Opowiadanie znajdujące się na tym blogu jest opisem miłości dwóch mężczyzn. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, lub tego typu związki wywołują Twoje zgorszenie, proszę, opuść tę stronę. Opowiadanie może zawierać opisy scen erotycznych oraz wulgaryzmy pojawiające się jako specyfika języka bohaterów – proszę mieć to na uwadze, przystępując do lektury.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Rodział XV 2 z 3 Dom Sarivaldów




Bateowy: Reila i Tleja. Za co jestem Wam bardzo wdzięczna dziewczyny. Mam tylko nadzieję, że jak robiłam formatowanie, Wasze poprawki nigdzie nie uciekły.


Jeszcze raz wielkie dzięki i miłej lektury wszystkim.



 



Arashi podskoczył na dźwięk dzwonka telefonu i rzucił się, by go odebrać. Z radością zobaczył, że na wyświetlaczu pokazuje się imię jego znajomego z policji. Drżącymi dłońmi wybrał przycisk ze zgodą na połączenie.
- Arashi. Mam ten samochód, o który pytałeś – powiedział głos w słuchawce. – Niestety, został skradziony dokładnie wczoraj. Jeśli nie są skończonymi idiotami, na pewno niedługo znajdziemy go porzuconego.
- Rozumiem - mruknął Azjata smętnie.
- Przykro mi, że nie mogę ci bardziej pomóc. Dam znać, jak samochód znów się pojawi – powiedział rozmówca Arashiego, pożegnał się, życzył owocnych poszukiwań i rozłączył się. Brunet natychmiast wstał. Podszedł do drzwi, zaczął się ubierać.
- A ty dokąd? – zapytała Tora, widząc, co robi.
- Idę w plener, zasięgnąć języka – powiedział zimno i otworzył drzwi.
- Arashi, pójdziemy...
- Nie, idę sam! Zostańcie tu, albo wracajcie do siebie – powiedział, posyłając jej słaby, smętny uśmiech i wychodząc. Skierował się w stronę Illusions, był pewien, co do drogi, którą poszedł wtedy Save. Zawsze przecież używali tej samej. Była najkrótsza, ale nie najbezpieczniejsza. Arashi przeklną. Wyciągnął telefon. Zadzwonił do swego policyjnego informatora, wypytał go o okoliczności kradzieży samochodu, miejsca i tym podobne. Miał plan, co robić dalej. Teraz trzeba było dowiedzieć się, kto ukradł samochód. Znał paru ludzi, którzy powinni to wiedzieć. Wielu z nich nie było jego przyjaciółmi, ale musiał to zrobić.
Arashi wrócił do mieszkania swojego kochanka bardzo późnym wieczorem. Był mocno potłuczony, ale i tak w znacznie lepszym stanie niż ostatnio. Tora odchodziła od zmysłów, jednak gdy go zobaczyła, przeraziła się jeszcze bardziej. Podbiegła do niego, jak jeszcze stał w progu. Chciała coś powiedzieć, lecz ją wyprzedził.
- Wiem, kim są – stwierdził tryumfalnie. – Zanim udało mi się, zdobyć te informację, trochę mnie poobijali, ale warto było. Teraz muszę się skontaktować z rodziną Save. Na pewno zażądają okupu.
- Arashi, kompletnie ci odbiło! Wiesz, jak to się mogło skończyć?
- Bez obaw tygrysku, byłem ostrożny. Moje życie zaczęło mieć dla mnie wysoką wartość – powiedział, uśmiechając się. Tora odwzajemniła to, po czym zaproponowała, że go opatrzy. Okami musiał wyjść. Byli tylko we dwoje. Brunet trochę się buntował i mówił, że w tej sytuacji położy się na kanapie, ale Tora stwierdziła, że czuję się bezpieczna, a w razie potrzeby, wie jak go obezwładnić.
- Tygrysku, boję się, że nie zdążę – jęknął mężczyzna.
- Arashi, nawet o tym nie myśl. Save tak samo chce cię zobaczyć, jak ty jego. Bez względu na wszystko, nie da się zabić. Jest silny, choć na to nie wygląda.
- Jesteś taka dosadna. Ale co, jeśli oni zechcą zrobić mu coś innego... jak go skrzywdzą?
- Arashi przestań. Lepiej pomyśl, jak skontaktować się z jego rodziną. Zajmiesz się czymś, to przestaną ci do głowy przychodzić najgorsze myśli – powiedziała ostro. Azjata chwilę milczał, po chwili przewrócił się na drugi bok.
- Tygrysku, pamiętasz, jak się kochaliśmy? – zapytał.
- Głupku, przecież byłeś moim pierwszym.
- Wiem, ale robiliśmy to więcej niż raz – Tora zaśmiała się. – No co, było nam tak źle?
- Arashi, pamiętam, jak się do tego zabierałeś. Naprawdę nie mogłam wybrać lepiej. Byłeś taki ostrożny. Dbałeś o to, żeby było mi przyjemnie, bez względu na siebie – dziewczyna również przewróciła się na bok i pogłaskała go po policzku.
- Kochałem się z nim w tym łóżku - mruknął Arashi ze łzami w oczach.
- I jeszcze nie raz będziesz się z nim kochał – powiedziała, całując go w czoło. Azjata spróbował się uśmiechnąć. – Nie myśl o tym i śpij – dodała, patrząc na niego wyczekująco. Brunet przytaknął głową i zamknął oczy. Tora zamierzała przy nim czuwać, ale wkrótce sama usnęła. Azjata naprawdę starał się zasnąć, ale jeszcze długo słyszał wszystko wokół i czuł, że to nie jego najdroższy skarb leży obok niego.



Szybko się obudził, mimo że zazwyczaj lubił długo pospać, często nawet do południa. Jednak ostatnio w ogóle nie mógł spać. Ani w nocy, ani w dzień. Nieustanie dręczyła go myśl o tym, co się dzieje z Save. Nie mając też głowy do gotowania, poszedł do baru po jakieś śniadanie dla siebie i Tory. Nie było rzeczą dziwną, że poszedł do baru, w którym pracowała Kaze. Nie raz dostawał tam rabat, nie tylko, jako stały klient. Jego złośliwa znajoma akurat kończyła pracę, gdy przyszedł i nie pytając go nawet o pozwolenie, przysiadała się do niego.
- Tora nie umrze z głodu. Poza tym i tak pewnie jeszcze długo, zanim się obudzi – prychnęła, zmieniając jego zamówienia i każąc je podać, a nie pakować na wynos. Arashi westchnął sfrustrowany. Normalnie kłóciłby się z tą jędzą, ale teraz...
- Słyszałam, że twój chłopak od ciebie uciekł – powiedziała nagle Kaze. Jej charakterystyczny uśmieszek igrał na ustach i iskrzył się w oczach – Pal go licho.
- Nie uciekł! Porwali go – bąknął Arashi. Najchętniej wrzuciłby teraz Kaze do rzeki z kamieniem, uwiązanym na szyi. Choć takie metody chyba nie sprawdzały się na wiedźmach. Jak ona mogła? Zawsze była jak natrętny, dokuczliwy owad i nie oszczędzała człowieka, nawet w najgorszych chwilach. – W ogóle, skąd ty o tym wiesz? – syknął, posyłając jej zabójcze spojrzenie, gdy uśmiechnęła się zwycięsko.
- Mój ponurak mi powiedział – wyjaśniła lekko, mając na myśli Nuriko. – A jemu powiedziała Tora. Nadal musi mu biedna mówić gdzie i kiedy wychodzi – Kaze zachichotała. – Czy to nie śmieszne, że ona i ten jej lekarz są tacy grzeczni?
- Nic ci do tego – warknął Arashi, choć on uważał, że zbytnia cnotliwość Okamiego, nie służy ich związkowi. Miał teraz ważniejsze zmartwienia, niż kłopoty miłosne Tory.
- W każdym razie, chciałam ci powiedzieć, że jesteś idiotą – zaczęła nagle Kaze. Arashi wcale nie był zainteresowany, dlaczego doszła do takich wniosków, ale ona i tak mówiła dalej. – Powinieneś od razu przyjść z tym do mnie – mówiła, podając mu lekkie śniadanie i pokazując, co zamówiła mu na deser. Arashi spojrzał na czekoladowy pudding obojętnie.
A co ty możesz zrobić? Tyle samo, co ja – burknął, niechętnie jedząc swoje śniadanie.
- Idiota – stwierdziła Kaze, jedząc tosta i popijając kawą. – Zapominasz, kim jest mój staruszek. Wbrew temu, co myślisz lubi cię i pomoże, zwłaszcza jak poproszę.
- A co on może? Wiesz, Yakuza chyba nie powinna się do tego mieszać.
- Dramatyzujesz. To nie jest Yakuza – powiedziała dziewczyna, machając ręką.
- A tak, to jej chiński odpowiednik. Jeszcze lepiej – prychnął Arashi, zabierając się za swój pudding.
- Masz już jakieś informacje, prawda? A wiesz, że mogę ci je pomnożyć? Będziesz wiedział więcej, o tym gdzie twój blondasek się znajduje i w jakim jest stanie, jeśli nie chcesz pomocy przy jego odbiciu.
- Kaze, doceniam to, że oferujesz mi pomoc, ale zrozum, Save to nie jest jakiś tam mój zwykły kochanek – powiedział, zniżając głos niemal do szeptu. – On dba o reputację. Nikt nie może się dowiedzieć o naszym związku. Jego ojciec jest szanowanym człowiekiem... zresztą ty i tak tego nie zrozumiesz.
- Wiesz, zawsze możesz występować, jako jego przyjaciel, nie?
- Kto uwierzy, że przyjaciel tak angażuje się w poszukiwanie porwanego?– syknął Azjata.
- Daj spokój, bogacze są naiwni. Uwierzą we wszystko, a nawet jeśli będą coś podejrzewać, to udadzą, że tego nie ma, bo tak im będzie wygodniej. No to, co wiesz? – zapytała, nie tracą entuzjazmu dla sprawy. Arashi westchnął. Nie miał wyboru, poza tym, co mu szkodziło?
- Wiem, kim są porywacze. Mniej więcej.
- I co? Pewnie dowiedziałeś się tego, lejąc parę płotek? Arashi może, jak kiedyś ktoś w zemście, nastuka ci w ten twój durny łeb...
- Jakbyś nie wiedziała, nie mam rodziców, którzy są wysoko postawionymi gangsterami, żeby załatwić takie rzeczy za mnie – warknął obrażony, ale musiał przyznać. Zdobycie tych informacji, nie przysporzyło mu przyjaciół w tamtej dzielnicy. Dobrze, że Illusions było na jej obrzeżach.
Kaze uśmiechała się krzywo.
- Teraz pewnie, zamierzasz iść po resztę informacji, zdobywając je w ten sam sposób?
- Właściwie, chciałem się skontaktować z rodziną Save, powiedzieć co wiem i pomóc policji w poszukiwaniach.
- Wierzysz, że zawiadomili policję?
- Nie, ale...
- Słuchaj, wzięłam trzy dni wolnego. Trzeci, chciałam poświecić ponuremu, wiec za dwa dni, będziesz miał swoją maskoteczkę – powiedziała, uśmiechając się w okropny, lubieżny sposób. Arashi zastanawiał się czy ona naprawdę myśli tylko o jednym. – Więc, jeszcze dziś, pogadasz sobie z jego rodzicami. W międzyczasie dowiemy się, gdzie go trzymają i co chcą z nim zrobić. Jutro przygotujemy się, żeby go odbić i wieczorem będziesz sobie mógł pochędożyć.
- Kaze... ty zboczona, głupia krowo. Jak ty chcesz tego wszystkiego dokonać?
- Zaufaj mi. A teraz chodź. Lepiej nie marnować czasu – powiedziała, wstając i wyciągając go z baru.



Jak obiecała Kaze, jeszcze tego samego dnia, przed południem, znaleźli się w posiadłości Sarivaldów. Przynajmniej ona tak twierdziła. Jednak Azjata skłonny był uwierzyć. Save nie raz mówił o dużym domu, ale ten był ogromny. Arashi rozumiał dlaczego jego ukochany czuł się tu samotny. Kaze wyjaśniła swemu towarzyszowi, że nie trudno było, znaleźć adres znanego adwokata. Nie trudne, dla córki największego mafiozo w mieście – pomyślał ponuro Arashi. Czasami zastanawiał się, czy nie powinien martwic się, ze względu na to, że ów człowiek był, kiedyś jego ojczymem, aż go dreszcze po plecach przeszły.
Kaze nagle nacisnęła pedał gazu i ruszyła sprzed bramy dworku. Arashim zarzuciło do tyłu tak, że nieomal wylądował, na tylnym siedzeniu wysokiego dżipa Chinki.
- Co ty wyprawisz? Mieliśmy z nimi porozmawiać – jęknął brunet, wracając na swoje miejsce z niemałym trudem i zapinając pas. Czasami zastawiał się, kto dał temu potworowi prawo jazdy.
- Pamiętam. Myślisz, że wpuszczą nas główną bramą? – prychnęła.
- Z kim się ułożyłaś? – zapytał po krótkiej chwili.
- Z ochroną... i po części ze służbą. Chyba mi ufasz? - mruknęła, mrużąc tajemniczo oczy.
- Nie mam wyboru. Czyli, że nie wiadomo, czy w ogóle uda mi się z nimi porozmawiać. – westchnął z rezygnacją.
- Ten związek źle na ciebie wpływa – zaczęła Kaze, zerkając na niego. – Zrobiłeś się miękki... W łóżku pewnie też, już sobie tak dobrze nie radzisz – prychnęła.
- To nie twoja sprawa, jak radzę sobie w łóżku – syknął.
- Poniekąd moja. W końcu to ja, cię wszystkiego nauczyłam, więc...
- Ty tylko wskazałaś mi drogę. Pokazałaś ją. Reszty nauczałem się sam i bardziej pomogła mi w tym Tora niż ty! – Grymas, który przeszedł przez twarz Kaze, dał Arashi ogromną satysfakcję. Wreszcie poczuła, jak to jest, być po drugiej stronie uszczypliwości. Pewnie i tak spłynie to po niej, jak woda po gęsi.
- Skoro ona cię uczyła, to współczuję temu blondaskowi – prychnęła Kaze, zatrzymując się.
Tył domu wyglądał różnie imponująco, co nieprzychylnie. Dziewczyna wyciągnęła telefon i wykonała krótką rozmowę, w której oświadczyła, że już są. Po chwili, ktoś otworzył im niewielką bramę, przez którą Kaze przemknęła swą terenówką, jakby ją kto gonił.
Dom, nawet od wejścia dla służby, był urządzony z przepychem i bogactwem, ale nieprzesadnie. Miał klasę i wyrafinowany gust. Arashi przerażał ogrom tej posiadłości. Służba, ochrona i bóg wie, co jeszcze! Pomyśleć, że on zna ludzi, którzy w piątkę, gnieździli się na dwudziestu metrach kwadratowych. Gdy nie mieszkał z Save, sam był tym piątym, a czasem nawet szóstym. Życie traktuje ludzi niesprawiedliwie. Pomyślał, rozglądając się, gdy nagle ktoś uszczypnął go boleśnie w tyłek. Arashi zacisnął zęby, żeby nie krzyknąć. Dreszczu nie zdołał powstrzymać.
- Kaze, ty zboczona nimfomanko – syknął wściekle, poznając rękę dziewczyny. Chinka tylko się do niego uśmiechnęła. Po chwili zastąpiła mu drogę i pchnęła na najbliższą ścianę.
- Przestań się denerwować. Robisz się sztywny, nie w tych miejscach, co trzeba – powiedziała, a Arashi przewidując już, gdzie wędruje jej niezaspokojona rączka, chwycił ją, gdy przesuwała mu się po udzie.
- Chcesz mnie molestować, czy pomóc znaleźć Save? – syknął Arashi, odsuwając ją stanowczo od siebie.
- Ach, Arashi, jaki ty jesteś głupiutki i naiwny. Myślisz, że pomagam ci za darmo? – zachichotała. – Liczę, że jesteś człowiekiem honoru i należycie mi się odpłacisz – dodała, po czym poszła dalej.Tego się Arashi najbardziej obawiał. Ten rodzaj śmiechu wskazywał, że tylko jedną zapłatę miała na myśli. Azjata był jednak gotów zrobić wszystko, żeby tylko odnaleźć Save, całego i zdrowego. Na razie jednak wolał o tym nie myśleć.
- Jak chcesz zmusić jego rodziców, żeby z nami porozmawiali? Mogą nas, przecież od razu wyrzucić – zaczął, idąc za nią.
- Arashi, Arashi, Arashi. Masz przecież kartę atutową. Wiesz, kim są porywacze, a zanim ochrona zdąży cię stąd wywlec, zdążysz to wykrzyczeć.
- Twoja zdolność planowania powala mnie na łopatki – warknął Arashi. Ale musiał przyznać, że samo to, iż byli w tym domu, było dużym sukcesem i zapewne zawdzięczał to Kaze. Jednak wolałby nie marnować czasu na przeszukiwanie pustego dworku. Rozumiał doskonale, co Save miał na myśli, mówiąc o pustym domu. Było tu chyba ze sto pokoi, a rodzina liczyła tylko troje członków. Jak on musiał się tu czuć, strasznie samotnie. Arashi przebiegł zimny dreszcz, oby nie było za późno.
- Słyszysz? – zapytała nagle Kaze. Arashi nastawił uszu. Tak, on też wyraźnie słyszał czyjś płacz. – Dochodzi stamtąd – powiedziała dziewczyna i podeszła do pobliskich drzwi. Uchyliła je nieco i oboje zajrzeli do pomieszczenia za nimi. Był to ogromny salon, właściwie mała sala balowa. Tak dużego pokoju Arashi w życiu nie wiedział. Umeblowany był bardzo oszczędnie, w stylu późno renesansowym. Przynajmniej tak sądził. Stała tam mała sofa, stoliczek, dwa foteliki, tuż przed małym, białym, marmurowym kominkiem. Na sofce siedział drobna, jasnowłosa, elegancko ubrana kobieta. To ona płakała.
- Proszę nie płakać. Na pewno nic mu nie będzie – odezwał się czyjś głos i w polu ich widzenia pojawiła się druga kobieta. Była nieco młodsza od nich. Miała na sobie letnią sukienkę, była zgrabna i miała piękne, zdrowe i długie włosy koloru kasztanów.
- To musi być jedna z nich - mruknęła Kaze.
- Sam bym na to nie wpadł. Myślisz, że to ta, co się pochyla?
- Niezłe ma cycki, co? – zapytała Kaze, zerkając na Arashi.
- Ty tylko o jednym. Chodźmy – powiedział, otwierając szerzej drzwi.
- O nie, ja tu poczekam. Na wypadek, gdyby chcieli cię usuwać siłą – powiedziała, wypychając go przed siebie. To cud, że kobiety jeszcze ich nie usłyszały. A może było to spowodowane wielkością sali i tym, że Arashi i Kaze nieświadomie szeptali przez cały czas.
Azjata wziął głęboki wdech i ruszył pewnym krokiem w stronę kobiet. Był już kilka kroków od nich, gdy dostrzegła go młodsza z nich. Wyraz jej twarzy, nie świadczył o tym, że zrobił przyjazne wrażenie. Natychmiast obróciła się płacząca dama. Arashi uderzyło zaskakujące podobieństwo do Save! A raczej odwrotnie, Save do niej. Nie miał wątpliwości, że to jego matka. Pani Sarivald poderwała się ze swojej sofki i wydała zduszony okrzyk. Skuliła się przy dziewczynie i jęknęła.
- Czego chcesz?! – zapytała wojowniczo szatynka.
- Spokojne moje panie, nie zamierzam wyrządzić wam krzywdy – zaczął spokojne.
- Pieniędzy też nie dostaniesz! Jak się tu dostałeś?! – warknęła, nie tracąc ducha walki szatynka.
- Nie, nie po to tu jestem. Chodzi mi o Save.
- Mój mąż zapłaci okup – jęknęła pani Sarivald. Arashi westchnął, a jego ramiona opadły.
- Nazywam się Yasano Arashi i jestem przyjacielem Save, myślę, że mam informację, które mogą pomóc w jego bezpiecznym odnalezieniu – powiedział na wydechu. Kobiety natychmiast przestały się trząść i kulić. Dziewczyna nawet uśmiechnęła się kokieteryjnie do niego. Pani Sarivald wyglądała jednak na bardzo zaskoczoną.
- Co ma pan na myśli? – zapytała w końcu dziewczyna, patrząc na Arashiego łakomie.
- Widziałem, jak porwali Save. Nie zdążyłem jednak nic zrobić. Ale udało mi się dowiedzieć, kim są porywacze.
- Ale w jaki sposób? – zapytała szatynka, wskazując mu fotelik, by usiadł. Azjata przyjął to z wdzięcznością. Kobiety usiadły naprzeciw niego, nadal mocno do siebie przytulone. Najwyraźniej pani Sarivald bardzo przeżywa to, co stało się z jej synem.
- Moja przyjaciółka, zapamiętała numery rejestracyjne samochodu, do którego go zapakowali... - przerwał, mając dziwne wrażenie, że użył bardzo niewłaściwego wyrażenia. – Udało mi się ustalić, co to za samochód i, że został skradziony. Potem dowiedziałem się, kto go ukradł.
- Chyba domyślam się, w jaki sposób. – powiedziała dziewczyna, uśmiechając się drapieżnie i robiąc nieznaczny gest w stronę brwi.
- Nie, to stara rana – powiedział Arashi, przypominając sobie, że wciąż jeszcze nosi plaster na dziurze po kolczyku, bo jakoś nie chciała mu się zagoić. Ale natychmiast mu się przypomniało, jak strasznie musi wyglądać. Był pewien, że ma na twarzy chociaż jednego siniaka, poza tym te jego wszystkie kolczyki i czarne ubrania nie robiły dobrego wrażenia na „arystokracji”. Westchnął tylko i udawał, że nic się nie stało. – Jest ich trzech. To przypadkowe płotki...to znaczy, nie należą do żadnej organizacji przestępczej i nie zajmują się zawodowo takimi rzeczami. Jednak od dłuższego czasu przyglądali się pani rodzinie. To ze względu na pana Sarivalda, który ich kilka razy pogrążył. Źli ludzie, nie lubią adwokatów, więc postanowili się na nim zemścić. Jak zobaczyli okazję, złapali ją. W swoim środowisku mają opinię nieprzewidywalnych głupków. Dlatego sądzę, że należy się śpieszyć i nie zdawać na policję.
- Nie dzwoniliśmy na policję – mruknęła pani Sarivald.
- Nie? – zdziwił się Arashi. – To niedobrze... chociaż z drugiej strony – zamyślił się na chwilę i nagle pouczył, jak czyjeś ręce oplatają jego szyję. Na plecach poczuł obfity biust! Podniósł spojrzenie zaskoczony. Kaze!
- Zejdź ze mnie. Myślę – powiedział, chłodno patrząc na nią wściekle.
- Arashi, nie wysilaj się, bo jeszcze sobie zaszkodzisz – powiedziała, poklepując go po policzku.
- To jest Kaze, drogie panie. Pomogła mi się tu dostać – mruknął. Obie kobiety, nie wyglądały na zadowolone z obecności Kaze. Jednak Arashi podejrzewał, że miały różne powody.
- Myślę, że powinnyśmy włączyć do tego policję. Ale nie byle kogo. Nie chcemy przecież, żeby jakiś zapyziały urzędas mówił, że cywile nie powinni się mieszać. – powiedziała Kaze poważnie, jeśli ona w ogóle potrafiła być poważna.