nie bardzo wiedział gdzie, ale to było mu
obojętne. Wiedział, że Okami dobrze się nim zajmie.
- Nic dziwnego strąciłeś dużo krwi – burknął jego
lekarz. – Mów, co się stało – nakazał. Arashi popatrzył na niego nieprzytomnie.
Miał mgliste wdrążenie, że Okami zdejmuję z niego górną cześć garderoby. O niego Save nie powinien być zazdrosny.
Miedzy nimi jest tylko przyjaźń. Po za tym Okami ma Torę.
- Arashi, mów! – głos Okamiego przywrócił go do rzeczywistości.
- Usłyszeliśmy krzyki – mruknął. – Było ich pięciu.
Wiesz co to dla niej znaczyło. Biedna dziewczyna – dodał sennie Arashi. - Oni
mnie znali. Już nie raz im tyłki sprałem – mówił dalej nie czując nawet co z
nim robił jego osobisty medyk. – Ale byli razem… i jeden miał broń.
- Wiedzę. – syknął Okami. – Czy ty zawsze musisz bawić
się w rycerza. Kiedyś przez to zginiesz!
- Myślisz, chyba najpierw dopadnie mnie moja choroba –
mruknął sennie Azjata. – Według lekarzy już powinienem być martwy – mówił
dalej. Okami był przerażony jego stanem. Bał się najgorszego, ale po dogłębnym
badaniu jakiego się nauczył doszedł do wniosku, że nie powinno być żadnego
wewnętrznego wylewu, który wymagał by interwencji kogoś bardziej
doświadczonego. Mógł się dalej bawić w samarytanina.
- Arashi o tym kolczyku na brwi chyba będziesz musiał
zapomnieć – mruknął przyszły lekarz, przemywając ranę jaka został po wyrwanym
kółeczku.
- Co? – mruknął Arashi po chwili poderwał się z
taboretu - Rombneli mi kolczyk!? – wrzasnął wściekle. – Jak znajdę łby im
poukręcam!
- Siadaj! – krzyknął na niego Okami stanowczo i
posadził Azjatę z powrotem. Zadziwiające było, że drobniejszy i niższy od bruneta
chłopak potrafił tak dobrze nad nim zapanować.
- Ale mój kolczyk – jęknął ciemnowłosy.
- Ja bym się na twoim miejscy o kolczyk nie martwił –
Okami zniżył głos do szeptu. Wiedział, że Arashi zaczyna już kontaktować. –
Wyjaśnij mi to – powiedział biorąc do ręki naszyjnik na którym kiedyś wisiał
srebrny smok.
- Uratował mi życie, prawda? – zapytał Arashi
uśmiechając się niepewnie.
- Ty nawet nie wiesz jakie miałeś szczęście, ty
kretynie! Przecież mogłeś…
- Wiem. O tym samym tam pomyślałem. Ale wygląda na to,
że pragnienie zobaczenie Save i Tory wygrało.
- Gówno prawda! Powinieneś być trupem – syknął na
niego Okami. – Przestań się tak narażać. Przecież to nie pierwszy raz kiedy
omal nie zgnoiłeś! Mało ci, tak bardzo pragniesz wygrać z tą chorobą, że pchasz
się w objęcie śmierci w inny sposób? – zapytał wściekle chłopak. Po czym nawlekł
igłę. - Znajdziemy lekarstwo, będziesz zdrowy. – powiedział po czym zaczął mu
zszywać brew.
- Nie mów o tym Torze… i Save też. Schowaj go –
mruknął Azjata zdejmując niezdarnie naszyjnik. Spojrzał na Okamiego. – Wiesz
kiedy zobaczyłem tą broń wycelowaną we mnie… naprawdę się przestraszyłem. Jak
pomyśle, że miałbym stracić to wszystko…
- To może następnym razem zastanowisz się zanim
rzucisz się w pojedynkę na ratunek – Azjata spojrzał na przyjaciela z wyrzutem.
– Arashi nie mówię, że to co robisz nie jest szczytne czy jak to nazwać. Ale
musisz także myśleć czasem o sobie. A w szczególności o najbliższych. Chcesz
żeby Tora cierpiała. Wiesz jak ona przeżyje twoją śmierć.
- Powinna być przygotowana, przecież wie.
- Wie, ale to ma się odbyć inaczej. Nie chcemy usłyszeć
w wiadomościach albo przeczytać w gazecie ze znaleziono ciało… a potem iść na
identyfikację. Do jasnej cholery Arashi czy ty nie umiesz myśleć? – syknął.
- W takich sytuacjach nie… wszystko się u mnie
wyłącza. Kiedy wiedze bezbronną kobietę… nie mogę jej nie pomóc. Muszę coś
zrobić – jękną zielonooki. - Będzie blizna? – zapytał po chwili, spoglądając na
swoje ramię i skroń. O to co zostało po strzale, który miął go uśmiercić się
nie martwił, czerwony siniak kiedyś zejdzie, ale i tak musiał go przez jakiś
czas dobrze ukrywać. O miłości chyba może zapomnieć. Chyb, że Save nie będzie
miał nic przeciwko kochaniu się z nim w koszuli. Nie to nie wchodziło w grę! A
może jak będzie ciemno…
- To zależy. Jeśli dostosujesz się do moich zaleceń,
powinno zagoić się dobrze.
- Znaczy jakich zaleceń? – mruknął Azjata zakładając
szlafrok swojego ukochanego. Jak on zdoła uniknąć odsłaniania torsu. Przecież
zawsze chodził po domu rozebrany!
- Arashi czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytał nagle
zirytowanym tonem Okami.
- Co? A tak słucham. – Student medycyny westchnął
ciężko. Po czym jeszcze raz wymienił Arashiemu co powinien, a czego nie
powinien robić w najbliższym czasie. O tym jak się zajmować ranami i tak dalej.
Brunet jak zwykle beztroski, słuchał tylko jednym uchem. Nie podobała mu się
jego spuchnięta twarz, choć i tak miała jakiś swój urok.
- Jak zawsze jesteś narcystyczny. Kiedy ty wreszcie
dorośniesz? – mruknął z rezygnacją Okami dostrzegając w końcu czym zajmuje się
jego pacjent. Po czym chwycił go za ramię i wyprowadził z łazienki. Gdyby nie
to Azjata pewnie nigdy nie oderwał by się od lustra.
Natychmiast po wyjściu z łazienki Tora rzuciła się na
niego. Nie wiedział czy była bardziej wściekła czy przerażona. Spojrzał
gniewnie na Okamiego. Dawno temu umówili się, że w takich sytuacja nie będzie
jej ze sobą zabierał. Tancerz sądził, że nie musi mu tego powtarzać. Zaraz co ona robiła z nim o tej porze, na
pewno nie jechał po nią do domu?!
- Arashi, czemu ty jesteś taki nie ostrożny? – jęknęła
dziewczyna uwieszona na jego szyi.
- Wiesz przecież – odburknął Azjata zdejmując ją z
siebie, poszedł poszukać czegoś w kurtce. Z zadowoleniem wydobyła z kieszeni
paczkę dobrych, markowych papierosów i zapalniczkę.
- Arashi nie wolno ci - zaprotestował stanowczo Okami,
ale Azjata przerwał mu drwiącym i nie pokornym „tak, tak”.
- Hej kwiatuszku, palisz, czy mam iść z tym iść do
kuchni? – zapytał spoglądając na uratowaną dziewczynę. Ta podskoczyła
przerażona zdając sobie sprawę, że mówi do niej. Według niej był przerażający,
ale i wspaniały, pociągający. Była wciąż jeszcze przerażona, a to że tu
siedziała wcale nie dodawało jej otuchy. Właściwe najchętniej poszła by do domu
albo się położyła i udawała, że ta noc nigdy nie nastąpiła. Siedziała skulona
na fotelu niewidzialna jak duch. Intensywnie zielone oczy Arashiego wpatrywały
się w nią wyczekująco. Nie wytrzymując tego napięcia dziewczyna rozpłakał się.
Wszyscy przerazili się tą reakcją, a najbardziej Save. Jedynie tylko zielonooki
wyglądał jakby się tego spodziewał. Usiadł ostrożnie na podłokietniku fotela i
delikatnie pogłaskał ją po głowie. – Spokojnie , kwiatuszku. – powiedział
łagodnie, Save nigdy nie słyszał tyle ciepła w jego głosie. No może to była
przesad, zawsze przecież był dla niego ciepły, zawsze gdy wyznawał mu miłość
było w tym ciepło. Ale to, które teraz dosłyszał w jego głosie było inne.
Jakby… jakby ojcowskie.
- Już po wszystkim, kwiatuszku – mówił dalej Arashi
głaszcząc ją tak delikatnie i ostrożnie jakby bał się, że jest z najcięższej
porcelany i że każdy dotyk może obrócić ją w proch. – Jesteś bezpieczna. Rano
odprowadzę cię do twojego domu. Dzisiaj jest za późno żeby się gdzieś wybierać.
Ale jeśli może cię ktoś odebrać to możesz zadzwonić – mruknął wyciągając swój
telefon z tylniej kieszeni i podając go jej.
- Nie… ojciec pracuje – jęknęła tak cicho, że Arashi
ledwie to usłyszał. Nadal płakała choć już nie tak żałośnie jak przed chwilę.
- No już – zaczął znów Azjata, już nieco pewniej ją
głaszcząc. W tym dotyku było tyle ciepła i troski. Save zastanawiał się
dlaczego nie poznał jeszcze swojego kochanka od tej strony. Był przecież w
podobnej sytuacji co ona. A jedyne co otrzymał wtedy od Arashi to dawka jeszcze
mocniejszej adrenaliny. Jeszcze gorszych przeżyć. Tak przynajmniej myślał w
tedy. – Może potrzebujesz czegoś innego. Nie krępuj się mów. Chcesz jeść, pić,
może jesteś śpiąca? – zapytał. Dziewczyna kiwnęła przecząco głową. Jej szloch
ucichł, ale ona nadal nie wychylała twarz zza kolan. – Jesteś bezpieczna – szepnął
Arashi tak żeby tylko ona usłyszał. Nagle dziewczyna rzuciła mu się na szyję i
znów zapłakał. Tym razem był to nieco inny płacz.
- Dziękuję! – wyrzuciła z siebie tuląc się do Azjaty.
Save czuł zazdrość mimo, że wiedział, że nie ma w tym nic niewłaściwego. Jednak
odczuwał, że najeży mu się wyłączność na ramiona bruneta. Siedział jednak cicho
wiedząc, że scena zazdrość była by bardzo nie na miejscu, nie mówiąc już o tym,
że Arashi pewnie by się złościł. – No już dobrze kwiatuszku, bo mnie udusisz. –
mruknął skośnooki, poklepując ją po plecach w przyjaznym geście. Dziewczyna
niechętnie puściła go i otarła twarz. Azjata
uśmiechnął się do niej dobrotliwe. – No to teraz powiedz mi jak się nazywasz.
- Helen – mruknęła. Arashi uśmiechnął się trochę
demoniczne.
- Imię najpiękniejszej kobiety Greckiej – mruknął
głaszcząc ją po włosach. – Tylko pozazdrościć – powiedział zaczepnie. – To jest
Tora, moja siostra – wyjaśnił wskazując właściwą osobę. – To Okami, mój lekarz,
a to Save… - zamilkł nie wiedząc jak go przedstawiać. Chwilę próbował doczekać
się jakiejś pomocy, albo wskazówki - A ja jestem Arashi – Dziewczyna
przytaknęła głową. Już nie czuła się tak zagubiona i przerażona. Widać było, że
zaufał swojemu wybawcy. Azjata raz jeszcze pogłaskał ją po czym wstał i odpalił
papierosa. – Widzę, że jestem jedyny w towarzysze, więc się wycofam do kuchni –
mruknął z papierosem w ustach. Zatrzymał się jednak przy drzwiach i obejrzał na
zgromadzonych. Wiedział żal w oczach Tora. Jak zwykle, gdy ratował jakąś
zbłąkaną owieczkę. Jak zawsze gdy to jemu najmocniej się oberwało. Ale ona
przynajmniej go rozumiała. Wiedziała, że inaczej nie potrafił. Najbardziej bał
się o Save. Póki co wszystko znosił dzielnie. To był pierwszy taki „wypadek” w
ich związku. Zastanawiał się, co usłyszy gdy już wszystko się skończy. Może
jeszcze uda mu się jakoś go udobruchać, czułymi słówkami i dotykiem. O Helen
się nie martwił, już jej było lepiej. Najważniejsze jednak, że tamci nie zdążyli.
– Ty chodź ze mną na słówko – powiedział stanowczo do zaskoczonego Okamiego.
Chłopak naprawdę był zdziwiony, ale nie protestował. Arashi otworzył okno i
stając przy nim chwilę rozkoszował się smakiem papierosa.
PS: Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zatrzymać kulę jest w stanie zatrzymać kamizelka kuloodporna, a nie jakaś przerdzewiała blaszka i medalik ze smokiem >< ale to fantazja literacka, zaczerpnięta swoją drogą z motywu filmowego. Ach to Amerykańskie kino :)
Och, w końcu jesteś! Stęskniłam się za opowiadaniem :)
OdpowiedzUsuńMartwi mnie Arashi, powinien bardziej uważać i "wyspowiadać" się Save ze wszystkiego, no i przede wszystkim nie umrzeć! :D
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej (naturalnie rozumiem wszystkie ważniejsze sprawy, ale jak czekasz tyle czasu na notkę to jest ci ciut smutno i ciągle zastanawiasz się co dalej, no, ale przecież, czekanie wzmaga apetyt, czyż nie? :3).
Pozdrawiam i życzę weny :).
Nominowałam cię do Versatile Blogger
Usuńhttp://everybody-is-selfish-yaoi.blogspot.com/
:)
Witam,
OdpowiedzUsuńcudo, po prostu cudo, całe szczęście Arashiemu nic się nie stało, dobrze, że Save tchnięty jakim przeczuciem spróbował się do niego dodzwonić, bo nie wiadomo jak by się to tak naprawdę skończyło.... Chociaż zabrakło mi takiego jakiegoś przytulenia między Save, a Arashim... Ciekawe o czym chce rozmawiać z Okami...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia