Opowiadanie znajdujące się na tym blogu jest opisem miłości dwóch mężczyzn. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, lub tego typu związki wywołują Twoje zgorszenie, proszę, opuść tę stronę. Opowiadanie może zawierać opisy scen erotycznych oraz wulgaryzmy pojawiające się jako specyfika języka bohaterów – proszę mieć to na uwadze, przystępując do lektury.

środa, 6 marca 2013

Rozdział XIV 2 z 3 Dobry prezent urodzinowy

Bez porządnego betowania.
Ale na moich blogach to norma.


Save podskoczył przerażony. Wydawało mu się, że słyszał głos Arashiego
- To… to twój brat? – zapytał dziewczyna. Siedziała z ręcznikiem na głowie, w skórzanych spodnich tych, które Save dostał od Arashi i koszuli Azjaty. Trzymała w rękach kubek z gorącą kawą. Save nie był w stanie zaopiekować się nią lepiej. Z resztą większość zrobiła sama. Zaparzyła kawę także dla niego. – Tak bardzo się o niego martwisz – mruknęła. Wciąż miała wyraźne ślady po tym co spotkało ją w zaułku, a jednak teraz czułą się całkiem bezpieczna. Strach Save dodawał jej tylko przekonanie, że nic jej nie grozi. Przynajmniej na razie.
Blondyn nie potrafił określić czy była ładna czy nie. Myślał tylko o Arashim i o tym, że długo nie wraca.
- Nie wiem jak mam dziękować… gdyby nie wy - mruknęła dziewczyna. Save spojrzą na nią mało przytomnie. Po czym jękną i wstał. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju. To trwało za długo!
- Na pewno nic mu nie będzie… wierze w to… nie może mu się nic stać – powiedziała znów dziewczyna próbując przekonać samą siebie. Naprawdę chciała podziękować swojemu wybawcy.  Save nadal chodził jak opętany. Nagle podbiegł do kurtki Arashi i dokładnie ją przeszukał. Ucieszył go fakt, że nie znalazł tam jego telefonu. Znaczyło to, że ma go przy sobie. Blondyn nawet nie próbował myśleć o tym, że telefon Azjaty jest teraz w rękach drabów, którzy mogli go skatować i porzucić gdzieś na ulicy. Po prostu chwycił swój i wybrał numer do niego.

     Czy to piekło? Smak krwi w ustach. Gorzej niż zwykle, gorąco, ciemno i duszno i ten ból w ręce i piersiach. Jakby ktoś wbijał w ciało rozżarzone żelazo. Tak to na pewno piekło, czemu miało by być inaczej? Jeszcze ten okropny irytujący dźwięk. Na bogów co to może być?
Arashi po woli otworzył oczy i sięgną rękę do tylniej kieszeni, w której coś się miotało. Wyjął plastikowy przedmiot. To on tak zawodził. Jak to do wszystkich diabłów wyłączyć? Otworzyło się! Cholera czy to na pewno piekło?
- Arashi?! - z plastikowego przedmiotu wydobył się cichutki, anielski głos. Wiec to przedsionek sadu ostatecznego - Arashi, błagam odezwij się! – jęknął głos w plastikowym przedmiocie. Zaraz to żaden nieznany przedmiot, przecież tylko mój telefon! Arashi przyłożył go do ucha. Słyszał błagalne wołanie ukochanego, odchrząkną.
- Spokojnie – wyksztusił.
- Arashi na boga! Ty żyjesz! – zawołał radośnie głos Save. – Tak się o ciebie bałem.
- Nic mi nie jest - skłamał Azjata. – Zaraz wracam do domu – powiedział i nie czekając zerwał połączenia. Spojrzał w gwiazdy. To cud że żyję. Komu to zawdzięczam? Pomyślał spoglądając na swoją pierś w której powinna tkwić kula. Spojrzał na to co kiedyś było srebrnym smokiem Azjatyckim, teraz tylko wygiętą blaszka z kulą po środku. Pewnie by nie zadziałało gdyby pod tym nie znalazła się jakaś zardzewiała blacha. Czego to ludzie nie wyrzucą. Dobrze, że była akurat pod ręką gdy się tu skrył.
- Kolejny udany prezent urodzinowy – Arashi uśmiechną się wstając. Sam naszyjnik na pewno nie uratował by mu życia, tak się dzieje tylko w filmach. Azjata zataczając się ruszył w drogę do mieszkanie ukochanego, po drodze wykonał jeszcze jeden telefon.

     Save usłyszał dzwonek do drzwi. Podskoczył jakby go ktoś ukuł szpilką i podbiegł by otworzyć. Wytrzeszczył oczy widząc w nich Okamiego i Torę.
- Jest już? – zapytał chłopak. Tora wyglądał na przerażoną. Save spojrzał na nią nie mniej zatrwożony. Okami spojrzał na swą towarzyszkę, po czym na blondyna. – Arashi dzwonił i mówił, że przyda się pomoc – wyjaśnił. – Prosił żebym przyjechał. Tora nie chciała zostać. – powiedział po czym wprosił się do środka. Miał duży, pełny plecach. Save patrzył na niego i Torę nic nie rozumiejąc. Arashi powiedział mu że jest zdrowy. W czym mogą mu pomóc oni w czym on nie dał by rady?
Okami jednak całkiem się rozgościł. Zaczął rozmawiać z uratowana dziewczyną.
- Tora – zawołał. – Zajmiesz się nią. Wygląda to tylko na kilka zadrapań i siniaków. Ja przygotuje wszystko na przyjście Arashiego – dodał rozglądając się. – Tam jest łazienka tak? – zapytał po czym nie czekając na odpowiedz poszedł do niej. Save pobiegł za nim.
- Co Arashi ci powiedział? – zapytał natrętnie. Domyślał się, że Okami na wszelki wypadek nie mówił nic Torze, ale on musiał wiedzieć.
- Nic szczególnego – odrzekł student medycyny. – To co zwykle. Wdał się w bójkę, i że mogę sobie poćwiczyć na nim opatrunki – wzruszył ramionami. – Pewnie będzie go trzeba pozszywać tu i tam. Tak jak zwykle. – Save patrzył z przejęciem jak chłopka wyjmował wszystko co było mu niezbędne. Po chwili poprosił o miskę. Blondyn podał mu wszystko czego chciał. Był usłużny, nie do końca pojmując co robi. Nigdy tak nie o kogoś nie bał.
Gdy dzwonek do drzwi zadzwonił po raz drugi Save przebiegł jak strzała przez łazienkę i pokój, wyprzedzając nawet Torę. Otworzył drzwi i jękną z przerażeniem.
- Aż tak źle wyglądam? – zapytał Arashi uśmiechając się słabo. Student nie był w stanie się ruszyć. Patrzył na jego zakrwawioną twarz. Na podpuchnięte oko i policzki. Patrzył w jego półprzytomne oczy i nagle dostrzegł, że Azjata ledwo trzyma się na nogach. Przyjrzał mu się dokładnie. Brunet trzymał się kurczowa za ramię, które było całe czerwone. Nagle wzrok Arashiego padł na coś za Save.
- Cholera, co ona tu robi? – jęknął skośnooki. Blondyn odwrócił się i zobaczył Torę, która była w niemniejszym szoku niż on sam. Znaczyło to dla Save tylko jedno! Z Arashim jest naprawdę źle! Dziewczyna jęknęła i ocknęła się szybciej niż on.
- Arashi… co ty? – podeszła do niego i pomogła mu wczołgać się do środka. – Ty skończony idioto… mogłeś…
- Wiem – mruknął słabo Azjata. Przelotnie zerknął na uratowana dziewczynę. Sam nie wiedział jak znalazł się w łazience pod opieką Okamiego. Tora został oddelegował do salonu. Miała uspokoić Save. Student medycyny dobrze wiedział, że musi dać jej jakieś zajęcie, żeby jej nie trzeba było reanimować. A Save był w rozsypce.
Wyraz przerażenie na twarzy Okamiego nieco przestraszył Arashiego. Czyżby było aż tak źle. W końcu chłopak nie raz go wyratowywał z podobnych opresji. Widział go po najgorszych bójkach.
- Wiesz… jakoś tak mi się w głowie kręci – mruknął Arashi, czując, że jest sadzany. Nie bardzo wiedział gdzie, ale to było mu obojętne. Wiedział, że Okami dobrze się nim zajmie.
- Nic dziwnego strąciłeś dużo krwi – burknął jego lekarz. – Mów, co się stało – nakazał. Arashi popatrzył na niego nieprzytomnie. Miał mgliste wdrążenie, że Okami zdejmuję z niego górną cześć garderoby. O niego Save nie powinien być zazdrosny. Miedzy nimi jest tylko przyjaźń. Po za tym Okami ma Torę.
- Arashi, mów! – głos Okamiego przywrócił go do rzeczywistości.
- Usłyszeliśmy krzyki – mruknął. – Było ich pięciu. Wiesz co to dla niej znaczyło. Biedna dziewczyna – dodał sennie Arashi. - Oni mnie znali. Już nie raz im tyłki sprałem – mówił dalej nie czując nawet co z nim robił jego osobisty medyk. – Ale byli razem… i jeden miał broń.
- Wiedzę. – syknął Okami. – Czy ty zawsze musisz bawić się w rycerza. Kiedyś przez to zginiesz!
- Myślisz, chyba najpierw dopadnie mnie moja choroba – mruknął sennie Azjata. – Według lekarzy już powinienem być martwy – mówił dalej. Okami był przerażony jego stanem. Bał się najgorszego, ale po dogłębnym badaniu jakiego się nauczył doszedł do wniosku, że nie powinno być żadnego wewnętrznego wylewu, który wymagał by interwencji kogoś bardziej doświadczonego. Mógł się dalej bawić w samarytanina.
- Arashi o tym kolczyku na brwi chyba będziesz musiał zapomnieć – mruknął przyszły lekarz, przemywając ranę jaka został po wyrwanym kółeczku.
- Co? – mruknął Arashi po chwili poderwał się z taboretu - Rombneli mi kolczyk!? – wrzasnął wściekle. – Jak znajdę łby im poukręcam!
- Siadaj! – krzyknął na niego Okami stanowczo i posadził Azjatę z powrotem. Zadziwiające było, że drobniejszy i niższy od bruneta chłopak potrafił tak dobrze nad nim zapanować.
- Ale mój kolczyk – jęknął ciemnowłosy.
- Ja bym się na twoim miejscy o kolczyk nie martwił – Okami zniżył głos do szeptu. Wiedział, że Arashi zaczyna już kontaktować. – Wyjaśnij mi to – powiedział biorąc do ręki naszyjnik na którym kiedyś wisiał srebrny smok.
- Uratował mi życie, prawda? – zapytał Arashi uśmiechając się niepewnie.
- Ty nawet nie wiesz jakie miałeś szczęście, ty kretynie! Przecież mogłeś…
- Wiem. O tym samym tam pomyślałem. Ale wygląda na to, że pragnienie zobaczenie Save i Tory wygrało.
- Gówno prawda! Powinieneś być trupem – syknął na niego Okami. – Przestań się tak narażać. Przecież to nie pierwszy raz kiedy omal nie zgnoiłeś! Mało ci, tak bardzo pragniesz wygrać z tą chorobą, że pchasz się w objęcie śmierci w inny sposób? – zapytał wściekle chłopak. Po czym nawlekł igłę. - Znajdziemy lekarstwo, będziesz zdrowy. – powiedział po czym zaczął mu zszywać brew.
- Nie mów o tym Torze… i Save też. Schowaj go – mruknął Azjata zdejmując niezdarnie naszyjnik. Spojrzał na Okamiego. – Wiesz kiedy zobaczyłem tą broń wycelowaną we mnie… naprawdę się przestraszyłem. Jak pomyśle, że miałbym stracić to wszystko…
- To może następnym razem zastanowisz się zanim rzucisz się w pojedynkę na ratunek – Azjata spojrzał na przyjaciela z wyrzutem. – Arashi nie mówię, że to co robisz nie jest szczytne czy jak to nazwać. Ale musisz także myśleć czasem o sobie. A w szczególności o najbliższych. Chcesz żeby Tora cierpiała. Wiesz jak ona przeżyje twoją śmierć.
- Powinna być przygotowana, przecież wie.
- Wie, ale to ma się odbyć inaczej. Nie chcemy usłyszeć w wiadomościach albo przeczytać w gazecie ze znaleziono ciało… a potem iść na identyfikację. Do jasnej cholery Arashi czy ty nie umiesz myśleć? – syknął.
- W takich sytuacjach nie… wszystko się u mnie wyłącza. Kiedy wiedze bezbronną kobietę… nie mogę jej nie pomóc. Muszę coś zrobić – jękną zielonooki. - Będzie blizna? – zapytał po chwili, spoglądając na swoje ramię i skroń. O to co zostało po strzale, który miął go uśmiercić się nie martwił, czerwony siniak kiedyś zejdzie, ale i tak musiał go przez jakiś czas dobrze ukrywać. O miłości chyba może zapomnieć. Chyb, że Save nie będzie miał nic przeciwko kochaniu się z nim w koszuli. Nie to nie wchodziło w grę! A może jak będzie ciemno…
- To zależy. Jeśli dostosujesz się do moich zaleceń, powinno zagoić się dobrze.
- Znaczy jakich zaleceń? – mruknął Azjata zakładając szlafrok swojego ukochanego. Jak on zdoła uniknąć odsłaniania torsu. Przecież zawsze chodził po domu rozebrany!
- Arashi czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytał nagle zirytowanym tonem Okami.
- Co? A tak słucham. – Student medycyny westchnął ciężko. Po czym jeszcze raz wymienił Arashiemu co powinien, a czego nie powinien robić w najbliższym czasie. O tym jak się zajmować ranami i tak dalej. Brunet jak zwykle beztroski, słuchał tylko jednym uchem. Nie podobała mu się jego spuchnięta twarz, choć i tak miała jakiś swój urok.
- Jak zawsze jesteś narcystyczny. Kiedy ty wreszcie dorośniesz? – mruknął z rezygnacją Okami dostrzegając w końcu czym zajmuje się jego pacjent. Po czym chwycił go za ramię i wyprowadził z łazienki. Gdyby nie to Azjata pewnie nigdy nie oderwał by się od lustra.
Natychmiast po wyjściu z łazienki Tora rzuciła się na niego. Nie wiedział czy była bardziej wściekła czy przerażona. Spojrzał gniewnie na Okamiego. Dawno temu umówili się, że w takich sytuacja nie będzie jej ze sobą zabierał. Tancerz sądził, że nie musi mu tego powtarzać. Zaraz co ona robiła z nim o tej porze, na pewno nie jechał po nią do domu?!
- Arashi, czemu ty jesteś taki nie ostrożny? – jęknęła dziewczyna uwieszona na jego szyi.
- Wiesz przecież – odburknął Azjata zdejmując ją z siebie, poszedł poszukać czegoś w kurtce. Z zadowoleniem wydobyła z kieszeni paczkę dobrych, markowych papierosów i zapalniczkę.
- Arashi nie wolno ci - zaprotestował stanowczo Okami, ale Azjata przerwał mu drwiącym i nie pokornym „tak, tak”.
- Hej kwiatuszku, palisz, czy mam iść z tym iść do kuchni? – zapytał spoglądając na uratowaną dziewczynę. Ta podskoczyła przerażona zdając sobie sprawę, że mówi do niej. Według niej był przerażający, ale i wspaniały, pociągający. Była wciąż jeszcze przerażona, a to że tu siedziała wcale nie dodawało jej otuchy. Właściwe najchętniej poszła by do domu albo się położyła i udawała, że ta noc nigdy nie nastąpiła. Siedziała skulona na fotelu niewidzialna jak duch. Intensywnie zielone oczy Arashiego wpatrywały się w nią wyczekująco. Nie wytrzymując tego napięcia dziewczyna rozpłakał się. Wszyscy przerazili się tą reakcją, a najbardziej Save. Jedynie tylko zielonooki wyglądał jakby się tego spodziewał. Usiadł ostrożnie na podłokietniku fotela i delikatnie pogłaskał ją po głowie. – Spokojnie , kwiatuszku. – powiedział łagodnie, Save nigdy nie słyszał tyle ciepła w jego głosie. No może to była przesad, zawsze przecież był dla niego ciepły, zawsze gdy wyznawał mu miłość było w tym ciepło. Ale to, które teraz dosłyszał w jego głosie było inne. Jakby… jakby ojcowskie.
- Już po wszystkim, kwiatuszku – mówił dalej Arashi głaszcząc ją tak delikatnie i ostrożnie jakby bał się, że jest z najcięższej porcelany i że każdy dotyk może obrócić ją w proch. – Jesteś bezpieczna. Rano odprowadzę cię do twojego domu. Dzisiaj jest za późno żeby się gdzieś wybierać. Ale jeśli może cię ktoś odebrać to możesz zadzwonić – mruknął wyciągając swój telefon z tylniej kieszeni i podając go jej.
- Nie… ojciec pracuje – jęknęła tak cicho, że Arashi ledwie to usłyszał. Nadal płakała choć już nie tak żałośnie jak przed chwilę.
- No już – zaczął znów Azjata, już nieco pewniej ją głaszcząc. W tym dotyku było tyle ciepła i troski. Save zastanawiał się dlaczego nie poznał jeszcze swojego kochanka od tej strony. Był przecież w podobnej sytuacji co ona. A jedyne co otrzymał wtedy od Arashi to dawka jeszcze mocniejszej adrenaliny. Jeszcze gorszych przeżyć. Tak przynajmniej myślał w tedy. – Może potrzebujesz czegoś innego. Nie krępuj się mów. Chcesz jeść, pić, może jesteś śpiąca? – zapytał. Dziewczyna kiwnęła przecząco głową. Jej szloch ucichł, ale ona nadal nie wychylała twarz zza kolan. – Jesteś bezpieczna – szepnął Arashi tak żeby tylko ona usłyszał. Nagle dziewczyna rzuciła mu się na szyję i znów zapłakał. Tym razem był to nieco inny płacz.
- Dziękuję! – wyrzuciła z siebie tuląc się do Azjaty. Save czuł zazdrość mimo, że wiedział, że nie ma w tym nic niewłaściwego. Jednak odczuwał, że najeży mu się wyłączność na ramiona bruneta. Siedział jednak cicho wiedząc, że scena zazdrość była by bardzo nie na miejscu, nie mówiąc już o tym, że Arashi pewnie by się złościł. – No już dobrze kwiatuszku, bo mnie udusisz. – mruknął skośnooki, poklepując ją po plecach w przyjaznym geście. Dziewczyna niechętnie puściła go i otarła twarz.  Azjata uśmiechnął się do niej dobrotliwe. – No to teraz powiedz mi jak się nazywasz.
- Helen – mruknęła. Arashi uśmiechnął się trochę demoniczne.
- Imię najpiękniejszej kobiety Greckiej – mruknął głaszcząc ją po włosach. – Tylko pozazdrościć – powiedział zaczepnie. – To jest Tora, moja siostra – wyjaśnił wskazując właściwą osobę. – To Okami, mój lekarz, a to Save… - zamilkł nie wiedząc jak go przedstawiać. Chwilę próbował doczekać się jakiejś pomocy, albo wskazówki - A ja jestem Arashi – Dziewczyna przytaknęła głową. Już nie czuła się tak zagubiona i przerażona. Widać było, że zaufał swojemu wybawcy. Azjata raz jeszcze pogłaskał ją po czym wstał i odpalił papierosa. – Widzę, że jestem jedyny w towarzysze, więc się wycofam do kuchni – mruknął z papierosem w ustach. Zatrzymał się jednak przy drzwiach i obejrzał na zgromadzonych. Wiedział żal w oczach Tora. Jak zwykle, gdy ratował jakąś zbłąkaną owieczkę. Jak zawsze gdy to jemu najmocniej się oberwało. Ale ona przynajmniej go rozumiała. Wiedziała, że inaczej nie potrafił. Najbardziej bał się o Save. Póki co wszystko znosił dzielnie. To był pierwszy taki „wypadek” w ich związku. Zastanawiał się, co usłyszy gdy już wszystko się skończy. Może jeszcze uda mu się jakoś go udobruchać, czułymi słówkami i dotykiem. O Helen się nie martwił, już jej było lepiej. Najważniejsze jednak, że tamci nie zdążyli. – Ty chodź ze mną na słówko – powiedział stanowczo do zaskoczonego Okamiego. Chłopak naprawdę był zdziwiony, ale nie protestował. Arashi otworzył okno i stając przy nim chwilę rozkoszował się smakiem papierosa. 





PS: Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zatrzymać kulę jest w stanie zatrzymać kamizelka kuloodporna, a nie jakaś przerdzewiała blaszka i medalik ze smokiem >< ale to fantazja literacka, zaczerpnięta swoją drogą z motywu filmowego. Ach to Amerykańskie kino :)

3 komentarze:

  1. Och, w końcu jesteś! Stęskniłam się za opowiadaniem :)

    Martwi mnie Arashi, powinien bardziej uważać i "wyspowiadać" się Save ze wszystkiego, no i przede wszystkim nie umrzeć! :D

    Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej (naturalnie rozumiem wszystkie ważniejsze sprawy, ale jak czekasz tyle czasu na notkę to jest ci ciut smutno i ciągle zastanawiasz się co dalej, no, ale przecież, czekanie wzmaga apetyt, czyż nie? :3).

    Pozdrawiam i życzę weny :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam cię do Versatile Blogger
      http://everybody-is-selfish-yaoi.blogspot.com/
      :)

      Usuń
  2. Witam,
    cudo, po prostu cudo, całe szczęście Arashiemu nic się nie stało, dobrze, że Save tchnięty jakim przeczuciem spróbował się do niego dodzwonić, bo nie wiadomo jak by się to tak naprawdę skończyło.... Chociaż zabrakło mi takiego jakiegoś przytulenia między Save, a Arashim... Ciekawe o czym chce rozmawiać z Okami...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń