Opowiadanie znajdujące się na tym blogu jest opisem miłości dwóch mężczyzn. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, lub tego typu związki wywołują Twoje zgorszenie, proszę, opuść tę stronę. Opowiadanie może zawierać opisy scen erotycznych oraz wulgaryzmy pojawiające się jako specyfika języka bohaterów – proszę mieć to na uwadze, przystępując do lektury.

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział XVI 1 z 3 - Powrót do domu


Z pozdrowieniami i dedykacją dla Basi, mojej wiernej czytelniczki, która uparcie popędzała mnie do publikacji. Jak widać jej wysiłki się opłaciły. Zrobiłam nawy obrazek do szablonu i przeszłam w końcu do publikowania kolejnych części opowieści o Save i Arashim. Dziękuę Ci Basiu i miłej lektury. 

Nie betowane...

__________________________________________________________________________

Dla Save te dni były jak wyjęte z życiorysu, mgliście pamiętał rodzinę. Zapłakaną matkę, która rzuca mu się na szyje, ojca który stoi zdenerwowany w progu i pali fajkę. Pamiętał, że podszedł do niego i kazał mu usiąść, że go o coś pytał. Potem pojawił się jakiś nieznany mu człowiek. Oślepił go jakimś światłem, założył coś na rękę. Chyba go badał. Wszystko ciągle było takie zamazane.
Arashi… Save poczuł, wzbierający w nim ból, rozpaczliwy szarpiący trzewia ból. Nagle wszystko po prostu na niego spada. Zasłonił oczy i rozpłakał się. A potem obudził się tu gdzie teraz był. Słońce właśnie wschodziło oświetlając mu twarz. Siedział na białej pościeli w czystym, sterylnie czystym pomieszczeniu. Nie czuł radości z pięknego poranka, tylko tą przygniatającą pustkę. Zamknął oczy. Ciągle czuł, że zaraz z rozpaczy uderzy głową o ścianę, roztrzaska się, zabije. Wiedział, że zaraz przyjdzie doktor zada mu te same pytani jak zawsze, da leki, po których poczuje się lepiej. Tylko, czy chce się poczuć lepiej? Usłyszał skrzypienie drzwi. Doktor…
- Jak się dzisiaj czujesz Save?
- Dobrze – skłamał patrząc w podłogę i nerwowo łamiąc palce.
- Dalej widzisz tą mgłę? – zapytał troskliwie. Save poczuł zbierającą w nim wściekłość, ile mu ojciec zapłacił za tą „bezinteresowną troskę?”
- Save mówię do ciebie - upomniał go delikatnie lekarz.
- Wynoś się stąd! – krzyknął doprowadzony do szału jego spokojem, podnosząc się. Lekarz pokręcił głową.
- Save chce ci pomóc, powinieneś więcej mówić, o tym co się stało – powiedział wyjmując z kieszeni białą kapsułkę.
- Nic się nie stało - syknął nerwowo zaczynając krążyć po pokoju i obserwując go kontem oka. Lekarz położył kapsułkę na talerzyku obok szklanki.
- Weź leki – powiedzie spokojnie lekarz. Save miał zamiar złapać szklankę i cisnąć nią w terapeutę, ale gdy raz tak zrobił weszli jacyś ludzie złapali go za rękę, a potem poczuł bolesny zastrzyk, po którym właściwie przestał cokolwiek czuć. Lepsza już była tabletka. Wziął szklankę i pigułkę, chwile na nią patrzył wreszcie zmusił się do przełknięcia i popił ją zimną wodą. Usiadł z powrotem na łóżku i złapał się za głowie, stając się zdusić w sobie gorzki szloch.
- Save przyprowadziłem do ciebie okulistę. Nie musisz się przejmować to na pewno minie z czasem, ale powinien cię zbadać, możliwe ze będziesz musiał nosić okulary, ale jak już powiedziałem to tymczasowe. – Save pokiwał głową. Wszystko mu było jedno.
- Potem chcą cię widzieć rodzice. Ojciec chce zadać ci kilka trudnych pytań, już długo z nimi czekał.

Chyba nie dąłeś jej kosza, takim nie daje się kosza - jęknął John.
- Ja dałem komuś kosza?
- No Save skup się. Ruda, duży biust, zawsze kuso ubrana, jak jej było… Tora!
- Tora… Tora… A Tora! – Save uśmiechną się rozmarzony. – Co u niej?
- No właśnie się pytam – John znów westchnął. – Słyszałem, że przesiaduje w szpitalu, u jakiegoś chłopaka. Myślałem, że to ty, bo przecież się za tobą kręciła. Ale dobrze, że nic ci nie jest.
- Co jej jest?
- Nie jej. Chodzi chyba do... zaraz brat mi mówił, że Boski Amidamaru znów jest w szpitalu, a ona z nim pracuję i chyba… tak to do niego tam chodzi. On był chyba kiedyś jej facetem, ale myślę że jej nie przeszło – wyjaśnił John
- Chyba powinienem ją odwiedzić. Mogła by się pogniewać, że o niej zapomniałem - westchnął Save.
- Jak się z nią zobaczysz wspomnij coś miłego o mnie. Może nawet się ze mną umówi jak odpowiedni mnie zareklamujesz – powiedział John poklepując blondyna po plecach.
- Dobrze - mruknął zdezorientowany Save.
- Pamiętaj, że to ja załatwiałem ci wejściówki do Illusion – dodał na podżeganie John i poszedł w swoją stronę.
Blondyn pokierował się, ze swym cieniem w postaci terapeuty, w stronę szpitala. Illusion? pomyślał zastanawiając się co to było. Nie mógł sobie przypomnieć skąd zna tę nazwę. W końcu dotarli na miejsce. Save podszedł do dyżurki.
- Przyszedłem odwiedzić przyjaciółkę – powiedział do czuwającej tam kobiety.
- Jak się nazywa twoja przyjaciółka – zapytała.
- T…Tora – powiedział jasnooki, zadowolony, że pamiętał. Kobieta wstukała coś w stojący przed nią komputer.
- Przykro mi ale nie mam nikogo o tym imieniu. Może mi ją opiszesz jest dużo pacjentów anonimowych - powiedziała kobieta.
- Ma rude włosy i duży biust - powiedział Save i chwilę się zastanowił. – Nosi nie wiele ubrań – dodał zadowolony z siebie. Kobieta zamyśliła się prze chwilę.
- Widziałam tu kogoś takiego, ale wydaje mi, że to nie jest pacjentką. Poczekaj tu chwilę, zapytam kogoś, kto może wiedzieć więcej – powiedziała odchodzą. Blondyn czekał posłusznie.
Nagle staną obok niego jakiś wysoki chłopak o surowej twarzy o mądrych, brązowawych oczach.
- Save dobrze, że jesteś. – powiedział chłopak. Save próbował umiejscowić go w swojej pamięci. Nagle rzucił mu się na szyję.
- Okami! – krzykną radośnie blondyn.
- Tak, tak… Save. Z tobą już dobrze? Jakoś inaczej wyglądasz - mruknął zmieszany Okami.
- Tak rano czułem się źle, ale już mi przyszło - powiedział odsuwając się od niego i uśmiechając szeroko, ciągle trzymając za ramiona.
- No dobrze skoro tak uwarzysz – powiedział Okami i pociągną go w głąb szpitala. Terapeuta blondyna poszedł za nimi natychmiast. Okami domyślił się szybko kim jest ten tajemniczy cień Save i nie wspominał o nim. Dobrze, że chłopak ma opiekę – pomyślał.
- Martwiliśmy się o ciebie. Próbowaliśmy się z tobą skontaktować. Kaze już miała po ciebie jechać. Ale dobrze, że nie pojechała, jeszcze by ci coś zrobiła, ta wredna małpa – powiedział z westchnieniem.
- Kaze jest miła… rozmawiałem z nią kilka razy – sprzeciwił się Save.
- Miła? Czy my mówimy o tej samej Kaze. Przecież ona jest okropnie wredna. Drwi ze wszystkich i dokucza jak się tylko da. Nie mówiąc już o tym, że jest naprawdę zboczona, Arashi przy niej jest grzeczny i cnotliwy - burkną łOkami.
- Jesteś niesprawiedliwy - fuknął Save.
- Jak uważasz, ale ona maca wszystkich jak leci. Swoją drogą martwię się o Arashiego, znów zapadł w śpiączkę – Okami westchnął bezsilnie.
- Wieczny sen - mruknął cicho Save, wąchając wyniesiona z domu lilie i patrząc gdzieś w pustkę.
- Aż tak źle nie jest. On się obudzi... tak myślę. Bywało z nim już gorzej. Dobrze, że Kaze dał mu kamizelkę kuloodporną bo choroba Arashiego nie miał by już szans się rozwijać. – student medycyny znów westchnął. Save spojrzał na niego nic nie rozumiejąc.
- A...Arashi... żyje...? – zapytał otwierając szeroko oczy.
- Zapadł w śpiączkę i ma połamane klaka żeber. Ledwo ale żyje... myślałeś że on... - Okami otworzył szerzej oczy jakby się przeraził.
- Gdzie on jest?! – krzykną Save łapiąc Okami boleśnie za rękę.
- Spokojne, jesteśmy prawie na miejscu - mruknął oszołomiony student medycyny. – To drzwi po prawej na końcu korytarza. – dodała. Save natychmiast go puścił i pobiegł w tamtym kierunku jak szalony. Jego terapeuta spokojne, choć szybko podążył za nim. Save wpadł do sali jak burza. Szczęściem Arashi leżał sam na sali. Nie była ona duża. Łóżko stało przy oknie i zajmowało dokładnie połowę, resztę wypełniały kwiaty, cześć z nich była już nieco zwiędła, pudełka z czekoladkami, maskotki oraz baloniki z helem. Azjata był podłączony do rozmaitych maszyn. Jedna z nich pomagała mu oddychać, inna zaś mierzyła jego puls i ciśnienie… zastosowania innych Save nie znał. Przy łóżku mężczyzny była Tora, jakby płacząc w pościel. Save przywitał się z nią pobieżnie i podszedł do Azjaty z drugiej strony. Pocałował nieprzytomnego czule w policzek po czym usiadł przy nim tak blisko jak się tylko dało, tuląc się do niego.
- Save, jak dobrze, że jesteś – mruknęła Tora uśmiechając się przez łzy do blondyna. – Teraz na pewno się obudzi – dodała ocierając łzy. Gdy na sale wszedł terapeuta Save, zaczął przepraszać za jego zachowanie i ściągać go z łóżka Azjaty. Gdy Save nie ustępował zagroził mu, że zostanie wyrzucony jeśli nie zacznie się porządnie zachowywać. Save niechętnie zszedł z łóżka ukochanego i ograniczył się do głaskania go delikatnie po włosach i czułych szeptów do ucha. Tora spojrzała na lekarza i chwile mu się przyglądała.
- Save, kto to jest? – zapytał drżącym jeszcze od rozpaczy głosem.
- To mój lekarz – powiedział blondyn uśmiechać się wesoło. Tora dopiero teraz zwróciła uwagę na to jak blondyn jest ubrany.
- Save, co za prochy bierzesz? – zapytała zmartwiona.
- Nie biorę żądnych prochów – powiedział urażony. – Tora, mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz i masz ładny biust? – zapytał niewinnie. Tora uśmiechnęła się ze zmęczeniem.
- O ile pamiętam, oprócz Okami byłeś jedynym, który mi tego nie mówił. Jesteś słodki, co ci dają żebyś był taki? Może mogłabym to stosować u swoich pacjentów jak już będę miała własną poradnie – mruknęła.
- Takie białe pigułki, dość duże - Save starał się pokazać. Tora machnęła ręką.
- Pewnie i tak nie znasz nazwy – westchnęła. – Zrób miejsce, Okami musi pobrać krew - dodała widząc ze jej chłopak wchodzi na sale z całym potrzebnym sprzętem. Save skrzywił się i odszedł nie patrząc na to. Po chwili jednak zdecydował się wyjść z sali i nie patrzyć na praktykę przyszłego lekarza. Terapeuta natychmiast poszedł za nim. Tora również wyszła. Przytuliła się do blondyna i zaszlochała.
- Tak bardzo się o niego niepokoję. Okami ci coś mówił? Mi nikt nie chce powiedzieć w jakim stanie jest Arashi - jęknęła. Save również się rozpłakał.
- Ja chcę żeby on żył – jękną przytulając się do swojego lekarza. Terapeuta pogłaskał go po głowie, po czym pożegnał się w jego imieniu z jego przyjaciółmi, ciągnąc go w stronę wyjścia.
- Save, przyjdziesz jutro? – zapytał Tora idąc za nimi. – Jestem pewna, że twoje przybycie mu pomoże. Godziny odwiedzin zaczynają się od dziewiątej.
- Zobaczę jak się będzie czuł rano. Jeśli będzie dobrze, to go przyprowadzę, ale obawiam się, że tak silne emocje mogą mu zaszkodzić – odpowiedział lekarz za blondyna.
- Save, postaraj się, jesteś mu to winien – jęknęła Tora zatrzymując się i zostając na korytarzu. Lekarza wyprowadził zamroczonego pac jęta ze szpitala i wsadził go do samochodu. Po chwili byli w drodze do bogatej, pustej rezydencji państwa Sarivald.Save przyjechał do domu w asyście lekarza i w delikatnych złotych okularach na nosie. Czul już się dużo lepiej. Poprosił nawet lalkarza by zatrzymali się po drodze w sklepie. Kupił sobie szeroką koszule w duże kolorowe wzory i jakieś drewniane koraliki, bo wydały mu się urocze. A że było ciepło to dokupił sobie jeszcze skórzane sandałki wiązane przy kostce. Tak ubrany przekroczył bramę i wmaszerował do domu. Matka bardzo się ucieszyła i od razu posadziła go na krześle, polecając służbie postawić przy nim herbatę i ciasteczka. Chwile rozmawiała z lekarzem wreszcie wróciła do niego. Save uśmiechnął się do niej, jaka ona była piękna.
- Ojciec pyta czy będziesz zeznawać – powiedziała siadając przy nim. Save wyjął z wazonu lilie i zaczął się nią bawić.
- Nie lubię sądów – mruknął wąchając kwiat.
- Save to ważne – powiedział z naciskiem matka. – Ci ludzie wyrządzili ci krzywdę.
- Nie chce mamo – powiedział wyglądając przez okno.
- Save – zabrzmiał surowy chłodny głos, który student zignorował. Poczuł zimną dłoń na ramieniu.
- Tak ojcze? – zapytał nie odrywając wzroku od kwiatka.
- Spójrz na mnie – zażądał twardo mężczyzna. Save znudzony podniósł głowę.
- Nosisz okulary. Uszkodzili ci wzrok i to ubranie… - mruknął zniesmaczony ciągle trzymając dłoń na jego ramieniu.
- Nic mi nie jest, naprawdę – powiedział blondyn uśmiechając się szeroko. Adwokat zmarszczył brwi, jego syn nigdy się tak nie zachowywał. Ale dużo przeszedł… Westchnął.
- Nie zmuszę cię do zeznań, ale ci ludzie muszą ponieś karę – jego syna nawet teraz zmroził chłód, gdy słyszał to słowo w ustach ojca. - Wsadzę ich na dożywocie i to tam gdzie załatwią ich wściekłe psy, które nie lubią w swojej sforze takich jak oni – powiedział wstając. Save usłyszał kroki towarzyszącego mu dobermana. Nie chciał na niego patrzeć. Bał się tych psów od kiedy jeden rzucił się na niego. Ojciec zabił go wtedy na jego oczach jednym celnym strzałem, ale to było przecież dawno. A dzisiaj był taki ładny dzień. Mgliście pamiętał, że coś go z rana męczyło, ale doktor przekonał go ze to był sen.
- Save pojedziesz z lekarzem na uczelnie, powinieneś spotkać się z przyjaciółmi, tak radzi twój terapeuta – powiedziała matka całując go w czoło. Save uśmiechnął się do niej, wziął lilie w dłoń i całując matkę na pożegnanie, wyszedł za doktorem.
Na uczelni było całkiem pusto. Save westchną i już zamierzał iść do domu, gdy usłyszał, że ktoś go woła.
- Save, stary, kopę lat. – zawoła jakiś chłopak podbiegając do niego. – Co tu robisz, chyba nie składasz papierów o późniejszy egzamin, przecież ty zawsze wszystko zdajesz – syn prawnika przeglądał się mówiącemu do niego chłopakowi. Wydawał mu się znajomy. Próbował sobie przypomnieć kim jest. – Może miałbyś jakąś pomoc naukową? – wtedy do Save dotarło, to John! Chłopak, któremu zawsze pomagał na egzaminach.
- niestety - mrukną blondyn.
- No trudno… jakoś sobie poradzę, do września – John westchną. – A co u twojej dziewczyny, tej rudej? Jesteście jeszcze razem?
- Jakiej dziewczyny? – zdziwił się jasnowłosy.
- No ta ruda, co się za tobą kręciła. Ta co to ma czym oddychać – John pokazał ruchem rąk.
- Nie miałem dziewczyny – jęknął Save, nie mogą dojść do tego om kim mówi jego kolega.
- Chyba nie dąłeś jej kosza, takim nie daje się kosza - jęknął John.
- Ja dałem komuś kosza?
- No Save skup się. Ruda, duży biust, zawsze kuso ubrana, jak jej było… Tora!
- Tora… Tora… A Tora! – Save uśmiechną się rozmarzony. – Co u niej?
- No właśnie się pytam – John znów westchnął. – Słyszałem, że przesiaduje w szpitalu, u jakiegoś chłopaka. Myślałem, że to ty, bo przecież się za tobą kręciła. Ale dobrze, że nic ci nie jest.
- Co jej jest?
- Nie jej. Chodzi chyba do... zaraz brat mi mówił, że Boski Amidamaru znów jest w szpitalu, a ona z nim pracuję i chyba… tak to do niego tam chodzi. On był chyba kiedyś jej facetem, ale myślę że jej nie przeszło – wyjaśnił John
- Chyba powinienem ją odwiedzić. Mogła by się pogniewać, że o niej zapomniałem - westchnął Save.
- Jak się z nią zobaczysz wspomnij coś miłego o mnie. Może nawet się ze mną umówi jak odpowiedni mnie zareklamujesz – powiedział John poklepując blondyna po plecach.
- Dobrze - mruknął zdezorientowany Save.
- Pamiętaj, że to ja załatwiałem ci wejściówki do Illusion – dodał na podżeganie John i poszedł w swoją stronę.
Blondyn pokierował się, ze swym cieniem w postaci terapeuty, w stronę szpitala. Illusion? pomyślał zastanawiając się co to było. Nie mógł sobie przypomnieć skąd zna tę nazwę. W końcu dotarli na miejsce. Save podszedł do dyżurki.
- Przyszedłem odwiedzić przyjaciółkę – powiedział do czuwającej tam kobiety.
- Jak się nazywa twoja przyjaciółka – zapytała.
- T…Tora – powiedział jasnooki, zadowolony, że pamiętał. Kobieta wstukała coś w stojący przed nią komputer.
- Przykro mi ale nie mam nikogo o tym imieniu. Może mi ją opiszesz jest dużo pacjentów anonimowych - powiedziała kobieta.
- Ma rude włosy i duży biust - powiedział Save i chwilę się zastanowił. – Nosi nie wiele ubrań – dodał zadowolony z siebie. Kobieta zamyśliła się prze chwilę.
- Widziałam tu kogoś takiego, ale wydaje mi, że to nie jest pacjentką. Poczekaj tu chwilę, zapytam kogoś, kto może wiedzieć więcej – powiedziała odchodzą. Blondyn czekał posłusznie.
Nagle staną obok niego jakiś wysoki chłopak o surowej twarzy o mądrych, brązowawych oczach.
- Save dobrze, że jesteś. – powiedział chłopak. Save próbował umiejscowić go w swojej pamięci. Nagle rzucił mu się na szyję.
- Okami! – krzykną radośnie blondyn.
- Tak, tak… Save. Z tobą już dobrze? Jakoś inaczej wyglądasz - mruknął zmieszany Okami.
- Tak rano czułem się źle, ale już mi przyszło - powiedział odsuwając się od niego i uśmiechając szeroko, ciągle trzymając za ramiona.
- No dobrze skoro tak uwarzysz – powiedział Okami i pociągną go w głąb szpitala. Terapeuta blondyna poszedł za nimi natychmiast. Okami domyślił się szybko kim jest ten tajemniczy cień Save i nie wspominał o nim. Dobrze, że chłopak ma opiekę – pomyślał.
- Martwiliśmy się o ciebie. Próbowaliśmy się z tobą skontaktować. Kaze już miała po ciebie jechać. Ale dobrze, że nie pojechała, jeszcze by ci coś zrobiła, ta wredna małpa – powiedział z westchnieniem.
- Kaze jest miła… rozmawiałem z nią kilka razy – sprzeciwił się Save.
- Miła? Czy my mówimy o tej samej Kaze. Przecież ona jest okropnie wredna. Drwi ze wszystkich i dokucza jak się tylko da. Nie mówiąc już o tym, że jest naprawdę zboczona, Arashi przy niej jest grzeczny i cnotliwy - burkną łOkami.
- Jesteś niesprawiedliwy - fuknął Save.
- Jak uważasz, ale ona maca wszystkich jak leci. Swoją drogą martwię się o Arashiego, znów zapadł w śpiączkę – Okami westchnął bezsilnie.
- Wieczny sen - mruknął cicho Save, wąchając wyniesiona z domu lilie i patrząc gdzieś w pustkę.
- Aż tak źle nie jest. On się obudzi... tak myślę. Bywało z nim już gorzej. Dobrze, że Kaze dał mu kamizelkę kuloodporną bo choroba Arashiego nie miał by już szans się rozwijać. – student medycyny znów westchnął. Save spojrzał na niego nic nie rozumiejąc.
- A...Arashi... żyje...? – zapytał otwierając szeroko oczy.
- Zapadł w śpiączkę i ma połamane klaka żeber. Ledwo ale żyje... myślałeś że on... - Okami otworzył szerzej oczy jakby się przeraził.
- Gdzie on jest?! – krzykną Save łapiąc Okami boleśnie za rękę.
- Spokojne, jesteśmy prawie na miejscu - mruknął oszołomiony student medycyny. – To drzwi po prawej na końcu korytarza. – dodała. Save natychmiast go puścił i pobiegł w tamtym kierunku jak szalony. Jego terapeuta spokojne, choć szybko podążył za nim. Save wpadł do sali jak burza. Szczęściem Arashi leżał sam na sali. Nie była ona duża. Łóżko stało przy oknie i zajmowało dokładnie połowę, resztę wypełniały kwiaty, cześć z nich była już nieco zwiędła, pudełka z czekoladkami, maskotki oraz baloniki z helem. Azjata był podłączony do rozmaitych maszyn. Jedna z nich pomagała mu oddychać, inna zaś mierzyła jego puls i ciśnienie… zastosowania innych Save nie znał. Przy łóżku mężczyzny była Tora, jakby płacząc w pościel. Save przywitał się z nią pobieżnie i podszedł do Azjaty z drugiej strony. Pocałował nieprzytomnego czule w policzek po czym usiadł przy nim tak blisko jak się tylko dało, tuląc się do niego.
- Save, jak dobrze, że jesteś – mruknęła Tora uśmiechając się przez łzy do blondyna. – Teraz na pewno się obudzi – dodała ocierając łzy. Gdy na sale wszedł terapeuta Save, zaczął przepraszać za jego zachowanie i ściągać go z łóżka Azjaty. Gdy Save nie ustępował zagroził mu, że zostanie wyrzucony jeśli nie zacznie się porządnie zachowywać. Save niechętnie zszedł z łóżka ukochanego i ograniczył się do głaskania go delikatnie po włosach i czułych szeptów do ucha. Tora spojrzała na lekarza i chwile mu się przyglądała.
- Save, kto to jest? – zapytał drżącym jeszcze od rozpaczy głosem.
- To mój lekarz – powiedział blondyn uśmiechać się wesoło. Tora dopiero teraz zwróciła uwagę na to jak blondyn jest ubrany.
- Save, co za prochy bierzesz? – zapytała zmartwiona.
- Nie biorę żądnych prochów – powiedział urażony. – Tora, mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz i masz ładny biust? – zapytał niewinnie. Tora uśmiechnęła się ze zmęczeniem.
- O ile pamiętam, oprócz Okami byłeś jedynym, który mi tego nie mówił. Jesteś słodki, co ci dają żebyś był taki? Może mogłabym to stosować u swoich pacjentów jak już będę miała własną poradnie – mruknęła.
- Takie białe pigułki, dość duże - Save starał się pokazać. Tora machnęła ręką.
- Pewnie i tak nie znasz nazwy – westchnęła. – Zrób miejsce, Okami musi pobrać krew - dodała widząc ze jej chłopak wchodzi na sale z całym potrzebnym sprzętem. Save skrzywił się i odszedł nie patrząc na to. Po chwili jednak zdecydował się wyjść z sali i nie patrzyć na praktykę przyszłego lekarza. Terapeuta natychmiast poszedł za nim. Tora również wyszła. Przytuliła się do blondyna i zaszlochała.
- Tak bardzo się o niego niepokoję. Okami ci coś mówił? Mi nikt nie chce powiedzieć w jakim stanie jest Arashi - jęknęła. Save również się rozpłakał.
- Ja chcę żeby on żył – jękną przytulając się do swojego lekarza. Terapeuta pogłaskał go po głowie, po czym pożegnał się w jego imieniu z jego przyjaciółmi, ciągnąc go w stronę wyjścia.
- Save, przyjdziesz jutro? – zapytał Tora idąc za nimi. – Jestem pewna, że twoje przybycie mu pomoże. Godziny odwiedzin zaczynają się od dziewiątej.
- Zobaczę jak się będzie czuł rano. Jeśli będzie dobrze, to go przyprowadzę, ale obawiam się, że tak silne emocje mogą mu zaszkodzić – odpowiedział lekarz za blondyna.
- Save, postaraj się, jesteś mu to winien – jęknęła Tora zatrzymując się i zostając na korytarzu. Lekarza wyprowadził zamroczonego pac jęta ze szpitala i wsadził go do samochodu. Po chwili byli w drodze do bogatej, pustej rezydencji państwa Sarivald.