Opowiadanie znajdujące się na tym blogu jest opisem miłości dwóch mężczyzn. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, lub tego typu związki wywołują Twoje zgorszenie, proszę, opuść tę stronę. Opowiadanie może zawierać opisy scen erotycznych oraz wulgaryzmy pojawiające się jako specyfika języka bohaterów – proszę mieć to na uwadze, przystępując do lektury.

sobota, 25 sierpnia 2018

Rozdział XXIX - Skandal

Wypada chyba przeprosić wszystkich fanów tej mojej powiastki, że każe im tak długo czekać na kolejne odcinki. Aż mi głupio jak spoglądam na kalendarz dodawania notek.
Tak więc przepraszam i życzę miłej lektury.
Oczywiście nie betowane, poza moją korektą.

________________________________________________________________________________


Save siedział w swoim prywatnym gabinecie przeglądając karty pacjentów. Nazwisko po ojcu pozwoliło mu na dość szybkie dorobienie się znaczącej kariery i sławy psychologa. Miał już własny klinikę, do której ciągnęło tylu ludzi, że był zmuszony zatrudnić dodatkowych lekarzy. Ale Tora… Tora też radziła sobie świetnie. Pracowała w przychodni państwowej, ale przynajmniej miała czas dla dziecka. Ona też zawsze miała dużo pracy, bo była najlepszym państwowym psychologiem.
Save westchnął przekładając kolejną teczkę bogatego pacjenta, który spóźniał się na umówioną wizytę. W końcu zniecierpliwiony Save podniósł słuchawkę telefonu wewnętrznego i wybrał numer do swojej sekretarki.
- Panno Evans proszę skontaktować się z panem Smitem i dowiedzieć dlaczego tak bardzo spóźnia się na spotkanie – powiedział chłodno, gdy tylko kobieta podniosła słuchawkę.
- Panie Sarivald. Właśnie do pana szłam. Pan Smit jest już czwartym pacjentem, który odwołał wizytę. Chyba wiem co jest tego przyczyną – powiedział po czym rozłączyła się.
Po chwili Save słyszał już stukot jej butów na obcasach. Długonoga, młoda sekretarka weszła do jego biura z dość nie pewną miną. Wyglądała tak jakby ktoś właśnie podważył jej światopogląd i chciał usłyszeć od Save słowa wyjaśnienia.
Była naprawdę niezwykłą dziewczyną. Właściwie to cud, że ktoś tak zdolny, rozsądny i błyskotliwy zechciał pracować z kimś takim jak Save. Gdyby nie jej organizacja cała klinika dawno by się rozpadła. Save po prostu nie miał głowy do prowadzenia akt, kart pacjentów, kalendarium. A ona była niezastąpiona. Zajmował się wszystkim.
Kiedyś Tora wyszła z teorią, że panna Evans podkochuje się w swym szefie skrycie i dlatego jest gotowa zrobić dla niego wszystko. Fakt, że ich stosunki były bardzo bliskie, ale Save nigdy by nie powiedział, że to od razu miłość. Owszem lubił ją, tolerował jako jedną z nielicznych kobiet w swoim bliskim otoczeniu, kilka razy nawet byli razem na jakimś przyjęciu towarzystwa psychologów, ale ich spotkania były zawsze czysto zawodowe. Save nigdy nie dawał jej żadnych złudzeń. Właściwie nigdy nie pomyślał by, że taka kobieta jak ona może być samotna. Choć to, że była nazywana panną o czymś jednak świadczyło. Ale żeby od razu miała się interesować właśnie nim. Zwłaszcza, że po woli zbliżał się do trzydziestki i jego atrakcyjność jako kandydata na męża wcale nie wrastała.
Z rozmyślań na ten temat wyrwało go jej ciche chrząknięcie. Save spojrzał na nią poprawiając okulary. Trzymała w rękach poranną gazetę.
- Panie Sarivald może ich pan podać do sądu za wypisywanie takich bzdur o panu – powiedziała drżącym głosem podgajać mu otwartą na odpowiednim artykule gazetę. Save wziął ją i przejrzał. Odszukał swoje nazwisko… trudno było nie znaleźć. Wielki napisać u góry strony obwieszczał, że syn sławnego adwokata równie sławny psycholog romansuje z podrzędnym striptizerem z klubu dla gejów. Save uniósł brew i zaczął czytać. Panna Evans patrzyła na niego przez cały czas nerwowo wyłamując palce. W końcu Save skończył i odłożył spokojnie gazetę na biurko.
- Panie Sarivald, pana ojciec był prawnikiem pewnie ma pan jakiś znajomych w tej branży. Jestem pewna, że mógłby pan wygrać sprawę o zniesławienie. Użyli tam pana nazwiska! Tak się nie godzi. Takie bzdury wypisywać o porządnym człowieku – wybuchła roztrzęsiona.
- Racja, powinienem to naprostować – odrzekł rozmasowując skronie i tylko drwiąco się uśmiechając.
- Panie Sarivald ja wszystko załatwię. Nie ujdzie im to oszczerstwo płazem – powiedziała z zapałem. – Znajdę najlepszego adwokata w mieście. To karygodne…
- Faktycznie. Arashi poczuł by się urażony czytając, że ze sobą romansujemy. Tydzień temu minęło osiem lat odkąd jesteśmy w stałym związku. Nie mówiąc już o tym, że on nie jest striptizerem. Nigdy się nie rozebrał na scenie, gdy pracuje jako model raczej też nie. A Illusion to naprawdę dobry i szanujący się klub – powiedział spokojnie zdejmując okulary. Młoda kobieta patrzyła na niego w nie małym szoku.
- Ale o czym pan mówi? – zapytała blada.
- O tym, że nie pozwolę obrażać w ten sposób Arashiego – powiedział wstając. Gdy spojrzał na nią znów uśmiechnął się, tym razem z dozą rozbawienia. – Panno Evans, nigdy nie zastanawiało pani dlaczego taki mężczyzna jak ja nigdy się nie ożenił? Ojciec próbował mnie do tego zmusić, ale nie wiedział, że już wtedy oczarował mnie wdzięk boga z Illusion. Powinna pani poznać Arashiego, on potrafi wprowadzić światło do życia każdego człowieka. I proszę mi tu nie płakać – powiedział podając jej chusteczkę. – Jest jeszcze dużo pracy. Proszę w moim imieniu odwołać wszystkie wizyty na dziś, jeśli jeszcze jakieś zostały. I proszę nie potwierdzać teorii mojej przyjaciółki, to by przyniosło pani tylko ujmę. Zasługuję pani na lepszego mężczyznę niż ja – powiedział obchodząc biurko i kładąc jej dłoń na ramieniu. – No już, proszę przestać bo zaraz wezmę panią na rozmowę jak rozklejonego pacjenta. A chciałbym już wychodzić.
- Ale… dokąd pan idzie? – zapytał ocierając oczy i rozmazując staranny makijaż.
- Muszę się z nim zobaczyć. Muszę to zrobić nim jego menadżer wpadnie w szał i jeszcze coś mu zrobi. Zasadniczo to nie jego wina, że się wydało. Osiem lat to i tak długo – westchnął. – Mogę panią zostawić samą i wierzyć, że nic pani nie będzie? – zapytał. Ona tylko nie pewnie skinęła głową. – Dobrze więc. Zrozumiem jeśli pani po tym odejdzie. Moja reputacja… z reszta to nie ważne. Ale mam nadzieję, że nie zostawi mnie pani samego tak znienacka – dodał lekkim tonem kierując się ku wyjściu z gabinetu.
- Panie Sarivald…! – jęknęła za nim tak, że ledwo ją dosłyszał. Odwrócił się z pytaniem w oczach trzymając już rękę na klamce. – Czy jest pan szczęśliwy? – zapytała już nie płacząc.
- Od ośmiu pięknych lat jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – powiedział, a błysk w jego oczach świadczył, że mówi całkiem szczerze. Panna Evans uśmiechnęła się ciepło.
- Wie pan… to prawda co się mówi. Szkoda takiego mężczyzny jak pan na homoseksualistę – stwierdziła z żalem. Save uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Nie poznała pani jeszcze Arashiego – rzucił po czym wyszedł. Przed kliniką złapał taksówkę, podał nazwę miejsca docelowego. Była tylko jedna osoba, którą chciał teraz zobaczyć i był jeden lokal, w którym mógł tę osobę znaleźć. Illusions.
W okolicach klubu taksówka zaczęła zwalniać zaś kierowca stał się jakby zdenerwowany. Jednak Save był w takim stanie, że raczej tego nie zauważył. Nie rzucił mu się w oczy nawet tłum kobiet, które z pewnością nie zachowywały się przyjaźnie. Gdy samochód wreszcie się zatrzymał Save myślał tylko o tym by przepchać się przez tą gawiedź i odnaleźć jak najszybciej Arashiego. Zapłacił, otworzył drzwi, zbaczał wysiadać, połowa jego była już po za samochodem, gdy trzy rzeczy stały się niemal jednocześnie.
Mignęła mu ruda czupryna Tory – tak przynajmniej sądził, ktoś – najprawdopodobniej nieznany mu mężczyzna - z dużą siłą wepchnął go ponownie do taksówki, po czym wcisnął się do środka. Usłyszał głos Kaze, w którym brakło zwykłej pewności siebie, a która chwaliła go za wyczucie czasu i sama władowała się na kolana tajemniczego mężczyzny. Po chwili taksówka znów ruszyła z piskiem opon. Oszołomiony Save siedział w kącie kanapy cichutko jak myszka jeszcze przez dobrą minutę.
Kaze w tym czasie zdążyła, nie bardzo się do tego rzecz jasna paląc, usadowić się na środku tylnego siedzenia.
- Na pamięć mego przeklętego ojca, Kaze, omal nas przez ciebie nie zlinczowali. To, że chcę odkupić klub nie znaczy że… - zaczął mężczyzna, który wepchnął Save do taksówki.
- To nie była moja wina. Skąd miałam wiedzieć, że jest tam tłum rozwrzeszczanych kobiet chcących wiedzieć czy to prawda – warknęła Chinka.
- Mówiłem ci o tym – warknął mężczyzna. Save przyjrzał mu. Z tego co już się nauczył o męskiej urodzie, ten był bardzo przystojny. Miał może jakieś dwadzieścia pięć lat, nie więcej. Pociągła twarz kończyła się trójkątnym podbródkiem, nad którym znajdowały się kształtne pełne wargi, o których z pewnością śniła nie jedna kobieta. Nos miał wąski i kształtny, policzki delikatne i szczupłe, mocno uwydatniające kości policzkowe, które tworzyły z podbródkiem niemal linię ciągłą i nadawały mu ten specyficzny kształt. Czarne włosy miał ścięte tuż przy uszach. Wyglądało to tak jakby nieco zaniedbał niedawną fryzurę na pazia. Dodawało mu to drapieżności. Rozgarnięta na boki grzywka opadał mu na niebieskie oczy, swym kształtem przywodzące na myśl oczy jakiegoś dzikiego, drapieżnego ptaka. Jednak to nie kształt był w nich najbardziej przerażający. Kolor w jakim były przywodził na myśl sople lodu, zaś sposób w jaki mężczyzna spoglądał na innych wcale nie ocieplał tego wrażenia.
- Mówiłeś o tłumie kobiet. To tu norma – warknęła Kaze pochylając się do przodu i jednocześnie zasłaniając Save widok na mężczyznę. Dopiero teraz blondyn dostrzegł, że był on ubrany w drogi garnitur.
- Jesteś nieodpowiedzialną smarkulą – stwierdził mężczyzna wzdychając i spoglądając w okno.
- Jestem straszna od ciebie, Kristo – warknęła Kaze oburzona. Save miał dość słuchania ich kłótni. Pochylił się do przodu i pociągnął rudowłosą osobę na przednim siedzeniu. Ku jego uldze okazała się to być faktycznie Tora, a nie jej młodszy brat, który od czasu, gdy jego kapeli zaczęło się powodzić zrobił się jeszcze bardziej dziwaczny niż wcześniej, a do tego zapuści włosy i wyglądał teraz zupełnie jak siostra.
- Tora, jechałem właśnie spotkać się z Arashim, powiesz mi co tu się dzieje? – zapytał.
- Save, czy ty gazet nie czytasz? – przeraziła się rudowłosa.
- Czytam, właśnie z tego powodu chciałem się z nim widzieć.
- Save to nie czas na robienie mu wyrzutów. To nie jego wina, że prasa się dowiedziała.
- Oczywiście, że nie jego. Chciałem się z nim po prostu zobaczyć. – powiedział spokojnie Save. – Gdzie on jest? – zapytał. Tora jednak milczała, była jeszcze zaskoczona jego poprzednią wypowiedzią. Prasa właśnie wydała największą jego tajemnicę, rujnując mu reputację i prawdopodobnie karierę, a on po prostu chciał się zobaczyć ze swoim kochankiem…
- No blądasku, w końcu zacząłeś się przyznawać do swojego kochasia?! – zaśmiała się Kaze, klepiąc Save po plecach z taką siłą, że przez chwilę nie był w stanie jej odpowiedzieć. Uznała to za tryumf i odpowiedź przytakującą.
- Więc to pan jest połowicznym sprawcą całego zamieszania w Illusion? – odezwał się mężczyzna. – Save Sarivald, tak? – uśmiechnął się lekko. – Kristo Randalf Lind – przedstawił się podając mu swoją wizytówkę wyciągniętą z wewnętrznej kieszeni marynarki. – Jest pan psychologiem?
- Zgadza się – mruknął Save przyjmując mały kartonik.
- To się świetnie składa. Od dłuższego czasu szukam kogoś takiego jak pan. Mógłbym prosić o pańską wizytówkę? – zapytał uprzejmie. Save spojrzał na niego jakby przerażony.
- Co ma pan na myśli?
- Save, nie rób takiej miny i po prostu mu ją daj. A jak przyjdzie na wizytę, nie zapomnij przekazać mi tego z czym ma problem – powiedział Kaze uśmiechając się wrednie.
- Wybacz, ale obowiązuje mnie tajemnica lekarska. I dla ciebie na pewno nie zrobię wyjątku – burknął Save sięgając także do wewnętrznej kieszeni marynarki i podając mężczyźnie swoją wizytówkę. – Więc, czy ktoś mi wreszcie odpowie gdzie jest Arashi? Chyba nie zostawiliście go w klubie na pastwę tych harpii? – zapytał patrząc groźnie na Kaze. Wiedział, że ona była by do tego zdolna. Chinka tylko wywróciła oczami i prychnęła pogardliwie opadając na oparcie kanapy.
- Arashi jest bezpieczny. Sora nie pozwoliła mu jechać do klubu. Chcieliśmy dzwonić też do ciebie, ale powiedziała, że zjawisz się w odpowiednim miejscu i czasie. I jak zawsze miała rację – wyjaśnia rudowłosa uśmiechając się. – Właśnie do nich jedziemy – dodał widząc, że Save pytanie ciśnie się na usta. – Proszę zatrzymać tam na sklepowym parkingu – zwróciła się do kierowcy, który wykręcił i po chwili zatrzymał pojazd.
- No to wysiadamy – zarządziła Tora. – Pomożecie mi zrobić zakupy – doda uśmiechając się jak to tylko ona potrafi. – Panie Lind, zostawiam panu taksówkę, miło było pana poznać. Życzę powiedzenia przy zakupie klubu i proszę mi obiecać, że nie da się pan jej zastraszyć pod czas negocjacji – posłała uśmiech ku mężczyźnie po czym wysiadła.
- Dobra ja też się pożegnam – zaczęła nagle Kaze. – Zakupy mnie nie bawią, a podejrzewam, że jestem ostatnią osobą, którą Arashi chciałby teraz widzieć – stwierdziła.
- Kaze, od kiedy cię interesuje to czego on chce? – zdziwiła się Tora. Save pomyślał dokładnie o tym samym.
- Od kiedy zaszłam w ciążę - odpowiedział Chinka znów uśmiechając się złośliwie.
- Ale chyba nie z nim?! – jęknął Save przerażony, gdy widok córki mafiosa przesłoniła mu odjeżdżająca taksówka. Kaze nie przestała się uśmiechać w ten swój paskudny wredny sposób.
- Chciałabym. Ale dzielnie stawia opór. Po za tym chyba mówił ci, że jest bezpłodny – odrzekła po czym odwróciła się i poszła w swoją stronę. Save odetchnął. Faktycznie, zapomniał o dolegliwości Arashi… która jakby nie patrzeć nie wpływała w żaden sposób na jego temperament i potencję.
- Oj Save, o czym myślisz? – usłyszał nagle głos Tory – Nie rumieniłeś się tak przy mnie od czasu gdy się poznaliśmy – zaśmiała się, gdy podniósł na nią pełne zażenowania spojrzenie. – Nic się nie zmieniałeś – stwierdziła wesoło rudowłosa. – To wspaniałe – dodała, po czym pociągnęła go do marketu.
Save nie miał pojęcia, że robienie zakupów, jest tak nudne i denerwujące. Uzupełnianiem zasobności ich lodówki zajmował się Arashi… Arashi także gotował, sprzątał i robił pranie. Save tylko chodził do pracy i wysłuchiwał narzekań innych ludzi, biorąc za to ciężkie pieniądze. Kilka razy pod czas ich długiego związku pytał czy Azjata nie życzył by sobie innego podziału obowiązków, ale to zawsze kończyło się w łóżku i zostawało po staremu.
Save oparł się na koszyku i westchnął. Jak Arashi może wytrzymywać coś takiego. On tu tylko asystował a już miał dość. Tora włożyła coś do koszyka.
- No już, zaraz kończymy. Idź zająć miejsce w kolejce, ja zaraz do ciebie przyjdę. - Blondyn odetchnął z ulgą i zrobił o co prosiła. Gdy odstali swoje w kolejce rudowłosa obładowała go torbami z zakupami i poprowadziła w stronę niewielkiego osiedla z przytulnymi domkami. Idąc za nią Save uświadomił sobie, że jeszcze nigdy od czasu jej ślubu z Okami i wyprowadzki z mieszkania Arashiego nie odwiedzał jej. Poczuł się jak ostatni drań. Mówił, że są przyjaciółmi, ale nawet jej nie wiedział gdzie i jak mieszka. Postanowił to zmienić. Zwłaszcza, że Arashi na pewno się ucieszy, że mają do kogo razem wyjść…
Save w ogóle zaczął sobie uświadamiać jak wygląda jego związek z Arashim. Save wraca z pracy i wszystko jest już gotowe. Dostaje ciepły obiadek, potem Arashi zmywa… jakoś czas zlatuje im do wieczora. Czasem przed snem się kochają, właściwie prawie zawsze. Ale ogólnie, mimo że mieszkają razem tak mało ze sobą rozmawiają. Czas to zmienić. Arashi zasługuje na więcej uwagi niż przytakujące lub przeczące pomruki zza książki. Choć fakt, że Arashi zawsze wie o czym Save myśli, na co ma ochotę, ale nie na odwrót. Save westchnął ciężko.
- Nie przejmuj się. Jest wiele osób, które nie czytają gazet albo nie zwracają uwagi – powiedział Tora uśmiechając się do niego ciepło. Save spojrzał na nią.
Stała na ganku szukając w torebce kluczy.
- Myślisz, że on jest ze mną szczęśliwy? – zapytał. Tora przerwał poszukiwania i spojrzała na niego zaskoczona. Po chwili jednak znów się uśmiechnęła.
- Oczywiście, że jest. W przeciwnym razie odszedł by. Arashi jeśli nie jest silnie związany z jakąś osobą po prostu nie utrzymuje z nią kontaktu – powiedziała.
- Myślisz, że może być bardziej szczęśliwy? – zapytał ponownie Save, gdy Tora znalazła klucze i zaczęła otwierać drzwi.
- Nie wiem. Ale jeśli chcesz mu sprawić radość sam musisz znaleźć sposób jak to zrobić. Jestem pewna, że doceni twoje starania i tak czy inaczej będzie w niebo wzięty. Znasz go przecież. – uśmiechnęła się wchodząc do środka i czekając aż Save także wejdzie. – Nie zdejmuj butów tylko zanieść to od razu do kuchni – powiedziała zamykają za nim drzwi. – Prosto i w prawo – dodała wyjaśnienie.
Save był coraz bardziej zniecierpliwiony. Chciał się zobaczyć z Arashim, a tu traktowano go jak pomoc domową. Nic jednak nie powiedział, nie chciał ranić Tory. Same pewnie też się mocno denerwowała tą sprawą z gazetami.
Na domiar złego Save nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić, gdy już odnalazł kuchnię i uwolnił po woli omdlewające ręce od ciężkich toreb z zakupami. Miał nadzieję, że Tora szybko przyjdzie i powie mu gdzie ma iść, albo co ma robić. I jak na zawołanie rudowłosa zjawiła się. Uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła rękę.
- Pokażę ci coś – mruknęła tajemniczo. Gdy Save podszedł wzięła go za rękę i zaczęła się skradać jak małe dziecko dzielące się z drugim swoją wielką, odkrytą dopiero co tajemnicą. Przeszli przez salon i podkradli się do drzwi ogrodowych. Tora wskazała za szybę. Tam na trawniku Arashi jak dobry starszy brat zabawiał swojego prawie dwuletniego imiennika.
- Jak oni słodko wyglądają – powiedziała rozczulona Tora. Save zgodził się z nią tylko przez grzeczność. Szczerze miał ochotę udusić dzieciaka, że tak spoufala się z jego Arashim. Nigdy nie lubił dzieci, a to że jakieś właśnie absorbowało całą uwagę Arashiego, wcale nie poprawiał ich stosunków. Nagle naprzeciw wymyślającego wciąż nowe zabawy Azjaty i jego rudej miniaturki coś się poruszyło. To była Sora, ze znudzeniem przyglądająca się jak jej przyjaciel z dzieciństwa niańczy dziecko. Po chwili dostrzegła podglądając Torę i Save u jej boku, odetchnęła z ulgą i dyskretnie przeniosła się do nich.
- Na boga Tora, ja nie wiem jak ty wytrzymujesz to na co dzień. Mnie głowa rozbolała po dwudziestu minutach. A on już tak od trzech godzin – westchnęła oglądając się na Arashiego i kręcą z niedowierzaniem głową.
- Sora, jak będziesz miała swoje, zmienisz zdanie – powiedział wesoło Tora.
- Broń mnie boże – syknęła Sora. – Wiesz co, mam propozycję. Ja przygotuję obiad, a ty trzymaj tego potwora z dale ode mnie. Jeśli jeszcze raz usłyszę „Dlaczego” chyba kogoś poćwiartuję – burknęła. Tora tylko uśmiechnęła się rozbawiona.
- Wiesz gdzie jest kuchnia? – odrzekł po czym otworzyła szeroko drzwi do ogrodu. – Arashi! – zawołała. Chłopcy przerwali zabawę i obaj na nią spojrzeli. Po chwili dało się słyszeć rozradowany, dziecięcy głosik rozpoznający mamę. Brzdąc spełzł z Azjaty i rzucił się w ramiona rudowłosej.
Przed Save nagle pojawiła się para zielonych oczu. Arashi chwilę przyglądał mu się jakby z obawą.
- Jak dobrze. Nie wściekasz się – mruknął, po czym pochwycił go i przytulił.
- Arashi, na boga, nie przy dziecku – jęknął Save nie wiedząc czy ma się wyrywać czy krzyczeć. Postanowił jednak pozostawić tę strefę działania wyłącznie ukochanemu.
- Skarbie, daj że spokój, on ma dwa lata jeszcze nie rozumie czym jest homofonia i dla niego to nic dziwnego, że dwoje ludzi się przytula. – stwierdził Arashi uśmiechając się psotnie. – Tak się o ciebie martwiłem – dodał.
- O mnie, czy moja reakcję na artykuł o nas? – zapytał Save w końcu podejmując decyzję i wyślizgując się z ramion Azjaty. Postanowił się z nim trochę podroczyć.
- Zastanawiałem się jak to przymniesz. Próbowałem dociec jak się wydało… pamiętasz jak w weekend odprowadziliśmy juniora i zrobiliśmy sobie mały spacer. Myślałem, że nikt nas nie widzi jak całowaliśmy się pod tym drzewem, ale cóż…
- No tak wiedziałem, że tak to się skończy – burknął Save zerkając kontem oka na bruneta. – Zawsze musisz zrobić coś nie tak.
- Ale, skarbie, to nie moja wina, przecież…
- Arashi, wszędzie łażą za tobą paparazzi, a tobie się zbiera na publiczne obściskiwanie. Powinieneś być bardziej przewidujący.
- Ale…
- I jak to teraz wszystko wygląda – ciągnął dalej oburzonym tonem Save. – uważają, że mamy romans. Narażasz na szwank moją reputację. Arashi wyobrażasz sobie jak się poczułem czytając, że mamy ROMANS? Wściekłem się. Widocznie nie dość ostentacyjnie pokazałeś im, że jesteśmy w stałym związku – zakończył wciąż czekając, zerkając na niego z zaciekawieniem. Arashi stał jak skarcone dziecko, jednak po ostatnim zdaniu uniósł wzrok nieco zaskoczony. Zamrugał powiekami trawiąc ostanie zdanie, po czym spojrzał na Save zaskoczony.
- Wściekłeś się po napisali romans zamiast związek? – zapytał chcąc się upewnić. Save parsknął śmiechem i spojrzał na niego z rozbawieniem. Azjata także się uśmiechnął, w bardzo niegrzeczny sposób. – Ale co ja miałem zrobić, zgwałcić cię pod tym drzewem? – zapytał żartobliwie. Save wzruszył ramionami.
- Nie zaszkodziło by. Przynajmniej mieli by dobry skandal do opisywania. A tak mają tanią sensację typu Bretney Spirs ogoliła głowę – prychnął Save, po czym nagle znalazł się w ramionach Arashiego, kręcąc się z nam jak na karuzeli. Azjata zawsze tak spontanicznie okazywał emocje, że Save bał się ,że któregoś dnia po porostu coś sobie zrobi, albo jemu coś zrobi…
- Skarbie, nie wierzyłem, że kiedykolwiek się do mnie przyznasz – oznajmił Arashi uspokajając się nieco i stawiając go w końcu na podłodze. – Ale wiesz, możemy nadrobić ten gwałt – mruknął ocierając się o jego policzek.
- Na boga Arashi, opanuj się, nie jesteśmy tu sami – jęknął Save próbując mu się wyrwać.
- Ale chciałeś skandal – zamruczał Arashi skubiąc ustami jego ucho.
- Arashi zlitowałbyś się nad swoimi przyjaciółmi – znów jęknął Save. – Nie możemy robić tego przy nich – stwierdził.
- Im to nie będzie przeszkadzać, po za tym Tora może nam użyczyć sypialni – Azjata nie dawał za wygraną.
- Na boga Arashi, nie będę tego robił w cudzym łóżku, to chore… - sprzeciwił się Save próbując się już panicznie wyrwać. Arashi nagle roześmiał się.
- Save, mówiłem ci już, że cię kocham? – zapytał obracając się z nim radośnie.
- Mówisz mi to co dziennie, zwłaszcza gdy szczytujesz – mruknął Save, gdy zakręciło mu się w głowie i musiał się mocniej chwycić ukochanego.
- Jakie wyznania. No ale tego można było się spodziewać po Arashim – dobiegł ich głos Sory. Save natychmiast spłoną rumieńcem. – Piękna z was para, jak Lucyfer i Gabriel. Teraz chodźcie mi pomóc w kuchni, raz bo się nie orientuje gdzie co jest, dwa że brakuje mi rąk – dodała.

- O boże, Arashi… - mruknął Save przytulony do piersi kochanka, z wypiekami na twarzy i lekka zadyszką. – Myślisz, że nie było zbyt głośno? – dodał speszony.
- Starałem się być cicho, ale ciebie wyjątkowo poniosło. Może podniecają cię bardziej cudze sypialnie? Możemy się zacząć wpraszać do innych – powiedział zadowolony z siebie brunet gładząc plecy ukochanego. Blondyn tylko zarumienił się i skulił mocniej. – Swoją drogą było cudownie. Muszę cię częściej wyrywać z domu – stwierdził. – Albo wywoływać skandal.
- Arashi, samo twoje przejście przez miasto wywołuje skandal. Więcej nie trzeba – mruknął zmęczony Save.
- Mam ochotę na jeszcze jedną rundę – wyznał Arashi przeciągając dłonią po plechach kochanka i zatrzymując się dopiero tam, gdzie tracą one swą szlachetną nazwę. Save spiął się, zwłaszcza w tamtych rejonach.
- A jeśli obudzimy Arashi juniora? – jęknął zaczynając się mimom wszystko łasić.
- To go Tora ulula do snu z powrotem. W najgorszym wypadku dołączy do zabawy – stwierdził czarnowłosy uśmiechając się zaczepnie. Save spojrzał na niego oburzony.
- Przeklęty zboczeniec – skomentował, po czym podsuną się wyżej i rozpoczął grę wstępną do drugiej rundy.

***

- Mamo dlaczego się tak uśmiechasz – mruknął zażenowany Save patrząc na swą rodzicielkę, na której twarzy igrał psotny, zwycięski uśmieszek.
- Save, wdałeś się z tym w ojca. Uważasz, że jeśli czegoś nie powiesz na głos to nikt się nie dowie – stwierdziła podając mu filiżankę z herbatą i siadając w fotelu.
- No ale jak to? Kiedy się domyśliłaś? To było aż tak widoczne? – pytał rozgorączkowany Save. Arashi pogłaskał go uspokajająco po policzku.
- Wtedy jak byłeś na lekach, a Arashi wyjechał. Nigdy nie przypuszczałam, że możesz być tak bardzo zakochany – uśmiechnęła się dobrotliwie. – Ale z drugiej strony im dłużej znam Arashiego tym mniej ci się dziwie – dodała. Save spłoną rumieńcem.
- Mamo jak możesz tak mówić – jęknął. – Spodziewałem się nagany, wydziedziczania albo linczu, a ty się uśmiechasz i podajesz mi herbatę – jęknął.
- Pewnie jest zatruta – powiedział Arashi z rozbawieniem, po czym podniósł swoją filiżankę i napił się odrobinę.
- Synuś, za kogo ty mniemasz? Za swojego ojca? Niech mu ziemia lekką będzie i da nam w końcu święty spokój. Dość żeśmy się przez niego oboje wycierpieli – stwierdziła z nieco skwaszoną miną.
- No, ale… dlaczego nic nie powiedziałaś, że wiesz? – burknął Save patrząc jak Arashi spokojnie pije herbatę. Jak pije ją posyłając mu te swoje psotne, wyuzdane spojrzenia. Westchnął.
- Jakbym cię nie znała – jego matka wzniosła oczy do nieba. – Udawał byś, że nie rozumiesz o co mi chodzi i narobił przykrości nam wszystkim – prychnęła. – No powiedz, że nie mam racji – podpuszczała go.
- Masz racje – mruknął Save z poczuciem winy. – Arashi wiele razy prosił mnie żebyśmy ci powiedzieli. Zawsze robiłem mu awanturę. A wy byliście w zmowie przez cały ten czas – burknął.
- Czasami miałem ci ochotę powiedzieć – westchnął Arashi po czym pochylił się i delikatnie pocałował Save w ucho. Blondyn odskoczył jak oparzony. – No co? – jęknął Azjata patrząc na niego jak zbity pies. – Przecież już nie musimy chować się po kontach.
- Arashi, gdzie ty masz moralność? – warknął na niego Save. – Nie mogę przecież się z tobą… nie kiedy naprzeciw siedzi moja matka – fuknął. Arashi westchnął z rezygnacją i wrócił na swój koniec sofy nagle bardzo zainteresowany swoją herbatą.
- Oj Save, ty chodzący konserwatysto – westchnęła Sophia uśmiechając się psotnie. – Zawieziesz mnie jutro do sądu. Mam ogłoszenie wyroku w sprawie naszego byłego księgowego. Wygląda na to, że nie stracimy wszystkiego, ale że twój ojciec też nie umiał tak naprawdę gospodarować pieniędzmi – znów westchnęła opadając w głąb fotela.
- A co z Arashim zostawimy go tutaj tak samego? – zapytał Save nie pewnie.
- Nie martw się skarbie. Będzie przecież służba, po za tym przyjeżdża junior. Nie będę się nudził – wtrącił czarnowłosy z błyskiem w zielonych oczach.
- No, dobrze… w takim razi nie będzie trzeba się spieszyć… - mruknął blondyn w zamyśleniu opierając się na poręczy sofy i zamyślając.

Save wrócił z matką z sądu dużo wcześniej niż się spodziewał. Przewidywał, że całe przedsięwzięcie łącznie z dojazdem w tą i z powrotem zajmie im około sześciu godzin. Tym czasem uwinęli się w cztery. Zastanawiał się gdzie znajdzie Arashiego i czy sprawi mu radość swoim szybkim powrotem. Jednak nie mógł go znaleźć. Nie było go w ich sypialni, w ogrodzie, w bawialni juniora ani przy fortepianie. Po raz pierwszy zrozumiał co Azjata miał na myśli mówiąc, że w tak dużym domu można się zgubić. Nie mając już więcej pomysłów, gdzie mógłby się ukryć jego ukochany poszedł do gabinetu ojca, trochę odpocząć. Jakoś dobrze zbierało mu się tam myśli. Gdy zaś otworzył drzwi i przekroczył próg, zamarł zaskoczony.
- Nie stój tak skarbie i zamknij drzwi bo przeciąg się robi – mruknął Arashi zza biurka, obłożony do około papierami rachunkowymi z juniorem na kolanach i okularami na nosie. Save stał jeszcze dobrą chwilę przyglądając się temu w osłupieniu. Nigdy nie widział Arashiego takiego… w okularach? Od kiedy on nosi okulary? - zastanawiał się Save, po czym w końcu wykonał polecenie i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
- Arashi, co ty właściwie robisz? – zapytał blondyn siadając na fotelu obok biurka i patrząc na Azjatę, na którego kolanach, z głową na blacie biurka spał jego syn.
- Prowadzę wam księgowość. Twoja matka ci nie mówiła? – zapytał Arashi podnosząc na niego wzrok i zdejmując okulary. – Robię to praktycznie od śmierci twojego ojca – dodał.
- Ale… - Save zamrugał zaskoczony. – Jak to możliwe, że nigdy nic nie zauważyłem? - jęknął.
- Skarbie dużo pracujesz, a potem jesteś zmęczony. Nie zauważył byś nawet jakbym zaczął chodzić z tobą na randki nago – stwierdził Azjata.
- No wiesz… - burknął Save. – To bym akurat zauważył. Ale, Arashi, od kiedy ty się znasz na księgowości? – zapytał wciąż nie mogąc tego przyjąć do wiadomości.
- Od czternastu lat – powiedział Arashi uśmiechając się. Widząc minę Save kontynuował. – Pamiętasz jak mówiłem ci, że brałem narkotyki i się uzależniłem. Później Tora mnie kopnęła żebym poszedł na odwyk. Tam żeby zająć nam czas i ogólnie nam pomóc każdy miał jakiś kurs… mi przypadł księgowości. Taka mała rodzinna jest łatwa i trudno się pomylić. Wystarczyło, że odświeżyłem sobie kilka zasad i poznałem zmiany w prawie – dodał składając papiery i układając je na kupkę. Save wciąż jeszcze patrzył na niego jakby widzieli się po raz pierwszy. Arashi zdjął okulary i pogłaskał śpiące na jego kolanach dziecko. Blondyn w końcu się otrząsną.
- Arashi, czy ty nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać? – westchnął uśmiechając się do niego z zadowoleniem.
- Nigdy. Wiesz gdybym przestał szybko byś się mną znudził – stwierdził Arashi wstając i biorąc juniora na ręce. Po chwili położył go na sofie naprzeciw jego ojca. – Wiesz skarbie, zawsze chciałem się tu z tobą kochać – wyznał. Save spojrzał na niego z przerażeniem.
- Arashi, takie rzeczy przy dziecku, bądź ty rozsądny – prychnął.
- Przecież nie mówię, że teraz. Ale gdybyś kiedyś miał ochotę – mruknął okrywając małego Save kocem i idąc do jego ojca.
- Arashi, a ty wciąż myślisz tylko o jednym – westchnął z rezygnacją Save.
- To by było chyba nie w porządku, gdybym myślał o kimś innym niż ty – zamruczał Arashi opierając się na podłokietnikach fotela i nachylając do Save. Zmrużył oczy patrząc wprost na niego. – Im jesteś starszy skarbie, tym bardziej mi się podobasz – dodał, po czym nie pytając o nic skradł mu długi, namiętny pocałunek z ust.

Wdowa Sarivald od dłuższego czasu szukała syna po całym domu. Arashiego też nigdzie nie mogła znaleźć. Dlatego też gabinet jej zmarłego męża był ostatnim miejscem do którego zajrzała. Otworzyła drzwi, ale biurko było zdecydowanie puste.
- Save? – zapytała będąc pewną, że nim tu weszła słyszała głos syna.
- Nie, siedź gdzie jesteś… - zabrzmiał stłumiony szept, gdzieś w głębi pokoju.
- Spokojnie, przecież nie sprawi ci za to lania – odezwał się inny szept z tego samego miejsca.
- Arashi… nie… - dodał zdesperowany głos Save, po czym zza oparcia podłużnej sofy, ustawionej tyłem do wejścia, wynurzyło się popiersie Arashiego. Jego skóra była zroszona potem, a na twarzy widać było jeszcze rumieńce, oddech także był nieco przyspieszony. Część ubrania, która była widoczna okazała się mocno zwichrowana.
- Przepraszam Sophi, ale jesteśmy obiecanie trochę zajęci – powiedział uśmiechając się do niej. – Czy to pilne?
- Arashi… zabije cię – odezwał się zrezygnowany głos Save.
- Nie… to nic ważnego – powiedziała jego matka nieco zawstydzona. – Chciałam tylko zapytać kiedy mnie opuszczacie – dodała już pewniej. Arashi przeniósł wzrok na coś poniżej.
- W poniedziałek muszę być w poradni, wiec pewnie jutro wieczorem – dało się słyszeć zrezygnowany głos blondyna. – Oboje jesteście okropni – jęknął.
- Save, przecież to naturalne… - zaczęła jego matka uśmiechając się, ale to mógł zobaczyć tylko Arashi.
- Co jest naturalne?! Że matka wchodzi jak jej syn uprawia seks z mężczyzną… to chore… ał Arashi, nie ruszaj się tak gdy jesteś… BOŻE MAMO WYJDŹ STĄD!

- Nie patrz tak na mnie. Śpisz na kanapie – syknął Save patrząc groźnie na Arashiego.
- Skarbie ciągle się dąsasz? Przecież to nie była moja wina – jęknął.
- Oczywiście, że była twoja. Nie czaruj mi tu – fuknął Save wciąż patrząc jak na anioł na potępieńca. Nie pomogła nawet smętna minka na sarenkę.
- No ale skarbie. Co ja mogłem zrobić? Poczekać aż do nas podejdzie i zobaczy cię rozkraczonego pode mną? – zapytał tracąc cierpliwość.
- Mogłeś w ogóle nie zaczynać. Mówiłem ci, że gabinet mojego ojca nie jest odpowiednim miejscem na takie rzeczy – syknął Save.
- Ale nie protestowałeś, jak tam poszliśmy właśnie w celu robienia tych rzeczy – sprzeciwił się zielonooki.
- Arashi, koniec dyskusji. To był zły pomysł. Gdybym cię nie posłuchał wszystko było by dobrze.
- Ale skarbie… ile jeszcze każesz mi spać na kanapie. Przecież to, że cię nie dotykałem przez ostanie trzy tygodnie nie cofnie czasu. Nawet jak zaczniemy żyć w celibacie to i tak nic nie zmieni. Twoja matka nas nakryła, ale nic nie widziała, po za tym zareagowała całkiem spokojnie. Powinieneś się cieszyć, że masz taką matkę, która nie wpada w panikę dowiadując się, że jej trzydziestoletnie dziecko uprawia seks!
- Przestań – warknął Save wstając. – Dzisiaj śpisz na kanapie. I koniec.
- A jutro? – zapytał Azjata bez większego entuzjazmu.
- Zastanowię się. – dodał chłodno blondyn idąc do sypialni.


________________________________________________________________________

PS: to przed ostatnio odcinek.