Opowiadanie znajdujące się na tym blogu jest opisem miłości dwóch mężczyzn. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, lub tego typu związki wywołują Twoje zgorszenie, proszę, opuść tę stronę. Opowiadanie może zawierać opisy scen erotycznych oraz wulgaryzmy pojawiające się jako specyfika języka bohaterów – proszę mieć to na uwadze, przystępując do lektury.

czwartek, 13 października 2016

Rozdział XXV - Sztywne przyjęcie


Nie Betowane

_______________________________________________________________________________


 Arashi zatrzymał motor spory kawałek przed posiadłością Sarivaldów.
- Co się stało Arashi? Nie jedziemy do mnie? – zdziwił się Save odklejając się od jego pleców i spoglądając na profil ukryty za szybką kasku.
- Skarbie myślę że powinieneś złapać się z tyłu – powiedział Arashi poprawiając rękawice.
- Co? Arashi… dlaczego. Przeszkadzam ci w kierowaniu? – zapytał zdziwiony blondyn.
- Oczywiście, że nie skarbie. Podniecasz mnie na każdym wyboju, ale chyba nie chcesz żeby cała twoja rodzina i przyjaciele zobaczyli jak obściskujesz faceta? – zapytał posyłając mu niegrzeczny uśmieszek, który było widać tylko w jego oczach.
- Nie Arashi. Masz rację… - mruknął Save odwracając wzrok. – Poczekajmy tu jeszcze chwilę. – dodał przytulając się do jego pleców.
- Skarbie, może wolisz zejść z motoru, zrzucić kask i przejść się kawałek w bardziej osłonięte miejsce? – zapytał Azjata spoglądając na niego łakomie.
- Arashi. Mieliśmy taki postój godzinę temu. Co z twoją zasadą, że za dnia nie – burkną\l Save dłonią zaczynając gładzić udo Azjaty.
- Poszła w cholerę odkąd zrobiłeś się taki niegrzeczny. Czuję się przy tobie jakby się viagry nałykał – powiedział brunet zatrzymując rękę Save przed dotarciem do punktu, gdzie uda przestawały być udami i robiły się jeszcze bardziej wrażliwe.
- Arashi nie rozumiem o czym mówisz - stwierdził blondyn odsuwając się od jego pleców… tylko jego ręka została na swoim miejscu, przestając jednak podążać do przytułku rozkoszy.
- Skarbie o tym mówię – powiedział Arashi podnosząc jego dłoń do góry. – O tej niesfornej rączce - dodał unosząc rękę ukochantego do góry jakby chciał mu ją pokazać.
- Coś ci się przywidziało – Save wysunął dłoń z jego delikatnego uścisku i złapał się motoru z tyłu. Wyprężył się przy tym tak by Arashi dostrzegł to kontem oka albo w lusterku.
- Skarbie… błagam… - jęknął Arashi. – Nie prowokuj mnie… te spodnie są wystarczająco ciasne, a kobiety w twoim domu wystarczająco napalone - jęknął.
- Przestań Arashi chyba nie w głowie ci zbałamucenie kogoś pokroju Cecily? – zapytał Save z goryczą.
- Prędzej zwymiotuję niż ją zbałamucę. Ale ona z pewnością zechce zbałamucić mnie… możemy już jechać czy chcesz jeszcze trochę powystawiać moją samokontrolę na próby? – zapytał. W odpowiedział usłyszał pełne rezygnacji westchnienie. – Tak wiem. Wcale nie masz ochoty tam wracać. Ja też. Ale pomyśl o jednym jasnym promyczku w tym całym bagnie. Twoja matka też potrzebuję tam wsparcia – stwierdził kładąc ręce na kierownicy. Save przytaknął mu głową w lusterku wstecznym, po czym obaj westchnęli ciężko…
Po dłuższej chwili motor Azjaty zatrzymał się na podjeździe rezydencji państwa Sarivaldów.
Dwaj mężczyźni z niego zsiedli zdejmując kaski i posyłali ciepły uśmiech jednej z dwóch blondynek idących im na spotkanie. Kobieta zamknęła w swych objęciach Save, całując jego policzki i zostawiając na nich różowe ślady po pomadce, druga zaś rzuciła się bezczelnie na Arashiego, mimo jego protestów i dzielnej obrony. Również zaczęła go całować, jednak nie tak subtelnie jak pierwsza z kobiet całowała Save.
- Co ty kurna ślepa jesteś! Czy ja wyglądam jak twój kochanek, bratanek czy mąż! – warknął Arashi próbując się od niej opędzić.
- Och daj spokój, Arashi! – zaszczebiotała – Mam chyba prawo przewiać się z tobą i wyrazić wdzięczność za to, że przywiozłeś mojego narzeczonego całego i zdrowego – zachichotała w irytująco słodki sposób.
- Nie, nie możesz. Zejdź ze mnie, to podpada pod paragraf wiesz - syknął brunet odsuwając się od niej. Cecily zaśmiała się swym słodkim głosikiem.
- Nie udawaj takiego niewiniątka. Każdy facet lubi jak go piękna kobieta przytuli albo pocałuje – stwierdziła niby niewinnie.
- Piękna i owszem – zauważył zgryźliwie Arashi. Dobrze wiedząc, że gdy tylko Cecily da spokój jemu, będzie udawał szaleńczo zakochaną w Save i to jemu uwiesi się na szyi. Ale i tak nie mógł bardziej odwlec dla niego tej chwili. Mógł tylko patrzeć jak Cecily molestuje jego najdroższy skarb. Nagle poczuł delikatną, drobną dłoń na ramieniu….
- Również jestem panu wdzięczna za opiekę nad moim jedynym synem – zabrzmiał delikatny głos pani domu, na dźwięk którego spodnie Arashi robiły się równie ciasne jak przy mało grzecznym dotyku Save.
- To była dla mnie czysta przyjemność – powiedział odwracając się do drobnej kobiety, która była tak podobna do jego ukochane - Co ja mówiłem o zwracaniu się do mnie na pan - dodał udając groźny ton.
- Wybacz – mruknęła kobieta uśmiechając się lekko. Arashi dał by się zabić dla tego uśmiechu.

- Arashi obiecaj mi, że natychmiast po przyjęciu wyjeżdżamy – powiedział Save wchodząc do swojego pokoju. Spojrzał na Azjatę wyczekująco.
- Co mam wejść? – zdziwił się Azjata. – Ale przecież… - zaczął, ale mina blondyna świadczyła o tym, że nie powinien się sprzeciwiać. Posłusznie wsunął się do jego pokoju, prawie jak cień, zupełnie nie potrzebnie rozglądając się przy tym na boki.
- Skarbie właściwie dlaczego… - zaczął ponownie Arashi, gdy Save zamknął za nimi drzwi i brunat niespodziewanie usłyszał szczęk przekręcanego w zamku klucza.
- Mam ochotę się tu z tobą zamknąć i już nigdy nie wychodzić – westchnął blondyn opierając się o drzwi.
- Save… już się ze mną zamknąłeś – zauważył Arashi. – Skarbie aż tak źle się tu czujesz? – zapytał pochodząc do niego i podnosząc na siebie jego zasępioną twarzyczkę. Pogładził opalony policzek.
- Arashi… - jęknął blondyn i nagle przylgnął do piersi Azjaty. – Ja tu nie wytrzymam… opierać się wszystkim twoim wdziękom to jedno, ale udawać, że nic do ciebie nie czuję to drugie. Nie potrafię. Ojciec na pewno mnie przejrzy – Save wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Skarbie spokojnie… - powiedział Arashi nieco zaskoczony takim nagłym rozklejeniem się ukochanego. – W końcu mamy być przyjaciółmi, prawda? A przyjaciół mogą łączyć bardzo silne więzi… Po za tym… po za tym…
- Arashi, nie widziałem się z nim odkąd zacząłem studia. Boże, Arashi, nawet nie wiesz jak się boję. Jutro… on na pewno będzie na przyjęciu. Co jeśli zrobię coś nie tak? – jękną Save kuląc się w objęciach Arashi. Co TY zrobisz? Co będzie jak ja coś palnę. Pomyślał z goryczą Arashi.
- Spokojne skarbie jestem pewien, że doskonale sobie poradzi i zapanujesz nad sobą – powiedział wesoło, głaszcząc jasne włosy ukochanego.
- Arashi… - zaczął nagle Save podnosząc na niego spojrzenie niebieskich, zatroskanych oczu. – Arashi, błagam zrób coś żebym nie musiał wychodzić za Cecily. Ja jej nienawidzę – patrząc w jego oczy mógł zobaczyć paniczny lęk. Przygarną Save mocniej do siebie.
- Spokojnie Skarbie. Wszystko będzie dobrze. Będę przy tobie… i będę tak, że nikt nie będzie się mógł do tego przyczepić – powiedział głaszcząc go.
- Arashi, jesteś całym moim światem, ale nie chcę być wydziedziczony – poskarżył się drżącym głosem.
- Skarbie uspokój się. Nikt cię nie będzie wydziedziczał. Po za tym… - cokolwiek Arashi zamierzał jeszcze powiedzieć utonęło to w pocałunku jakim nagle obdarował go Save. Zaskoczony Azjata, stał jak sparaliżowany, pozwalając blondynowi działać jak tylko zechciał. Save tak rzadko świadomy zaczynać coś sam… Serce Arashi natychmiast przyspieszyło, a ciało owładnął przyjemny dreszcz.
- Arashi, wykąp się ze mną – Azjata usłyszał ciche mruknięcie prosto w usta.
- Skarbie, co mówiłeś? – zapytał chcąc się upewnić, że nie ma omamów słuchowych. Byli kochankami od pół roku z małą przerwą, a Arashi nadal nie potrafił uwierzyć w pewne rzadkie zachowanie swego najdroższego skarbu. Save nie przyzwyczaił go do tego typ propozycji.
- Arashi, nie każ mi się powtarzać. Cokolwiek usłyszałeś ustosunkuj się do tego – odpowiedział już swym zwyczajnym, zachodzącym nawet pod chłodny, tonem. Arashi uśmiechnął się do niego ciepło i pocałował w czoło.
- Skarbie co sobie pomyśli twoja rodzina jak nakryje mnie z tobą pod prysznicem, nie mówiąc już o tym, że zamknąłeś drzwi na klucz. Zupełnie jakbyś coś ukrywał – powiedział z lekkim uśmieszkiem. Po czym bez ostrzeżenia przyciągną go do siebie obejmując w pasie i całując namiętnie.
- Arashi, masz rację. Będą zgorszeni, wydziedziczą mnie – stwierdził Save zaplatając mu dłonie na karku.
- Chyba, że się niczego nie dowiedzą – stwierdził Azjat z demonicznym uśmieszkiem. Serce Save zabiło mocniej bowiem dobrze wiedział co oznacza ten uśmieszek. Wiedział, że żaden protest się już na nic nie zda. I sam sobie zgotował ten los, dobrze o tym wiedział. Dał się więc bez żadnych protestów się podnieść i zanieść do łazienki. Późnej był w stanie myśleć już tylko tym by zbyt głośno nie krzyczeć z rozkoszy.

Po jakimś czasie obaj leżeli na łóżku Save niedbale okryci ręcznikami w okolicy bioder. Stróżki wody spływały z mokrych włosów, a oni tylko delikatnie głodzili swe ciała wzajemnie, w czułym geście.
- Skarbie, nie uważasz, że powinienem iść do siebie? – zapytał Arashi wodząc dłonią po ramieniu Save.
- Źle ci tu? – zapytał blondyn patrząc Azjacie w oczy i obejmując go, gładząc opuszkami palców wzdłuż jego kręgosłupa.
- Nie skarbie, wprost umieram z rokoszy – odrzekł Arashi skradając ukochanemu całusa. – Ale nie sądzisz, że ktoś może się zdziwić dlaczego nie ma mnie i moich bagaż w przeznaczonej dla mnie sypialni?
- Arashi, tu jest twoja sypialnia. Nie myśl sobie, że pozwolę ci sypiać gdzieś indziej samemu – zaczął stanowczo Save. – W innym pokoju będą tylko twoje rzeczy, albo raczej torby po nich – stwierdził gładząc Azjatę po policzku i wodząc go za brodę jak rozmruczanego kota. – Poza tym kto by mógł cię szukać. Tu tylko ja przejmuję się co się z tobą dzieje – stwierdził puszczając go i kładąc się na plecy. Arashi zawisł nad nim, tak że woda z jego włosów kapała Save na brzuch.
- Skarbie, a nie pomyślałeś, że ktoś może przyjść do ciebie. Jak to będzie wyglądać jak zastaną nas prawie nagich, ociekających wodą na twoim łóżku? – zapytał mrużąc zielone oczy. Save podniósł się na łokciach, tak że twarze obu znalazły się bardzo blisko siebie.
- Masz rację Arashi. Wytrzyj się – powiedział trudząc się na poważny ton i podając mu swój ręcznik. Arashi patrzył na niego taki wzrokiem jakby miał się za chwilę rzucić i go pożreć, blondyn tylko uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Arashi, uwielbiam gdy się tak na mnie patrzysz – powiedział Save nie spuszczając z niego spojrzenia niebieskich oczu.
- Widzę… - stwierdził Arashi oglądając się na jego nagie ciało, które zdradzało oznak podniecania. Po woli zaczął się pochylać, a gdy był już przy jego ustach rozległo się pukanie do drzwi… Arashi poderwał się do góry jak przyłapany na gorącym uczynku. Po czym spojrzał bezradnie na Save. On także wyglądał na zaskoczonego czyjąś wizytą. Wtedy „gość” najwyraźniej znudzony pukaniem nacisnął klamkę. Serca obu mężczyzn wyciągniętych na łóżku podskoczyły do gardeł. Oopadły dopiero, gdy drzwi przypominały o tym, że zostały zamknięte na klucz i nie ustąpiły. Gość zaczął dobijać się bardziej natarczywie.
- Synu co ty tam robisz?! Musimy porozmawiać! – dobiegł zimny głos zza drzwi. Save momentalnie pobladł.
- Arashi to mój ojciec - pisnął szeptem, zdradzając skrajne przerażenie.
- Spokojnie skarbie, schowaj mnie gdzieś i nie zapomnij się czymś okryć, potem udawaj, że mnie tu w ogóle nie było – odszepnął Arashi, choć sam był nie mnie zdenerwowany niż Save. Skądś znał ten głos, i bynajmniej nie kojarzył mu się on dobrze.
- Schować cię? Gdzie? Arashi, gdzie można schować prawie dwumetrowego faceta? – zaczął panicznie Save rozglądając się po pokoju w popłochu. – Szafa! – zauważył z entuzjazmem patrząc na wbudowany w ścianę mebel. Wielka trzydrzwiowa, wbudowana w ścianę szafa. Save chwycił Arashi za rękę i pociągnął go w tamtą stronę. Wepchnął zaskoczonego Azjatę do środka, między idealnie wyprasowanie garnitury i eleganckie ubranka, po czym zasuną drzwi. Nie minęła nawet sekunda jak znów je rozsunął wyjmując szlafrok, a przy okazji skradając Arashi długi, namiętny pocałunek z ust. Drzwi znów się za nim zasunęły, gdy za drzwiami rozległ się zirytowany oczekiwaniem głos ojca Save.
Arashi otrząsnąwszy się z szoku podsunął się do drzwi i wyjrzał przez szparę w wentylacji na drzwiach. Save szczelnie zawinięty w szlafrok otworzył drzwi.
- Co tak długo? Można by pomyśleć, że robisz coś nieprzyzwoitego – zagrzmiał sroki i nadal chłodny głos ojca.
- Wybacz ojcze brałem prysznic, nie słyszałem jak pukasz – skłamał Save gładko.
- Po co zamykasz drzwi na klucz, przecież wiesz…
- Wiem ojcze, jednak chciałem się odprężyć po podróży. Wolałam by nikt mi nie przeszkadzał. – odrzekł buntowniczo Save. Jego ton wskazywał na to, że w każdej chwili jest gotów odeprzeć każdy atak. Arashi ze swej kryjówki nadal nie widział mężczyzny jednak był pewien, że go nie polubi.
- A któż mógł by cię tu niepokoić. Synu, przecież to dom twego ojca – prychnął mężczyzna. Czemu nie powiedział twój? Zastanawiał się Arashi.
- Cecily ma zwyczaj…
- To twoja narzeczona – zaprotestował ojciec nie dając Save nawet skończyć. – Kiedy się pobieracie?
- Ojcze nie zamierzam jej poślubiać – zaczął twardo Save.
- Bzdura – burknął mężczyzna wchodząc do pokoju. Serce Arashi uderzyło mocniej… Nie spodziewał się, że ujrzy tego człowieka jeszcze raz w życiu… Tym bardziej nie spodziewał się że ten człowiek, którego nienawidził przez dziesięć lat swego życia okaże się być ojcem osoby którą pokocha całym ciałem, sercem i duszą… Jęknął, jednak na tyle cicho by dźwięk ten nie opuścił wnętrza szafy. – Zrobisz jak postanowimy z matką. Przecież i tak nie masz kogoś innego.
- Mylisz się ojcze – sprzeciwił się Save… - Po za tym nawet gdybym nie miał, nie możesz mnie zmusić do małżeństwa z kimś kogo nie cierpię od dzieciństwa.
- Spokojnie synu uczucie przyjdzie z czasem. Cecily to dobra partia, jest bogata a przy tym…
- To nadmuchana lalka. Ale skoro tak ci się podoba możesz sam się z nią ożenić. Ja nie zamierzam.
- Licz się ze słowami chłopcze. Nie takim tonem! – zagrzmiał głos Sarivalda, a Arashi z ledwością powstrzyma się by nie wypaść z szafy i nie rzucić się na niego za to jak traktuje Save. – Zrobisz jak powiem. Matka się ze mną zgadza. Dobrze, że zaczynasz samodzielnie myśleć mój synu, ale to akurat nie jest najlepsza droga. Zaufaj mi wiem co dla ciebie dobre.
- Nie poślubię Cecily choćbyś miał mnie wydziedziczyć – syknął Save.
- Jeszcze zmienisz zdanie – stwierdził srogo Sarivald. – Aha i gdzie jest ten twój rzekomy przyjaciel z plebsu. Jak mu tam było Czing- czang… Matka jest nim zachwycona, ale ja wiem synu że on zadaje się z tobą tylko dla pieniędzy. Teraz pewnie szfęda się po domu zastanawiając się co, gdzie i ile jest warte. Powiem…
- Lepiej nic już nie mów! – syknął Save, tak groźnie, że Arashi był pewien iż nie jego głos słyszy. – Jeszcze jedno złe słowo o Arashi…
- Synu, to biedak i złodziejaszek. Znam się na takich wyłudzaczach. Przestań…
- Nie nazywaj Arashi złodziejem! To uczciwy człowiek. Bardziej niż ty!! Utrzymuję rodzinę przyjaciół, harując jak wół by im zapewnić możliwość studiów i lepszy start w życiu! Nie masz pojęcia o czym mówisz! Nawet go nie widziałeś i już osądzasz!
- Dobrze, czekam więc aż mi go przedstawisz – odrzekł chłodno Sarivald po czym opuścił pokój Save, zatrzaskując za sobą drzwi. Save jak i Arashi odetchnął z ulgą
Przesuwane drzwi do szafy otworzyły się i ukazała się w nich blada twarzyczka Save, nie mniej bada niż ta Azjaty w środku.
- Arashi… - jęknął tylko blondyn po czym wszedł do środka i wtulił się w pierś bruneta. – Jeszcze nigdy mu się nie postawiłem, nie mówiąc już bym uniósł na niego głos – dodał roztrzęsiony.
- Byłeś naprawdę dzielny, mój skarbie – wymruczał Arashi choć sam teraz potrzebował pocieszenia. W końcu w pokoju był przed chwilą człowiek, który doprowadził do teg, że zabójca jego matki został puszczony wolno.
- Arashi… Arashi, przytul mnie, mocno – jęknął Save. Azjata natychmiast spełnił jego prośbę, odrzucając własne problemy na bok. Przygarną drobne ciałko do siebie i delikatnie zaczął pieścić by je uspokoić. Blondyn szybko poddał się tym pieszczotom, a efekt był zupełnie inny niż zamierzony. Chwilę później kochankowie oddali się temu dlaczego byli nazywani kochankami. Ich namiętność drżała jak ścianka za plecami Save, gdy Arashi napierał na niego całym swym ciałem oddając się ekstazie miłości. Powietrze było pełne przyspieszonych oddechów, westchnień i cichych jęków rozkoszy i wzajemnej adoracji. Cały świat zamykał się do wnętrza wbudowanej szafy, do bliskości drugiego ciała i czułych pocałunków….
- Arashi… - jęknął Save szczytując i obejmując plecy Azjaty jak najcenniejszy skarb. – Och, Arashi…
- Mój skarbie… - westchnął Azjata, całując Save po mokrej od potu szyi, również dochodząc. – Kocham cię – dodał kończąc i delikatnie się z niego wysuwając. – Kocham ponad wszystko – dodał opuszczając jego nogi na podłogę z równą delikatnością.
- Arashi, uhm… nigdy nie przypuszczałbym że będziemy kochać się w szafie - przyznał Save chwytając łapczywie powietrze i unosząc zaczerwienioną od wysiłku i gorąca twarz na Arashiego. – Ale muszę przyznać, że to było ekscytujące – dodał wtulając się w jego pierś.
- Skarbie jest jeszcze wiele miejsc, w których seks może być ekscytujący – stwierdził przekornie Azjata, posyłają mu łobuzerski uśmiech.

- Wiesz skarbie, jakoś nie jestem głodny. Może tu po prostu poczekam – zasugerował brunet, gdy Save oznajmił że czas iść na kolację.
- Arashi, nie wykręcaj mi się teraz. Obiecałeś, że będziesz przy mnie, po za tym ojciec chciał cię poznać.
- Wątpię że chciał. Save nie zapominaj, że słyszałem waszą rozmowę – burknął Azjata.
- Arashi, przestań. Nie każe mi iść tam samemu. Nie chcesz chyba skazać mnie na samotną walkę z ojcem, Cecily i resztą tych sępów? – jęknął Save. Arashi spojrzał na niego błagalnie, ale blondyn odpowiedział tym samym i koniec końców to serce Azjaty zmiękło.
- Dobrze pójdę tam z tobą. Ale to może być naprawdę bardzo nie przyjemny posiłek – westchnął. Miał zamiar dodać coś jeszcze, ale wtedy rozdzwonił się jego telefon. Arashi odszedł z nim kawałek.
- Sora? … - zdziwił się chwilę słuchając co przyjaciółka z dzieciństwa mam mu do powiedzenia. – Ale co ja mógłbym… No dobrze już… Sora wiesz… dobrze już. Dziękuję. Tak wiem, że będziesz pierwsza, która się o tym dowie, tak jak wtedy. Spokojnie. Ustosunkuję się do twojego ostrzeżenia – powiedział po czym się rozłączył. – Skarbie, możemy iść – dodał spokojnie.
- Arashi, czego ona chciała? – zapytał podejrzliwie Save.
- Przestrzec mnie przed robieniem głupot skarbie. Czasem trzeba mi takie rzeczy przypominać. – odrzekł Azjata uśmiechając się.

Arashi spojrzał w twarz stojącego przed nim jasnowłosego mężczyzny. Patrzył na niego chłodno, z dystansem, jakby chciał mu powiedzieć samym spojrzeniem, że nim gardzi. Patrzył w zimne, szare oczy, w których nie odnajdywał nic z tego co przypominało by mu Save. Uśmiechnął się lekko, z drwiną ściskając rękę mężczyzny, nieco mocniej niż nakazuje grzeczność. Kącik prawego oka mężczyzny drgnął, lecz po za tym jego twarz pozostała jak wykuta z kamienia, nawet gdy Arashi ścisnął jeszcze mocniej. Obaj nic nie powiedzieli, lecz ich niechęci, to co jeden sądzi o drugim dało się wyczytać z ich gestów, lecz przede wszystkim z spojrzeń jakie sobie posłali. W końcu Arashi uśmiechnął się z rozbawieniem. Pytające spojrzenie mężczyzny zdawało się krzyczeć „Co cię tak śmieszy włóczęgo?”
- Nigdy bym pana nie podejrzewał o to, że Save może być pańskim synem – powiedział Arashi z pełną premedytacją i zadowoleniem obserwując jak kamienna maska na twarzy rozmówcy tężej, jakby chciał on zdusić rodzące się w nim uczucia. Jakiekolwiek by one nie były. Słowa Arashi były dla niego jawnym policzkiem. Wedle jego kryteriów Azjata sugerował właśnie, że Save nie jest jego synem, że żona urodziła syna innego mężczyzny. Ale ta zniewaga i tak nie była w stanie obniżyć pozycji do jakiej przypisał go Pan Sarivald Senior. – Save jest tak dobrze wychowany, ale zapewne miała pan w tym swój nie odmowny udział – kolejne obelgi posypały się z ust Arashi. Sarkazm i ironia zakamuflowane pod nieumiejętnością prowadzenia konwersacji i nieprawidłowym dobrze słów nie zmyliły mężczyzny. Właściwie nie zmyliły nikogo. Arashi kontem oka widział jak Save nerwowo przestępuje z nogi na nogę.
- Właściwie, powinienem panu podziękować – zaczął Arashi mrużąc zielone oczy i wbijając wzrok w mężczyznę, niczym parę sztyletów, przeszywając go na wylot. – To że tu teraz jestem to z pewnością znak opatrzności, bym mógł panu podziękować za wspaniałą obroną w sprawie przeciw Tomasowi S. o zamordowanie ze szczególnym okrucieństwem Yuriko Yasano. Nie sądziłem, że jeszcze uda mi się pana spotkać. – zakończył uśmiechając się jak chochlik, który właśnie coś spsocił i jest z tego bardzo zadowolony. Po chwili puścił rękę mężczyzny i podszedł do Save, zabierając go z jadalni.
Gdy byli już na schodach Save mu się wyrwał.
- Arashi wyjaśnij mi – zaczął ze złością.
- Skarbie, daj mi chwilę by się uspo…
- Nie! Masz mi to wyjaśnić ale już! Dlaczego insynuujesz, że mój ojciec brał udział w sprawie dotyczącej twojej matki, o ile dobrze zrozumiałem – wybuchnął blondyn, patrząc gniewnie na Azjatę.
- Bo tak było – Arashi smętnie spuścił wzrok.
- Więc to dlatego? Arashi, powiedz czy to z tego powodu się do mnie zbliżyłeś. To twoja zemsta za niesprawiedliwość jak cię spotkała z jego strony. Posłużyłeś się mną? – zapytał patrząc na niego jak zbity pies.
- Nie, skarnie, nigdy w życiu. Przecież mnie znasz – sprzeciwił się Arashi. Miał właśnie coś jeszcze dodać, gdy Save wszedł mu w słowo.
- Czasem się nad tym zastanawiam. Arashi znów nie powiedziałeś mi wszystkiego – powiedział z pretensją. – Dlaczego ukrywałeś przede mną to że mój ojciec…
- Skarbie, nie interpretuj tego po swojemu – sprzeciwił się Arashi łapiąc go za ramiona. – Po pierwsze nie wiedziałem o tym, gdy się poznaliśmy, po drugie skojarzyłem nazwisko dopiero gdy usłyszałem dziś jego głos, po trzecie to nic między nami nie zmienia – przyciągnął go do siebie i mocno przytulił. Blondyn chwilę próbował z nim walczyć. – Spokojnie, skabie. Teraz pójdziemy do mnie to przedyskutować, dobrze? – zaproponował znów odsuwając go na długość ramion i spoglądając w niebieską toń jego oczu.
- Arashi jak ty to sobie wyobrażasz… - jęknął. – Przecież mój ojciec wyrządził ci taką krzywdę. On nawet nie poczuje cienia wyrzutów sumienia. To zimny i zł…
- Skarbie – Arashi położył mu palec na ustach. – Mówisz o swoim ojcu, jakby nie było, poza tym zaraz zaroi się tu od rozchichotanych przyjaciółek Cecily a my swoimi na schodach wymieniając się czułymi słówkami. Dokończmy tą rozmowę, gdzieś gdzie nie będziemy na widoku - powiedział. Save dał się przekonać. Arashi miał w tym momencie rację. Ale ich rozmowa miała wiadomy koniec w łóżku Arashiego i wcale nie zmniejszyła wyrzutów sumienia Save. Nie wiedzieć czemu blondyn obwiniał się za podłe wyrachowanie w życiu zawodowym - i właściwie nie tylko w zawodowym - swego ojca. Obwiniał się za nieszczęście jakie jego ojciec sprowadził na Azjatę.

Save podniósł się na łokciu i spojrzał w twarz śpiącego Arashigo. Uśmiechnął się lekko, sam sobie zazdroszcząc takiego szczęścia, a jednocześnie przeklinając ojca, że zniszczył coś w ich związku nawet o nim jeszcze nie wiedząc, jeszcze wtedy, gdy Save nawet by się o coś takiego nie podejrzewał. Pogładził ciemny policzek Azjaty, z czułością.
- Arashi, kocham cię – szepnął.
- Ja też cię kocham skarbie – mruknął Arashi nie otwierając oczu. Podniósł rękę, delikatnie oplatając palce na karku Save i z równą delikatnością przygarnął go do siebie. – Śpij mój skarbie – dodał całując go w czoło i kładąc sobie na piersi. Save wtulił się w niego i szybko zasnął.

Save poprawił krawat po czym spojrzał na Arashego – Przestań się krzywić. – powiedział marszcząc wąskie brwi. Azjata spojrzał na niego z rezygnacją. – Arashi, to przyjęcie z okazji moich urodzin, chociaż byś udawał, że jest ci z tego powodu wesoło.
- Skarbie, mieliśmy swoje przyjęcie kilka dni temu. Poza tym twoje urodziny nie są powodem żebym ubierał się jak małpa do cyrku – burknął patrząc krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Na biały garnitur z czerwoną fularem. Westchnął.
- Arashi wyglądasz wspaniale – powiedział Save poprawiając na nim garnitur. – Widząc cię nie czuję się już tak bardzo zmęczony na myśl, że muszę tam zejść i udawać, że lubię tych wszystkich znajomych ojca.
- Za to ja się czuję chory w tym strojnym ubranku… Save, naprawdę nie mogę ubrać czegoś…
- Czarnego? O nie Arashi, czarny garnitur pozwalał ci założyć wyłącznie na mój pogrzeb – powiedział blondyn znów się marszcząc.
- Ale skarbie… nie wiesz że w Japonii bile to symbol żałoby, a czerwień według niektórych, niewolnictwa - westchnął.
- Arashi, nie jesteśmy w Japonii. Jesteś piękny w bieli i chcę cię takiego widzieć na moim przyjęciu. A co do czerwieni, to sam przyznaj, nie jesteś niewolnikiem? – blondyn zmrużył oczy gładząc Azjatę po policzku. – Niewolnikiem mojej miłości - dodał ciszej przyciągając go do siebie. – Arashi, nie opuszczaj mnie dzisiejszego wieczoru. Jesteś moją podporą - szepnął przytulając się do jego piersi.
- Skarbie… czułbym się o wiele pewniej, gdybyś pozwolił mi się przebrać – westchnął Arashi obejmując go.
- Arashi zrozum… To nakaz ojca. Nie wpuszczą cię na przyjęcie jeśli będziesz źle ubrany – wyjaśnił cierpliwie Save. – Nie mogę sobie pozwolić na to by być tam bez ciebie.
- Dlaczego nie mogę znów wcisnąć się w twój czarny garnitur.
- Arashi! Ponieważ to było zbyt prowokujące. Materiał zbyt się na tobie opinał.
- Acha rozumiem. Chcesz mieć wszystkie moje wdzięki tylko dla siebie – zauważył brunet uśmiechając się ze złośliwą satysfakcją. Save zamierzał właśnie zaprzeczyć, gdy ktoś zapukał do drzwi jego pokoju. Obaj mężczyźni odsunęli się od siebie na przyzwoitą odległość, po czym Save wydał pozwolenie na wejście. W drzwiach pojawiła się drobna twarzyczka jego matki.
- Kochani, wszyscy goście już się zebrali… Arashi… Jak ty w tym wyprzystojniałeś! – powiedziała dostrzegając Azjatę. Arashi pojaśniał jak słoneczko słysząc komplement. – Schodźcie chłopcy – dodał uśmiechając się do obu. Po czym wyszła zamykając za sobą drzwi.
- Dobrze skarbie, miejmy to już za sobą - westchnął Arashi podchodząc do drzwi i je otwierając.

Arashi rozejrzał się po urządzonym w staromodnym stylu salonie, większym niż wszystkie trzy mieszkania na piętrze w jego kamienicy. Ozdobny, wręcz krzykliwy salonik w wypaczanym stylu rokoko przyozdabiały tandetne baloniki i drogie serpentyny.
Salonik był zatłoczony, a w powietrzu unosiły się zapachy najprzeróżniejszych potraw, których nazw Arashi z pewnością nie potrafiłby nawet wymówić. Save został już gdzieś porwany przez Cecily i Azjat nie miał specjalnie możliwości wyrwać go z tej opresji. Pocieszał się tylko tym, że matka jest z nim. Ona z pewnością doda mu otuchy, wesprze i nie pozwoli skrzywdzić.
Nagle Arashi zrozumiał, że jest obserwowany… prze grupkę, pięknych, młodych bogaczek. Sam nie wiedział czy się z tego cieszyć czy płakać. Dziewczyny uśmiechnęły się do niego kokieteryjnie, gdy pochwyciły jego spojrzenie. Nie pewnie odwzajemnił uśmiech. Westchnął w duchu widząc, że kilka z nich rusza swe sztucznie wyszczuplane tyłeczki w jego stronę.
- Nie widziałam pana wcześniej na przyjęciach urodzinowych panicza Sarivalda – zaczęła jedna cieniutkim głosikiem, lustrując całą postać bruneta, jak by był cenną grecką rzeźbą.
Panicz Sarivald? To o moim skarbie?? Rany. Muszę wziąć się w garść żeby mu wiochy nie narobić. Zabił by mnie, gdybym ośmieszył się w jego imieniu przed tą całą zgrają sztywniaków. Arashi wziął głęboki wdech po czym uśmiechnął się delikatnie.
- Istotnie goszczę na takim przyjęciu po raz pierwszy – odrzekł sam zaskoczony trafnością dobranych słów. Normalnie pewnie palną by coś w stylu: Ta, na takich imprezach raczej się nie pokazuje. Jakiś dobry bóg musiał teraz nad nim czuwać. Gdyby jeszcze zechciał pognać gdzieś niewygodnie rozmówczynie, Arashi był gotów oddać mu duszę w podzięce.
- Więc kim pan jest dla panicza Sarivalda? – zapytała następna.
Na bogów nie mówcie o nim per panicz. Średniowiecze się skończyło!
- Jesteśmy przyjaciółmi – odrzekł Arashi, zastanawiając się czy nie powinien raczej wymyślić jakiejś dziwacznej historyjki o kontaktach jego rodziny z rodziną Save. Czy te bogaczki w ogóle znają słowo przyjaźń. Dziewczyny zachichotały.
- Jak my wszyscy. Jak go pan poznał – zapytała kolejna.
- Moja siostra studiuje ten sam kierunek co on. Kilkakrotnie Save przyszedł do klubu w którym oboje pracujemy. Najpierw poznał ją, a potem mnie – mruknął Arashi racząc się winem z kieliszka. Nagle spostrzegł, że dziewczyny patrzą się na niego jak na kosmitę. No tak, nazwałem go po imieniu to raz, dwa wspomniałem że studiuje, na uczelni państwowej i trzy że ja i Tora pracujemy. Bogate sukinsy… sukincórki… - Przepraszam panie najmocniej, ale wydaje się że ktoś mnie woła – powiedział Arashi, po czym wycofał się w tłum.
„Skarbie uciekam do ogrodu, do altanki twojej uroczej rodzicielki. Spróbuj się wyrwać i dołącz do mnie. Możesz ją zabrać ze sobą.” „wyślij”. Arashi z zadowoleniem przeczytał potwierdzenie dostarczenie wiadomości do Save.
Po chwili dostał odpowiedź. „Arashi jak mogłeś mnie tu zostawić z tymi sępami. Dobrze wiesz, że nie uda mi się stąd wyrwać. Błagam wróć i ratuj.”
Arashi wypalił do końca papierosa po czym z westchnieniem rezygnacji wrócił do zatłoczonego saloniku. Nie zwracał już uwagi na posłane mu spojrzenia, obojętnie czy pogardliwe czy pożądliwe, ani na wszelkiego rodzaju zaczepki. Miał tylko jeden cel w którym tu przyszedł – Save. Gdy w końcu go zobaczył nieomal odwrócił się na pięcie i nie wyszedł widząc w czyim towarzystwie stoi. Gdyby nie to że Save go dostrzegł i ruszył ku niemu, w ostatniej chwili łapiąc za nadgarstek, pewnie by zwiał. Blondyn posłał Azjacie uśmiech dziękujący za przybycie. Arashi odpowiedział niepewnie. Po chwili przeniósł spojrzenie na surową twarz ojca Save, pana Sarivalda. Zdziwiłby się gdyby mężczyzna okazał mu jakieś głębsze uczucia sympatii po tym jak delikatnie dał mu do zrozumienia, że obwinia go za wyrok w sprawie zamordowanie pani Yasano, ale z tego co wiedział ten mężczyzna nikomu nie okazywał głębszych uczuć. Szare oczy patrzył tak jakby miały się zmienić w dwa sztylety i przebić serce Azjaty. Jednak gdyby Arashi spojrzał w lustro zobaczył by dokładnie ten sam nienawistny wyraz swych własnych oczu.
- Arashi, może opowiesz nam o swojej pasjonującej pracy w Illusions – z chorych wizji torturowania mężczyzny wyrwał go przesłodzony głos Cecily. Gdy Azjata na nią spojrzał uśmiechnęła się sztucznie i zamrugała kokieteryjnie. Arashi poczuł jak wszystko w nim wrze z wściekłości.
- Nie ma o czym opowiadać panno Calamus. To bardzo nudna praca na zapleczu. Nie chcę nikogo nią usypiać – odrzekł siląc się na spokój. Pogardliwe spojrzenie całego towarzystwa wokół wcale mu nie pomogło. Tylko Save i jego matka byli dla niego podporą a tym stadzie rekinów.
- Arashi, nie bądź taki. Powiedz jak to jest wyginać się w tak muzyki przy akompaniamencie histerycznych wrzasków setek kobiet i za pewne paru mężczyzn – dodała dziewczyna uśmiechając się do niego zwycięsko.
- Co ty… co pani sugeruje? – zapytał Arashi z miną urażonego niewiniątka.
- No już nie drocz się. Wszyscy już wiedzą jako kto pracujesz w tym klubie o podejrzanej reputacji – powiedziała niewinnie Cecily.
- Nie wiem skąd masz te informację, ale są one całkowicie fałszywe – sprzeciwił się Save. – Cokolwiek sugerujesz używając sformułowania „wyginać się w tak muzyki przy akompaniamencie krzyków i tak dalej…” jest bzdurą. Arashi jest muzykiem. Layd Radvil może to potwierdzić – powiedział pewnym głosem.
- O tak osobiście słyszałam jak ten młodzieniec gra. To było oszałamiające prawie tak jak jego egzotyczna uroda – dodała swoje pulchna kobieta stojąca przy szczupłej matce Save.
- Skąd niby zna pani „przyjaciela” mego syna? – zapytał zimny głos pana domu wypluwając niemal słowo „przyjaciel”. Arashi nie miał wątpliwości, że adwokat nim pogardza.
- Spotkałam tego młodzieńca pewnego razu w restauracji. Był tak uprzejmy, że na moją prośbę zagrał. Ach to było piękne. Dawno nie słyszałam by ktoś tak wykonywał „Dla Elizy” – westchnęła z rozmarzeniem kobieta.
- „Dla Elzy”, toż to każde dziecko potrafi zagrać – prychnęła Cecily. – Może popisze się pan czymś innym panie Arashi – Cecily również przybrała pogardliwy ton.
- Co tylko zechcą drogie panie – powiedział nad wyraz spokojnie Azjata, uśmiechają się łagodnie i pewnie. Save spojrzał na niego jak na samobójcę.
Arashi usiadł przy fortepianie śledzony przez wszystkie pary oczu. Spojrzał pytająco na Cecily. – Więc co mam zagrać? – zapytał na wypadek, gdyby ona nie pojęła dlaczego się na nią patrzy.
- Sonatę 29  Beethovena – pozwiedzała z wyniosłą miną. Arashi spojrzał na klawiaturę. Rozprostował palce po czym jeszcze raz zbadał wzrokiem białe i czarne klawisze.
- Proszę się pospieszyć nie mamy całej nocy – burknęła Cecily.
- Spokojnie, muszę się przygotować i poznać instrument – sprzeciwił się Azjata.
- Jak dla mnie tylko grasz na zwłokę – prychnęła.
- Czepiasz się i tyle – skomentował Save, patrząc na nią tak jakby mógł spopielić ją wzrokiem.
- W sumie to trochę. Moim instrumentem jest elektryczna gitara, ale na fortepianie zaczynałem. – rzucił Arashi. – Więc może na rozgrzewkę bym mógł przypomnieć sobie młodość przygrywka z Nemo, Nightwisha. – stwierdził po czym położył dłonie na klawiaturze, biorąc wdech i wygrywając kilka pierwszych taktów, które można usłyszeć w piosence.
- Rany to nie brzmi jak gotyk, to nie brzmi nawet jak wokal z Death metalu… - stwierdził Arashi.
- Wygląda na to, że jest nie nastrojony – zauważył Save odetchnąwszy z ulgą.
- Ktoś w ogóle na nim czasem gra? – zdziwił się Azjata patrząc na czerwieniącą się ze złości Cecily. Zapewne chciała powiedzieć ,że to nie fortepian zawiódł tylko to marne umiejętności pseudo muzyka, ale zbyt wiele osób zaczęło przychylnie patrzeć już na Azjatę.
- Faktycznie. Dawno nikt nie grał na żadnym fortepianie w tym domu… nie wiem czy kiedykolwiek ktoś na nim grał… - mruknęła pani Sarivald. – Wygląda na to, że występu dziś nie będzie. Ale możesz mi wierzyć Cecily, Arashi gra wspaniale – dodała.
Goście wrócili do swoich poprzednich zajęć, zawiedzeni że nie było widowiska. W zamieszaniu jakie powstało Arashi udało się wykraść Save i przemknąć z nim do holu.
- Arashi, wiedziałeś? – bardziej stwierdził niż zapytał blondyn dając się ciągnąc za rękę w stronę schodów. – Powiedz skąd – dodał zatrzymując się i jego. Arashi odwrócił się i uśmiechną niewinne.
- Pod czas ostatniej mojej wizyty w tym domu, gdy ty smacznie sobie spałeś między lekarstwami dużo rozmawiałem z twoją matką. Jakoś tak wyszło że umiem parę nut, no to poprosiła bym zagrał. Wiesz, że tylko fortepian w jej pokoju jest zdatny do użytku? – powiedział.
- Cieszę się, że zaprzyjaźniłeś się z moją matką… ale chyba jej nie mówiłeś? – zapytał nagle zdjęty strachem.
- Myślisz, że by tego nie zaakceptowała? – zapytał Arashi.
- To nie miejsce takie rozmowy. Chodźmy do mnie – mruknął Save pośpiesznie sprawdzając czy nikt ich nie widział, lub nie słyszał.
Save zamknął za nimi drzwi swojego pokoju i przekręcił klucz.
Azjata w tym czasie usiadł na jego łóżku.
- Arashi, dziękuję, że mnie stamtąd wyrwałeś. Sam nigdy nie odważył bym się wyjść, ale nie było niczego czego pragnął bym bardziej – mruknął Save podchodząc do niego.
- Skarbie, nie udawaj takiego delikatnego. Wytrzymałeś w tym domu z tymi ludźmi ponad dwadzieścia lat, jedne wieczór nie może być taki straszny – stwierdził Azjata lekko, nie spuszczając go z oczu. Save usiadł obok niego.
- Ale wcześniej nie znałem innego świata. Tego jak bawią się normalni ludzie… Arashi… - mruknął przechylając się w jego stronę i opierając głowę o jego ramię.
- No, skarbie, tylko mi się nie rozklejaj – powiedział ciepło Arashi głaszcząc go delikatnie po jasnych lokach. – Wiesz mam w torbie jeszcze to tanie wino, którym się tak szybko spiłeś i po którym miałeś mega kaca. Możemy sobie urządzić libacje – powiedział zadowolony.
- Arashi, nie mogę, nie powinienem… - mruknął nie pewnie blondyn.
- Daj spokój przecież było fajnie – stwierdził Arashi uśmiechają się z zadowoleniem.
- Arashi, ja połowy nie pamiętam, druga polowa to zamazane urywki…
- No przestań. Mamy tylko jedną butelkę. Wtedy sam opróżniłeś co najmniej dwie. Więc tym razem nie zetnie cię tak szybko – stwierdził. – A jak się boisz, że nie będziesz pamiętał możemy nagrać filmik - stwierdził uśmiechając się zachęcająco.
- Arashi, to obrzydliwe - oburzył się Save. – Nie chcę oglądać tego jak będziemy się… - wzdrygnął się.
- Co będziemy się?
- Kochać lubieżnie - mruknął natychmiast pokrywając się rumieńcem.
- Skarbie… ja nic nie mówiłem o kręceniu filmików z naszych „lubieżnych” stosunków. Ale skoro chcesz się kochać. Widzisz zawsze chciałem to zobaczyć, więc może się zgodzisz? – poprosił obejmując go ramieniem.
- Arashi! – Save wyrwał się i wstał. – Jesteś nie przyzwoity. Czy możesz choć przez chwilę nie myśleć o seksie? – burknął.
- No przepraszam, ale to nie ja zacząłem ten temat – burknął Azjata.
- Że niby ja? – fuknął Save. – Dałbyś spokój.
- Skarbie ja tylko powiedziałem, że możemy nagrać filmik z tego jak się będziesz zachowywał po obaleniu wina, a że ty sobie przypisałeś do tego „lubieżny” seks to już świadczy o tym, że to ty myślisz tylko o jednym.
- Ale… przecież… mówiłeś to w związku… - zaczął Save nieskładnie rumieniąc się jak dojrzewająca wiśnia, jednak nie dane było mu skończyć. Arashi podniósł się i skradł mu pocałunek wprost z ust.
- Teraz to naprawdę mam ochotę na „lubieżny” seks – stwierdził mrużąc oczy.
- Arashi! Jesteś nie nasycony. Nie patrz się na mnie w ten sposób – jęknął Save.
- Czemu? Czyżbym sprawiał, że też nachodzą cię brzydkie myśli? – zapytał uśmiechając się.
- Arashi, proszę… - jęknął Save. – Nie gdy w domu jest mój ojciec? – dodał zmieszany. Arashi spojrzą na niego zaskoczony.
- A co to ma do rzeczy ? – zdziwił się.
- W sumie nic… ale ja się czuję… no… Arashi, czuję się jakby mnie cały czas obserwował – jęknął. – Wszędzie – dodał jakby kuląc się w sobie.
- Save, skarbie uspokój się – powiedział Azjata przytulając go. – Musiał by mieć kamery w każdym pokoju i to po kilkanaście sztuk by nie było ślepego punktu. Po za tym jest adwokatem nie policjantem więc nie ma ani dostępu do takich rzeczy ani pomysłów na coś takiego – stwierdził.
- Po za tym Arashi, sam widziałeś on nie ma zwyczaju pukać – westchnął Save. – Co by było gdyby…
- No cóż musiał by zaakceptować to, że jego syn wybrał mężczyznę, do tego jego wroga – stwierdził spokojnie Azjata.
- Arashi, on by mnie wydziedziczył. I kto wie czy jeszcze nie wytoczył jakiejś sprawy - jęknął Save.
- No spokojnie skarbie, przecież zamknąłeś drzwi na klucz - powiedział tuląc blondyna do piersi. – Skarbie, chodźmy do mnie obalić to wino. Potem sobie pogadamy, pozwierzamy sobie nawzajem z problemów, z których do tej pory nie mieliśmy okazji się sobie pozwierzać – zaproponował. Save nie pewnie przytaknął głową.
Po dwóch godzinach Arashi żałował swojej propozycji. Save od dobrej godziny płakał. Po tym jak zaczął mu opowiadać o ojcu. O tym jak kiedyś zastrzelił psa, który się na niego rzucił, a krew tego zwierzęcia rozprysła się na niego, jak zawsze traktował go jak zło konieczne. I jak zawsze był surowy i zimny. Jak nie okazywał mu żadnych uczuć, nigdy nie pochwalił, nie powiedział ciepłego słowa. O tym jak odkrył, że ojciec zdradza matkę i to nie z jedną kobietą. Jak wściekłą się gdy, Save wybrał inne niż prawo studia.
- Ale najgorsze jest to, że skrzywdził ciebie! – jęknął Save wycierając oczy i cieknący nos.
- Mnie? Skarbie o czym ty mówisz? - zdziwił się Azjata głaszcząc go uspokajająco po ramieniu.
- Arashi, przecież pogratulowałeś mu wygranej w sprawie o śmierć twojej matki. Zrozumiałem tą aluzję, on chyba też. Jak mógł ci to zrobić - jęknął znów zalewając się łzami. – Arashi, nienawidzę go. Chciałbym żeby zapłacił za to co ci zrobił. Ale nie mogłem w żaden sposób…
- Skarbie, mylisz się – przerwał mu Arashi, wycierając mu twarz po czym całując. Jego oczy lśniły niepokojąco. – Nie świadomie się na nim zemściłem, a ty mi w tym pomagasz. Czego twój ojciec pragnie najbardziej, po za karierą i pieniędzmi.
- Przedłużenia rodu? – zapytał Save nie bardzo wiedząc co to ma wspólnego.
- A czy ty możesz przedłużyć ród będąc ze mną? – puścił mu oczko.
- Masz rację Arashi – ucieszył się i przez chwilę zdawać by się mogło wszystko już będzie dobrze, gdy Save nagle znów się rozpłakał i zadął w chusteczkę. – Znów zwiodłem ojca…
- Skarbie… no już daj spokój. A ile razy on zawiódł ciebie. Po za tym co mu po wnuku, którym i tak nie będzie się interesował. No już skarbie… - jęknął Arashi nie wiedząc jak go pocieszyć, jak zatrzymać ten potok łez.
- Arashi, to najgorszy ojciec na świecie… Co ja mam zrobić.
- Po prostu o tym nie myśl skarbie - odrzekł Arashi tuląc go mimo że cała koszulkę miał już mokrą od jego łez. – Masz mnie, swoją matkę, Torę i innych. My zawsze będziemy cię kochać – dodał. I ku swej uldze dostrzegł że Save się uspokoja.
Po jakimś czasie musiał zanieść go do jego pokoju, przebrać i położył kulturalnie do łóżka. Bo Save sam nie był w stanie tego wszystkiego zrobić. Arashi po prostu zapomniał, że na bankiecie podawano także alkohol. I mimo że on sam nic nie pił, to Save pewnie tak… w połączeniu z tanim winem… westchnął spoglądając na śpiącego blondyna.
Po chwili pochylił się i go pocałował. Wrócił do swojego pokoju po czym także się położył. Był wdzięczny opatrzności, że nikt ich nie szukał.

Przed śniadaniem Arashi rozmawiał z matką Save. Jej mąż i syn jeszcze spali, gdy spotkał ją w ogrodzie. Jak zawsze przywodziła mu na myśl delikatną nimfę wsłuchaną w śpiew ptaków.
- Arashi, Save wyjaśnił mi tę sprawę jaką masz z moim mężem – mruknęła nie pewnie kobieta. – Powiedz czy jesteś z nim tylko przez to? – zapytała nie patrząc na niego. Arashi był szczerze zaskoczony tym pytaniem.
- Gdy poznałem Save wiedziałem, że jego nazwisko już kiedyś słyszałem. Nie skojarzyłem go jednak z tym przykrym przeżyciem. Byłem zbyt zafascynowany samym Save. Dopiero teraz, gdy zobaczyłem pani męża przypomniałem sobie skąd znam to nazwisko – westchnął.
- Rozumiem. Przez chwilę bałam się, że zbliżyłeś się do mojego syna tylko z chęci zemsty na moim mężu. Wybacz, że cię o to posądzałam – powiedziała cicho.
- Moja przyjaciółka z dzieciństwa mówi, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Rozumiem pani obawy, sam podejrzewałbym siebie dokładnie o to samo. Jednak nasze spotkanie było zbyt przypadkowe i to że się do siebie tak zbliżyliśmy w sumie też. Choć przyznam, że Save długo się opierał i próbował mi wybić z głowy moje uczucia – powiedział Azjata uśmiechając się na wspomnienie swego długiego podboju.
- Arashi, obiecaj mi, że się nim zaopiekujesz. Save jest taki delikatny – powiedziała nagle, znów zaskakując Azjatę takimi słowami. Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. – Gdybyś kiedyś potrzebował porady, albo wsparcia, nie krępuj się i dzwoń do mnie. To mój osobisty numer, więc nie musisz się obawiać, że odbierze ktoś niepowołany – dodał uśmiechając się i podając mu wizytówkę. Arashi przyjął ją z uśmiechem, właśnie miał coś powiedzieć, gdy pojawił się Save.
- Witaj mamo – powiedział posyłając kobiecie ciepły uśmiech. Arashi z zadowoleniem mógł potrzeć jak bardzo są do siebie podobni. – Arashi - blondyn spojrzał na niego srogo. – Wszędzie cię szukałem. Chodźmy, śniadanie już gotowe – dodał wyciągając rękę do matki.

Po południu czekała ich podróż powrotna do miasta. Save żegnał się z matką dłuższą chwilę. Ojcu tylko niepewnie skinął głową, z resztą ten nawet nie raczył wyjść z domu by go odprowadzić. Cecily zaś zamierzał pominąć. Ona jednak na to nie pozwoliła. Żucia mu się na szyję i zaczęła lamentować jak to strasznie będzie tęsknić za swoim ukochanym narzeczonym. Potem próbowała kleić się do Arashiego twierdząc, że przyjaciel jej ukochanego jest jej przyjacielem. Arashi jakoś nie podzielał tego zdania, zwłaszcza co do jej miłości.

W końcu udało im się wyrwać i wyjechać na szeroką drogę prowadzącą do centrum miasta.