Opowiadanie znajdujące się na tym blogu jest opisem miłości dwóch mężczyzn. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, lub tego typu związki wywołują Twoje zgorszenie, proszę, opuść tę stronę. Opowiadanie może zawierać opisy scen erotycznych oraz wulgaryzmy pojawiające się jako specyfika języka bohaterów – proszę mieć to na uwadze, przystępując do lektury.

piątek, 29 marca 2013

Rodział XV 1 z 3 Porwanie.

Znów bez betowania. Jakby jednak kogoś raziły błędy, proszę dawać znać, co i gdzie, w komentarzach. Z góry dzięki i miłej lektury.

***




Save wcale nie miał ochoty odprowadzać Helen. Zgodził jednak się na prośbę Arashiego. W końcu dla niego był gotowy zrobić wszystko. Dziewczyna koniecznie chciała jakoś się im obu odwdzięczyć. Save przyschnął na to pogardliwie. Brunet zastanawiał się, co mogłaby, dla niego zrobić i wtedy dowiedział się, że jej ojciec jest producentem muzyczny. Wtedy oczy Azjaty rozświetliły się. Wiedział bowiem, że Neko gra od jakiegoś czasu w jakiejś kapeli i na pewno marzy mu się szansa na zaistnienie. Helen obiecała, że porozmawia z ojcem. Po jakimś czasie zadzwoniła do Arashi i za jego pośrednictwem umówiła zespół Neko ze swym ojcem. Tak zaczęła się kariera muzyczna Neko.
Arashi i Save zaś wrócili do mieszkania. Blondyn był skwaszony brakiem uwagi ze strony Arashiego, a on był wycieńczony wysiłkiem, jaki włożył w tę wycieczkę. Marzyło mu się tylko wygodne duże łóżko… albo chociaż kanapa. Opadł ciężko na to, co było najbliżej. Wyciągną papierosa. I wtedy napotkał spojrzenie Save. Było jakieś dziwne, jakby blondyn czegoś od niego oczekiwał.
- Mógłbyś mnie poczęstować? – bąknął Save z niezadowoleniem. Arashi zamrugał oczami, chwilę zastanawiając się czy mu się nie przesłyszało.
- Ale, skarbie, przecież ty nie palisz.
- Zawsze mogę zacząć – burknął buntowniczo Save.
- Ale… wiesz, jakie to świństwo? Wiesz, ile to chorób na człowieka sprowadza? To szkodliwe paskudztwo, nie chcę, żebyś się rozchorował…
- Arashi mam ci przypomnieć, jak bardzo jest szkodliwe palenie bierne? – zapytał Save, mrużąc niebieskie oczy. Arashi spojrzał na swego jeszcze nieodpalonego papierosa.
- Masz rację. Czas z tym skończyć. – powiedział, wstając.
- Dokąd idziesz? – zapytał podejrzliwe Save.
- Idę rzucić nałóg. Nie będę cię więcej truł tym świństwem – stwierdził stanowczo i poczłapał w kierunku kuchni.
- Wystarczyłoby, żebyś mnie poczęstował. Wolisz rzucić palenie niż dać mi jednego… - prychnął Save. Arashi nie zwrócił na to uwagi, spełnił swoje zamierzeni i dopiero co rozpoczętą paczkę wrzucił do kosza. Gdy wrócił do pokoju, przytulił się do pleców Save.
- Oczywiście ze wolę rzucić palenie niż wciągnąć cię w coś tak paskudnego. Wystarczy, że zrobiłem z ciebie seksoholika. – mruknął, całując go namiętnie w policzek.
- Arashi to ty masz same nałogi – burknął Save, odpędzając go dłonią jak muchę.
- Co cię ugryzło skarbie? – zapytał smętnie Azjata.
- Nic. Teraz daj mi przejść muszę zmienić pościel – burknął znów, mijając go. Arashi nie miał siły, by dalej drążyć temat, poza tym wydawało mu się, że wie, o co złości się jego ukochany. I tak by go nie przekonał, że nie ma o co się dąsać.
Humor Save nie poprawił się do wieczora, ale Arashi jak zwykle to nie przeszkadzało. Wyszedł spod prysznica i zakrył wszystkie miejsca, których Save nie powinien jeszcze oglądać. Po czym wysuszył włosy, bo jego ukochany nie lubił mieć mokrej poduszki. Przejrzał się jeszcze raz w lustrze. Po wczorajszej opuchliźnie na twarzy zostały już tylko siniaki i czerwone plamy. I tak wyglądał dużo lepiej. A może już się nie podobał Save? Zresztą sobie także nie podobał się w takim stanie. Pewne rzeczy jednak wymagają poświęceń, szkoda tylko, że Save nie chce tego zrozumieć. Nie tracą optymizmu, Arashi poszedł do sypialni. Save zgasił już światło i położył się na boku. Plecami do środka łóżka. Naprawdę był rozgoryczony, ciekawe tylko czym? Arashi wsunął się pod kołdrę i przysunął do niego. Żadnej reakcji! Zaczął go delikatnie głaskać opuszkami palców po karku. Znowu nic! Przysunął się jeszcze bliżej i złożył delikatny pocałunek za uchem Save.
- Arashi, próbuję zasnąć – burknął Save.
- Ale ja nie dostałem buzi na dobranoc – sprzeciwił się Azjata, przesuwając dłonie na pierś studenta. Save westchnął z irytacją i odwrócił się do niego.
- Na co ty liczysz? – warknął. – Jesteś cały poobijany.
- To nie znaczy, że straciłem sprawność. – burknął brunet, udając urażonego.
- Arashi, widziałeś się w lustrze. Twoja twarz wygląda jakby… dobrze wiesz, jak wygląda. Wolę nie wiedzieć, jak jest z resztą – westchnął Save, chcą się odwrócić z powrotem.
- No wiesz, skarbie, myślałem, że kochasz mnie za coś więcej niż moje ciało i cudowna twarz.
- Widzisz Arashi, wydało się. Teraz śpij – powiedział blondyn głosem pozbawionym uczuć. W Arashi aż zawrzało. Nie lubił tego typu żartów. W końcu dobrze wiedział, jaki jest pociągający, nigdy nie wiadomo czy tego typu uwagi brać na poważenie. Postanowił się nie poddawać. Objął Save w pasie i zaczął delikatnie pieścić jego kark ustami. Jego dłonie błądził po torsie blondyna. Chwilę później usta Azjaty pieściły Save za uchem. Student starał się zachować chłód, ale nigdy mu się to nie udawało przy brunecie. Szybko poddał się i jękną z przyjemnością, odprężając się w jego ramionach. Chwilę później odwrócił się do niego i pozwolił mu na większą swobodę ruchów. Arashi był taki cudowny i wprawiony. Doskonale wiedział, co blondyn lubi. Zaczął odwzajemniać jego pieszczoty. Objął go i całował namiętnie. Zawsze było im tak dobrze. Do chwili, gdy Arashi jęknął! Save niechcący dotkną jednego z bardziej obolałych miejsca na jego ciele.
- Właśnie o tym mówiłem! – warknął zirytowany student, odwracając się do Arashiego plecami.
- Ale przecież to tylko… daj spokój, możemy kontynuować. – upierał się skośnooki.
- Nic z tego! – Save usiadł na łóżku gwałtownie. – Jeszcze mi tego brakowało, żebyś się wykrwawił w moim łóżku. Nic nie mów – powiedział stanowczo, gdy Arashi otwierał usta, by się sprzeciwić. – Okami powiedział, że masz odpoczywać, to będziesz odpoczywał. Nie będzie żądnych zabaw, dopóki nie wyzdrowiejesz!
- Chcesz mnie zmotywować? Wiesz ja i tak tego nie przyspieszę – stwierdził Arashi beztrosko.
- Arashi czy ty choć przez chwilę pomyślałeś o tym, co ja tu przeżywałem? Umierałem ze strachu o ciebie, a ty zjawiłeś się w takim stanie! Masz teraz wyzdrowieć, potem zastanowisz się nad tym wszystkim – warknął Save, po czym równie gwałtownie, jak siadł, położył się.
- Ale przytulić chyba się możemy? – jęknął zdesperowany Azjata. Usłyszał w odpowiedzi ciężkie westchnienie Save i poczuł, jak student przysuwa się do niego. Arashi nie zadawał więcej pytań, wykorzystał po prostu jego bliskość i objął go. I tym się musiał zadowolić.
Celibat, jak to nazywał Arashi, udzielił się im obu. Obaj jednak byli zbyt dumni, żeby przyznać się do tego. Save nie chciał okazywać słabości, w końcu Arashi ma wyzdrowieć i się nie męczyć. Arashi nie chciał się sprzeciwiać. Okami często ich odwiedzał i sprawdzał stan zdrowia bruneta. Z zadowoleniem mówił, że jest coraz lepiej. Całkowity powrót Arashiego do zdrowia zajął mu miesiąc. Zniknęły wszystkie siniki, rany się zagoiły. Azjata z niecierpliwością czekał na zbawcze słowa Okami, które uświadomią Save, że wszystko jest już w porządku. Odkąd Arashi wprowadził się do swojego ukochanego i zaczął zajmować mu połowę łóżka, nigdy nie robili sobie dłuższej przerwy niż trzy dni. Zazwyczaj wypadało to na weekend, gdy Azjata spędzał całe noce w klubie. Ten miesiąc celibatu dał mu się mocno we znaki.
- No Arashi, wygląda na to, że się wylizałeś. Ale na przyszłość nie pakuj się w takie sprawy. Nie zamierzam cię następnym razem zeskrobywać ze slumsów – powiedział w końcu Okami na przegnanie. Azjata uśmiechnął się niewinnie, zamykając za nim drzwi. Spojrzał na Save. Blondyn uparcie patrzył w książkę, jakby nic nie słyszał. Arashi postanowił mu to powtórzyć. Usiadł obok niego. Położył mu rękę na udzie i zaczął go całować namiętnie. Jego zamiary były oczywiste. Save wyrwał się zniecierpliwiony.
- Wybij to sobie z głowy. Muszę się uczyć – burknął.
- Przecież masz wolne. Do października nie musisz się niczego uczyć – powiedział Arashi namiętnie i już nie pytając o nic, zaczął rozbierać kochanka, w razie potrzeby używając siły. Save próbował protestować, ale w końcu i tak pozwolił mu na wszystko. Zresztą doskonale wiedział, że jego protesty na nic by się zdały przy stęsknionym Arashim. Sam jednak też tęsknił za ciałem kochanka, za jego nieograniczoną miłości i nienasyconą rządzą. Student myślał, że poczekają do wieczora. Tancerz przecież nie raz powtarzał, że nie lubi robić tego za dnia. Czyżby był aż tak spragniony? Do tego po raz pierwszy nie robili tego w łóżku! Może poza pierwszym razem, gdy brunet doprowadził go do końca w kuchni. Teraz kochali się na kanapie. To było niesamowite przeżycie. Nigdy wcześnie Arashi nie był taki stęskniony. Jego pieszczoty pozostały czułe i delikatnie, ale wszystko inne robił niecierpliwie na siłę i nieco brutalnie. Jednak mimo to Save był przekonany, jak za każdym razem, że jest im razem coraz lepiej!
Arashi zdążył już ochłonąć i wskoczyć w spodnie. Usiadł na kanapie z wyrazem spełniania na twarzy. Blondyn chwilę jeszcze dyszał ciężko, po czym sięgną po swoje ubranie. Usiał blisko Azjaty. Chwile siedzieli obok siebie. W końcu Save przytulił się do niego i zaczął go namiętnie całować.
- Jeszcze ci mało? - jęknął Azjata. – Myślałem, że byłem za ostry…
- Byłeś jak zawsze wspaniały – mruknął Save, wbijając drżące palce w ciało kochanka. Ten nie ruszył się nawet o cal. Save w końcu usiadł mu na kolanach okrakiem. Arashi odchylił głowę za oparcie kanapy i pozwolił mu działać. Blondyn całował go po całym ciele, w końcu dosięgnął szyi i uszu.
Arashi nagle podskoczył gwałtownie, po czym spojrzał zaskoczony na Save.
- Czy mi się zdawał, czy ugryzłeś mnie w ucho? – zapytał.
- Przepraszam – mruknął zmieszany Save. – Więcej tego nie zrobię - doda i zaczął schodzić z jego kolan. Azjata jednak był szybszy, chwycił go w pasie, po czym przewrócił na kanapę.
- Jeśli tylko sprawia ci to przyjemność. Tylko nie odgryź mi ucha, lubię je – powiedział, całując Save po szyi. Chwile tak go przytulał i pieścił. Do czasu aż nie przerwał im dzwonek telefonu. Arashi podniósł się na łokciach i rozejrzał za aparatem, gdyż to jego dzwonił. Save przyciągnął go zniecierpliwiony do siebie.
- Skarbie to może być coś ważnego – jęknął brunet, wyciągając rękę po telefon, który telepał się w kieszeni koszuli rzuconej na ławę.
- Arashi co może być ważniejszego od nas? - sprzeciwił się Save, próbując go powstrzymać. Azjata jednak był silniejszy i chwycił w końcu telefon. Spojrzał na wyświetlać i skrzywił się. Jednak odebrał, nim Save zdążył mu go odebrać. Arashi chwilę wysłuchiwał, tego co druga strona miał do powiedzenia, przytakując tylko. Po czym się rozłączył. Spojrzał przepraszająco na Save.
- Muszę iść do klubu, inaczej Kata znajdzie mnie i wykastruje. – powiedział, podnosząc się.
- A co ze mną? – jęknął Save, patrząc na ubierającego się Azjatę z wyrzutem.
- Poczytaj coś. Na pewno chodzi tylko o jeden występ. Szybko wrócę – powiedział Azjata, całując go w czoło.
- O której masz ten występ? – zapytał Save z miną skazańca.
- O północy. Będę więc koło pierwszej – powiedział wesoło tancerz, po czym znów pocałował Save w czoło i wyszedł w pośpiechu.

Save niecierpliwym krokiem zbliżał się do Illusions, Spóźnił się na występ, ale tak ciężko było mu oderwać się od lektury. Odkąd był przy nim Arashi, w ogóle zapomniał, że są na świecie jeszcze inne rozrywki. Arashi. Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, ile on dla niego znaczy? Zresztą nie musi, może to i lepiej. Przynajmniej nie martwi się o jego poczytalność, w którą sam Save zaczynał wątpić. Zaśmiał się radośnie, mijając puste przecznice. Oparł się o jakiś rozpadający blok. Zamknął oczy, myśląc o tym, jak cudownie będzie zobaczyć za chwile Arashiego. Jak miło będzie, jak schwyci go silnym zdecydowanym ruchem za ramiona, jak przyciągnie go do swego ciała. Z rozmarzeniem spojrzał w gwiazdy. Słyszał już głośną muzykę docierającą z klubu. Była jeszcze przytłumiona. Odległa… I nagle, zupełnie niespodziewanie przeszedł go dreszcz. Zobaczył surowe szare oczy swojego ojca, patrzące zza srebrnych okularów znad zadymionych akt. Usłyszał powarkiwanie trzech rosłych dobermanów. Jeden kiedyś go zaatakował, ojciec wtedy zastrzelił go na jego oczach. Co by było, jakby ten surowy człowiek się dowiedział? Powietrze przeszył niespodziewany pisk opon, przywracając studenta do rzeczywistości. Save poczuł, jak serce w jego piersi zamiera, a potem nagle przyspiesza. Obejrzał się na czarny samochód. Udawał, że to go nie dotyczy, choć miał złe przeczucia. Ruszył szybkim krokiem w stronę Illusions, w końcu tam zawsze było dużo ludzi. Tam był Arashi! Został mu już tylko jeden zakręt…

Arashi właśnie żegnał się z Torą, gdy poczuł nieodpartą chęć zobaczenie Save. To uczucie było jakieś niepokojące. Wyszedł wiec pośpiesznie. Nagle ogarnęło go przeczucie czegoś niedobrego. Przyspieszył jeszcze bardziej, skręcił w pierwszą uliczkę… Na chwilę stracił kontakt z rzeczywistości i stanął jak słup soli. Nie mógł się ruszyć, obserwował tylko biernie, jak Save szamocze się z jakimiś zamaskowanymi ludźmi. Gdy blondyn dostał cios w tył głowy i stracił przytomność, Arashi otrzeźwiał. Wybuchał w nim taka wściekłość, że nie myśląc wiele, rzucił się w stronę napastników. Był jednak daleko. Na tyle daleko, że student został wrzucony do bagażnika samochodu, a porywacze zniknęli w jego wnętrzu.
Opony znów zapiszczały, a tancerz szybko został daleko w tyle za samochodem. Azjata z jękiem opadł na kolana, nigdy jeszcze nie czuł się tak bezradny. Do tego paliło go w piersi. Jak długo biegła za tym samochodem? Dlaczego nie zapamiętał numerów?!
- Arashi nie możesz tu siedzieć – usłyszał znajomy głos jak z oddali. Ktoś chwycił go pod rękę, podniósł i z ciągną z jezdni - Arashi, powiedz coś. Czemu leciałeś za tym samochodem jak wariat, nie mogłam cię do gonić – mówił dalej głos. – Arashi! – ktoś nim potrząsną. Gdy to nie pomogło, otrzymał policzek i wtedy nieco do siebie doszedł.
- Tygrysku… - jęknął, patrząc na nią pełnymi od łez oczami. – Oni mi go zabrali – jęknął.
- Arashi, o czym ty mówisz? Jacy oni, kogo zabrali?
- Nie wiem – jęknął znów brunet, kryjąc twarz w dłoniach. – Mój kochany skarb… a ja nie zdołałem mu pomóc… - jęknął tylko, zalewając się łzami.

- Arashi wystarczy, kopcisz jak lokomotywa. – powiedziała Tora, widząc, jak Azjata odpala kolejnego papierosa. Brunet był jakby nieobecny duchem. Jej słowa w ogóle do niego nie docierały, patrzył martwo przed siebie i palił jednego za drugim. - Arashi! Mówię do ciebie – warknęła.
- Proponuję kurację szokową – powiedział Okami, przyglądając się przyjacielowi. Tora spojrzą na niego pytająco.
- Wygląda na to, że martwi się tym, że nie umiał pomóc Save, którego kocha. Widział, jak coś mu się stało, wiec na pewno nadal chcę mu pomóc. Walnij kilka razy po twarzy, jemu na pewno nie zaszkodzi – wyjaśnił, wzruszając ramionami. Tora chwilę przyglądała się Arashiemu. Po czym wzięła potężny wdech, uniosła rękę i uderzyła go w policzki trzy razy otwartą dłonią - Arashi! Save cię potrzebuję, a ty sobie palisz jak gdyby nigdy nic! – zawołała krytycznie. Uderzenia był tak silne, że obojętny na wszystko Azjata został z twarzą zwróconą w obok. Chwilę malowało mu się na niej oszołomienie. Po chwili zamrugał powiekami i spojrzał na Torę.
- Ale co ja mogę zrobić? – zapytał z rozpaczą.
- Coś wymyślimy – powiedziała dziewczyna wdzięczna opatrzności, że zdołała „obudzić” Arashiego. Chwilę myślała. – Może poprosisz kogoś o pomoc… masz przecież wielu dłużników, których rodzice zajmują ważne stanowiska. Możesz to wykorzystać. Na pewno znajdzie się ktoś z policji, będziesz miał wieści o Save – powiedziała. Oczy Arashi nabrały nowego blasku. Azjata chwyciła za telefon. – Nie teraz – zaprotestowała Tora, łapiąc go za ręce. – Jest noc i nikt na pewne jeszcze nic nie wie. Teraz musisz się położyć i spróbować przespać. Zostaniemy z tobą – powiedziała, uśmiechając się do niego czule.
Arashi zasnął, ale całkiem sam. Okami pomógł mu w tym, dając środki nasenne. Ranek przyniósł ze sobą przykre przebudzenie w pustym łóżku. Nawet pyszne śniadanie zrobione mu przez Torę nie poprawiło jego nastroju. Siedział tylko, wpatrując się w nie bez wyrazu. Dziewczyna usiadła obok niego i delikatnie się przytuliła.
- Arashi jakoś to będzie – powiedziała, głaszczą go po policzku. – Wszyscy ci pomogą tak, jak ty zawsze pomagasz – mruknęła, po czym zaczęła go karmić, albo raczej próbować nakarmić i prosić by jadł. – Arashi jak nabawisz się anemii, na nic mu się to nie przyda. – powiedziała w końcu. Ten argumentów najwyraźniej do niego przemówił. Zjadł kilka kęsów.
- Tygrysku, od czego ja mam zacząć? – zapytała z rozpaczą w oczach i głosie.
- Zadzwoń do znajomych, których krewni pracują w polucji i poproś o sprawdzenie tych numerów – powiedziała, wyjmując z kieszeni małą karteczkę. Arashi spojrzał na nią pytająco. – Jak leciałeś za tym samochodem, pomyślałam, że to coś ważnego wiec przyjrzałam się rejestracji – wyjaśniała.
- Tora, jesteś genialna. – wykrzyknął, a oczy mu zalśniły chęcią do życia. Natychmiast objął dziewczynę w pasie i mocno do siebie przytulił. Zaskoczona Tora krótko krzyknęła, po czym odwzajemniła uścisk Arashiego. - Tygrysku co bym bez ciebie zrobił? – mruknął Azjata.
- Leżałbyś w piachu. – stwierdziła, przytulając go do piersi i głaszczą po włosach.

Save poczuł tępy ból z tyłu głowy, który pulsował z każdą chwilą coraz silniej. Spróbował się ruszyć. Jęknął. Jakaś część jaźni niespowita tym okropnym bólem mówiła mu, że stało się coś złego. Spróbował się poruszyć. Nie mógł. Chwile jeszcze próbował, gdy zrozumiał, że jest związany. Ciężko było mu oddychać, właściwie to się dusił. Czuł zapach lnianego worka. Nagle chwyciły go mdłości i zawroty głowy. Przez jeden krytyczny moment bał się, że zwróci.
- Ocknął się - stwierdził jakiś zimny głos. - Wygląda na to, że jednak jeszcze trochę pożyje - dodał. Save usłyszał jak ktoś idzie w jego stronę. Niespodziewanie poczuł uderzenie w brzuch, jęknął, czując, jak łzy napływają mu do oczu i braknie powietrza w płucach. Czego ci ludzie od niego chcą, czego?!
- Może się z nim zabawimy co? - zapytał nieprzyjemnie wysoki męski głos, który nasunął Save skojarzenie z jakimś podłym wyrostkiem.
- Spokojnie Terry - powiedział trzeci głos. Był inny od pozostałych, słychać było w nim zimne wyrachowanie. - Na razie trzeba byłoby gdzieś go ukryć - Save poczuł, jak ktoś bierze go za kołnierz. Szarpał się, ale nic nie mógł zrobić. Po chwili stracił grunt, a potem ktoś z powrotem cisnął go na ziemię. Tak, że zabrakło mu tchu. - Bob ostrożnie… Jak go za bardzo poobijasz, nie będzie w stanie rozmawiać z ojcem.
- Wiesz, ja mam pomysł! - odezwał się znów ten nieprzyjemny piskliwy głos. - A gdyby tak, mieć jeszcze jeden element przetargowy z jego ojcem - powiedział, z dumą akcentując słyszane na jakimś filmie słowa.
- Mów dalej - zachęcił niewątpliwy przywódca.
- A gdyby tak wymierzyć policzek naszemu panu adwokatowi i zrobić jego synkowi parę fotek? Z jakąś rozgrzaną cizią? - powiedział młokos.
- Może z Lolą? - zapytał gruby głos i roześmiał się niskim barytonem.
- Nie… Wiadomo, że ta dziwka zrobi wszystko za pieniądze. Zresztą co złego jest w korzystaniu z dziwek? - zamyślił się. - Ale jakbyśmy zabrali go do "Two face".
- Tego baru dla gejów? Po co? - zdziwił się baryton.
- Chyba wiem, co ci chodzi po głowie. Ale najpierw trzeba zadzwonić do jego ojca, by zachował milczenie, inaczej nie będziemy mogli się z nim poruszać po mieście i nie znajdziemy żadnego frajera, którego byśmy mu podłożyli.
- Dobra, dawaj kominiarkę i komórkę - powiedział piskliwy głos. Po chwili Save poczuł, jak ktoś go brutalnie podnosi. Zdjęto mu wreszcie ten okropny worek i rozwiązano ręce. Zobaczył, że jest w małym ciemnym pomieszczeniu, a przy nim stoi wyjątkowo napakowany typ, którego głos ni jak miał się do ciała. Wcisnął mu komórkę w dłoń i kazał wykręcić numer do ojca. Save zdębiał, ale jak zobaczył nóż w jego ręce, szybko wystukał numer i czekał. Głuchy sygnał, jeden, drugi wreszcie szorstki głos.
- Słucham? - Save przełknął ślinę.
- Ojcze… - zaczął nieskładnie, ale porywacz wyrwał mu telefon z dłoni. Save był nawet za to wdzięczny. Naprawdę nie wiedział, co mógłby mu powiedzieć, przecież nie rozmawiał z ojcem już od tak dawna.
- Słucham, kto mówi? - odzywał się już lekko zirytowany głos w słuchawce. Student zamknął oczy, zakręciło mu się w głowie. Oparł się o ścianę, słuchał, jak porywacz przedstawia swoje żądania, jak każe nie angażować policji, jak żąda okupu. Więc chodziło tylko o okup. Poczuł, jak robi mu się słabo i osunął się na ziemię.
Ocknął go policzek w twarz. Zobaczył przysłoniętą kominiarką twarz.
- Pij i jedz - powiedział chłodno porywacz, podając mu cole i wyjątkowo sfatygowanego hamburgera. Save normalnie pewnie by na coś takiego nie spojrzał, ale teraz nie chciał zdenerwować porywaczy i choć jedzenie stawało mu w gardle, zjadł, co mu oferowano. Nie poczuł się wcale przez to lepiej. Zemdliło go.
- Jeśli wyrzygasz, będziesz to zjadać z podłogi - powiedział oprych, patrząc na niego chłodno. Save zadławił się, ale zmusił się i stłumił nudności. Położył się na podłodze. Tak bardzo bolała go głowa. Poczuł, jak powtórnie jest wiązany, po chwil zmorzył go sen.

poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział XIV 3 z 3 Helen

Znów bez porządnego betowania, za to przepuszczone przez lepszy program do korekcji błędów, więc może nie będzie tak źle.




- Okami, w czym wam przerwałem? – zapytał tak nagle, że chłopak aż drgną. Milczał jednak uparcie. – Mi możesz powiedzieć. Zamierzałeś jej się w końcu oświadczyć? A może postanowiłeś zrezygnować ze swojej zasady brak seksu przedmałżeńskiego? – Arashi spojrzał na niego wyzywająco, a twarz Okamiego poczerwieniał ze złości, odezwał się jednak spokojnie.
- Mam wobec Tory czyste zamiary. Zasiedzieliśmy się – mruknął nie wytrzymując spojrzenia Arashiego i spuszczając wzrok.
- No w te zamiary to wierze. Ale zadzwoniłem niewiele przed pierwszą, aż tak się zasiedzieliście czy po prostu nie miałeś ochoty jej wypuszczać z domu? – Okami nic nie odpowiedział. – Słuchaj, ona cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko. Ale lepiej pośpiesz się z oświadczynami bo widzę jak gaśnie.
- Co masz na myśli? – zapytał Okami z przerażeniem.
- Jest jej smutno, zaczyna wątpić. Oczywiście nie pozwiedzała mi tego, ani nie przyznaje się sam przed sobą. Widzę, że ta twoja niepewność i niezdecydowanie źle na nią działają. – Na chwilę przerwał. Zaciągnął się papierosem i wypuścił dym. – Nie musicie się przecież zaraz następnego dnia pobierać. Ale ona potrzebuję zapewnienia. Pokaż, że ci na niej zależy. – Azjata zgasił papierosa na parapecie, po czym wyrzucił niedopałek. Przechodząc poklepał Okamiego po ramieniu i zabrał go do salonu. – No to teraz odprowadź mojego tygryska do domu, jej bracia pewnie umierając ze zmartwienia – powiedział do przyszłego lekarza, który patrzył na Tora w zupełnie inny sposób niż przed odbyciem z Arashim tej rozmowny. Na szczęście dla Azjaty ona tego nie zauważyła.
- Ty – burknęła, celując palcem w Arashi. – Jak wydobrzejesz, skopię ci tyłek tak, że nie będziesz mógł usiąść przez tydzień. – syknęła, podchodzą do „brata”. Mimo że był w tak żałosnym stanie, wyprostował się butnie i prezentował się naprawdę dobrze.
- Jak wydobrzeje to mój tyłek skopie Kata, za to, że znów pozbawiam jej klub dochodów. Dla ciebie nie starczy miejsca na moim tyłku – stwierdził.
- Nie ważne, skopię ci co innego. Zawsze musisz mnie tak straszyć. Do tego Okami powiedział, że to nie pierwszy raz do niego dzwonisz. Zawsze ukrywałeś przede mną jak bardzo cię obili, tak?! – krzyknęła wściekle. Arashi nie był w stanie na to odpowiedzieć. Szukał ratunku u swego wspólnika, ale ten skapitulował już dawno. – Zawsze dzwoniłeś do niego i wracałeś do domu jak było już z tobą lepiej, dlatego tak nagle znikałeś mówiąc… - przerwał i naprał powietrza. – Ty, ty idioto! Ty samolubny kretynie! Czemu mnie okłamywałeś.
- Tygrysku nie tragizuj. Przecież nic mi nie jest – stwierdził beztrosko. – I nigdy nic mi nie było – wzruszył ramionami.
- Nie masz w ogóle wyobraźni! – znów wrzasnęła. – A co by było, gdyby on nie był w stanie ci pomóc. Jakbyś stracił cenny czas na leczenie się u niego i umarł? – Arashi znów wzruszył ramionami.
- To bym nie żył. Tygrysku, przestań martwić się przeszłością i mną. Zajmij się przede wszystkim swoją przyszłością – powiedział i załagodził jej złość pocałunkiem w czoło. – Teraz już idźcie i nie pozwalaj mu wracać samemu po nocy. – powiedział, odprowadzając ją pod drzwi. Tora włożyła buty i spojrzała na Arashiego jeszcze raz podejrzliwie. Ku jego zaskoczeniu jednak zaczęła o czymś innym.
- Ustaliliśmy z Save, że powinieneś się położyć razem z Helen do łóżka, a on prześpi się na kanapie. – Arashi chciał zaprotestować. – Tobie i jej potrzeba komfortu. Poza tym jesteś w takim stanie, że ledwo trzymasz się na nocach, więc nie ma się co martwić, że wpadniesz na jakiś głupi pomysł. Save nic się nie stanie jak raz pocierpi w dobrej sprawie – burknęła tylko, zakładając kurtkę i wychodząc. Okami pożegnał się ze wszystkimi, powiedział, że będzie zaglądał do swojego pacjenta, po czym poszedł za Torą. Arashi pomachał im na dobranoc, po czym zamknął drzwi i spojrzał na blondyna. Mił skwaszona minę, ale najwyraźniej zrozumiał, co chodziło Arashiemu teraz po głowę.
- Na mnie nie patrz. Ty chyba wiesz najlepiej, że z nią się nie dyskutuje – burknął.
- Wiesz to twoje mieszkanie – powiedział Arashi ostrożne. Save spojrzał na niego gniewnie.
- Czego ci tu brakuje? Chcę, żebyś czuł się jak u siebie – burknął nie przyjemnie, więc jego słowa nie zabrzmiały zbyt szczerze. Arashi uśmiechnął się.
- Dobrze, będzie, jak chcesz, ale mógłbyś pożyczyć nam po piżamie? – stwierdził niepewnie, a gdy Save na niego spojrzał pytająco, Azjata dodał. – Wiesz, ja nic takiego nigdy nie miałem, a jej spanie w skórze raczej nie wyjdzie na zdrowie. – Student westchnął.
- Poszukam czegoś, co by pasowało – powiedział, po czym wstał, minął Arashiego, udając obojętność.
Z piżamom dla Helen nie było żadnego problemu. Jednak żeby znaleźć coś dla bruneta, Save nieźle się napocił, a i tak było to na darmo. Był przecież znacznie drobniejszy od Azjaty i nie kupował za dużych piżam. Jednak wspólnymi siłami znaleźli coś w zastępstwie. Brunet wyszukał najbardziej przyzwoite bokserki i jakąś koszulkę. Po czym przebrał się w łazience, Helen została w sypialni, zakładając piżamę Save. Przed pójściem spać Arashi zatrzymał się nad leżącym już na kanapie blondynem.
- Gniewasz się skarbie? – zapytał skośnooki głosem pełnym skruchy. Student westchnął. Było mu niewygodnie i wiedział, że tej nocy nie prześpi spokojnie, zwłaszcza mając wiedzę, że tam w sypialni Arashi dzieli jego własne łóżko z jakąś dziewczyną.
- Nie – odburknął zimno.
- Kłamczuszek – zaśmiał się Azjata i pochylił nad nim. – Wiesz przecież, że nie w głowie mi teraz romanse z innymi. Kocham tylko ciebie – mruknął uwodzicielsko. – Poza tym jestem naprawdę zdechły – dodał i wpatrywa się w blondyna, jakby na coś czekał.
- No to idź się już kłaść. Nie będę cię taszczył do łóżka, jak zemdlejesz – burknął student i uciekł wzrokiem. Arashi najwyraźniej nie dostając, tego co chciał, sam postanowił sobie to wziąć. Pochyliła się mocniej nad Save i go pocałował. Najpierw delikatnie. Blondyn wyrwał się.
- Co ty wyprawiasz? Chcesz, żeby nas nakryła? – burknął oburzony.
- No i co się stanie – brunat wzruszył ramionami. – Tym bardziej nie będzie ode mnie niego oczekiwać. – powiedział, uśmiechając się beztrosko. – A może ty się mnie po prostu wstydzisz co? Albo nie podobam ci się taki spuchnięty i podrapany?
- Przestań – burknął Save. Był zły na Arashiego z tego samego powodu co Tora i Okami, ale nie chciał się przyzwać. Najbardziej jednak denerwował go beztroskie podejście bruneta do tego wszystkiego. Przecież to się mogło skończyć tak źle.
Arashi znów się nad nim pochylił i zaczął delikatnie całować. Save zmiękło serce i nie potrafił mu się już wyrwać. Pocałunek stawał się coraz bardziej gorący. Blondyn poczuł nawet język Azjaty na swoich wargach i delikatne muśnięcie o jego język. Nie mógł się powstrzymać, objął go za szyję i odwzajemnił jego pocałunek, najlepiej jak umiał, a dobrze wiedział, że już dużo się nauczył od swojego mistrza. Arashi delikatnie wsunął dłoń pod piżamę Save i pogładził jego ramiona. Ich pocałunek trwał chyba z dobre piętnaście minut, ale blondyn przestał już się czymkolwiek przejmować. W końcu Azjata go puścić, co student zaakceptował niechętnie.
- Dobranoc mój skarbie – powiedział czule brunet, gładząc blondyna po policzku. Save odprowadził go tęsknym wzrokiem. To było dla niego nie do pomyślenia, żeby spędzać noc oddzielnie od niego. Przecież spali ze sobą zawsze odkąd tylko… odkąd byli kochankami.
Arashi najciszej jak potrafił, wślizgną się do pokoju. Po czym pod kołdrę. Miał szczerą nadzieję, że Helen już śpi. Położył się na plecach i chwilę patrzył w mroczny sufit. Wolałby teraz leżeć tu obok Save, przytulić się do niego. Westchnął głęboko i dopiero wtedy poczuł jak bardzo bilo go całe ciało. W takich chwilach szczerze wątpił, że znów zabawi się w bohatera, ale dobrze wiedział, że gdy przychodziło co do czego…
Helen poruszała się.
- Arashi – zaczęła nieśmiało. Azjata odwrócił głowę w jej stronę. Leżała na brzuchu patrząc na niego brązowymi oczami jak mały zlękniony kociak. Mimo ciemności dobrze ją wiedział, do tego leżała dość blisko. – Dziękuję Arashi. – mruknęła, uciekając wzrokiem.
- Drobiazg – odrzekł odruchowo.
- Chciałaby ci się jakoś odwdzięczyć – znów zaczęła. Nie patrzyła na niego, kuliła się tylko mocniej, jakby bojąc się, tego czego mógłby zażądać.
- Coś wymyślimy. Teraz śpij kwiatuszku – powiedział, posyłając jej troskliwy uśmiech. Jednak wiedział, że chciała czegoś jeszcze. Poprosił, by mówiła.
- Masz… masz dziewczynę, Arashi? – zapytała nieśmiało. Azjata nie spodziewał się tego pytania tak szybko. Najwyraźniej była aż tak bardzo silna, że poradziła sobie z przeżyciami napaści, albo nie było to dla niej takie straszne. A może po prostu bardziej przestraszyła się jego stanem? Tak blisko śmierci chyba jeszcze nigdy nie był. Ale przecież nikt poza nim i Okami o tym nie wiedział. Zresztą, prędzej czy później każda o to pytała.
- Nie zupełni kwiatuszku – odpowiedział. Helen czekała, musiał mówić dalej. – Jestem z kimś związany i dobrze mi w tym związku. Jak w niebie – mruknął, Arashi błądząc myślami przy ciele Save. Już teraz za nim tęsknił. Namiętny pocałunek na dobranoc tylko zaostrzył jego apetyt.
- Opowiesz mi o tym – poprosiła nieśmiało. Arashi uśmiechną się krzywo. Ciekawe co by na to powiedział Save i po co jej było to wiedzieć. Pewnie bała się spać. Czasem tak się zdarzało. No cóż trzeba ją czymś zająć, może jej przejedzie.
- Poznałem ją… - brunat chwilę się zastanowił, jakby jego ukochany przyjął swą nagłą zmianę płci. – Podobnie jak ciebie. Wcześniej widziałem ją tylko, jak rozmawiała z Torą. – mruknął. – Wtedy miałem więcej szczęścia, bo ją zaczepiło tylko trzech i do tego tchórzy. Szybko dali za wygraną i zwiali.
- Przepraszam – mruknęła dziewczyna.
- To nie twoja wina – powiedział natychmiast Arashi. – Przecież mogłem przejść obojętnie, to był mój wybór, żeby ci pomóc – uśmiechnął się do niej ciepło. – Wracając do mojej ukochanej, zakochałem się od pierwszego wejrzenia, ale ona mnie nie chciała. Właściwie zastanawiam się czy nie bała się tej nocy bardziej mnie niż swoich prześladowców. Na dodatek przestraszyłem ją, całując… po prostu nie mogłem się powstrzymać… Myślałem, że już się więcej nie zobaczymy. Ale się spotkaliśmy… upiła się wtedy… Tora kazała mi ją zabrać z lokalu, w którym razem pracujemy, a że nie wiedziałem jeszcze wtedy gdzie ona mieszka, zabrałem ją do hotelu. Jak się obudziła, musiałem ją przekonywać, że jej nie wykorzystałem. Wtedy wyznałem jej swoje uczucia, a ona znienawidziła mnie jeszcze bardziej. Ale jakoś nie mogła o mnie zapomnieć. Spotykaliśmy się od czasu do czasu… w końcu zaproponowała mi przyjaźń i nic więcej.
- Czyli?
- Nie, kwiatuszku to jeszcze nie koniec bajki – zaśmiał się Arashi. Dlaczego kobiety zawsze reagowały w ten sposób. Czyżby on naprawdę był spełnieniem ich marzeń? – Znalazłem sobie kogoś innego, bardzo do niej podobnego. Tan ktoś obiecał mi pomóc w podbiciu serca mojej ukochanej. Najpierw chcieliśmy wzbudzić zazdrość. Poszło szybciej, niż myślałem - mruknął Arashi, uśmiechając się do wspomnień.
- Jak ona wygląda? – zapytała nagle Helen, najwyraźniej mając już dość opowieści o tym, jak brunet zdobył Save.
- Jest piękna – mruknął Azjata i zaczął się zastanawiać nad szczegółami. – Ma cudowne niebieskie oczy i lekko kręcone, blond włosy, dość krótkie… dużo krótsze do moich – Arashi uśmiechnął się, przez myśl przeszła mu wizja Save jako kobiety. Była to bardzo nęcąca wizja. – Ma delikatną, szczupła twarz i wąski nosek oraz wysokie czoło… uwielbiam to czoło. Co jeszcze mam ci powiedzieć? – zapytał Arashi, czując się już nieco znużony, ale opowiadanie o Save było przyjemne, to lepsze niż słuchać lamentów jak to mu się czasem zdążało.
- Jakie ma ciało? – zapytał Helen. Arashi nie był pewien, ale wydawał mu się, że jest bliżej niż ostatnio, gdy na nią patrzył.
- Jej ciało? No ono jest… jest doskonałe. Jest szczupła i delikatna. Ma cudowne dłonie, takie drobne i szczupłe jak z dzieła sztuki.
- Arashi… mówisz dziwne. Zupełnie nie jak mężczyzna. – mruknęła Helen. – Zazwyczaj mężczyźni mówią o piersiach, nogach czy pośladkach.
- Jej pośladki są bardzo seksi – przyznał Arashi. – Zapomniałem o nich – dodał, uśmiechając się. Helen również się uśmiechnęła.
- Ty naprawdę ją kochasz. – stwierdziła, uśmiechając się do niego. – Nie będzie zazdrosna?
- Będzie, jest zazdrosna nawet o czułe słówko do złotej rybki.
- To może powinnam…
- Nie martw się, znam sposoby, by ją udobruchać – uśmiechnął się zadziornie. Chwilę Helen leżała cichutko.
- Arashi, mogę się przytulić do twojego ramienia? – zapytała nieśmiało.
- Jeśli to pomoże ci zasnąć – mruknął, wzruszając ramionami. Natychmiast poczuł przysuwającą się do niego dziewczynę. Nieśmiało objęła jego rękę i przytuliła policzek do ramienia. Byłą tak niewinna i słodka. Azjata chciał ją pogłaskać, ale druga ręką była tą postrzeloną i wolą jej nie podnosić. Nim się zorientował, Helen zasnęła, a on poszedł szybko w jej ślady.
Rano Arashi obudził się cały obolały. Już nie tylko ze względy na pobicie, ale na spanie w jednakowej pozycji przez całą noc. Helen nadal spał mocno wtulona w jego ramię. Brunet jakoś się oswobodził, tak by jej nie obudzić i wyszedł salonu. Save nie było na kanapie. Azjata postanowił się ubrać. Po czym poszedł do kuchni. Blondyn nawet na niego nie spojrzał.
- Skarbie, tęskniłeś? – zapytał Arashi, podchodząc i obejmując go w pasie. Chciał pocałować ukochanego w ucho, ale Save się wyrwał. Spojrzał na bruneta wściekle i poszedł zaparzyć sobie kawy.
- Co cię ugryzło? – zapłat zmartwiony Arashi, nie miał już odwagi po raz drugi do niego podejść. Spojrzenie, jakie posłał mu blondyn, było lodowate. – No, o co chodzi? Co ja zrobiłem? – jękną przerażony Arashi.
- Jak byś nie wiedział – syknął Save. – Jak ci było z tą dziewuchą? – zapytał ostro. – Kilka czułych słówek wystarczyło czy umówiłeś się z nią na inny termin? – burknął.
- Save co ty sobie ubzdurałeś. Nawet gdybym chciał coś od niej, to jestem teraz jak wrak.
- Wdziałem, jak się do ciebie tuliła. Ty podły zboczeńcu!
- Przestań, to że się przytuliła, jeszcze nic nie znaczy.
- Przestań, wszystko słyszałem. Nie dość, że w moim łóżku miziasz jakaś dziewuchę, to jeszcze jej opowiadasz o jakieś innej. A ja ci uwierzyłem – mruknął, student zajmując się swoją kawą.
- Save, co ty wymyśliłeś? O co ci chodzi, o nikim jej nie opowiadałem.
- Słyszałem! Wszystko słyszałem! „Jej pośladki są bardzo seksi” ty chory, niewyżyty zboczeńcu!
- Przestań, Save dobrze wiesz, że mówiłem o tobie.
- Gówno prawda, mówiłeś o dziewczynie – sprzeciwił się ostro blondyn.
- Jesteś wulgarny. Skarbie posłuchaj.
- Nie nazywaj mnie tak ty dwulicowa świnio!
- Zapytał czy mam kogoś… Co miąłem jej odpowiedzieć?
- Że masz, może by się przestał do ciebie kleić, poza tym nie musiałeś tego wykorzystywać! – prychnął Save.
- Uspokój się, powiedziałem, że mam. Zapytał, jaka jest moja ukochana, o to opowiedziałem jej o tobie tylko.
- Gadałeś o dziew… - Save nagle przerwał i się zarumienił. – Zrobiłeś ze mnie dziewczynę?!
- A co chciałeś, żebym powiedział, że mam kochanka, u którego mieszkam na garnuszku, a on teraz biedny śpi na kanapie, mimo że mam wielką ochotę na niego, ale nie mogę go teraz nawet dotknąć, bo ledwo się ruszam? – zapytał ironicznie Arashi. Blondyn zarumienił się jeszcze bardziej. Ale nic nie powiedział. W końcu odwrócił się i kończył zaparzanie kawy.
- To i tak cię nie usprawiedliwia przed obściskiwaniem tej dziewczyny – burknął odwrócony do Arashi plecami.
- Przestań wcale jej nie obściskiwałem. Przecież ja się ruszać nie mogę, a ona na pewno ma dość facetów na jakiś czas. Po prostu trzymała mnie za rękę, bo czuła się bezpieczniej.
- Przestań się usprawiedliwiać – burknął blondyn. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale coś chwyciło go za ramię i gwałtownie obróciło o sto osiemdziesiąt stopni.
- Twoja zazdrość mi pochlebia – powiedział, brunat patrząc Save prosto w oczy, po czym pocałował go namiętnie. Student chwilę walczył, ale zaraz potem się poddał. Pocałunek Azjaty był taki cudowny.
- Więc to jest twoja ukochana? – dobiegł ich głos Helen. Arashi odskoczył od studenta z przerażeniem, a ten z kolei poczuł jak płoną mu policzki. Patrzył z przerażeniem to na Azjatę to na dziewczynę. – Przepraszam, że przeszkodziłam – mruknęła. – Save chciałam ci podziękować za twoją cierpliwość i udzielenie mi schronienia – mruknęła. – Nie przejmujcie się, że was nakryłam, nikomu nie powiem. Wiecie, ja też jestem… no jestem w związku z kimś tej samej płci - mruknęła.
- Jesteś lesbijką? – blondyn zapytał, odruchowo nim zdoła się ugryźć w język. To było niegrzeczne.
- Wolę określenie homoseksualistą, a wy nie?
- My nie jesteśmy… - zaczął blondyn.
- A całowaliście się, tylko żeby nie wyjść z wprawy? – uśmiechnęła się. – Pójdę się ubrać. – dodała, po czym opuściła kuchnię. Save spojrzał oskarżycielsko na Arashiego.
- No co? Przynajmniej masz pewność, że nic między nami nie było – wzruszył ramionami.


środa, 6 marca 2013

Rozdział XIV 2 z 3 Dobry prezent urodzinowy

Bez porządnego betowania.
Ale na moich blogach to norma.


Save podskoczył przerażony. Wydawało mu się, że słyszał głos Arashiego
- To… to twój brat? – zapytał dziewczyna. Siedziała z ręcznikiem na głowie, w skórzanych spodnich tych, które Save dostał od Arashi i koszuli Azjaty. Trzymała w rękach kubek z gorącą kawą. Save nie był w stanie zaopiekować się nią lepiej. Z resztą większość zrobiła sama. Zaparzyła kawę także dla niego. – Tak bardzo się o niego martwisz – mruknęła. Wciąż miała wyraźne ślady po tym co spotkało ją w zaułku, a jednak teraz czułą się całkiem bezpieczna. Strach Save dodawał jej tylko przekonanie, że nic jej nie grozi. Przynajmniej na razie.
Blondyn nie potrafił określić czy była ładna czy nie. Myślał tylko o Arashim i o tym, że długo nie wraca.
- Nie wiem jak mam dziękować… gdyby nie wy - mruknęła dziewczyna. Save spojrzą na nią mało przytomnie. Po czym jękną i wstał. Zaczął nerwowo chodzić po pokoju. To trwało za długo!
- Na pewno nic mu nie będzie… wierze w to… nie może mu się nic stać – powiedziała znów dziewczyna próbując przekonać samą siebie. Naprawdę chciała podziękować swojemu wybawcy.  Save nadal chodził jak opętany. Nagle podbiegł do kurtki Arashi i dokładnie ją przeszukał. Ucieszył go fakt, że nie znalazł tam jego telefonu. Znaczyło to, że ma go przy sobie. Blondyn nawet nie próbował myśleć o tym, że telefon Azjaty jest teraz w rękach drabów, którzy mogli go skatować i porzucić gdzieś na ulicy. Po prostu chwycił swój i wybrał numer do niego.

     Czy to piekło? Smak krwi w ustach. Gorzej niż zwykle, gorąco, ciemno i duszno i ten ból w ręce i piersiach. Jakby ktoś wbijał w ciało rozżarzone żelazo. Tak to na pewno piekło, czemu miało by być inaczej? Jeszcze ten okropny irytujący dźwięk. Na bogów co to może być?
Arashi po woli otworzył oczy i sięgną rękę do tylniej kieszeni, w której coś się miotało. Wyjął plastikowy przedmiot. To on tak zawodził. Jak to do wszystkich diabłów wyłączyć? Otworzyło się! Cholera czy to na pewno piekło?
- Arashi?! - z plastikowego przedmiotu wydobył się cichutki, anielski głos. Wiec to przedsionek sadu ostatecznego - Arashi, błagam odezwij się! – jęknął głos w plastikowym przedmiocie. Zaraz to żaden nieznany przedmiot, przecież tylko mój telefon! Arashi przyłożył go do ucha. Słyszał błagalne wołanie ukochanego, odchrząkną.
- Spokojnie – wyksztusił.
- Arashi na boga! Ty żyjesz! – zawołał radośnie głos Save. – Tak się o ciebie bałem.
- Nic mi nie jest - skłamał Azjata. – Zaraz wracam do domu – powiedział i nie czekając zerwał połączenia. Spojrzał w gwiazdy. To cud że żyję. Komu to zawdzięczam? Pomyślał spoglądając na swoją pierś w której powinna tkwić kula. Spojrzał na to co kiedyś było srebrnym smokiem Azjatyckim, teraz tylko wygiętą blaszka z kulą po środku. Pewnie by nie zadziałało gdyby pod tym nie znalazła się jakaś zardzewiała blacha. Czego to ludzie nie wyrzucą. Dobrze, że była akurat pod ręką gdy się tu skrył.
- Kolejny udany prezent urodzinowy – Arashi uśmiechną się wstając. Sam naszyjnik na pewno nie uratował by mu życia, tak się dzieje tylko w filmach. Azjata zataczając się ruszył w drogę do mieszkanie ukochanego, po drodze wykonał jeszcze jeden telefon.

     Save usłyszał dzwonek do drzwi. Podskoczył jakby go ktoś ukuł szpilką i podbiegł by otworzyć. Wytrzeszczył oczy widząc w nich Okamiego i Torę.
- Jest już? – zapytał chłopak. Tora wyglądał na przerażoną. Save spojrzał na nią nie mniej zatrwożony. Okami spojrzał na swą towarzyszkę, po czym na blondyna. – Arashi dzwonił i mówił, że przyda się pomoc – wyjaśnił. – Prosił żebym przyjechał. Tora nie chciała zostać. – powiedział po czym wprosił się do środka. Miał duży, pełny plecach. Save patrzył na niego i Torę nic nie rozumiejąc. Arashi powiedział mu że jest zdrowy. W czym mogą mu pomóc oni w czym on nie dał by rady?
Okami jednak całkiem się rozgościł. Zaczął rozmawiać z uratowana dziewczyną.
- Tora – zawołał. – Zajmiesz się nią. Wygląda to tylko na kilka zadrapań i siniaków. Ja przygotuje wszystko na przyjście Arashiego – dodał rozglądając się. – Tam jest łazienka tak? – zapytał po czym nie czekając na odpowiedz poszedł do niej. Save pobiegł za nim.
- Co Arashi ci powiedział? – zapytał natrętnie. Domyślał się, że Okami na wszelki wypadek nie mówił nic Torze, ale on musiał wiedzieć.
- Nic szczególnego – odrzekł student medycyny. – To co zwykle. Wdał się w bójkę, i że mogę sobie poćwiczyć na nim opatrunki – wzruszył ramionami. – Pewnie będzie go trzeba pozszywać tu i tam. Tak jak zwykle. – Save patrzył z przejęciem jak chłopka wyjmował wszystko co było mu niezbędne. Po chwili poprosił o miskę. Blondyn podał mu wszystko czego chciał. Był usłużny, nie do końca pojmując co robi. Nigdy tak nie o kogoś nie bał.
Gdy dzwonek do drzwi zadzwonił po raz drugi Save przebiegł jak strzała przez łazienkę i pokój, wyprzedzając nawet Torę. Otworzył drzwi i jękną z przerażeniem.
- Aż tak źle wyglądam? – zapytał Arashi uśmiechając się słabo. Student nie był w stanie się ruszyć. Patrzył na jego zakrwawioną twarz. Na podpuchnięte oko i policzki. Patrzył w jego półprzytomne oczy i nagle dostrzegł, że Azjata ledwo trzyma się na nogach. Przyjrzał mu się dokładnie. Brunet trzymał się kurczowa za ramię, które było całe czerwone. Nagle wzrok Arashiego padł na coś za Save.
- Cholera, co ona tu robi? – jęknął skośnooki. Blondyn odwrócił się i zobaczył Torę, która była w niemniejszym szoku niż on sam. Znaczyło to dla Save tylko jedno! Z Arashim jest naprawdę źle! Dziewczyna jęknęła i ocknęła się szybciej niż on.
- Arashi… co ty? – podeszła do niego i pomogła mu wczołgać się do środka. – Ty skończony idioto… mogłeś…
- Wiem – mruknął słabo Azjata. Przelotnie zerknął na uratowana dziewczynę. Sam nie wiedział jak znalazł się w łazience pod opieką Okamiego. Tora został oddelegował do salonu. Miała uspokoić Save. Student medycyny dobrze wiedział, że musi dać jej jakieś zajęcie, żeby jej nie trzeba było reanimować. A Save był w rozsypce.
Wyraz przerażenie na twarzy Okamiego nieco przestraszył Arashiego. Czyżby było aż tak źle. W końcu chłopak nie raz go wyratowywał z podobnych opresji. Widział go po najgorszych bójkach.
- Wiesz… jakoś tak mi się w głowie kręci – mruknął Arashi, czując, że jest sadzany. Nie bardzo wiedział gdzie, ale to było mu obojętne. Wiedział, że Okami dobrze się nim zajmie.
- Nic dziwnego strąciłeś dużo krwi – burknął jego lekarz. – Mów, co się stało – nakazał. Arashi popatrzył na niego nieprzytomnie. Miał mgliste wdrążenie, że Okami zdejmuję z niego górną cześć garderoby. O niego Save nie powinien być zazdrosny. Miedzy nimi jest tylko przyjaźń. Po za tym Okami ma Torę.
- Arashi, mów! – głos Okamiego przywrócił go do rzeczywistości.
- Usłyszeliśmy krzyki – mruknął. – Było ich pięciu. Wiesz co to dla niej znaczyło. Biedna dziewczyna – dodał sennie Arashi. - Oni mnie znali. Już nie raz im tyłki sprałem – mówił dalej nie czując nawet co z nim robił jego osobisty medyk. – Ale byli razem… i jeden miał broń.
- Wiedzę. – syknął Okami. – Czy ty zawsze musisz bawić się w rycerza. Kiedyś przez to zginiesz!
- Myślisz, chyba najpierw dopadnie mnie moja choroba – mruknął sennie Azjata. – Według lekarzy już powinienem być martwy – mówił dalej. Okami był przerażony jego stanem. Bał się najgorszego, ale po dogłębnym badaniu jakiego się nauczył doszedł do wniosku, że nie powinno być żadnego wewnętrznego wylewu, który wymagał by interwencji kogoś bardziej doświadczonego. Mógł się dalej bawić w samarytanina.
- Arashi o tym kolczyku na brwi chyba będziesz musiał zapomnieć – mruknął przyszły lekarz, przemywając ranę jaka został po wyrwanym kółeczku.
- Co? – mruknął Arashi po chwili poderwał się z taboretu - Rombneli mi kolczyk!? – wrzasnął wściekle. – Jak znajdę łby im poukręcam!
- Siadaj! – krzyknął na niego Okami stanowczo i posadził Azjatę z powrotem. Zadziwiające było, że drobniejszy i niższy od bruneta chłopak potrafił tak dobrze nad nim zapanować.
- Ale mój kolczyk – jęknął ciemnowłosy.
- Ja bym się na twoim miejscy o kolczyk nie martwił – Okami zniżył głos do szeptu. Wiedział, że Arashi zaczyna już kontaktować. – Wyjaśnij mi to – powiedział biorąc do ręki naszyjnik na którym kiedyś wisiał srebrny smok.
- Uratował mi życie, prawda? – zapytał Arashi uśmiechając się niepewnie.
- Ty nawet nie wiesz jakie miałeś szczęście, ty kretynie! Przecież mogłeś…
- Wiem. O tym samym tam pomyślałem. Ale wygląda na to, że pragnienie zobaczenie Save i Tory wygrało.
- Gówno prawda! Powinieneś być trupem – syknął na niego Okami. – Przestań się tak narażać. Przecież to nie pierwszy raz kiedy omal nie zgnoiłeś! Mało ci, tak bardzo pragniesz wygrać z tą chorobą, że pchasz się w objęcie śmierci w inny sposób? – zapytał wściekle chłopak. Po czym nawlekł igłę. - Znajdziemy lekarstwo, będziesz zdrowy. – powiedział po czym zaczął mu zszywać brew.
- Nie mów o tym Torze… i Save też. Schowaj go – mruknął Azjata zdejmując niezdarnie naszyjnik. Spojrzał na Okamiego. – Wiesz kiedy zobaczyłem tą broń wycelowaną we mnie… naprawdę się przestraszyłem. Jak pomyśle, że miałbym stracić to wszystko…
- To może następnym razem zastanowisz się zanim rzucisz się w pojedynkę na ratunek – Azjata spojrzał na przyjaciela z wyrzutem. – Arashi nie mówię, że to co robisz nie jest szczytne czy jak to nazwać. Ale musisz także myśleć czasem o sobie. A w szczególności o najbliższych. Chcesz żeby Tora cierpiała. Wiesz jak ona przeżyje twoją śmierć.
- Powinna być przygotowana, przecież wie.
- Wie, ale to ma się odbyć inaczej. Nie chcemy usłyszeć w wiadomościach albo przeczytać w gazecie ze znaleziono ciało… a potem iść na identyfikację. Do jasnej cholery Arashi czy ty nie umiesz myśleć? – syknął.
- W takich sytuacjach nie… wszystko się u mnie wyłącza. Kiedy wiedze bezbronną kobietę… nie mogę jej nie pomóc. Muszę coś zrobić – jękną zielonooki. - Będzie blizna? – zapytał po chwili, spoglądając na swoje ramię i skroń. O to co zostało po strzale, który miął go uśmiercić się nie martwił, czerwony siniak kiedyś zejdzie, ale i tak musiał go przez jakiś czas dobrze ukrywać. O miłości chyba może zapomnieć. Chyb, że Save nie będzie miał nic przeciwko kochaniu się z nim w koszuli. Nie to nie wchodziło w grę! A może jak będzie ciemno…
- To zależy. Jeśli dostosujesz się do moich zaleceń, powinno zagoić się dobrze.
- Znaczy jakich zaleceń? – mruknął Azjata zakładając szlafrok swojego ukochanego. Jak on zdoła uniknąć odsłaniania torsu. Przecież zawsze chodził po domu rozebrany!
- Arashi czy ty mnie w ogóle słuchasz? – zapytał nagle zirytowanym tonem Okami.
- Co? A tak słucham. – Student medycyny westchnął ciężko. Po czym jeszcze raz wymienił Arashiemu co powinien, a czego nie powinien robić w najbliższym czasie. O tym jak się zajmować ranami i tak dalej. Brunet jak zwykle beztroski, słuchał tylko jednym uchem. Nie podobała mu się jego spuchnięta twarz, choć i tak miała jakiś swój urok.
- Jak zawsze jesteś narcystyczny. Kiedy ty wreszcie dorośniesz? – mruknął z rezygnacją Okami dostrzegając w końcu czym zajmuje się jego pacjent. Po czym chwycił go za ramię i wyprowadził z łazienki. Gdyby nie to Azjata pewnie nigdy nie oderwał by się od lustra.
Natychmiast po wyjściu z łazienki Tora rzuciła się na niego. Nie wiedział czy była bardziej wściekła czy przerażona. Spojrzał gniewnie na Okamiego. Dawno temu umówili się, że w takich sytuacja nie będzie jej ze sobą zabierał. Tancerz sądził, że nie musi mu tego powtarzać. Zaraz co ona robiła z nim o tej porze, na pewno nie jechał po nią do domu?!
- Arashi, czemu ty jesteś taki nie ostrożny? – jęknęła dziewczyna uwieszona na jego szyi.
- Wiesz przecież – odburknął Azjata zdejmując ją z siebie, poszedł poszukać czegoś w kurtce. Z zadowoleniem wydobyła z kieszeni paczkę dobrych, markowych papierosów i zapalniczkę.
- Arashi nie wolno ci - zaprotestował stanowczo Okami, ale Azjata przerwał mu drwiącym i nie pokornym „tak, tak”.
- Hej kwiatuszku, palisz, czy mam iść z tym iść do kuchni? – zapytał spoglądając na uratowaną dziewczynę. Ta podskoczyła przerażona zdając sobie sprawę, że mówi do niej. Według niej był przerażający, ale i wspaniały, pociągający. Była wciąż jeszcze przerażona, a to że tu siedziała wcale nie dodawało jej otuchy. Właściwe najchętniej poszła by do domu albo się położyła i udawała, że ta noc nigdy nie nastąpiła. Siedziała skulona na fotelu niewidzialna jak duch. Intensywnie zielone oczy Arashiego wpatrywały się w nią wyczekująco. Nie wytrzymując tego napięcia dziewczyna rozpłakał się. Wszyscy przerazili się tą reakcją, a najbardziej Save. Jedynie tylko zielonooki wyglądał jakby się tego spodziewał. Usiadł ostrożnie na podłokietniku fotela i delikatnie pogłaskał ją po głowie. – Spokojnie , kwiatuszku. – powiedział łagodnie, Save nigdy nie słyszał tyle ciepła w jego głosie. No może to była przesad, zawsze przecież był dla niego ciepły, zawsze gdy wyznawał mu miłość było w tym ciepło. Ale to, które teraz dosłyszał w jego głosie było inne. Jakby… jakby ojcowskie.
- Już po wszystkim, kwiatuszku – mówił dalej Arashi głaszcząc ją tak delikatnie i ostrożnie jakby bał się, że jest z najcięższej porcelany i że każdy dotyk może obrócić ją w proch. – Jesteś bezpieczna. Rano odprowadzę cię do twojego domu. Dzisiaj jest za późno żeby się gdzieś wybierać. Ale jeśli może cię ktoś odebrać to możesz zadzwonić – mruknął wyciągając swój telefon z tylniej kieszeni i podając go jej.
- Nie… ojciec pracuje – jęknęła tak cicho, że Arashi ledwie to usłyszał. Nadal płakała choć już nie tak żałośnie jak przed chwilę.
- No już – zaczął znów Azjata, już nieco pewniej ją głaszcząc. W tym dotyku było tyle ciepła i troski. Save zastanawiał się dlaczego nie poznał jeszcze swojego kochanka od tej strony. Był przecież w podobnej sytuacji co ona. A jedyne co otrzymał wtedy od Arashi to dawka jeszcze mocniejszej adrenaliny. Jeszcze gorszych przeżyć. Tak przynajmniej myślał w tedy. – Może potrzebujesz czegoś innego. Nie krępuj się mów. Chcesz jeść, pić, może jesteś śpiąca? – zapytał. Dziewczyna kiwnęła przecząco głową. Jej szloch ucichł, ale ona nadal nie wychylała twarz zza kolan. – Jesteś bezpieczna – szepnął Arashi tak żeby tylko ona usłyszał. Nagle dziewczyna rzuciła mu się na szyję i znów zapłakał. Tym razem był to nieco inny płacz.
- Dziękuję! – wyrzuciła z siebie tuląc się do Azjaty. Save czuł zazdrość mimo, że wiedział, że nie ma w tym nic niewłaściwego. Jednak odczuwał, że najeży mu się wyłączność na ramiona bruneta. Siedział jednak cicho wiedząc, że scena zazdrość była by bardzo nie na miejscu, nie mówiąc już o tym, że Arashi pewnie by się złościł. – No już dobrze kwiatuszku, bo mnie udusisz. – mruknął skośnooki, poklepując ją po plecach w przyjaznym geście. Dziewczyna niechętnie puściła go i otarła twarz.  Azjata uśmiechnął się do niej dobrotliwe. – No to teraz powiedz mi jak się nazywasz.
- Helen – mruknęła. Arashi uśmiechnął się trochę demoniczne.
- Imię najpiękniejszej kobiety Greckiej – mruknął głaszcząc ją po włosach. – Tylko pozazdrościć – powiedział zaczepnie. – To jest Tora, moja siostra – wyjaśnił wskazując właściwą osobę. – To Okami, mój lekarz, a to Save… - zamilkł nie wiedząc jak go przedstawiać. Chwilę próbował doczekać się jakiejś pomocy, albo wskazówki - A ja jestem Arashi – Dziewczyna przytaknęła głową. Już nie czuła się tak zagubiona i przerażona. Widać było, że zaufał swojemu wybawcy. Azjata raz jeszcze pogłaskał ją po czym wstał i odpalił papierosa. – Widzę, że jestem jedyny w towarzysze, więc się wycofam do kuchni – mruknął z papierosem w ustach. Zatrzymał się jednak przy drzwiach i obejrzał na zgromadzonych. Wiedział żal w oczach Tora. Jak zwykle, gdy ratował jakąś zbłąkaną owieczkę. Jak zawsze gdy to jemu najmocniej się oberwało. Ale ona przynajmniej go rozumiała. Wiedziała, że inaczej nie potrafił. Najbardziej bał się o Save. Póki co wszystko znosił dzielnie. To był pierwszy taki „wypadek” w ich związku. Zastanawiał się, co usłyszy gdy już wszystko się skończy. Może jeszcze uda mu się jakoś go udobruchać, czułymi słówkami i dotykiem. O Helen się nie martwił, już jej było lepiej. Najważniejsze jednak, że tamci nie zdążyli. – Ty chodź ze mną na słówko – powiedział stanowczo do zaskoczonego Okamiego. Chłopak naprawdę był zdziwiony, ale nie protestował. Arashi otworzył okno i stając przy nim chwilę rozkoszował się smakiem papierosa. 





PS: Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zatrzymać kulę jest w stanie zatrzymać kamizelka kuloodporna, a nie jakaś przerdzewiała blaszka i medalik ze smokiem >< ale to fantazja literacka, zaczerpnięta swoją drogą z motywu filmowego. Ach to Amerykańskie kino :)