Opowiadanie znajdujące się na tym blogu jest opisem miłości dwóch mężczyzn. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, lub tego typu związki wywołują Twoje zgorszenie, proszę, opuść tę stronę. Opowiadanie może zawierać opisy scen erotycznych oraz wulgaryzmy pojawiające się jako specyfika języka bohaterów – proszę mieć to na uwadze, przystępując do lektury.

wtorek, 15 stycznia 2013

Rozdział XIV 1 z 3 Kapitan Ameryka

Długo to trwało, miałam dość burzliwy okres od ostatniego posta, ale nie zapomniałam o moich czytelnikach.
Życzę więc przyjemniej lektury, nie przedłużając już.


     Nadeszło lato. Save nie zamierzał wracać do domu na wakacje. Arashi uważał, że to z jego powodu, a blondyn nie miał mu serca mówić, że nie wracał też w poprzednich latach.
Było już po sesji więc Tora złapała dodatkową pracę, a Save spędzał cały wolny czas z Arashim. Azjata czasem coś wspominał o jakiejś dodatkowej pracy, ale blondyn stanowczo nie chciał o tym słyszeć. Upierał się, że chce utrzymywać ich oby. Arashi nigdy nie wspominał o fakcie, że tak naprawdę żyją na koszt jego rodziców, a on nigdy ich na oczy nie widział.
 Lipiec się skończy, a oni żyli w swojej sielskiej krainie wzdychając jeden do drugiego. Jakież to było błogie chwilę.
Póki co jedynym zmartwieniem Arashiego było to, że Okami jeszcze nie oświadczył się Torze. Czasem też wspominał o niespełnionym marzeniu Neko, ale młodszy brat Tory był dość drażliwym tematem do rozmów z Save. Przyszły psycholog, bo już niedługo miał nim Save zostać, nie martwił się absolutnie niczym. Czuł się jakby trafił do raju. Miła Arashiego zawsze kiedy tego potrzebował, a nawet częściej, w końcu mieszali razem. Wyzbył się wszystkich swoich oporów co do ich związku i zaczął zaskakiwać swojego kochanka śmiałością i wyrafinowaniem coraz to różniejszych pieszczot. O studia jak zwykle się nie martwi, był przecież geniuszem i uczył się z łatwość. Poza tym wiedza, którą pochłoną przed spotkaniem z Arashim całkowicie wystarczał za kolejne dziesięć lat nauki. A pieniądze? Nie o to się nigdy nie troszczył. Rodzice systematycznie zasiali jego konto okrągłymi sumkami i o nic nie pytali gdy poprosił o więcej.
Było im naprawdę jak w raju. Do tego lato było przyjemnie ciepłe. Nie za gorące.
- Może ja bym wrócił do nauki - zamyśli się któregoś dnia Arashi, który spędzali na plaży. Save spojrzał na niego. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że Azjata z dani na dzień jest coraz  piękniejszy i bardziej pociągający. Ani się obejrzy i znajdzie sobie innego, lepszego partnera. Blondyn westchnął. – Myślisz, że to zły pomysł? – zapytał brunet otwierając oczy i zerkając na ukochanego.
- Nie skądże – powiedział ten, uśmiechając się do niego. – Myślisz o skończeniu szkoły i studiach?
- Własne. Otaczają mnie sami ludzie na albo po studiach. Czuję się jak głupek.
- Arashi to nie tkwi w wykształceni.
- Jestem z natury głupi, tak? – przerwał mu skośnooki. Chwilę trzymał Save w niepewności, udając zagniewanego, po czym parsknął śmiechem.
- Jeśli to poprawi ci w jakiś sposób samopoczucie to powinieneś to zrobić. Tylko co chciałbyś studiować? – brunet wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Czy to ważne.
- Myślę że tak. Co lubisz robić? – zapytał blondyn rzeczowo jak doradca zawodowy. Jednak spojrzenie Arashiego całkowicie wytrąciło go z powagi. Było takie wymowne.
- Lubię się z tobą kochać. – powiedział natychmiast Azjata.
- Na tym nie zbijesz majątku. - stwierdził Save uśmiechając się do niego.
- No nie wiem. Jak na razie całkiem dobrze mi się żyję. Nie muszę za nic płacić, tylko się z tobą od czasu do czasu kochać.
- Wiem, że cię rozpieszczam, ale teraz skup się i bądź poważny. Jeśli naprawdę myślisz o nauce to musisz być pewien czego chcesz się uczyć – Save znów przyjął poważny wyraz twarzy. Było mu z tym dobrze. Choć Arashi najbardziej lubił na niego patrzeć jak jęczał i zwija się z rozkoszy.
- Wiesz skarbie… zawsze chciałem pomagać ludziom. Zawłaszcza takim, którym nikt inny nie pomaga. Ale nie, jakby wolontariusz czy pielęgniarz to raczej bym nie chciał pracować. Za dużo już śmierci widziałem – mruknął.
- A dzieci lubisz? – zapytał Save.
- Save cóż to za pytanie. Ty bezwstydniku. To że, sypiałem z młodszymi nie znaczy…
- Arashi. Ty tylko o jednym – jęknął blondyn wywracając oczami a wokół nich po woli zaczynało robić się ciemno.
- To wszystko twoja wina. Mam przy tobie same zdrożne myśli.
- Wiec jak będziesz pisał egzamin dojrzałości nie myśl o mnie – zaśmiał się blondyn. Miło było pomyśleć, że będzie mógł pomóc brunetowi w nauce, albo chociaż posiedzieć z nim gdy będzie się uczył. Nie wątpił w inteligencję Azjaty, choć czasem zdarzało mu się ciężko myśleć, ale to pewnie było ze zmęczenia. Nie, Save doskonale wiedział, że Arashi jest rządny wiedzy, ale nie bardzo wiej jak ją zdobyć. Zawsze chętnie go przeciąż słuchał i zadawał mnóstwo pytań. Przypominał mu w takich chwilach małe dziecko, które wciąż pyta „Dlaczego?”.
Save nagle pouczył dłoń Azjaty na udzie, przesuwa się po woli w górę. Chwile później Azjata pochwycił go w pół i zakrył własnym ciałem.
- Arashi, to miejsce publiczne – zaprotestował blondyn. Brunet jeszcze chwilę całował go namiętnie.
- Jest ciemno, nikt nas nie zobaczy – mruknął ocierając się o niego.
- Przestań, jeszcze nie jest tak bardzo ciemno! – jęknął Save nie potrafiąc mu się bardziej sprzeciwić. W końcu zielonooki ustąpił, ale nalegał żeby natychmiast wracali do domu. Save się zgodził. Bliskość Arashiego zawsze go mocno rozgrzewała. Wystarczył jeden jego pocałunek i Save pragnął być jak najprędzej w jego objęciach. Jak on mógł żyć bez niego?

     Arashi udało się przekonać Save żeby z nim poszedł. W czasie wakacji klub nie był tak często odwiedzany, a jego występy ograniczano do jednego nocą. Swój taniec dla wiernej publiczności zakończył przed północą. Blondyn czekał na niego przed klubem tak jak się umówili. Azjata przywitał go gorącym pocałunkiem, jak zwykle gdy miał pewność, że nikt niepowołany ich nie widzi. Save to uwielbiał. Tak im było razem dobrze. Po woli zaczynał wierzyć w teorią Arashi, że zostali stworzeni dla siebie. Trawo to już prawie pół roku! Save obawiał się może ta sielanka w każdej chwili może się skończyć. Postanowił wiec iść za radą ukochanego i cieszyć się chwilą.
Wracali ciemnymi uliczkami. Latarnie były potłuczone, a dzielnica była nieciekawa. Ale z Arashim Save był gotów przejść nawet przez piekło. Nie wiedział jak bliski jest prawdy.
Nagle spokój nocy przerwał kobiecy krzyk. Arashi natychmiast ruszył biegiem i zatrzymał się dopiero przed jakimś wyjątkowo podejrzanym zaułkiem. Obejrzał się na Save który pobiegł za nim, nie wiadomo czy z chęci niesienia pomocy czy może ze strachu pozostania daleko od ukochanego.
- Jest ich pięciu – powiedział Azjata zaglądając do zaułka. – Ja odciągnę ich uwagę a ty zabierzesz dziewczynę do domu, opatrzysz, nakarmisz, wsadzisz pod prysznic i dasz coś na przebranie – dodał, zdejmują kurtkę i podając ją Save. – Tym ją okryj – powiedział poważne i nim blondyn zdążył zaprotestować jego ukochany wszedł pewnym krokiem do zaułka. Save patrzył na to z przerażeniem.
- Zostawcie ją! – brunet nakazał stanowczo głos. Nie! Save nie mógł na to patrzeć. Zapadła chwilowa cisza. – O widzę gang kretynów. Mało wam było łomotu jaki spuściłem wam ostatnio – Save usłyszał jakiś ruch w zaułku.
- No proszę. Kapitan Ameryka, obrońca uciśnionych. Już dawno chcieliśmy ci się odwdzięczyć za wszystko, ale gdzieś zniknąłeś na jakiś czas. Myśleliśmy, że ktoś cię sprzątną przed nami. – Student usłyszał jakiś obcy, ponury i przerażający głos. Po czym odgłos kroków.
- Dobrze łachudry, policzymy się, ale najpierw musicie mnie złapać. – zaśmiał się Arashi i nagle mignął Save tuż obok wybiegając z zaułka. Blondyn skulił się tak żeby nie było go widać, z resztą w swym beżowym garniturku zlewał się z tłem brudnego blokowiska. Po chwili przebiegło obok niego pięciu drabów. Azjata powiódł ich w stronę mrocznego końca ulicy. Save chwilę wpatrywał się w tamtą stronę, mając nadzieję, że Arashi nagle wyłoni się w glorii zwycięstwa z ciemności. Jednak nic takiego się nie stało. Jękną przerażony. Nagle spojrzą na to co trzymał w dłoniach. Maił jego kurtę. Natychmiast przypomniał mu się co miał zrobić. Wszedł ostrożnie do zaułka. Zaatakowana dziewczyna najwyraźniej ledwo trzymała się rzeczywistości. Przeraziła się na widok studenta.
- Spokojnie. Pomogę ci – mruknął Save głosem tak drżącym, że ledwie można było zrozumieć jego słowa. – Nie bój się. Zabiorę cię w bezpieczne miejsce - dodał okrywając ją kurtką. Patrząc na jej porwaną bluzkę domyślił się co tych piecu zamierzał z nią zrobić. Arashi nie wątpliwe ją uratował. Ale gdzie on teraz był?

     Arashi biegł najszybciej jak umiał. Miał nadzieję zgubić przeciwników. Z pięcioma wielkimi facetami wolał raczej nie zaczynać. Choć z drugiej strony już dawno zaczął. Każdemu kiedyś w czymś przeszkodził, na tyle dosadnie by potrzebna była pomoc lekarska. Teraz miał na głowę wszystkich pięciu. Dopadli go w ciasnej uliczce.
Arashi zagarował natychmiast, udało mu się powalić jednego na ziemię. Drugiemu przywalił tak mocno w twarz, że na chwilę nie musiał się nim przejmować. Miął tą przewagę, że ich samoobrony nie uczyła Sora. Azjata wykonał unik przed ciosem. Jednak w końcu jego szczęście się skończyło. Któryś z drabów zdoła go chwycić za rękę. To na chwilę go zdekoncentrowało. Wtedy drugi z rozkwaszonym nosem chwyciła go za drugą rękę. Trzeci pomagał im, przetrzymać go. Dwóch pozostały zaczęło okładać azjatę pięściami.
- I jak się teraz czuje samozwańczy bohater! – zakpił najwyraźniej przywódca bandy.
- Jak bohater. Obijać jednego w pięciu to żaden wyczyn – odpyskował Arashi i udało mu się uwolnić jedną rękę. Szybko pozbył się dwóch pozostałych trzymających. Jednak był już mocno obity. Dziewczyna jest bezpieczna, Save także! Teraz czas zatroszczyć się o sobie. Pomyślał i zaczął się wycofywać. Ostrożnie stawiła każdy krok. Bandyci szli z zadowoleniem za nim. Nagle dwóch zaatakował jednocześnie. Arashi posła jednego na łopatki a drugiemu zafundował mocnym kopnięciem chwilową kariera sopranisty. Przestał już się liczyć z czymkolwiek. Miał jeden cel wyrwać się stąd i wrócić do Save. Złamał kolejnemu nogę. Innemu nos. Cały czas się wycofując.
- Ty pieprzony żółtku – warknął łysy przywódca, sięgając za pazuchę kurtki. W marnym świateł latarni ulicznych błysnął metal. Jednak nie był to tylko nóź jak się Arashi spodziewał. Zbir wycelował i strzelił. Arashi skoczył w bok. Poczuł rozdziewający ból w ramieniu po czym podał za śmietnikiem. Zaklął pod nosem i przejrzał się za jakąś drogą ucieczki.
Niestety duży metalowy śmietnik był jedyną osłoną przed kulami drabów. Mógł ryzykować i próbować przemkną przez wąską uliczkę, ale wątpił by miało to jakiekolwiek szanse na powodzenia. Gorączkowo starał się wymyślić co ma dalej robić, gdy nagle cała piątka pojawiła się przed nim. Przywódca uśmiechnął się widząc strach na twarzy Arashiego. Podniósł broń. Wycelował prosto w pierś Azjaty. Save, chciałbym cię jeszcze raz zobaczyć. pomyślał Arashi z lekiem w sercu. Każdego innego dnia, przyjąłby to ze spokojem, ale nie teraz, nie gdy ma dla kogo żyć! Usłyszał starzał, ból a potem już tylko ciemność…