Życzę więc przyjemniej lektury, nie przedłużając już.
Nadeszło
lato. Save nie zamierzał wracać do domu na wakacje. Arashi uważał, że to z jego
powodu, a blondyn nie miał mu serca mówić, że nie wracał też w poprzednich
latach.
Było już po sesji więc Tora złapała dodatkową pracę, a
Save spędzał cały wolny czas z Arashim. Azjata czasem coś wspominał o jakiejś
dodatkowej pracy, ale blondyn stanowczo nie chciał o tym słyszeć. Upierał się,
że chce utrzymywać ich oby. Arashi nigdy nie wspominał o fakcie, że tak
naprawdę żyją na koszt jego rodziców, a on nigdy ich na oczy nie widział.
Lipiec się
skończy, a oni żyli w swojej sielskiej krainie wzdychając jeden do drugiego.
Jakież to było błogie chwilę.
Póki co jedynym zmartwieniem Arashiego było to, że
Okami jeszcze nie oświadczył się Torze. Czasem też wspominał o niespełnionym
marzeniu Neko, ale młodszy brat Tory był dość drażliwym tematem do rozmów z
Save. Przyszły psycholog, bo już niedługo miał nim Save zostać, nie martwił się
absolutnie niczym. Czuł się jakby trafił do raju. Miła Arashiego zawsze kiedy
tego potrzebował, a nawet częściej, w końcu mieszali razem. Wyzbył się
wszystkich swoich oporów co do ich związku i zaczął zaskakiwać swojego kochanka
śmiałością i wyrafinowaniem coraz to różniejszych pieszczot. O studia jak
zwykle się nie martwi, był przecież geniuszem i uczył się z łatwość. Poza tym
wiedza, którą pochłoną przed spotkaniem z Arashim całkowicie wystarczał za
kolejne dziesięć lat nauki. A pieniądze? Nie o to się nigdy nie troszczył.
Rodzice systematycznie zasiali jego konto okrągłymi sumkami i o nic nie pytali
gdy poprosił o więcej.
Było im naprawdę jak w raju. Do tego lato było
przyjemnie ciepłe. Nie za gorące.
- Może ja bym wrócił do nauki - zamyśli się któregoś
dnia Arashi, który spędzali na plaży. Save spojrzał na niego. Nie mógł się
oprzeć wrażeniu, że Azjata z dani na dzień jest coraz piękniejszy i bardziej pociągający. Ani się
obejrzy i znajdzie sobie innego, lepszego partnera. Blondyn westchnął. –
Myślisz, że to zły pomysł? – zapytał brunet otwierając oczy i zerkając na ukochanego.
- Nie skądże – powiedział ten, uśmiechając się do
niego. – Myślisz o skończeniu szkoły i studiach?
- Własne. Otaczają mnie sami ludzie na albo po
studiach. Czuję się jak głupek.
- Arashi to nie tkwi w wykształceni.
- Jestem z natury głupi, tak? – przerwał mu skośnooki.
Chwilę trzymał Save w niepewności, udając zagniewanego, po czym parsknął
śmiechem.
- Jeśli to poprawi ci w jakiś sposób samopoczucie to
powinieneś to zrobić. Tylko co chciałbyś studiować? – brunet wzruszył
ramionami.
- Nie wiem. Czy to ważne.
- Myślę że tak. Co lubisz robić? – zapytał blondyn
rzeczowo jak doradca zawodowy. Jednak spojrzenie Arashiego całkowicie wytrąciło
go z powagi. Było takie wymowne.
- Lubię się z tobą kochać. – powiedział natychmiast
Azjata.
- Na tym nie zbijesz majątku. - stwierdził Save
uśmiechając się do niego.
- No nie wiem. Jak na razie całkiem dobrze mi się
żyję. Nie muszę za nic płacić, tylko się z tobą od czasu do czasu kochać.
- Wiem, że cię rozpieszczam, ale teraz skup się i bądź
poważny. Jeśli naprawdę myślisz o nauce to musisz być pewien czego chcesz się
uczyć – Save znów przyjął poważny wyraz twarzy. Było mu z tym dobrze. Choć
Arashi najbardziej lubił na niego patrzeć jak jęczał i zwija się z rozkoszy.
- Wiesz skarbie… zawsze chciałem pomagać ludziom.
Zawłaszcza takim, którym nikt inny nie pomaga. Ale nie, jakby wolontariusz czy
pielęgniarz to raczej bym nie chciał pracować. Za dużo już śmierci widziałem –
mruknął.
- A dzieci lubisz? – zapytał Save.
- Save cóż to za pytanie. Ty bezwstydniku. To że, sypiałem
z młodszymi nie znaczy…
- Arashi. Ty tylko o jednym – jęknął blondyn
wywracając oczami a wokół nich po woli zaczynało robić się ciemno.
- To wszystko twoja wina. Mam przy tobie same zdrożne
myśli.
- Wiec jak będziesz pisał egzamin dojrzałości nie myśl
o mnie – zaśmiał się blondyn. Miło było pomyśleć, że będzie mógł pomóc brunetowi
w nauce, albo chociaż posiedzieć z nim gdy będzie się uczył. Nie wątpił w
inteligencję Azjaty, choć czasem zdarzało mu się ciężko myśleć, ale to pewnie
było ze zmęczenia. Nie, Save doskonale wiedział, że Arashi jest rządny wiedzy,
ale nie bardzo wiej jak ją zdobyć. Zawsze chętnie go przeciąż słuchał i zadawał
mnóstwo pytań. Przypominał mu w takich chwilach małe dziecko, które wciąż pyta
„Dlaczego?”.
Save nagle pouczył dłoń Azjaty na udzie, przesuwa się
po woli w górę. Chwile później Azjata pochwycił go w pół i zakrył własnym
ciałem.
- Arashi, to miejsce publiczne – zaprotestował
blondyn. Brunet jeszcze chwilę całował go namiętnie.
- Jest ciemno, nikt nas nie zobaczy – mruknął
ocierając się o niego.
- Przestań, jeszcze nie jest tak bardzo ciemno! –
jęknął Save nie potrafiąc mu się bardziej sprzeciwić. W końcu zielonooki
ustąpił, ale nalegał żeby natychmiast wracali do domu. Save się zgodził.
Bliskość Arashiego zawsze go mocno rozgrzewała. Wystarczył jeden jego pocałunek
i Save pragnął być jak najprędzej w jego objęciach. Jak on mógł żyć bez niego?
Arashi udało
się przekonać Save żeby z nim poszedł. W czasie wakacji klub nie był tak często
odwiedzany, a jego występy ograniczano do jednego nocą. Swój taniec dla wiernej
publiczności zakończył przed północą. Blondyn czekał na niego przed klubem tak
jak się umówili. Azjata przywitał go gorącym pocałunkiem, jak zwykle gdy miał
pewność, że nikt niepowołany ich nie widzi. Save to uwielbiał. Tak im było
razem dobrze. Po woli zaczynał wierzyć w teorią Arashi, że zostali stworzeni
dla siebie. Trawo to już prawie pół roku! Save obawiał się może ta sielanka w
każdej chwili może się skończyć. Postanowił wiec iść za radą ukochanego i
cieszyć się chwilą.
Wracali ciemnymi uliczkami. Latarnie były potłuczone,
a dzielnica była nieciekawa. Ale z Arashim Save był gotów przejść nawet przez piekło.
Nie wiedział jak bliski jest prawdy.
Nagle spokój nocy przerwał kobiecy krzyk. Arashi
natychmiast ruszył biegiem i zatrzymał się dopiero przed jakimś wyjątkowo
podejrzanym zaułkiem. Obejrzał się na Save który pobiegł za nim, nie wiadomo
czy z chęci niesienia pomocy czy może ze strachu pozostania daleko od ukochanego.
- Jest ich pięciu – powiedział Azjata zaglądając do
zaułka. – Ja odciągnę ich uwagę a ty zabierzesz dziewczynę do domu, opatrzysz,
nakarmisz, wsadzisz pod prysznic i dasz coś na przebranie – dodał, zdejmują
kurtkę i podając ją Save. – Tym ją okryj – powiedział poważne i nim blondyn
zdążył zaprotestować jego ukochany wszedł pewnym krokiem do zaułka. Save
patrzył na to z przerażeniem.
- Zostawcie ją! – brunet nakazał stanowczo głos. Nie!
Save nie mógł na to patrzeć. Zapadła chwilowa cisza. – O widzę gang kretynów.
Mało wam było łomotu jaki spuściłem wam ostatnio – Save usłyszał jakiś ruch w
zaułku.
- No proszę. Kapitan Ameryka, obrońca uciśnionych. Już
dawno chcieliśmy ci się odwdzięczyć za wszystko, ale gdzieś zniknąłeś na jakiś
czas. Myśleliśmy, że ktoś cię sprzątną przed nami. – Student usłyszał jakiś
obcy, ponury i przerażający głos. Po czym odgłos kroków.
- Dobrze łachudry, policzymy się, ale najpierw musicie
mnie złapać. – zaśmiał się Arashi i nagle mignął Save tuż obok wybiegając z
zaułka. Blondyn skulił się tak żeby nie było go widać, z resztą w swym beżowym
garniturku zlewał się z tłem brudnego blokowiska. Po chwili przebiegło obok
niego pięciu drabów. Azjata powiódł ich w stronę mrocznego końca ulicy. Save
chwilę wpatrywał się w tamtą stronę, mając nadzieję, że Arashi nagle wyłoni się
w glorii zwycięstwa z ciemności. Jednak nic takiego się nie stało. Jękną
przerażony. Nagle spojrzą na to co trzymał w dłoniach. Maił jego kurtę. Natychmiast
przypomniał mu się co miał zrobić. Wszedł ostrożnie do zaułka. Zaatakowana
dziewczyna najwyraźniej ledwo trzymała się rzeczywistości. Przeraziła się na
widok studenta.
- Spokojnie. Pomogę ci – mruknął Save głosem tak
drżącym, że ledwie można było zrozumieć jego słowa. – Nie bój się. Zabiorę cię
w bezpieczne miejsce - dodał okrywając ją kurtką. Patrząc na jej porwaną bluzkę
domyślił się co tych piecu zamierzał z nią zrobić. Arashi nie wątpliwe ją uratował.
Ale gdzie on teraz był?
Arashi biegł
najszybciej jak umiał. Miał nadzieję zgubić przeciwników. Z pięcioma wielkimi
facetami wolał raczej nie zaczynać. Choć z drugiej strony już dawno zaczął.
Każdemu kiedyś w czymś przeszkodził, na tyle dosadnie by potrzebna była pomoc
lekarska. Teraz miał na głowę wszystkich pięciu. Dopadli go w ciasnej uliczce.
Arashi zagarował natychmiast, udało mu się powalić
jednego na ziemię. Drugiemu przywalił tak mocno w twarz, że na chwilę nie
musiał się nim przejmować. Miął tą przewagę, że ich samoobrony nie uczyła Sora.
Azjata wykonał unik przed ciosem. Jednak w końcu jego szczęście się skończyło.
Któryś z drabów zdoła go chwycić za rękę. To na chwilę go zdekoncentrowało.
Wtedy drugi z rozkwaszonym nosem chwyciła go za drugą rękę. Trzeci pomagał im,
przetrzymać go. Dwóch pozostały zaczęło okładać azjatę pięściami.
- I jak się teraz czuje samozwańczy bohater! – zakpił
najwyraźniej przywódca bandy.
- Jak bohater. Obijać jednego w pięciu to żaden wyczyn
– odpyskował Arashi i udało mu się uwolnić jedną rękę. Szybko pozbył się dwóch
pozostałych trzymających. Jednak był już mocno obity. Dziewczyna jest bezpieczna, Save także! Teraz czas zatroszczyć się o
sobie. Pomyślał i zaczął się wycofywać. Ostrożnie stawiła każdy krok.
Bandyci szli z zadowoleniem za nim. Nagle dwóch zaatakował jednocześnie. Arashi
posła jednego na łopatki a drugiemu zafundował mocnym kopnięciem chwilową
kariera sopranisty. Przestał już się liczyć z czymkolwiek. Miał jeden cel
wyrwać się stąd i wrócić do Save. Złamał kolejnemu nogę. Innemu nos. Cały czas
się wycofując.
- Ty pieprzony żółtku – warknął łysy przywódca,
sięgając za pazuchę kurtki. W marnym świateł latarni ulicznych błysnął metal.
Jednak nie był to tylko nóź jak się Arashi spodziewał. Zbir wycelował i
strzelił. Arashi skoczył w bok. Poczuł rozdziewający ból w ramieniu po czym
podał za śmietnikiem. Zaklął pod nosem i przejrzał się za jakąś drogą ucieczki.
Niestety duży metalowy śmietnik był jedyną osłoną
przed kulami drabów. Mógł ryzykować i próbować przemkną przez wąską uliczkę,
ale wątpił by miało to jakiekolwiek szanse na powodzenia. Gorączkowo starał się
wymyślić co ma dalej robić, gdy nagle cała piątka pojawiła się przed nim.
Przywódca uśmiechnął się widząc strach na twarzy Arashiego. Podniósł broń.
Wycelował prosto w pierś Azjaty. Save,
chciałbym cię jeszcze raz zobaczyć. pomyślał Arashi z lekiem w sercu.
Każdego innego dnia, przyjąłby to ze spokojem, ale nie teraz, nie gdy ma dla
kogo żyć! Usłyszał starzał, ból a potem już tylko ciemność…
Witam,
OdpowiedzUsuńoj, oj dawno tutaj nie zaglądałam, a taki wspaniały rozdział czeka... cudo, jak widać Save coraz bardziej się przekonuje do bycia z Arashim, no, no jakie myli chodzą p głowie Arashiego ;] co za niegrzeczny z niego chłopczyk.. ;] Arashi ratuje przed zbirami dziewczyną, ale sam popada w kłopoty... i co dalej będzie...? mam nadzieję, że wszystko dobrze, i pierwszy Save się przy nim zjawi...
Weny, weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia