Opowiadanie znajdujące się na tym blogu jest opisem miłości dwóch mężczyzn. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, lub tego typu związki wywołują Twoje zgorszenie, proszę, opuść tę stronę. Opowiadanie może zawierać opisy scen erotycznych oraz wulgaryzmy pojawiające się jako specyfika języka bohaterów – proszę mieć to na uwadze, przystępując do lektury.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział XIX

Bardzo, ale to bardzo przepraszam, że to tyle trwa.
Jako zadość uczynienie, moim wiernym czytelniczkom, wrzucam cały rozdział, a nie tylko jedną z jego części :)
Oczywiście nie batowane.

____________________________________________________________________________

Część 1 – Coś więcej niż pokusa.

Arashi bardzo się denerwował przed herbatką z panią Sarivald. Zanim w ogóle mógł pomyśleć o tym spotkaniu musiał wrócić na basen. Tam oczywiście Cecily i jej koleżanki zmusiły go do kąpieli. Nie mówiąc już o nurkowaniu w paskudnej chlorowanej wodzie! Po obiedzie natychmiast wskoczył więc pod prysznic, żeby zmyć to świństwo z głosy zanim wypadną mu wszystkie włosy, o które przez lata tak dbał. Choć Arashi miał najszczersze zamiary pozostać z matką Save na stosunkach przyjacielskich odezwał się w nim męska próżność, która chciała zaimponować kobiecie wyglądem. Przewiązany więc tylko ręcznikiem szukał w swych rzeczach czegoś co było by odpowiednie na takie spotkanie… lub raczej na randkę. W końcu wybrał coś szykownego.
Przeglądał się teraz w lustrze i zastanawiał czy dobrze wygląda. Założył czarne opinające się na biodrach spodnie z mnóstwem pasków i łańcuchów oraz paskiem z ćwiekami. Pierś zakrywała mu bezrękawnik w cętki lamparta. Bezrękawnik był zapinany na zamek, ale z łatwością dał się też zdejmować przez głową. Azjatai raczej ów zamka nie używał.
Włosy, które miał jeszcze mokre, zawiązał w warkoczy, a na czole przewiązał sobie chustek z takiego samego lamparciego materiału. Uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze. Zawsze był taki przystojny. Szkoda, że nie może spłodzić syna… Westchnął i spojrzał na zegar. Już był czas. Serce podskoczyła mu do gardła i czym prędzej pospieszył do prywatnego salony pani Sarivald. Przez całą drogę powtarzał siebie, że to nic złego, że zaprosiła go na herbatę i że on to zaproszenie przyjął. Zapukał jednak do jej pokoju drżącymi dłońmi. Otworzyła mu jak zwykle uśmiechnięta gospodyni. Na twarz Azjaty wypłyną nieśmiały uśmieszek, po czym kobieta wpuściła go do środka. Salonik był bardzo przytulnym miejscem, ale nie można o nim było mówić w sposób zdrobniały, choć w porównaniu do tego głównego, był naprawdę nie wielki. Urządzono go na stary styl. Brunet nie znał się zbytnio na sztuce użytkowej, ale na myśl nasuną mu się renesans.
Arashi szybko zapomniał o swym zdenerwowaniu przy tej wspaniałej istocie jaką była jego gospodyni. Rozmowa z nią zawsze działała na niego kojąco, a możliwość spoglądania w jej piękne niebiańskie oczy dawała mu poczucie spokoju. Kobieta z racji upału zaproponowała mu mrożoną herbatę i posadził go na sofie. Była ona jednak bardzo krótka. Wyglądała jak dwa fotele zsunięte z sobą i pozbawione boków by mogły się połączyć. Gdy pani Sarivald usiadła naprzeciwko Arashiego, bezustannie dotykali się udami. Azjatę to trochę krępowało, ale tylko na początku, zanim znów nie zagłębił się w rozmowie z kobietą.
Po jakimś czasie jakby skończył im się tematy do rozmowy. Chwilę panował milczenie, ale pani Sarivald szybko je przerwała.
- Tak dobrze mi się z panem rozmawia, że nieomal zapomniałam dlaczego tu pana zaprosiła – powiedziała uśmiechając się i wstając. Oddaliła się na chwilę. Arashi odstawił kieliszek, gdyż już dawno przeszli z mrożonej herbaty na wino. Starał się nie pić dużo, z wiadomych względów, był to jego pierwszy opróżniony kieliszek.
– Nie dawno uporządkowałam zdjęcia. Jest pan estetą panie Yasano, chciałam się pana zapytać o opinię – powiedziała wracając z pięknym albumem pod pachą. Podała go Arashiemu i nim usiadła napełniła jego kieliszek. Azjata przyjrzał się albumowi, który dostał i oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia. Nie mógł nie zapytać.
- Sama go pani zrobiła? – Kobieta rozpromieniła się jakby tylko na to czekała.
- Tak – powiedział tylko, skromnie spuszczając oczy. Arashi był oczarowany nią jeszcze bardziej. Nie dość, że sama była jak dzieło sztuki, potrafiła wyczarować coś tak ładnego, a na dodatek praktycznego. Okładka albumu wyglądną jakby upleciona z trzciny. Całość trzymała się kupy na sprężynie. Wnętrze wypełnia piękny papier czerpany. I ta pieczęć w lace z wielkim, zdobionym, podwójnym S na frontowej okładce.
- Jest piękny. Zrobiła go pani dla kogoś konkretnego? – zapytał podekscytowany Arashi, a oczy zaświeciły mu się radośnie, gdy spojrzał na tę pieczęć, domyślając się co może kryć wnętrze.
- Chciałam podarować to Save na dwudzieste drugie urodziny. Dlatego tak ważne dla mnie jest pańska opinania. Zna go pan chyba najlepiej – Arashi pochlebiały te słowa. To, że ona jego własna matka pyta kogoś o opinię.
- Save na pewno będzie zachwycony. Widać ile serca włożyła pani w ten prezent. Mogę obejrzeć też w środku? – zapytał. Kobieta przytaknęła głową, a on otworzył album lekko drżącymi dłońmi. Wkraczał w świat, którego Save z pewności by mu nie pokazał. Przynajmniej nie ten Save jakiego poznał, bo obecny Save niczym się nie krępował.
Na pierwszej stronie była dedykacja, mówiąca o tym, że jest to album ze zdjęciami najważniejszych chwil jego życia. Na następnej stornie…
- To Save? – zapytał Arashi zaskoczony. – Ten pluchy bobas?
- Tak, rzeczywiście był pulchny zwłaszcza po narodzeniu. Kto by pomyłaś patrząc na niego teraz – pani Sarivald wypowiedział myśli Arashiego. Jednocześnie przytuliła się do jego ramienia by lepiej widzieć zdjęcia w albumie, który Azjata trzymał na kolanach. Pierwsze zdjęcia było oczywiście pierwszym zdjęciem jakie zostało zrobione blondynowi. Kolejne przedstawiały jego rozwój i dzieciństwo. Arashi w ogóle nie poznawał na nich swojego… byłego kochanka. Jednak mały Save bardzo mu się podobał jako dziecko. Nie to żeby Arashi miał jakieś okropne skłonność. On po prostu lubił dzieci, a trzeba powiedzieć, że blondyn był wyjątkowo słodkim dzieckiem i trudno mu się było oprzeć. Azjata świetnie rozumiał przywiązanie matki do syna. Save nie dało się wtedy nie kochać. Najbardziej spodobały się zdjęcia Save z różnych bali przebierańców, na które pani Sarivald osobiście szyła mu kostiumy. Gdy zobaczył nastoletniego Save w przebraniu szlachcica z osiemnastego wieku, po prostu oszalał na jego punkcie, zwłaszcza chyba ze względu na naturalne piękne długie loki Save na tym zdjęciu. Był gotów błagać panią Sarivald o to zdjęcie. Jednak kobieta z uśmiechem powiedziała, żeby je sobie wziął, a ona uzupełni to zdjęcie w wolnej chwili. Arashi był w siódmym niebie i nie wiedział jak jej dziękować, szybko schował zdjęcie na wypadek, gdyby się rozmyśliła. Na końcu była jeszcze wiele wolnych kartek i twórczyni albumu wyjaśniła, że to do uzupełnienia. Miała nadzieję, że do dwudziestych piątych urodziny w życiu Save nie będzie tylu ważnych chwil by się tu nie pomieściły.
- Panie Yasano. Miała bym także pewną prośbę do pana – zaczęła w końcu. – Wydaje mi się, że jest pan bardzo ważną osoba w życiu mojego syna. Wiec spotkanie z panem powinno być tu także odnotowane. Dostarczył by mi pan swoje zdjęcie, żebym mogła je włożyć do albumu i datę waszego pierwszego spotkania.
- Bardzo chętnie. A czy mógłby zasugerować jeszcze kilka ważnych wydarzeń do tamtego dnia? – zapytał. Kobieta uśmiechnęła się uroczo. Arashi odłożył album, ale ona nie przestała się do niego tulić. Było w tym coś niepokojącego.
- Co zamierza pan dołożyć do albumu panie Yasano? – mruknęła.
- Proszę mi uczynić ten zaszczyt i mówić mi po imieniu pani Sarivald – powiedział uśmiechając się. Był rozgrzanym winem, które nie wiadomo kiedy znalazło się w jego żołądku, zamiast pozostać w kieliszku i jej bliskością przez cale popołudnie.
- Jest pan bardzo zmysłowym i pociągającym mężczyzną Arashi – powiedziała… i nim Arashi się zorientował całowała go namiętnie… a może to on ją całował. Szybko dał się ponieść uniesieniu i położył kobietę na oparciu sofki. Całował jej delikatnie usta i szyję… dłonią gładził smukłe wciąż jędrne ciało. Jego dłoń wsunęła się pod jej sukienkę i gładziła szczupłe biodro. Ona objęła go za szyję, głaskał jego kark i gładziła mięknie, czarne włosy. Arashi w odruchu odgarną jasne włosy i delikatnie zaczął pieścić ucho i jego okolice swymi ustami. Kobieta jęknęła z przyjemnością i wtedy Arashi ockną się i opanował podniósł się i matkę Save… spojrzał na nią oszołomiony, gdy ona patrzyła nieco zawiedziona.
- Pani Sarivald proszę mi wybaczyć moje zachowanie – jęknął. – Jeśli w jakiś sposób panią teraz uraziłem także proszę mi to wybaczyć, ale nie potrafił bym spojrzeć Save w oczy, gdyby to zaszło dalej. On tak bardzo przezywa, że państwa małżeństwo się nie układa - mruknął zażenowany.
- Ach, Arashi to ja powinnam przeprosić ciebie. Specjalnie cię spiłam i uwodziłam. Ale masz racje, moja samotność nie jest wystarczającym pretekstem, żeby ranić ciebie i jego – westchnęła. Najwyraźniej dobrze wiedziała o troskach Save zwianych z jego rodzicami i ich związkiem.
- Mimo wszystko, pani Sarivald… - zaczął Arashi. – Bardzo bym chciał, żebyśmy zostali przyjaciółmi. Tak wspaniale mi się z panią rozmawia, jest pani taka niepojęta.
- Niepojęta… - kobieta zachichotała wygładzając suknię. – Dobrze puśćmy w niepamięć to niefortunne zdarzenia, Arashi. Oczekuję, że niedługo znów nas odwiedzić i pomożesz mi uzupełnić szczęśliwe chwile jakie Save przeżył przez ostatni rok.
- Z wielką przyjemnością. – powiedział.
- Tylko Arashi, pospiesz się. Jego urodziny już za tydzień – mruknęła.
- Za tydzień… - jęknął to mogło mu nieco skomplikować sprawę. – Będę musiał wymyślić jakaś dobrą wymówkę, żeby Save mnie stąd wypuścił – mruknął, po chwili pożegnał się uprzejmie z panią Sarivald i w zamyśleniu wyszedł z jej prywatnego saloniku. Czyli, że Save urodził się czternastego sierpnia. Był wiec spod znaku lwa…
Arashi tak się zagadał z panią Sarivald, że wyszedł od niej wieczorem. Właściwie był już późny wieczór. Mężczyzna wątpił w to by ktoś prócz Save przejmował się jego pół dniową nieobecnością. W końcu dom był duży i „przyjaciół” Save też było dużo. Na pewno dobrze bawili się we własnym towarzystwie. A Azjata był szczęśliwy, że mógł od nich trochę odpocząć. Szkoda mu tylko było, że zostawił Save samego na ich pastwę. Ale w obecnym stanie blondyn więcej nie rozumiał niż rozumiał z tego co się wokół niego działo.
Arashi poszedł prosto do swojego pokoju. Po drodze zapalił papierosa. Wszedł do sypialni i nie wiele nad tym myśląc zrzucił cześć ubrań zaraz za progiem. Drzwi oczywiście zamkną. Jednak nie na klucz, zawsze o tym zapominał. Zostawiając papierosa przy łóżku poszedł wziąć prysznic. Wizyta u pani Sarivald wprawiła go w doskonały nastrój. Mimo że tak nieporządnie się zakończyła. Spłukując z ciała zanieczyszczenia dnia powrócił do tej chwili, gdy oboje dali się ponieść własnym rządzą. Był szczerze zaskoczony, że taka kobieta jak pani Sarivald w ogóle zwróciła na niego uwagę. To był dla niego ogromny komplement. I choć nigdy by się do tego nie przyznał właśnie ten fakt wprowadził go w tak cudowny nastrój. Wrócił do pokoju przebrany w swoje bokserki do spania i sięgną po papierosa… ale go tam nie było… Wypalił się? Arashi spojrzał zaskoczony na popielniczkę przy łóżku… popielniczki też nie było! Cholera co jest grane? Przecież ją tutaj zostawił razem z zapalonym papierosem. Arashi rozejrzał się zdezorientowany.
- Tego szukasz? – zapytał sodki głosik, który poznał od razu. O jego ramię otarła się delikatna rączka trzymająca jego papierosa. Kobiece dłonie oplotły go - Czekałam na ciebie. Gdzie byłeś mój łotrze – mruknęła mu do ucha. Azjata poczuł, że tym razem może nie być w stanie pozbyć się Cecily z pokoju. Mały wybuch namiętności w saloniku pani Sarivald wciąż go grzał w przyjemny sposób. Cecily wybrał dobrą chwilę na uwiedzenie go – pomyślał z goryczą. Dłonie dziewczyny przesunęła się na jego pierś i zaczęły delikatnie go pieścić.
- Cecily, już o tym mówiliśmy – jęknął. Dziewczyna pchnęła go w kierunku łóżka.
- Podły kłamca, przecież widzę ze masz ochotę – mruknęła zsuwając ręce po jego brzuchu, zatrzymała je na biodrach. Arashi z przerażeniem odkrył, że jego ciało naprawdę chce! To wszystko dlatego, że jego myśli wciąż błądził przy matce Save.
- Save… - jęknął, gdy Cecily położyła go na łóżku.
- O niczym się nie dowie – mruknęła dziewczyna opacznie go rozumiejąc. Wsunęła się na niego z zadowoleniem.
- Nie dasz za wygraną? Bez względu na to ile razy wyrzuciłbym cię z pokoju zawsze wrócisz wieczorem? – zapytał nie chcąc znać odpowiedzi. Cecily po prosu usiała na nim okrakiem i uśmiechnęła się zwycięsko.
- Znam twoja tajemnicę. Będziemy się dobrze bawić Amidamaru – mruknęła kładąc się i delikatnie go całując w szyję. Arashi chwycił ją za nadgarstki i odciągną od siebie. Z trudem podniósł się na łokciach.
- Nie jestem Amidamaru – powiedział, jednak w jego głosie nie było pewności siebie. Cecily tylko się uśmiechnęła i poruszyła tak by podrażnić jego najwrażliwsze miejsce. – Dla mnie mógłbyś nazywać się nawet Save – mruknęła pochylając się do niego by zasmakować jego ust. Arashi już nie bardzo nad sobą panując pozwolił jej na to.
- Więc po co wychodzisz za niego? – zapytał, gdy skończyła. Cecily uśmiechnęła się wiedząc, że mężczyzna wpadł w jej pułapkę. Widziała to w jego oczach, teraz niczego jej nie odmówi.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy – mruknęła namiętnie. Mężczyzna nie nalegał. Puściła jej nadgarstki i objął ją w pasie. Dziewczyna przeniosła ręce na jego ramiona i delikatnie gładziła jego łopatki.
- Jak sobie wyobrażasz boskiego Amidamaru w takiej sytuacji? – zapytał nagle.
- Boski Ami, jest bogiem seksu. Potrafi spełnić wszystkie zachcianki kobiety. Ale już jego samo ciało wystarczy by kobieta miała orgazm – mruknęła Cecily przysuwając się do niego i dotykając go to tu to tam. Ciało Arashiego było rozgrzane i gotowe. - Amidamaru to delikatny kochanek – mruknęła. Jej ciało też było gorące i z pewności gotowe. Jej ciało było gotowe zawsze - pomyślał Arashi w przebłysku świadomości. Zaczął ją rozbierać. Nie miał dużo do roboty. Miał na sobie tylko cienką koszulę nocną i koronkowe stringi. Wszystko to, wraz z bokserkami Arashiego wyładowało na podłodze. Azjata objął Cecily w pasie i już miał się z nią obrócić… - Chcę być na górze – szepnęła mu do ucha. – Ty tylko leż i bądź grzeczny – mruknęła i stanowczo pchnęła go na poduszkę. Nieco zaskoczony pozwolił jej prowadzić tą rozgrywkę. W końcu mogła sobie doskonale sama poradzić, on zamknie oczy i wyobrazi sobie ze to ktoś inny. Jego ciało nadal reagowało samo. Gładził dziewczynę po piersiach i słyszą jej zadowolone jęki z tego tytułu. Gładził całe jej ciało. Raz jeszcze położył dłonie na jej piersiach… obie jednocześnie na obu…
- Cecily… są sztuczne? – stwierdził z wahaniem. Cecily przerwała swoja zabawę.
- Co takiego… Jak śmiesz. Są prawdziwe – powiedziała pewnie. Jednak on wyczuł w jej głosie napięcie. Obleśnie sylikonowa lalka – pomyślał. Nigdy nie dostaniesz Save.
- No tak, zmyliła mnie ich wielkość, są wspaniałe – mruknął a zadowolona dziewczyna wróciła do „czegoś przyjemniejszego” jak to określiła.
Cecily osiągnęła to co chciała wijąc się i jęcząc z przyjemności. Arashi wciąż leżał grzecznie jak chciała. Przynajmniej miał to już za sobą. Nie spodziewał się, że Cecily będzie wyjątkowa i doprowadził go do takiego stanu jak to było z… z Save. Arashi pomyślał z goryczą, że już nigdy tego nie poczuje, tej nieznośniej rozkoszy.
Cecily zeszła z niego, ale nie przestała zabawiać się jego ciałem.
- Nie myślałam, że jesteś taki… nieśmiały – mruknęła. – Nic a nic mi nie pomogłeś.
- Sama tego chciałaś. Mogę teraz odpocząć? – zapytał szorstko. Dziewczyna roześmiał się.
- Nie udawaj takiego złego. Wiem, że mnie pragnąłeś. Powiedz, udało mi się zadowolić wielkiego boga seksu? – zapytała ocierając się o jego ciało i przyciskając piersi do niego. Arashi spojrzał na nią. Westchną i założył ręce za głowę.
- No tak… dobrze było – skłamał. Dziewczyna roześmiała się z zadowoleniem.
- Przyjdę jutro. Zabawimy się na twoich zasadach – powiedziała przeciągając językiem po jego policzku. Arashi ostatkiem sił powstrzymał się by nie skrzywić się z obrzydzeniem. Gdy dziewczyna doszła do wniosku, że już nic nie zdziała poszukała swojej skąpej odzieży. Po chwili wyszła zostawiając go samego. Azjata westchną z rezygnacją. Było mu to potrzebne, szkoda tylko że trafiło na Cecily. Szkoda, że nie mógł wsunąć się niepostrzeżenie do łóżka Save, tak bardzo za nim tęsknił. Z resztą czy Save teraz by zauważył różnice miedzy nim a choćby Cecily? Nie nawet on nie jest tak zamroczony prochami żeby pomylić go z tą plastik barby. Arashi jękną przewracając się na brzuch. Objął dłońmi poduszkę, potem przytulił się do niej mocno.
- Skarbie – jękną wyobrażając sobie, że to Save i tuląc ją mocno do siebie. Zamkną oczy by było mu łatwiej w to uwierzyć i tak zasnął...

Cecily była tak uradowana sukcesem z Arashim, że postanowiła, póki jej ciało było rozgrzane do tego stopnia, połączyć przyjemne z pożytecznym. Zakradła się do sypialni Save.

Arashiego obudził jakiś nieokreślony jęk. Otworzył zaspane oczy. Wciąż jeszcze była noc, było ciemno i nic przez chwilę nie wiedział. Usłyszał jakby stłumione szlochanie. Podniósł się na łokciach i rozejrzał, po czym usiadł.
- Nie chciałem cię budzić - jękną głos, który natychmiast rozpoznał.
- Save, co się stało? – zapytał przerażony, chwilę szukał go wzrokiem, ale w pokoju go nie było! Nie, zaraz! Save siedział skulony tuż przy jego łóżku! Niebieskie oczy blondyna spojrzał na niego udręczona.
- Czy mężczyzna może zostać… czy kobieta może go zgwałcić? – zapytał.
- Oczywiście. Zwłaszcza jak facet jest nie doświadczony a kobieta… - Arashi nagle jąknął – Save co się stało? Kto ci to zrobił? – zapytał natarczywie prawie wyskakując z łóżka, ale w porę przypomniał sobie, że jest nago po przygodzie z Cecily. Save się rozpłakał.
- Skarbie… - jęknął Arashi i owiną się cienką narzutą. Wyszedł z łóżka i przyklękną przy nim.
- Cecily… była u mnie – jęknął Save. – Byłem taki zmęczony. A ona zaczęła mnie dotykać. – skarżył się.
- Czy ona…
- Tak. Doszła do końca. To nie było nawet w połowie takie jak z tobą… to było obrzydliwe. Arashi zrób coś – jęknął Save patrząc na Arashiego udręczonym wzrokiem.
- Spokojnie skarbie – Azjata pogłaskał go delikatnie po głowie. – Wstań, może jak weźmiesz prysznic to poczujesz się lepiej – mruknął, nie bardzo w to wierząc, sam miał ochotę zmyć z siebie dzisiejszą noc, ale wiedział, że to i tak nigdy nie schodzi. Save zrobił jak Arashi kazał. Pozwolił poprowadzić się do łazienki i wsadzić pod prysznic.
- Podaj mi piżamę – mruknął brunat wsuwając rękę za zasłonkę. Wiedział, że jeśli zobaczy teraz nagiego Save, nie opanuję się. A to by mu nie pomogło, żadnemu z nich by nie pomogło. Po chwili dostał ją. Usłyszał jak Save odkręca wodę.
Gdyby nie był na tych cholernych prochach, ale może wtedy bardziej by do niego docierało co się stało. Może byłby w gorszym stanie. Choć z drugiej strony pewnie był by w stanie się bronić. Wyrzucił by tą zboczoną siksę na zbity pysk. Jeszcze jej pokażą - pomyślał Arashi zaciskając pięści. Już on jej pokażę. Jak tylko przyjdzie do niego, pokaże jej co to znaczy zostać…
Save wyszedł z pod prysznica. Wyglądał żałośnie. Arashi natychmiast założył na niego szlafrok.
- Lepiej ci? – zapytał czule.
- Nie wiem – mruknął Save. – Chcę spać – dodał. Arashi przeraził się, że Save wyląduje koniec końców w jego łóżku! Nagi! Z nim też nagim! Nie to się nie mogło tak skończyć!
- Chodź. Odprowadzę cię do pokoju - powiedział nie przejmując się ze będzie paradował z prześcieradłem na biodrach i Save ubranym tylko w jego szlafrok. Z resztą o tej porze i tak wszyscy śpią. Save przytakną niewyraźnie głową.
W końcu Arashi udał mi się go położyć, obiecał przy tym, że będzie pilnował żeby Cecily znowu się do niego nie dobrała. Usiadł na podłodze przy łóżku trzymając Save za rękę. W końcu blondyn zasnął. Arashi siedział z nim aż nie zaczęło świtać. Jak zostanie to reputacja Save legnie w gruzach. Zarzucał na siebie szlafrok i wymkną się po cichu. Nic nie przeszkodził w jego powrocie do pokoju. Arashi z jękiem położył się do łóżka. Był tak przejętym tym co spotkało Save, że myślał iż nigdy już nie zaśnie. Jednak było zupełnie odwrotnie i zasną bardzo szybko.

Część 2 - Tajemnica

Zza zamkniętych powiek doszło go ostre światło poranka. Chyba poranka. Arashi przekręcił się na drugi bok. – Save zasłoń to okno i wracaj do łóżka – burknął. Ale piekielne światło nie zgasło. Na tak musi być późno, skoro Save nie chcę spełnić jego prośby i wrócić w jego objęcia. Azjata chował twarz w poduszkę. Nagle poczuł, że ktoś usiadł na łóżku obok niego i pogładził go delikatną dłoń po ramieniu. – Skarbie, błagam, jestem zmęczony - jęknął Arashi zwijając się w kłębek.
- Arashi, dochodzi południe – do uszu Azjaty doszedł delikatny, zmysłowy głos należący zapewne do dojrzałej kobiety. Arashi nagle poderwał się i spojrzał przerażony w niebieskie oczy pani Sarivald. Poczuł jak ostra czerwień zalew mu twarz, a chwilę po tym przypomniał sobie, że o świcie wrócił do łóżka i położył się nago. Nieśmiałym gestem osłonił się pierzynką.
- Arashi to do ciebie nie pasuje – powiedziała kobieta wstając i podchodząc do okna. – Taki mężczyzna jak ty, nie powinien wstydzić się swego ciała – dodała uśmiechając się do niego. Brunat chwilę patrzył na nią coraz bardzie zmieszany.
- Co… co pani tu robi… - jękną w końcu.
- Chciałam z tobą porozmawiać o Save, ale dowiedziałam się, że jeszcze nie wstałeś – powiedziała. – Wydaje mi się, że jest chyba więcej rzeczy, o które powinnam cię zapytać – dodała dość chłodnym tonem. Więc jednak to powiedział, a matka Save głupia nie jest i szybko skojarzyła fakty. Arashi poczuł przebiegający mu dreszcz po plecach. – Czekam na ciebie w jadalni – dodała i ruszyła w stronę drzwi. Otworzyła je i odwróciła się w progu. – Naprawdę nie musisz się tak rumienić w mojej obecności – powiedziała, po czym posłała mu uśmiech, od którego jego serce stopniało i wyszła. Arashi został sam w pokoju z mętlikiem w głowie.
Nie, nie ma sensu tego odkładać. Szybko wziął prysznic i ubrał się jeszcze szybciej, choć starannie, włosy rozczesał i związał w kucyk. Czym prędzej ruszył do jadalni.
Tak jak obiecała czekała tam na niego. Siedziała przy stole naprzeciw jednego nakrycia. Arashi szybko zrozumiał, że to śniadanie dla niego. Podziękował i zajął swoje miejsce. Gdy Azjata podniósł pokrywę owioną go wspaniały zapach jajecznicy na bekonie. Natychmiast zgłodniał. Zaczął…
- Arashi – odezwała się pani Sarivald. – Zanim mi odpowiesz przełknij, albo jeśli ci wygodniej zjedz wszystko – powiedziała delikatnym, miękkim głosem. – Najpierw zadam pytanie o to co wyszło przed chwilą. Co tak naprawdę łączy cię z moim synem? – Arashi wiedział, że o to zapyta, w końcu sam półprzytomny chlapną… Przełkną to co przeżuł w ustach. Pyszna jajecznica wydała mu się teraz bez smaku, a nie przypuszczał, że tak się zdenerwuję. W końcu pod prysznicem i w drodze tu myślał co odpowiedzieć.
- Formalnie jesteśmy przyjaciółmi – odrzekł.
- A nie formalnie?
- Obecnie… też tylko przyjaciółmi – mruknął, nie mogąc spojrzeć jej w oczy.
- Obecnie, a wcześniej? Nie zawsze byliście TYLKO przyjaciółmi?
- Tak, nie zawsze – mruknął brunet, przełykając kolejną porcję śniadania. – Pani Sarivald, ja… bardzo kocham pani syna… i obawiam się, że go tym zaraziłem.
- Jak to zaraziłeś. Arashi co chcesz przez to powiedzieć – jęknęła kobieta nagle przestraszona.
- Rozkochałem go w sobie choć dobrze wiedziałem, że mi nie wolno. Tak, byliśmy kochankami – wyprzedził jej pytanie. – To nie powinno było się w ogóle zacząć, ale ja zupełnie oszalałem na jego punkcie – mruknął Arashi, odsuwając od siebie na wpół pusty talerz. – Byliśmy ze sobą prawie pół roku – dodał.
- Arashi… chcesz powiedzieć… czy ty go rzuciłeś. Jak mogłeś! – kobieta poderwał się ze swojego miejsca. – Dlaczego, skoro mówisz, że go kochasz i on kocha ciebie?! - Arashi spojrzał na nią zaskoczony. Spodziewał się każde reakcji tylko nie takiej. Czyżby ona aprobowała ich związek?
- To długo historia – mruknął Azjata. – Zaczęło się od tego, że chciał o mnie wiedzieć wszystko, ale ja mu wszystkiego nie powiedziałam. Nie wyjawiłem mu, że nie doczekam starości. Ale wtedy nie sądziłem, że to zajdzie tak daleko. Nie sądziłem, że w ogóle uda mi się go zdobyć, Save był zupełnie przerażony myślą o mnie jako o kochanku, czy partnerze…
- Arashi, rozumiem, że zrywając z nim teraz chciałeś mu oszczędzić bólu rozstania, gdy będzie ono nieuniknione. Szczerze, obawiałam się, że się ukrywasz i że masz na boku kogoś innego, jakąś żoną albo ciężarną dziewczynę – Arashi podniósł na nią wzrok i uśmiechną się smutno.
- Zostanie ojcem raczej mi nie grozi od dziesięciu lat jestem bezpłodny – westchnął. – Myślałam, że nad wszystkim panuję. Że w każdej chwil możemy się rozstać nie ranią za bardzo. Ale myliłem się to wszystko zaszło za daleko. Powinienem teraz znikną z życia Save tak szybko jak to tylko możliwe…
- Nie możesz! – sprzeciwił się kobieta. – Mój Save nigdy nie był tak do nikogo przywiązany jak do ciebie. Arashi on cię bronił przed ojcem, po raz pierwszy mu się sprzeciwił. Po za tym powinien dać mu możliwość decyzji. On musi sam zdecydować, czy chcę być przy tobie do końca czy lepiej rzeczywiście skończyć to teraz.
- Ale ja wiem co on odpowie. Nie chcę żeby na to patrzył. Nie chcę żeby cierpł. Ja jestem gotowy na śmierć, ale Save nigdy nie będzie gotowy na moją śmierć.
- I tak uważam, że powinieneś mu powiedzieć. Arashi daj mu jeszcze chwilę szczęścia, daj mu go tyle ile możesz i sam bądź przy tym szczęśliwy. Zawsze chciałam żeby mój Save był bardziej szczęśliwy niż ja. Jego ojciec nie jest człowiekiem którego można kochać.
- Pani Sarivald, Save teraz jest… jakby to powiedzieć… teraz nie można z nim rozmawiać poważenie.
- Rozmawiałam już z jego lekarzem. Powoli będziemy zmniejszać dawkę. Przygotuj się do tej rozmowy – powiedziała stanowczo po czym wstała. Arashi również wstał. – Ale teraz Arashi idź i proszę wspieraj go, wydaje mi się, że coś go mocno przygnębia – dodała. Arashi nagle pobladł. – Wiesz co mu dolega? – zapytała.
- Tak… - mrukną Arashi, ale nic więcej nie tłumaczył po prostu wyszedł z jadalni jak najszybciej chcą odnaleźć Save.

Save był niezmiernie uradowany, gdy w polu jego wiedziona pojawił się Arashi. Nie odmówił sobie także rzucenia mu się na szyję. Azjata przyjął to spokojnie, jakby było to normą, i poklepał Save po bratersku. Nadal bał się, że może narazić jego honor na szwank, gdyby ktoś się domyślił co ich tak naprawdę łączy. Później Save nie odstępował Arashiego nawet na krok, jednak słowem nie wspomniał o tym jak bardzo jest nieszczęśliwy z powodu nocnej przygody. Może nawet zapomniał dlaczego czuję się tak bardzo nieszczęśliwy.
Cecily natomiast była wściekła. Rozentuzjazmowana podwójnym nocnym sukcesem zamierzał poprawić to co miał zostawić w niej Save. Jeśli zajdzie z nim w ciążę nie będzie miał odwrotu i się z nią ożeni. To był genialny plan. Zwłaszcza, że dostrzegła jak złota rybka wymyka jej się z rąk. Nie dość, że ten dureń unikał jej przez cały dzień to teraz jeszcze przykleił się do Arashiego jakby był jego dziewczyną… zazdrosną dziewczyną! A taki miała doskonały plan. Zaciągnęła by Save gdzieś, w ustronne miejsca, w końcu w takim wielkim domu nie trudno znaleźć się z kimś sam na sam. Szybko doprowadziła by go do odpowiedniego stanu, przecież tego prawiczka łatwo było podniecić, poza tym był taki zakręcony od prochów, że oddałby się jej bez szemrana tak jak w nocy. A teraz, gdy zjawił się Arashi i Save się do niego przyssał, to nawet sobie z boskim Amidamaru nie da rady pofiglować. Ale odbije to sobie wieczorem, w końcu Save nie może iść z nim do łóżka.
Ale Cecily nie miała pojęcia, że dziś w nocy łóżko Arashi będzie i tak zajęte.
Arashi w końcu jakoś wytłumaczył Save, że musi go na chwilę zostawić i pójść tam, gdzie król chodzi piechotą. Save błagał wtedy żeby nie zostawiał go samego. Co prawda nie opadło imię, lecz Arashi dobrze wiedział, że blondyn ma je na końcu języka. W końcu Save zgodził się zostać z nieliczną już gromadką „przyjaciół”. Mężczyzna nie był najszczęśliwszy, że musiał go zostawić, ale pęcherz nie sługa.
Gdy w końcu sobie ulżył i wyszedł ze świątyni dumania czekała na niego nie miła niespodzianka. Ledwie zdążył przekroczyć próg toalety, gdy coś się na niego rzuciło i zaczęło go macać, całować i niemalże gwałcić. Arashi ledwie się powstrzymał by nie wrzasnąć z obrzydzeniem, bo nie trudno było poznać sylikonowy biust Cecily, gdy się do niego przykleiła. Udał, że mu się podoba ta nagła „pieszczota”, ale odciągną ją w końcu.
- Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? – zapytał.
- Och Ami, nie żartu. Wiesz, że wszystkie za tobą szaleją, ja też. Wróćmy do łazienki. Nikt nie zauważy naszej chwilowej nieobecności – powiedziała wsuwając kolano miedzy jego nogi i drażniąc to wrażliwe męskie miejsca. Arashi zdoła się jednak tym razem opanować.
- Cecily, Save odlicza sekundy odkąd wyszedłem. Byłby bardzo nie pocieszony, gdybym zniknął na dłużej niż pięć minut – powiedział spokojnie. - Poza tym... nie chcesz tam wchodzić - Chwycił ją w pasie i chciał odsunąć. Jednak wtedy ona jeszcze mocniej do niego przywarła.
- Nie żartuj, ten mazgaj nie może stanąć miedzy nami. Nie jesteś jego niańką, żeby go trzymać za rączkę przez cały czas – zaśmiała się gładząc go dłonią po piersi. – Och jak ja cię pragnę.
- Będziesz musiała zaczekać – syknął Arashi odsuwając ją stanowczo. – Może przez ten czas powinnaś się zastanowić czy JA nie staję na dorsze twego szczęścia małżeńskiego? Chociaż i tak wiem czemu zaręczyłaś się z Save – dodał, po czym odszedł nim zdążyła znów go złapać. Przed wejściem do saloniku, gdzie zostawił Save musiał chwilę odetchnąć. Miał ochotę się wykąpać, żeby nie czuć na sobie tego okropnego dotyku Cecily. Wzdrygnął się i to nieco pomogło, zupełnie jakby strzepną z siebie jej resztki.
Wszedł do pokoju przyklejając sobie do twarzy beztroski uśmiech. Nie chciał by Save odgadł jego nastrój, nie chciał go dodatkowo martwić. Nagle zatrzymał się w pół kroku.
- Kaze… - zdążył tylko powiedzieć nim dziewczyna poderwała się z kanapy, wypuszczając przy tym Save i rzucając się Azjacie na szyję.
- Jak ja za tobą tęskniła kochanie – zachichotała. Arashi przyjrzał jej się dokładnie i postawił. – Kaze? Kto cię przysłał? – zapytał podejrzliwie.
- Kaze się za tobą stęskniła – powiedział Save podchodząc do nich. – Właśnie mi mówiła o was – dodał ze smutkiem w głosie. Nieliczne grono z jego „przyjaciół”, które jeszcze pozostawało w domu przysłuchiwało się im bez większego zainteresowania.
- Kaze nie wierze, że przyjechałaś tu bezinteresownie. Powiedz w końcu o co chodzi – syknął Arashi próbując zdjąć jej splecione dłonie ze swego karku.
- Arashi, Arashi, mój ty burzliwy chłopcze. Dlaczego ty masz o mnie tak złe mniemanie.
- Dlaczego? Bo cię znam. Albo chcesz się przymilić, albo jesteś tu na czyjeś zlecenie, albo coś cię mocno trapi skoro jesteś tu od pięciu minut i jeszcze nie zrobiłaś mi sianka na tyłku – znów syknął.
- Arashi! Chcesz żebym cię uszczypnęła? – zaśmiał się z zadowoleniem i wyciągnęła rękę. Brunet wykorzystał ten moment, by się uwolnić z jej objęć i odsunąć.
- Ani mi się warz – prychną łapiąc ją za nadgarstek. Kaze spojrzał na niego jak zbity pies. – Mów czego chcesz! – warknął Arashi nie wzruszony.
- Właściwie to przyjechałam do Save – prychnęła Kaze machając na Arashiego ręką i tym razem rzucając się blondynowi na szyję. – Wiesz, on jest teraz częścią nasze rodziny, więc musiałam zobaczyć jak się czuję – dodała niewinnie. Arashi zmrużył oczy podejrzliwie.
- Więc nie przysłała cię tu moja szefowa, żebyś zaciągnęła mnie do pracy? – zapytał.
- Oczywiście, że nie. No ale pytała o ciebie. Jest wściekła, ale znając ją niedługo ochłonie i będziesz mógł się pojawić – powiedziała Kaze uśmiechając się uroczo.
- Pytała, ale jej nic nie powiedziałaś? – zapytał przerażony Arashi.
- Głuptasku, gdybym pisnęła choć słówko, zjawiła by się tu w trymiga i zaciągnęła cię za włosy do Illusion. – Arashi na te słowa odetchną z ulgą. A gdy po raz kolejny spojrzał na Kaze, wiedział już dlaczego się zjawiła. Postanowił, żenie będzie na nią naciskał. W końcu i tak sama powie o co chodzi. Oby tylko znów go czymś nie zaskoczyła w najmniej odpowiednim momencie.
- Ach, Arashi, ja cię szukam po całym domu a ty… - usłyszeli głos Cecily, która nagle urwała w pół zdania. Patrzyła zaskoczona na Kaze obejmującą Save. Czyżby miała konkurencję do jego majątku, a tak się poświęciła ,żeby jej się z małżeństwa nie wykręcił. A co jeśli jest za późno.
- Cecily! – wrzasnęła radośnie Kaze i rzucała się na blondynkę. – Jak żeśmy się dawno nie widziały. Szkoda, że poznałyśmy się w takich okolicznościach.
- O czym ty mówisz! Nie znam cię! – warknęła groźnie Cecily próbując odepchnąć Kaze.
- Och, możesz mnie nie pamiętać, na pewno byłaś wtedy w szoku. Kiedy twój biedny narzeczony… - Kaze teatralnie zawiesiła swój aktorsko przesycony goryczą głos. – Poza tym byłaś zajęta Arashim – dodała Kaze. Zainteresowanie pozostałych gości zaczęło wzrastać. Czyżby zanosiło się na skandal?!
- O czym ty mówisz.
- No o tym jak was przyłapałam na ławce w ogrodzie. Wiem, że Arashi trudno się oprzeć…
- Och przestań! – krzyknęła zdesperowana Cecily. – Nic złego nie zrobiłam. – sprzeciwiła się.
- Och, biedactwo. Wiec ten potwór rzucił się na ciebie. No tak to typowe dla niego! Żeby na narzeczoną własnego przyjaciela, który jest w takich kłopotach! – znów zaczęła teatralnie.
- Kaze, co ty w ogóle wyprawiasz? – syknął Azjata nic nie rozumiejąc z zachowania byłej przyrodniej siostry. Kaze ciągnęła swoje przedstawianie dalej.
- Och, to ja stworzyłam tego potwora jakim jest Arashi! – zaczęła, choć nikt nie miał wątpliwości, że gra, była to tak nie czysta gra aktorska.
- Przecież Arashi nie jest potworem. Potwory nie są takie piękne – mruknął zadumany Save, który chyba jako jedyny nie zauważał sztuczności Kaze. Miał dobre wytłumaczenie. I oczywiście miał też szczęście, że nikt po za Arashim nie słyszał jego słów. Kaze ciągnęła dalej uwieszając się na Cecily. – Wybacz mi, och wybacz Cecily! – jęczała czarnowłosa Chinka. – Jeśli Arashi cię skrzywdził nigdy sobie tego nie wybaczę! – zażenowana Cecily najwyraźniej miała już tego wszystkiego dość.
- No nic się właściwie nie stało. – zaczęła nie pewnie.
- Nie ja znam Arashiego!
- Nie, nie… no bo widzisz tamtego dnia on mnie tylko po przyjacielsku pocałował w policzek! – zaczęła Cecily sama już nie wiedząc kogo i dlaczego broni.
- Jakie szczęście, że się wtedy zjawiłam. Znam dobrze tego erotomana. – Kaze zaczęła konspiracyjnym szeptem. – On zawsze zaczyna od przyjacielskich pocałunków. Nim byś się spostrzegła nie była byś dziewicą!
- Ale ja… - Cecily w ostatniej chwili ugryzła się w język. Zawsze przecież powtarzała, że Save jest jej jedyna miłością. Co by było, gdyby palnęła, że nie jest dziewicą. To mogło by się źle skończyć dal jej interesów. Ojciec Save był przecież taki konserwatywny. Nie zdziwiła by się, gdyby sprawdzał ich prześcieradło po nocy poślubnej.
- Tak, Cecily, rozumiem, że jesteś w szoku. Arashi wygląda tak niewinnie. Ach Cecily znów muszę cię prosić o przebaczenie.
- Ale…
- Tak, Cecily to wszystko moja wina. To ja zbroiłam z tego niewinnego chłopca jakim był Arashi tego erotomana.
- Kaze nie przesadzaj – prychnął sam zainteresowany „erotoman”.
- Ale Cecily… - Kaze w ogóle nie przejmował się tym, co robi z Arashiego, ani zainteresowaną publicznością. No tak, pomyślą brunet, ona zawsze lubiła być w centrum uwagi. A niech się bawi, na mój koszt. Westchną i zgarnął całą trójkę by usiadła. Jak ma być upokorzony to niech chociaż stanie się to na siedząco. – Wybacz także Arashiemu! Musisz mu wybaczyć! – ciągnęła swoje Kaze, gdy w końcu wszyscy usiedli.
- Dobrze, ale… - zaczęła Cecily, ale Kaze nie miała zamiaru oddawać głosu komuś innemu. Jak już się tu zjawiła wszyscy maja patrzeć tylko na nią.
- Bo widzisz Cecily, Arashi kiedyś taki nie był. Teraz to fakt, jest niewyżytym , wyuzdanym demonem seksu, któremu ciągle mało, ale wyobraź sobie kiedyś był niewinny jak baranek – mówiła dalej Kaze. Arashi zaczynał się czuć coraz bardziej niepewnie. Nie podobał mu się tor na jaki zaszła zabawa Kaze. – I to wszystko moja wina. Bo to ja rozpaliłam w nim tą żądzę, a potem go rzuciłam.
- No już sobie nie pochlebiaj – prychnął Azjata.
- Ależ Arashi, już nie pamiętasz kto uczynił cię mężczyzną? – prychnęła urażona Chinka.
- No trudno jest zapomnieć jak przy każdej okazji, lepszej czy gorszej obwieszczasz to z dumą. – syknął. Nawet ciekawa była ta zabawa w teatr.
- Arashi kochanie… - zaczęła Kaze przymilnym tonem, po czym przysunęła się do niego.
- Nie zaprzeczysz, że byłam twoją pierwszą kobietą. Że kochaliśmy się długo i namiętnie przez całą noc.
- Nie nazwał bym tego kochaniem się - prychnął Arashi. Do czego ta szalona kobieta dąży? - pomyślał. - Czyżby chciała im wszystkim opowiedzieć o jego pierwszym razie? Co na to Save… nie, nie, Save może sobie myśleć co zechce, przecież są tylko przyjaciółmi… tylko przyjaciółmi…
- Z resztą ciebie trudno było nazwać kobietą w tamtym czasie – dodał. Kaze uśmiechnęła się i pogładziła go wzdłuż linii szczeki. Delikatnie palcem odwróciła, jego twarz do siebie.
- Arashi, mój kochany mały braciszku – zaczęła i umyślnie przerwała na chwile napawając się zdumionymi szeptami zebranych. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak silnie oddziałujesz na kobiety.
- No i to może moja wina, że wtedy wskoczyłaś mi do łóżka? – prychnął - Tym zboczona egoistko! Wykorzystałaś mnie wedle swojej zachcianki jak tylko rodzice zniknęli z domu.
- Nie nie bądź już taki nieśmiały – mruknęła przymilnie Kaze głaszcząc go po policzku. – Byłeś taki słodki jak miałeś czternaście...
- Czternaście? – mrukną Save zamyślając się.
- Kaze, wtedy byłaś zboczona i nadal jesteś – burknął Arashi. – Jak cię to tak rajcuje czemu nie opowiesz w telewizji jak mnie zgwałciłaś.
- Och Arashi, nie opowiadaj głupstw. Było ci dobrze – Arashi otworzył usta, ale Kaze natychmiast położyła na nich palce. – Nie zaprzeczaj burzusiu – mruknęła przymilnie. Arashi zastanawiał się czy „przyjaciele” Save kiedykolwiek uczestniczyli w podobnej wymianie zdań i jak długo jeszcze wytrzymają. Tak to prawda, prawda jego pierwszy raz był dość niezwykły, ale tylko dlatego, że zapragnęła go tak szalona i wyuzdana dziewczyna jak Kaze. Arashi ściągną jej palce ze swych ust łapiąc ją za nadgarstek.
- Nie zaprzeczę, że jak miną pierwszy szok… Każe czy ty nie rozumiesz, że ja cię unikałem odkąd podejrzałaś mnie jak wychodziłem spod prysznica – burkną udając zażenowanego. W rzeczywistości bawił się tak samo dobrze jak Kaze.
- Arashi, zawsze byłeś taki delikatny.
- Za to ty zawsze byłaś taka bezpośrednia. To co wtedy zobaczyłem w twoich oczach przeraziło mnie – miło było powspominać dawne czasy. – Bałem się zostawać z tobą sam w domu. – Kaze uśmiechnęła się diabelnie.
- Uciekałeś mi, ale to tylko jeszcze bardziej mnie do ciebie przyciągało. Tamtego wieczora nie było dla ciebie ratunku. Kiedy ja Jui- juan Lo pragnę jakiegoś mężczyzny dostanę go!
- Myślałem że nazywasz się Kaze - mruknął nieśmiało Save.
- Tak nazywa mnie Arashi i jego rodzinka. Ale lubię to imię pasuję do mnie. – Kaze się uśmiechnęła w bardzo diaboliczny sposób.
- A co ono znaczy? – Save zapytał mając w oczach ciekawość dziecka.
- Wiatr – odpowiedział Arashi. – To ja nadałem ci to imię. Sam już nie pamiętam dlaczego – zwrócił się do Kaze. Dziewczyna tylko zachichotała.
- Chcesz żebym ci przypomniała? – zapytała z nadzieja.
- A imię Arashi czy ono też znaczy coś konkretnego? – zapłata Cecily.
- To jest twoje prawdziwe imię? Prawda? – zapytał Save patrząc na Arashiego smętnie.
- Oczywiście, że to moje prawdziwe imię. I znaczy tyle co…
- Tak, tak, imię doskonale pasuję do właściciela. Arashi znaczy burza. Mój kochany mały burzuś – mruknęła Kaze przytulając się do niego.
- Ale wy chyba nie jesteście rodzeństwem? – zapytała nagle Cecily. – Przecież ty się przedstawiasz jako Arashi Yasano… - dodał niepewnie.
- Pamiętam! – krzykną nagle uradowany Save. – Opowiadałeś mi kiedyś – powiedział patrząc na brunata z nadzieją, że go pochwali i z zapałem zaczął wyjaśniać co mu się mianowicie przypomniało. – Twoja matka i ojciec Kaze pobrali się i zostaliście przyrodnim rodzeństwem. Ale nie trwało to długo. Szybko się rozwiedli a potem…
- Trwało wystarczająco długo! – zaśmiał się Kaze rozmyślnie przerywając Save. Wiedziała co było potem. Nie chciał żeby Arashi znów usłyszał: Twoją matkę zamordowano!
Save, co z tobą? - Pomyślała. Chyba nie masz po kolei w głowie żeby… och musi o to zapytał Arashiego, przecież ten jego kochanek nigdy tak się nie ubierał. – Arashi i ja zdążyliśmy się zabawić i zostaliśmy sobie bliscy.
- Zabawić! Ty się mną bawiłaś! – burknął zainteresowany.
- Znowu się dąsasz – mruknęła Kaze, jednak Arashi dostrzegł w jej oczach przebłysk radości ponieważ rozmowa wróciła na swój „właściwy” tor.
- Dąsam się! Zgwałciłaś mnie jak miałem czternaście lat! Czemu miałbym się nie dąsać! – postanowił nie psuć jej zabawy i sam także obserwował kontem oka reakcje.
- Jak można zgwałcić mężczyznę! – prychnęła nagle Cecily. – Przecież to oni…
- Och Cecily jak ty mało wiesz o życiu. – zaczęła Kaze. – To nie takie trudne jak ci się wydaje. – powiedziała uśmiechając się.
- Tak Kaze ma w tym doświadczenie. Przyznaj się, ilu prawiczków tak załatwiłaś? – syknął Arashi. Kaze spojrzała na niego i znów uśmiechnęła się diabolicznie.
- Widzisz Cecily mężczyźni także są wrażliwi tylko nieco inaczej – zaczęła brunetka tonem wielkiej uczonej. – Jeśli mężczyzna jest dość młody, lub dość niedoświadczony to dorosła, doświadczona i atrakcyjna kobieta może z nim zrobić co zechce, a on nawet nie będzie wiedział jak i kiedy to się stało. Wystarczy poruszyć odpowiednie struny żeby ich męskość nadawała się do użytku. – Kaze zachichotała.
- Ale przecież tego im sprawi przyjemność – sprzeciwiła się Cecily.
- Cecily, chłopcy nie myślą tylko o tym, żeby zacząć życie seksualne. Czasami trzeba im pomóc podjąć tą decyzję. Prawda Arashi? – Kaze zapytała słodkim głosem, gładząc Azjatę po policzku.
- Naprawdę Każe, mogłaś mi nie pomagać.
- Miałam sobie odmówić tej przyjemności. O nie Arashi, jesteś zbyt dobrze obdarzony. Żadna kobieta nie przeszła by obok ciebie obojętnie. Po za tym na horyzoncie już pojawiła się Tora. Nie mogłam wypuścić mojej zdobyczy z rąk.
- Ty nimfomanko – burknął Arashi, ale nie zrobił nic, gdy się do niego przytuliła i wsunęła mu dłoń pod koszulę.
- Tak wiec teraz Cecily, chyba już potrafisz wybaczyć Arashiemu. – zaczęła chichocząc. – Po takim przeżyciu chłopiec albo nie cierpi zbliżeń z kobietami albo staje się erotomanem.
- No już wystarczy. – burknął Arashi wyciągając jej dłoń, która prawie wsunęła się w spodnie.

Część 3 - Siostrzyczka

Po jakimś czasie obojgu udało się wyrwać na papierosa.
- Mam nadzieję że dobrze się bawiłaś? – zapytał spoglądając na nią kontem oka. – Doprawdy masz dziwne sposoby na zabawę – dodał widząc, że dziewczyna chichocze.
- To chyba lepsze niż przedawkować używki, nie? – zapytała, a Arashi tylko przytakną głową. Po chwili westchnął.
- Kaze powiesz mi w końcu dlaczego tu jesteś? – zapytał.
- Nudziłam się w mieście. Bez ciebie to nie to samo. Zawsze było o kim poplotkować…
- Komu narobić wstydu…
- Właśnie. No wiec chyba sam rozumiesz. Poza tym tu są wyższe sfery. Nie mogłam przepuścić takiej okazji – Kaze uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił jej uśmiech. Wiedział, że to nie jest prawdziwy powód. Dobrze, dajmy jej czas, w końcu dojrzeje do wyjawienia prawdy. Ale Arashi obawiał się tego coraz bardziej. Im dłużej Kaze zwlekała z wyjawieniem problemu tym był gorszy.
- Arashi widziałeś minę tej sylikon barby jak mówiliśmy o gwałcie na tobie – zachichotała Kaze.
- Wiesz, siostrzyczko, chyba jej uświadomiłaś, że sama się tego dopuściła.
- Ona!… no tak, kto by chciał tyle sztuczności. Musiała wziąć sobie chłopa siłą, żeby nie być dziewica do końca życia.
- Dziewicą, to ona już nie jest od dawna. To typ dziwki.
- Wiec zauważyłeś to przez ten jej sylikon? – Kaze zaśmiała się złośliwie. Arashi uśmiechnął się lekko, choć wcale nie było mu do śmiechu. W sumie dobrze, że Kaze się tu pojawiła, może im pomoże.
- Wiesz ona wpakował mi się do łóżka… i nie tylko mnie – Arashi wypuścił dym ,a śmiech Kaze natychmiast ucichł.
- Nie podoba mi się ten ton – Kaze spojrzał na Arashiego z zaciekawieniem. – Burzuś jest wściekły. Chciałby wydłubać jej ten sylikon z cycków – mruknęła złowieszczo. – Od kiedy to tak się przejmujesz tym, że jakaś panienka wlazła ci do łóżka? Wiem, że lubisz naturalne, no ale…
- Nie chodzi o mnie. Choć prawdę powiedziawszy odprawiałem Cecily trzy razy. W końcu pozwoliłem jej dla świętego spokoju – Arashi zaciągnął się i znów wypuścił dym. Kaze chwilę przyglądał mu się wnikliwie, po czym otworzył szeroko usta.
- Znaczy że… ona twojego…
- On nie jest mój – przerwał jej Arashi.
- Ale o niego chodzi, tak? A skoro tak się pienisz to znaczy, że nie wszystko między wami skończone – stwierdziła stanowczo. – Ale, zaraz od kiedy to wy nie jesteście razem, i co ty tu robisz skoro…
- Wspieram go jako przyjaciel – burknął, patrząc jak żar zmienia oraz to dłuższy odcinek papierosa w popiół.
- Tak to się teraz nazywa. Kochacie się w jego czy w twoim pokoju?
- Kaze, ja naprawdę go rzuciłem – burknął Arashi strzepując popiół i przysuwając papierosa do ust. Zaciągnął się i wypuścił dym. Kaze nie przestała na niego patrzeć.
- Jesteś naprawdę seksi – mruknęła. – No, ale, nie rozumiem… każdy kto cię zna, powie, że ci nie przeszło. Czemu go rzuciłeś?
- Kaze, przecież mój czas przecieka mi przez palce. Nie chcę żeby on na to wszystko patrzył.
- Powinieneś dać mu wybór. On za tobą szaleje. Wszyscy pewnie biorą to teraz za działanie tych proszków, ale oczy mu się błyszczą jak na ciebie spogląda. I jak byliśmy sam na sam to ciągle powtarzał „Arashi mnie kocha Arashi do mnie wróci.”
- Nie mogę do niego wrócić – mruknął drżącym głosem. Kaze palnęła go w tył głowy, tak że zakrztusił się dymem, który dopiero co wypuścił.
- Idiota. Nie zostawisz go chyba na pastwę tej łowczyni posagów? – prychnęła. Arashi bąknął coś niezrozumiałego. – W każdym razie, nie zamierzasz tego tak zostawić. Ona zrobiła krzywdę twojemu skrabusiowi i trybiki w główce pracują nad tym jakby tu się zemścić – stwierdziła przytulając się do jego pleców. Arashi przytakną głowę ostatni raz pociągając ze swego papierosa. – I burzuś chce, żeby jego ukochana siostrzyczka mu w tym pomogła. Ale burzuś nie dostanie tego za darmo. Siostrzyczka chce go znów zasmakować – powiedziała delikatnie muskając ustami jego zakolczykowane ucho. Arashi zagasił peta.
- Załatwione. I tak spałbyś u mnie prawda? – zapytał odwracając się do niej. Na twarzy Kaze błyszczał uśmiech tryumfu. – I tak byś mi pomogła. Nie lubisz jej – dodał uśmiechając się z równym tryumfem jak ona.
Noc spędzili jak sobie obiecali razem. Nawzajem pokazali sobie wszystkie sztuczki jakich nauczyli się w ciągu tych dziesięciu lat. A gdy było już po wszystkim Kaze z zadowoleniem przyznała, że Arashi urósł i zaniosła się chichotem. Rano wzięli razem prysznic, po czym razem zeszli na śniadanie. Mimo że Arashi cały czas próbował jakoś dowiedzieć się, co trapi jego byłą siostrę przyrodnią, jakoś ona nie miała ochoty do zwierzeń.
Oczywiście najgorsze przeczucia Arashiego się potwierdziły. Kaze postanowiła się otworzyć przy śniadaniu.
- Arashi… - zaczęła spoglądając na swoją porcję bez zainteresowania. Arashi tylko mruknął by dać jej znak, że słucha. Ponieważ jedzenia było przednie, a on nie musiał się martwić tym, że będzie go obmacywała Cecily, mógł w końcu skupić się na smaku potraw. - Arashi kochanie, jestem w ciąży - Arashi natychmiast zaczął krztusić się herbatą. Spojrzał na dziewczynę. A cisza jaka zaległa przy stole była nazbyt wymowna.
- Ale przecież… zawsze… sama mnie uczyłaś… - wyjąkał w końcu jak udało mu się odzyskać oddech. Kaze patrzyła na niego bez wyrazu.
- Wiem, ale wygląda na to że coś nie zadziałało – Kaze wbiła w niego spojrzenie.
- Ale co ja… - jękną. – Kaze przecież ojciec cię zabije! I mnie przy okazji!
- Nie, no co ty. Tobie uda się wyłgać. Przecież nie obiecywałeś mnie pilnować zwłaszcza po tym jak cię stary potraktował.
- Kaze, no a Nuriko… mówiłaś mu?
- Broń boże. Był by bardziej wściekły niż stary. Zwłaszcza, że to nie jego – prychnęła obojętnie. Arashi aż podskoczył na swoim krześle.
- Jak to nie jego! To czyje!?
- Czy to ważne? – prychnęła wzruszając ramionami.
- Oczywiście ze tak. Wiesz kto jest ojcem, prawda Kaze? – zapytała Arashi podejrzliwie. – Jak nie będzie chciał się przyznać zawsze można zastosować siłę perswazji. A Nuriko da się jakoś obłaskawić.
- Nie sądzę. Ty też… - Kaze urwała i po raz pierwszy na jej twarzy pojawił się jakiś ślad uczuć. Arashi dostrzegł to i wiedział, że Kaze chce coś ukryć.
- Kaze kto to jest? – zapytał ostro. – Przyszłaś z tym do mnie, więc masz poważny problem, na tyle cię znam – Kaze zagryzła wargi.
- Neko… - mruknęła tak cicho, że Arashi raczej domyślił się tego z ruchu jej warga. Gdy tylko to do niego dotarło, zerwał się z miejsca i chwycił siostrę przez stół podniósł ją za kołnierz bluzki.
- Uwiodłaś Neko!? Uwiodłaś i jeszcze się nie zabezpieczyłaś! Kaze ty wyuzdana…
- Nie ja pierwsza go uwiodłam. Wiedziałam, że będziesz się wściekał – burknęła Kaze. Arashi puścił ją i westchnął z rezygnacją. Jednak już nie siadał.
- Kaze czego ty tak naprawdę ode mnie chcesz? – zapytał z rezygnacją.
- No wiesz braciszku… masz tyle znajomości… - zaczęła uśmiechając się wedle siebie uroczo. Arashi spojrzał na nią z przerażeniem.
- Wybij to sobie z głowy. Nie załatwię ci skrobanki.
- Ale Arashi…!
- Nie. – uciął ostro. – Jestem od ciebie młodszy o dwa lata a mam więcej rozsądku. – syknął. Kaze posłała mu mordercze spojrzenie i chwilę się tak mocowali. – Jak mogłaś się wpakować w coś takiego. – westchnął w końcu Arashi. Po czym podszedł do niej. Położył jej dłonie na ramionach i pocałował w policzek. – Pojedziemy teraz do lekarza i sprawdzimy czy po prostu nie spanikowałaś przed wcześnie. Bo nie byłaś się zbadać?
- Nie… nie pomyślałam o tym – mruknęła zmieszana. Arashi podniósł ja z krzesła.
- Przepraszam za moją siostrę. Nigdy nie ma odwagi mówić o swoich problemach jak normalny człowiek. Myśli, że jak zrobi to publicznie nie będę robił jej kazania – powiedział Arashi patrząc szczególnie na panią Sarivald i Save. Uśmiechnął się do nich przepraszająco. Kobieta uśmiechnęła się do niego wyrozumiale. Save patrzył nic nie rozumiejąc.
Arashi zgarną zrozpaczoną Kaze i ruszył z nią w kierunku drzwi.
- Arashi! Nie możesz teraz wyjechać! – jękną Save cichutko.
- Save, muszę. Obiecuje, że najpóźniej jutro wrócę – powiedział podchodząc do blondyna i jego matki. – Proszę się nim dobrze opiekować. Najlepiej żeby miała go pani na oku cały czas. – szponął poufnie pani Sarivald. Po czym z Kaze wyszedł z jadalni.
Ci którzy nie szeptali między sobą i nie szydzili z Kaze i Arashiego mogli jeszcze usłyszeć jago wściekły krzyk na korytarz: Kaze, jak mogłaś wziąć mój motocykl!

- Takie jak ty powinno się sterylizować – burkną łArashi siedzą z Kaze w poczekalni do specjalisty. Nie przeszkadzało mu, że kilka obcych kobiet spojrzało na niego oskarżycielsko. Dla nich on był niewdzięcznym facetem, który najpierw się z dziewczyną przespał, a potem chciał się pozbyć dziecka. – Tak skakać z kwiatka na kwiatek…
- Porównujesz się do kwiatka. – prychnęła Kaze. Po chwili jednak spoważniała. – Arashi, obiecasz mi coś? – zapytała jakby z lekiem. Azjata spojrzał na nią z przerażeniem.
- Nie lubię gdy zadajesz takie pytania – i znów kobiety z poczekali spojrzały na niego nieprzychylnie. Kolejny facet, który nie dotrzymuje obietnic.
- Arashi, proszę – jęknęła.
- Najpierw mi powiedz, a potem mogę coś obiecywać – warknął. Kolejne wrogie spojrzenie. Każdy mężczyzna jest taki nieufny. Skandal!
- Arashi – mruknęła Kaze, przytulając się do jego ramienia. – Burzusiu mój kochany.
- Dobrze, już dobrze, obiecuję, tylko się do mnie nie klej – burknął, ale nie wyrwał ręki. Kobiety już przestały posyłać mu wrogie i oskarżycielskie spojrzenia. Teraz patrzyły na niego bez większego skrępowania. Oto miał przed sobą największą męską kanalie. Składa obietnice bez pokrycia i do tego nawet nie lubi swojej dziewczyny. Biedactwo. Co ona w nim widzi… fakt jest przystojny, ale uroda to nie wszystko. Kaze wyprostowała się uradowana.
- To dowiem się w końcu co ci obiecałem? – powiedział zauważając w końcu te wszystkie wrogie spojrzenia. Przeszedł go dreszcz.
- Obiecaj, że mnie poślubisz, jeśli się okaże, że test się nie pomyliłam – mruknęła.
- Co! Chyba oszalałaś! Może jeszcze mam poświadczyć, że dziecko jest moje?! – sprzeciwił się Arashi i natychmiast skulił się pod spojrzeniami innych kobiet.
- Arashi, proszę. Wiesz, że tylko ciebie ojciec zaakceptuje – jęknęła.
- Nie ma mowy, Kaze. Będzie to musiał jakoś przełkną. A jeśli postanowi cię wydziedziczyć, zawsze możesz zamieszkać z nami – burknął.
- Ale Arashi… - jęknęła Kaze i Azjata zobaczył coś czego nie wiedziała już przeszło dziesięć lat. Łzy w jej oczach.
- Dobrze, rozważę to. Ale dobrze wiesz, że to by było bardzo… złe małżeństwo.
- Wolisz żebym…! – zaczęła wściekle, ale Azjata w porę ją powstrzymała, żeby nie mówiła o pozbywaniu się dziecka w taki czy inny sposób.
- Co by nie było, zaopiekuję się tobą – powiedział czule. Spojrzenia kobiet były teraz bardziej łaskawsze. – Ale uważam, że powinnaś wypić piwo, którego sobie nawarzyłaś. Powiedzieć prawdę ojcu, Nuriko i biednemu wykorzystanemu przez ciebie Neko – dodał Arashi. Kaze chciała mu rzucić w twarz wyjątkowo złośliwą replikę, ale właśnie została wywołana do gabinetu.
- Mam iść z tobą? – zapytał troskliwie Arashi.
- Nie. Wystarczy, że wczoraj się napatrzyłeś – powiedziała znikając w drzwiach. Arashi znów poczuł jak gromią go spojrzenia kobiet z poczekalni. Za sprawą Kaze znów wyszedł za zboczeńca wykorzystującego wszystkich wokół. Westchną zrezygnowany.
Trwało to kilka minut, ale Kaze w końcu wyskoczyła z gabinetu. Dosłownie wyskoczyła i rzuciła się na niego. Wskoczyła na niego i zaczęła obcałowywać.
- Och Arashi, miałeś rację! – jęknęła przestając na chwilę. – Co ja bym bez ciebie zrobiła.
- Pewnie byłą byś w drodze do najbliższego mostu. Ty stary głupolu, po co było panikować – powiedział ruszając z nią do wyjścia.
- Och, braciszku, kochany przyrodni braciszku, jak dobrze cię mieć! – krzyknęła pozwalając się wynieść. Arashi był jej wdzięczny za te słowa. Może kobiety w poczekali wreszcie pojęły, że nie był potworem, który wykorzystał niewinną dziewczynę, a teraz kazał jej usuwać ciąże.

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział XVIII 2 z 2 Blizny

Bez betowania

________________________________________________________________________________

Arashi wrócił do swojego pokoju mając nadzieję, że znajdzie coś czym zdoła się dostatecznie zasłonić. Przynajmniej tę najbardziej wstydliwą i znienawidzoną bliznę. Wiedział, że z każdego znamienia na ciele będzie musiał się tłumaczyć, gdzie i kiedy je zdobył. Kobiety zawsze o to pytały i zawsze przy tej okazji pieściły je opuszkami palców, tak zupełnie od niechcenia. W Illusion na jego blizny były już opatentowane, kosmetyczne sposoby, nocą zazwyczaj światło było zbyt słabe żeby ktoś je zobaczył, choć jeśli rankiem nie opuścił kochanki dość wcześnie padał na niego grad pytań. Arashi w końcu z ulgą nalazł czarne bokserki, które mógł naciągną na pas i zasłonić to co chciał najbardziej ukryć. Przebrał się i wziął duży kąpielowy ręcznik oraz wszystko co uznał za niezbędne. Telefon, zapalniczkę i paczkę papierosów na wyczerpaniu. Wychodząc z pokoju, gdy odpalał papierosa przeszła mu przez głowę pewna myśl. „Dlaczego Save nigdy nie pytał?” Arashi zatrzymał się i wciągnął po czym wypuścił dym w skupieniu. Wyglądało to tak jakby delektował się smakiem papierosa. „Czy Save nigdy nie zauważył? Zaczynali zazwyczaj wieczorem, ale przecież Arashi się nie krępował i często pokazywał mu się bez koszuli. Może Save po prostu nie był ciekawy, a może kobiety specjalnie dopatrywały się tego co tak naprawdę trudno było dostrzec tylko po to by zatrzymać go dłużej i popytać„ Arashi westchnął. Myśl dlaczego Save nie pytał dręczyła go aż do momentu gdy dotarł na basen.
Kończąc swojego papierosa usiadł obok Save i zgasił niedopałek na wilgotnej ziemi. Zsunął ręcznik z ramion i spojrzał w falujące od gorąca niebo. Nagle poczuł jak czyjś delikatny palec przesuwa się po jednej z jego blizn na plecach.
- Arashi, skąd masz tą bliznę? – Azjata usłyszał głos, którego nie mógł pomylić z żadnym innym. Spojrzał zaskoczony na Save.
- Nigdy wcześnie nie pytałeś? – mruknął Arashi.
- Jakoś wcześniej nie zauważyłem - odpowiedział Save wesoło. – To skąd ją masz? – Azjata uśmiechnął się do Save niepewnie. Wolał żeby to było on niż…
- Ojej, jaka okropna blizna. Panie Arashi jak to się stało? – Cecily, to był głos Cecily i już po chwili jej drobne palce gładziły jego plecy jakby cichła się upewnić, że blizna jest prawdziwa. – To musiało okropnie boleć – zaszczebiotała. Zaraz zjawiły się inne zainteresowanie panienki.
- Do bólu można się przyzwyczaić Cecily. – mruknął brunet, siedząc na trawie z miną skazańca.
- Arashi, to skąd ją masz? – zapytał Save nie dając o sobie zapomnieć.
- Pamiętasz jak ci mówiłem, że Okami kiedyś o mało co mnie nie zabił? – zaczął Arashi uśmiechając się do blondyna. Ten przytakną głową, choć wątpliwe było czy pamięta cokolwiek, choćby kto to jest Okami. – Nie utrzymał mnie i nabiłem się na przygotowany do montażu przy scenie parkan w Illusion. Przebił mnie na wylot Kata była wściekła, że trzeba było ciąć jej drogie ogrodzenie – wyjaśnił. Oczy Save zaszkliły się.
- Z drugiej strony też masz bliznę? – zapytał zaciekawiony blondyn.
- Tak. Tutaj – Arashi wskazał niewielką jaśniejszą plamkę w okolicy lewego obojczyka – przeszła pod kontem omijając najważniejsze organy. Zawsze miąłem kupę szczęście, ale Okami doszedł do wniosku, że nie mogłem tego przeżyć i więcej nie chciał się pokazać w Illusion. Tora była zrozpaczona – powiedział. Obaj zachowywali się tak jakby nikogo innego przy nich nie było.
- A ta Arashi? – zapytał Save wskazując nieco większą plamkę przecinającą co najmniej trzy żebra z prawej strony.
- To pewne tygrysica rzuciła we mnie nożem kiedy pouczałem ją jak należy gotować. Tora nie znosi krytyki – Arashi uśmiechną się z rozbawieniem.
- Pouczał pan kobietę jak powinna gotować? – jakaś dziewczyna zapytała zaskoczona.
- Trzeba było pójść do restauracji – stwierdziła inna. Azjata tylko uśmiechną się z powątpiewaniem.
- Arashi, jak to Tora rzuciła w ciebie nożem? – zapytał Save także zaskoczony.
- No cóż mój mały tygrysek nie ma wielkiego talentu kulinarnego, ale za to ma wielką dumę. Do tego wszystko zawsze chce zrobić sama i nauczyć się sama. Jak jej zwróciłem uwagę, że makaron już się rozgotował a ona nawet go nie posoliła, wściekła się chwyciła pierwsze co miała pod ręką i wrzeszcząc żebym poszedł do diabła, rzuciła. Zdążyłem się na tyle uchylić, że nóż wbił mi się pod skosem. W karetce powiedziałem, że poślizgnąłem się w kuchni i sama to sobie zrobiłem.
- Nie wiedziałem, że Tora jest taka - mrukną łSave w zamyśleniu.
- Ja też nie. Biedny Okami, pewnie też nie ma pojecie. No ale na szczęście takie rzeczy nie zdarzają jej się często, po za tym nie zawsze nawija jej się pod rękę nóż kuchenny.
- Czym jeszcze w ciebie rzucała? – zapytała Save niewinnie.
- Przeważnie to poduszką, bo zawsze mówiłem jej coś złośliwego w łóżku, często też książki jak jej przeszkadzałem w nauce, raz rzuciła wazonem, parę raz talerzem, a Nuriko przywaliła kiedyś patelnią, ale jemu w zupełności się należało.
- Patelnią?
- Tak i to taką ciężką. Ale wiesz jaki Nuriko potrafi być wredny. Dobrze mu to zrobiło, chociaż przez jakiś czas był bardziej potulny – Arashi uśmiechnął się.
- Panie Arashi, a ta od czego? – zapytała nagle Cecily, gładząc ramię Arashi.
- Ta? – Arashi spojrzał na swoje ramię. Próbując sobie przypomnieć skąd ma tę podłużną szramę. - A ta, jest w miarę nowa. Jakiś drab do mnie strzelał – powiedział Azjata wzruszając ramionami.
- Jak to strzelał? – zdziwił się Save równocześnie z Cecily i resztą dziewcząt korzystających z okazji żeby popatrzeć i pogłaskać Arashi.
- Czasem się zdarza, że jakiś kretyn ma nielegalną broń no i jak się takiemu wejdzie w drogę to strzela - Arashi znów wzruszył ramionami. Widać było, że nie zamierza nic więcej powiedzieć na ten temat, wiec koleją dziewczyna zapytała o kolejne znamię. Tak Arashi opowiedział cała historię swojego ciała. O tym jak go Kaze wrzuciła do rowu z drutem kolczastym, gdy mieli po czternaście lat, jak jakiś tęgi osiłek nabił mu pod żebra klapę od kontenera na śmieci, jak go dźgnięto nożem parę razy i jak jakiś typek próbował mu zmiażdżyć mostek depcząc podkutym butem.
Arashi odepchnął z ulgą, gdy nie miał już o czym opowiadać. Dziewczęta patrzyły na niego szeroko otwartymi oczami, jakby widział supermana we własnej osobie, a Save patrzył na niego sceptycznie.
- Arashi mogłeś umrzeć! – zauważył nagle, patrząc wściekle na Azjate.
- I to wiele razy Save – powiedział uśmiechając się do blondyna. – Ale nakrzyczysz na mnie innym razem, teraz idę zapalić – powiedział podnosząc się pośrodku swego fan klubu i ostrożnie przechodząc nad dziewczętami.
- Ja też chce! – zawołał radośnie Save, gotów już się podnieść.
- O nie! Tobie nie pozwolę palić. Musisz mieć czysty umysł żeby w razie czego pomagać Torze w nauce. Mi mózg nie jest tak bardzo potrzebny – powiedział surowo Arashi i Save natychmiast stracił zapał. Usiadł z zawiedzioną minią. Brunet w samotności oddalił się i zapalił swego markowego papierosa. Szedł chwile boso po zielonej trawie i rozkoszował się smakiem dymu i przeklinając upał, gdy nagle…
- Panie Yasano… basen jest w drugą stronę – usłyszał roześmiany głos pani Sarivald. Poczuł jak się czerwienie i rozejrzał się za nią. Siedziała w małej altance, skryta w cieniu z książką w ręku. Azjata na ten widok przeszedł przyjemny dreszcz - Zapraszam tu do mnie – powiedziała kobieta uśmiechając się delikatnie. Arashi zadrżał mimo potwornego upału. Nie bardzo wiedział co powinien teraz robić. Jednak uśmiech pani Sarivald był taki zachęcający.
Podszedł do niej w końcu i zgodnie z jej następną prośbą usiadł obok niej. Nagle spojrzał na tlący się w jego ręku papieros.
- Mnie nie przeszkadza dym – powiedziała pani Sarivald uspokajająco. Azjata już jednak gasił papierosa w pobliskiej doniczce.
- Przyrzekałem Save, że nie będę go zatruwał, tym bardziej nie zamierzam zatruwać pani – powiedział. Kobieta znów się uśmiechnęła. Arashi oblała się rumieńcem, który po chwili jeszcze się pogłębił na myśl o tym, że ma na sobie tylko bokserki.
- Jest pan nad wyraz troskliwy – powiedziała kobieta nie spuszczając oczu z Arashiego. Jej wzrok błądził po całym jego odsłoniętym ciele. Gdy Arashi zarumienił się pod tym spojrzeniem uśmiechnęła się z rozbawieniem.
- Naprawdę nie ma się pan czego wstydzić panie Yasano. Te parę blizn dodaje panu pociągającej tajemniczości – powiedziała. Brunet poczerwieniał jeszcze bardziej i spuścił wzrok. – Znów pana zawstydzam – powiedziała. Arashi nie był w stanie odpowiedzieć. Kobieta wstała. Podeszła do niego tak, że widział jej delikatne stopy w subtelnych sandałach i rąbek sukienki. Podniosła jego twarz do góry za brodę.
- Chciałam z panem porozmawiać. Ale widzę, że teraz to raczej nie możliwe. Proszę przyjść do mojego prywatnego salonu w porze herbaty – powiedziała delikatnie głaszcząc jego policzek. Arashi poczuł jak serce podskakuje mu do gardła. – Mam coś co na pewno pana zainteresuje – dodała puszczając go i odchodząc lekkim, zwiewnym krokiem. Azjata jeszcze chwilę siedział rozgorączkowany i to nie ze względu na upal. Dopiero po chwili dotarło do niego, że dostał od niej zaproszenie na… na herbatę? Nie tego nie powiedziała, tylko że w porze herbaty. Arashi jękną, to mu się wymykało spod kontroli.


sobota, 16 maja 2015

Rozdział XVIII 1 z 2 Łotr śpiewający pod prysznicem.

Przepraszam, że znów to tyle trwało. Mogłabym się tłumaczyć kolejnym remontem, przeprowadzką i milionem innych spraw, ale żaden z tych powodów nie jest dobry by zaniedbywać moich czytelników. Tak więc raz jeszcze przepraszam.

Bez betowania

____________________________________________________________________________


Dla Save czas mijał szybko. Dużo spał i mało pamiętał. Dziś przespał całe popołudnie. Obudził się dopiero, gdy zaczęło się ściemniać. Wieczór był jednak dla niego wyjątkowy bo znów zobaczył Arashiego. Gdy tylko zszedł na dół usłyszał jego cudowny głos, poczuł znajomy zapach drogich papierosów. Save wszedł do pokoju niczym widmo, przez nikogo nie zauważony.
- Save, już wstałeś? – zapytał Arashi unosząc rękę w geście powitania. W salonie grał cicha, modna muzyka. Liczebność gości się zmniejszyła, ale to nie było ważne.
- Kochanie! – zawołała Cecily. – Chodź do nas, usiądź przy mnie – zawołała go z drugiego końca pokoju. Save zignorował jej zaproszenie i bez wahania przysiadł się do Arashiego i jego rozmówców. Azjata natychmiast zgasił swojego papierosa, mimo że nie wypalił go do końca.
- Wiec jak się bawią tacy ludzie jak pan, panie Yasano? – zapytał jednak z siedzących naprzeciw bruneta, młodych spadkobierców bogactwa swych rodziców.
- Znaczy jacy ludzie? – zapytał Arashi unosząc brew, choć właściwie to znał odpowiedź. Chłopak trochę się zmieszał, ale jego kolega obok nie miał tyle taktu.
- Ludzie z niższych warstw społecznych – powiedział bez żadnego skrępowania.
- Arashi nie jest z niższych warstw społecznych – sprzeciwił się Save, patrząc na chłopaka jakby miał się na niego zaraz rzucić.
- To skąd jest? – zapytał tamten drwiąco, patrząc na gospodarza jakby był nie groźnym ratlerkiem.
- Arashi jest z Illusion! – krzykną tak głośno, że zwrócił uwagę wszystkich w salonie.
- Jak to z Illusion? Z tego klubu dla pedziów? – zapytał chłopak zainteresowany.
- Two face jest dla pedziów, Illusion to drogi klub przeważnie odwiedzany przez młode, samotne kobiety – powiedział Arashi zanim ugryzł się w język.
- Ach tak, to w Illusion są męskie striptizy? – zapytał ten, który pytał się o rozrywki.
- A ty skąd to wiesz? – wtrącił się go kolega obok.
- Widziałem ulotkę – wyjaśnił obrażony, że można go podejrzewać o coś podobnego, choć sam pewnie nie wiedział o co dokładnie.
- To prawda? – zapytał rozmówca Arashiego. Wokół nich zebrali się wszyscy obecni w saloniku zainteresowani przebiegiem rozmowy.
- Panie Arashi, co pana łączy z Illusion? – zapytała Cecily siadając na oparciu fotela Arashiego i dotykając dyskretnie jego ramion.
- Arashi tam…
- Pracuję! - Azjata szybko przerwał Save bojąc się, że powie to co chciał zachować w tajemnicy. - Na zapleczu – dodał.
- Ma pan wejściówki? – zapytała nagle jakaś dziewczyna. – Tak z czystej ciekawości – dodała gdy wszyscy na nią spojrzeli.
- No właściwie to mam, ale tam się teraz nic nie dzieje. Chyba, że szefowa terroryzuje barmanki - westchną.
- A co z gwiazdą Illusion? – zapytała inna dziewczyna.
- Wyjechał z dziewczyną na wakacje – powiedział Arashi uśmiechając się na widok zawodu w oczach nie tylko tych dwóch dziewcząt. Jednak uśmiech, przebiegły uśmiech Cecily go zaniepokoił.
- Arashi, czegoś nie rozumiem - mrukną Save. – Przecież…
- Save, daj spokój wiesz, że nie lubię rozmawiać o swojej pracy – przerwał mu brunet pełen obaw, że jego sekret się wyda.
- Racja nie mówmy już o tym podrzędnym klubie – zaczęła Cecily. – Zagrajmy w coś – powiedział biorąc do ręki talię kart.
Gra nie był zbyt ciekawa. Arashi próbował się od niej wymigać mówiąc, że nie ma pieniędzy na zakłady, co było szczerą prawdą. W końcu wpadł na pomysł, że może pomagać Save, w końcu chłopak jest ostano taki zamroczony. Ale nawet jego pomocą Save przegrywał w każdej kolejce. W końcu Azjata przyjął strategie „pas” i szybko wycofywał się z gry i podnoszenie stawki. Cecily była mu wdzięczna, że dba o portfel jej przyszłego małżonka.
Jednak poker szybko się znudził i towarzystwo zaczęło szukać inne rozrywki na poziomie. Spojrzenia wszystkich padły na puste butelki na stole. Arashi wstał i wziął jedną do ręki. Ponieważ inni z wyższych sfer najwidoczniej krępowali się zaproponować tak prymitywną zabawę - To na jakich zasadach gramy. Tradycyjne, na pytanie czy wyzwanie, a może na części garderoby? – zapytał.
- Może po kolei – zaproponowała Cecily.
- Czyli masz ochotę kogoś pocałować, to ktoś konkretny, czy wszystko ci jedno z kim to robisz? – zapytał Azjata uśmiechając się do niej złośliwie.
- Jeśli pan nie chce, panie Arashi, nie musi pan z nami grać – powiedziała urażona.
- Panno Cecily proszę mnie nie skreślać. Ale myślę, że jeśli chce pani pocałować narzeczonego to wystarczy mu o tym powiedzieć, nie trzeba używać do tego podstępnej gry – powiedział Arashi wracając do towarzystwa. Po chwili usiedli w kółeczku, a butelka znalazła się na jego środku. Save mało zainteresowany grą usiadł przy Cecily naprzeciw Arashiego, który został wybrany by jako pierwszemu zakręcić butelką, gdy Save zobaczył, że jej gwint zatrzymał się wskazując na niego jakby się ożywił.
- Mam pocałować Save? – zapytał Arashi nieco przestraszony.
- Jak gra to gra. Nie musisz w to wkładać całego serca – powiedział jakiś chłopak siedzący niedaleko. Save już wysuną się na środek kółeczka czekając na ukochanego. Azjata westchną i wysunął się do niego. Według zasad gry to on powinien zacząć, gdyż on kręcił butelką. Save już się szykował by przyłożyć usta do ust Arashi, gdy poczuł delikatnie muśnięcie jego warg na policzku. Głęboko zawiedziony wrócił na swoje miejsce. Zaczął się rozglądać za swym napojem wyskokowym - sto procent pomarańczy!
Kolejka szał szybko. Dziewczęta były chętne do całowania, chłopcy jeszcze bardziej. Nikt nie robił problemów, gdy przyszło mu całować osobę tej samej płci, wszyscy szli wtedy za przykładem Arashiego i obdarzali się delikatnymi całuskami w policzki.
W końcu jakaś dziewczyna wylosował Save. Nieobecny duchem blondyn nie był z tego zachwycony, ale zniósł jej pocałunek dzielnie. Sam zakręcił butelką modląc się by zatrzymała się gwintem do Arashim. Jednak ku jego przerażeniu ominęła go i pokierował się w jego stronę, zatrzymując się na siedzącej obok Cecily.
- Kochanie nareszcie – powiedziała dziewczyna uśmiechając się do niego w mało przyjazny sposób. Save wyglądał jakby zaraz miał uciec, jednak Cecily była szybsza. Położyła mu dłonie na ramionach i mocno go przytrzymał na miejscu. Dziewczyna przysunęła się do niego i po prostu się przyssała. Arashi nie umiał tego inaczej określić. Biedy Save pomyślał, zwłaszcza, że blondyn wcale nie był zadowolony z bliskości Cecily, nie mówiąc już o tym, że go całowała. Gdy w końcu wypuściła go ze swych ramion natychmiast sięgną po sok. Wtedy dziewczyna położyła mu palec na ustach i spojrzała Save w oczy.
- Bądź grzeczny kochanie, bo nie będzie więcej skoczku pomarańczowego. – mruknęła zaczepnie.
- Panno Cecily, pani znów ucieka się do szantażu – stwierdził Arashi. Dziewczyna spojrzała na niego wyzywająco, był jedyną osoba, której nie udało jej się wylosować. Zakręciła butelką nie spuszczając Azjaty z oczu.
Wygląda na to, że nawet rzeczy martwe nie mają odwagi jej się sprzeciwiać, gdyż butelka zatrzymała się dokładnie tam, gdzie Cecily chciała.
- Cel uświęca środki – powiedziała Cecily wysuwając się na środek tak by zaprezentować jak najwięcej ze swych wdzięków.
- A jaki jest pani cel? Uwieść jak najwięcej mężczyzn przed ślubem? – zapytał zadziornie Azjata, zbliżając się do niej.
- Panie Arashi jest pan niesprawiedliwy – oburzyła się teatralnie. Arashi uśmiechnął się bezczelnie i nadstawił jej policzek. – Jest pan nieznośny, panie Arashi. – powiedziała łapiąc go za brodę i stanowczo odwracając do siebie. Przyłożyła swoje usta do jego nim zdoł choćby mrugnąć w proteście. Pocałunek Cecily był długi i namiętny, jednak pozostał nieodwzajemniony. Rozwścieczona tym dziewczyna zaproponowała zmianę zasad zabawy z racji tego, że wszyscy już kręcili butelką. Pomysł został przyjęty z entuzjazmem.
Tym razem zagrali w „pytanie czy wyzwanie”. Większość uczestników wybierała pytania. Arashi również. Prze to był zmuszony do wymyśleniu paru kłamstw o Amidamaru. Na szczęście Save spał i nie mógł sprostować jego wersji. Było by nie ciekawie, gdyby wydała się prawdziwa tożsamość Ami. Arashi dobrze to wiedział. Wszędzie, gdzie tylko odkryto jego związek z bogiem Illusion miał tak liczne tłumy wielbicielek, że nie mieściły mu się w łóżku. Po za tym Arashi nie miał najmniejszej ochoty na jakiekolwiek związki z kimkolwiek. Dawno już nie czuł się tak… tak wyjałowiony ze wszystkiego. Nic mu już nie dawało takiej radości jak kiedyś. Czuł, że powoli jego czas się kończy. Był zmęczony, osłabiony i przede wszystkim zrozpaczony. Przerażał go stan Save. Mimo że nowy styl ubierania był interesujący i że Save w końcu był wesoły, było to przerażające. Nie znał Save z tej strony i dobrze wiedział, że to nie jest jego prawdziwa twarz, że powstała ona na skutek brania mocnych leków. Tora trochę mu o tym mówiła, gdy pomagał jej w nauce.
Ale może tak było dla nich obu lepiej.
- Panie Arashi. – z zamyślenie wyrwał go głos Cecily. – Proszę nie spać. – powiedziała. Brunet spojrzał na nią nieco nieobecnym wzrokiem.
- Przepraszam panno Cecily. Martwię się o Save – wyjaśnił wstając i podchodząc do śpiącego na dywanie blondyna. – Zaniosę go do jego sypialny, a potem sam pójdę się położyć. – powiedział podnosząc delikatnie drobną sylwetę Save.
- Nie może pan teraz odejść. Jeszcze nie zagraliśmy w rozbieranego. – sprzeciwiła się jakaś z koleżanek Cecily. Arashi uśmiechną się do niej dobrodusznie.
- Nie mam się czym chwalić, po za tym wolałbym nie zasnąć tu pod czas takie rozgrywki. Będą się musiał panie obejść beze mnie – powiedział po czym wstał z Save na rękach. Blondyn jękną cicho. – Dobranoc – powiedział krótko Arashi i nie zważając na kolejne protesty wyszedł z pokoju.
Save wydał się mu zadziwiająco leki. To nie był dobry znak, ale czy on zawsze nie był taki? Przecież Arashi już go kilka razy nosił na rękach, zazwyczaj gdy Save się upił.
Może jednak Azjata nie był tak osłabiony jak mu się zdawało. A może to miłość do Save dodawała mu sił. Wszedł z wciąż śpiącym blondynem do jego sypialni. Przez chwilę myślał, że się pomylił. Panował tu okropny bałagan, a znał Save jako pedantycznego czyściocha, choć w jego apartamencie w mieście nie miał służby to chociaż dbał o to żeby nie wyglądało na to, że jest brudno. Nie mówiąc już o tym, żeby rzucał ubrania na podłogę. Przecież jego drogie łaszki mogły się pognieść, pobrudzić zniszczyć. No ale tu fruwały tylko kolorowe, wesołe stroje z nowej kolekcji Save. Arashi położył go delikatnie na łóżku i zdjął jego sandały. Chwilę przyglądał się śpiącemu. Przypomniały mu się chwile, gdy się Save upił. Te chwile gdy zostawał sam na sam z Arashim, zdany na jego poczucie moralności. Chciałby cofnąć czas. Nie dopuścić do tego wszystkiego. Jak mógł być takim egoistą i pozwolić by Save tak bardzo zatracił się w ich związku. Jak mógł zapomnieć, że jego czas na tym świecie jest ściśle określony i że miał się z nikim nie wiązać na stałe…
Zrobił to! Próbował się tłumaczyć tym, że się zakochał, że w końcu był szczęśliwy, ale skoro kochał Save to dlaczego pozwolił mu się tak zaangażować. To w jakim stanie jest Save to jego wina. Powinni byli zostać na stopie przyjacielskiej. Arashi nie powinien był tak zabiegać o ten związek, przecież wiedział jak się to skończy. Gdyby tylko Save nie zaangażował się tak mocno…
- Arashi… - rozmyślania Azjaty przerwało ciche mruknięcie śpiącego Save. To było ostrzeżenie, że Azjata powinien jak najszybciej opuścić jego sypialnie. Ze względu na nich obu. Wiedział, że gdyby Save się obudził, znów by mu przypomniało jak bardzo go kocha, a Arashi wystarczyło jedno spojrzenie w te jego cudowne, niebieskie oczy by przypomnieć sobie jak bardzo on sam odwzajemnia to uczucie.
Wyszedł i oparł się o drzwi jego sypialni. Wstrzymał się z łzami i poszedł do swojego pokoju. Gdy był pewny, że nikt go nie odwiedził niespodziewanie otworzył okno i zapalił. Nie powstrzymywał już łez swojej rozpaczy. Tak bardzo pragną wrócić do Save, ale bał się jak on przyjmie wieści o jego chorobie. Pamiętał z opowiadań Tory co się z nim działo jak myślał, że nie żyje. Nie chciał mu robić tego po raz drugi, ale z drugiej strony rzucenie go bez słowa wyjaśnienie też nie było dobrym wyjściem. Save uparcie twierdził, że Arashi go kocha i do niego wróci.
W końcu Arashi wyrzucił niedopałek i poszedł pod prysznic. Tam przypomniał sobie o porannym bliskim spotkaniu z chlorowaną wodą w basenie. Jego włosy tego nie znoszą. Musi je porządnie wymyć i tym razem nie zapomnieć o rozczesaniu. Chwycił swój dziecinny szampon o zapachu truskawek. Po chwili zapach wypełnił cała kabinę i poprawił Arashiemu nieco nastrój. Zawsze uwielbiła truskawki ,a ich zapach miał być zapachem raju.
Masując skórę głowy i rozprowadzając pachnącą pianę na całej długości czarnych jak noc włosów przypomniał sobie wesołą piosenkę jakiej uczył się kiedyś z Sorą.
Właściwie nie była wesoła, ale miała wesoły rytm. Właściwie to był utwór otwierający jedną serią anime, która mu się bardzo wtedy podobała.1 Zaczął nucić, po czym przypomniał sobie słowa i śpiewał myjąc włosy. Jak wiele japońskich utworów z tamtego czasu i ta miał angielskie wstawki. Arashi zatracił się zupełnie w swoim prysznicowym utworze. Spłukał już włosy i właśnie miał wychodzić, gdy drzwi do kabiny same się otworzyły.
- Łotrze, śpiewasz pod prysznicem? – zapytał złośliwie brzmiący głos Cecily, po chwili jej twarz wyłoniła się z obłoków pary. Arashi szybko chwyciła ręcznik i okrył się nim na wysokości bioder. Dziewczyna spojrzała na jego ciało nie kryjąc, że jej się podoba. – Czy ja czuję zapach truskawek? – zapytała i nim Azjata zdołał ją powstrzymać sięgnęła po jego szampon. – Truskawkowy łotr co śpiewa pod prysznicem. – zaśmiała się wieszając się mu na szyi. – Uciekłeś tak z salonu nawet się ze mną nie żegnając – jęknęła robiąc zawiedzioną minkę. – Bez ciebie zabawa nie była już taka ciekawa Amidamaru.
- Cecily, daj spokój. Wracaj do siebie i kładź się. Jesteś totalnie pijana – powiedział Arashi próbując ją od siebie odciągnąć.
- Nie wyjdę dopóki dla mnie nie zatańczysz. Wiem kim jesteś i na czym polega twoje praca w Illusion. Przejrzałam cię – stwierdziła z zadowoleniem mrugając mętnymi oczami.
- Myślałem, że takie miejsce jak Illusion jest poniżej twojej godności – powiedział podnosząc ją delikatnie i wyprowadzając z łazienki.
- Jak zwykła kobieta ma się oprzeć bogowi… bogowi seksu, który śpiewa pod prysznicem i myje włosy truskawkowym szamponem – zaśmiała się pijacko i puściła go kładąc się na łóżku. Arashi uśmiechnął się do niej mimowolnie. Pijanie kobiety zawsze go rozczulały.
- Panno Cecily, zapomniała mnie pani upić – zaczął. – Jestem lojalnym przyjacielem i nie wykorzystam nietrzeźwej narzeczonej mojego przyjaciela – dodał stanowczo. Dziewczyna roześmiała się wesoło.
- Arashi, mówmy sobie po imieniu. Przestań przejmować się Save, on i tak nic nie zauważy. Te jego leki zupełnie go absorbują… no i jeszcze kolorowe koszule.
- Powiedz mi Cecily – zaczął Arashi nachylając się nad nią i kładąc dłonie na materacu po jej obu stronach. – Nie zależy ci na samym Save. Wolisz żeby pozostał pod wpływem proszków i oddał ci z radością wszystko co ma? – zapytał patrząc jej badawczo w oczy. Cecily znów się roześmiała. Po czym zarzuciła Azjacie ręce na szyję.
- Przejrzałeś mnie! – zawołała radośnie. – Gdy Save odstawi leki nie uda mi się zaciągnąć go do ołtarza i nici z jego spadku - westchnęła. – Ale to, że biorę z nim ślub nie znaczy, że nie możemy się trochę przytulać Arashi… mój Amidamaru - powiedziała i zaczęła delikatnie całować jego ramię. – Jak chcesz to zrobić? – zapytała po chwili.
- Cecily… - zaczął Arashi namiętnym głosem. – A może przeniesiemy się do twojego pokoju? – zaproponował. – Idź tam i poczekaj na mnie w łóżku – mruknął podnosząc się i ją jednocześnie. Dziewczyna była zachwycona tym pomysłem. Wyglądało jednak na to, że jest zbyt pijana by iść samodzielnie. Arashi odprowadził ją do drzwi, a tam Cecily podparła się ściany i w wkrótce zniknęła w swojej sypialni. Azjata odetchną z ulgą, że udało mu się jej pozbyć. Poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko żeby tylko nie dopuścić do jej ślubu z Save.
Następnego dnia nikt nie zbudził Arashiego na śniadanie. Mężczyzna wstał sam, o dziwo bardzo wcześnie i po ubraniu się poszedł do ogrodu. Nie był jeszcze głodny, a nawet gdyby był wolał nie ruszać na samodzielne poszukiwanie kuchni. Postanowił przypomnieć sobie swoje lekcje sztuk walki jakie pobierał z Sorą. Poranne słońce wysuszyło już rosę wiec wszedł na trawę boso i zaczął od ćwiczeń relaksujących. Po woli i uwarzenie zmieniał każdą pozycję, robił to w pełni skupiony. Chęć dorównania swej ówczesnej mentorce sprawiła, że opanował tą sztukę bardzo dobrze, a ponieważ ćwiczył co jakiś czas ciało nie zapomniało jak to się robi. Sora była od niego zawsze lepsz. Arashi wziął głęboki wdech i już miał przejść do następnej figury, gdy poczuł się obserwowany. Natychmiast zapomniał co chciał zrobić i odszukał „intruza” spojrzeniem.
- Proszę mi wybaczyć Panie Yasano, nie spodziewałam się, że ktoś może praktykować coś takiego w moim ogrodzie – odezwał się głos pani Sarivald, która uśmiechnęła się do Azjaty przyjaźnie. Stała na ścieżce, nieopodal krzewów róży.
- Przepraszam… to ja powinienem był zapytać – jęknął Arashi czując jak policzki mu płoną. Dziwne. Dlaczego czuł się jak jakiś zakochany podlotek w jej towarzystwie? Przecież była matką jego ukochanego. Była od niego dwa razy starsza. Ale była taka piękna, zwłaszcza w świetle poranka, w tym delikatnym zwiewnym stroju. Save miał z niej tak wiele. Te jasne lekko kręcone włosy, delikatne choć stanowcze rysy, podłużną twarz i duże niebieskie oczy. Arashi westchnął zagapiwszy się właśnie na nie.
- Panie Yasano, proszę sobie nie przeszkadzać – powiedziała podchodząc. Arashi poczuł jak nogi robią się pod nim miękkie. Kobieta usiadła na ławce naprzeciw niego i spojrzała niecierpliwie.
- Pani Sarivald - jęknął brunet - Ja tak nie mogę… nie przed publicznością… zwłaszcza tak zacną – mruknął zmieszany. Kobieta znów się do niego uśmiechnęła.
- Nie jestem przyzwyczajona budzić w mężczyznach nieśmiałość – wyznała uśmiechając się tajemniczo. – Może wiec dotrzyma mi pan towarzystwa? – zaproponowała, a Arashi natychmiast znalazł się przy niej. Azjata wyszczerzył się do pani domu, nie zdając sobie nawet spray w jaki sposób na nią patrzy. Nagle kobieta zachichotała.
- Czuję się jak nastolatka patrząc na pana – powiedziała, Arashi otrząsnął się.
- Co ma pani na myśli? – zapytał czując, że jego policzki znów zalewają się czerwienią.
- Panie Yasano, mój mąż nigdy nie patrzył na mnie w taki sposób w jaki pan to robi odkąd przytachał pan tu z moim synem. Pochlebia mi pańskie zainteresowanie zawłaszcza, że nie jestem już najmłodsza, w przeciwieństwie do pana – znów się zaśmiała. Jej śmiech był muzyką dla uszu. – Choć muszę przyznać, że to trochę krepujące.
- Bardzo przepraszam! – Arashi prawie krzykną, nie mówiąc już o tym, że zerwał się z ławki i pokłonił jej się w pas. – Naprawdę nie chciałem pani krępować.
- Panie Yasano, proszę mi wyjaśnić skąd ten podziw dla mnie? – zapytała spoglądając na niego w tajemniczy sposób, od którego Arashi zaczerwienił się chyba po sam czubek nosa.
- Ja… ja… nie wiem… - mruknął.
- Nie wygląda pan na mężczyznę, który traci głowę dla byle kobiety, a widzę, że dla mnie się pan nawet zarumienił – ta uwaga wywołała w Arashim nagły wzrost adrenaliny. Postanowił się wziąć w garść. – Zazwyczaj chyba nie ma pan takich problemów? – bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Tak… ma pani racje… ale… pani Sarivald – Arashi wziął głęboki wdech. – Jest pani prawdziwą damą, a ja nie potrafię się zachować przy prawdziwej damie, do tego tak pięknej jak pani. Pani delikatna uroda i prezencja odbiera mi cała pewność siebie… czuję się jak… jak nic nie warty szczeniak bez doświadczenia…
- Pańskie słowa są cudowne, panie Yasano. Mój mąż nigdy nie nazwał mnie piękną, nawet gdy się oświadczał - mruknęła na chwilę się zamyślając, po czym znów spojrzała na Arashiego. – Jednak pańskie intencję pozostają dla mnie nie jasne, panie Yasano. – przyznała. Azjata uśmiechnął się w nieco demoniczny sposób.
- Pani niezwykły urok osobisty mnie zniewala… mógłbym być pani niewolnikiem, jednak nie śmiem niczego proponować. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest pani mężatką i matką bliskiego memu sercu przyjaciela - mruknął Arashi.
- Jest pan prawdziwym dżentelmenem – przyznała kobieta z uznaniem w głosie. – Doceniam pańską troskę o mnie i lojalność wobec mojego syna. On jest dla mnie najważniejszy – powiedziała twardo. – Pan wie co mu tak naprawdę dolega, jak mu pomóc. Proszę z tym nie zwlekać – poprosiła wbijając w niego błagalne spojrzenie.
- Pani Sarivald. To… myślę, że to leży po za moimi możliwościami – mruknął. Chwile potem nadeszła służba mówiąc, że goście już się pobudzili i że zaraz zostanie podane śniadanie. Arashi odprowadził gospodynię do jadalni.
Przy śniadaniu Arashi udało się uniknąć towarzystwa Cecily. Po jednaj stronie miał Save po drugiej jego uroczą matkę. Mógł wiec pomyśleć o paru sprawach. Między innym prześledził w pamięci jego poranną rozmowę z Panią Sarivald i zaskoczyło go jego własne wyznanie. Nie wątpliwie ją podrywał! Poczuł, że znów się czerwieni, ale że pochylony był nad talerzem to nikt tego nie wiedział, taką przynajmniej Arashi żywił nadzieję. Podrywał ją, uwodził i to jeszcze w taki szczenięcy sposób. Jakże musiał jej się wydać zabawny. Och gdyby Tora o tym wiedziała chyba by pękła ze śmiechu, a Kaze pewnie powiedziałaby coś w stylu, że się stoczył. Arashi nie mógł sobie darować, że robił z siebie kompletnego idiotę przy tej wytwornej, pięknej damie. Ale czy on właściwie nie złożył jej nie moralnej propozycji? A co gorsza ona bawiła się z nim w tę grę. Do tego porównała jego zaloty do zalotów męża. Ciągle to robiła - porównywała go z mężem. WŁASNIE! Arashi ty tępaku ona jest mężatką i matką Save! Wybij sobie z głowy te kosmate myśli!
Ale myśli wciąż napływały. Arashi zastanawiał się jak by to mogło być, gdyby jednak spróbował swych sił w jej ramionach. Jakby to było zanurzyć się w niej, poczuć jej smak, tej pięknej dojrzałej kobiety. Do tej pory najstarsza jaką miał była w jego wieku.
Arashi westchną, wściekły na siebie za te okropne myśli. Jeśli stąd szybko nie wyjedz zrobi jakieś głupstwo…
- Arashi idziesz z nami? – nagle dobiegł go głos Save. Arashi wyrwany ze swych niegrzecznych myśli zrobił niezbyt mądrą, pytającą minę. – Arashi, na basen. – jęknął Save, widząc że Azjata go nie słuchał. Ale blondyn zaraz poweselał. – Będziemy się opalać.
- Save to chyba nie najlepszy pomysł – mruknął brunet. Natychmiast wtrąciła się Cecily.
- Proszę nie być takim nieśmiałym panie Arashi. Myślę że pan akurat ma najmniejsze powody do wstydu – zachichotała udając skrępowanie. Ale po jej oczach było widać, że tym razem nie pozwoli mu się nie rozebrać jak przystało na basenie.
- Arashi musisz przyjść, jak ty nie idziesz to ja też! – burkną Save krzyżując ręce na piersi.
- Save nie bądź dzieckiem. – powiedział z rozbawieniem Arashi uśmiechając się do Save.
– Dajcie mi chwilę a do was dołączę, obiecuję – powiedział do Save, ale Cecily uśmiechnęła się jakby to jej złożył tę obietnicę.
1 Chodzi tutaj o Openinig serii telewizyjnej Paradise kiss.