Z pozdrowieniami i dedykacją dla Basi, mojej wiernej czytelniczki, która uparcie popędzała mnie do publikacji. Jak widać jej wysiłki się opłaciły. Zrobiłam nawy obrazek do szablonu i przeszłam w końcu do publikowania kolejnych części opowieści o Save i Arashim. Dziękuę Ci Basiu i miłej lektury.
Nie betowane...
Dla Save te dni były jak wyjęte z życiorysu, mgliście pamiętał rodzinę. Zapłakaną matkę, która rzuca mu się na szyje, ojca który stoi zdenerwowany w progu i pali fajkę. Pamiętał, że podszedł do niego i kazał mu usiąść, że go o coś pytał. Potem pojawił się jakiś nieznany mu człowiek. Oślepił go jakimś światłem, założył coś na rękę. Chyba go badał. Wszystko ciągle było takie zamazane.
Nie betowane...
__________________________________________________________________________
Dla Save te dni były jak wyjęte z życiorysu, mgliście pamiętał rodzinę. Zapłakaną matkę, która rzuca mu się na szyje, ojca który stoi zdenerwowany w progu i pali fajkę. Pamiętał, że podszedł do niego i kazał mu usiąść, że go o coś pytał. Potem pojawił się jakiś nieznany mu człowiek. Oślepił go jakimś światłem, założył coś na rękę. Chyba go badał. Wszystko ciągle było takie zamazane.
Arashi… Save poczuł,
wzbierający w nim ból, rozpaczliwy szarpiący trzewia ból. Nagle
wszystko po prostu na niego spada. Zasłonił oczy i rozpłakał się.
A potem obudził się tu gdzie teraz był. Słońce właśnie
wschodziło oświetlając mu twarz. Siedział na białej pościeli w
czystym, sterylnie czystym pomieszczeniu. Nie czuł radości z
pięknego poranka, tylko tą przygniatającą pustkę. Zamknął
oczy. Ciągle czuł, że zaraz z rozpaczy uderzy głową o ścianę,
roztrzaska się, zabije. Wiedział, że zaraz przyjdzie doktor zada
mu te same pytani jak zawsze, da leki, po których poczuje się
lepiej. Tylko, czy chce się poczuć lepiej? Usłyszał skrzypienie
drzwi. Doktor…
- Jak się dzisiaj czujesz Save?
- Dobrze – skłamał patrząc w podłogę
i nerwowo łamiąc palce.
- Dalej widzisz tą mgłę? – zapytał
troskliwie. Save poczuł zbierającą w nim wściekłość, ile mu
ojciec zapłacił za tą „bezinteresowną troskę?”
- Save mówię do ciebie - upomniał go
delikatnie lekarz.
- Wynoś się stąd! – krzyknął
doprowadzony do szału jego spokojem, podnosząc się. Lekarz
pokręcił głową.
- Save chce ci pomóc, powinieneś więcej
mówić, o tym co się stało – powiedział wyjmując z kieszeni
białą kapsułkę.
- Nic się nie stało - syknął nerwowo
zaczynając krążyć po pokoju i obserwując go kontem oka. Lekarz
położył kapsułkę na talerzyku obok szklanki.
- Weź leki – powiedzie spokojnie lekarz.
Save miał zamiar złapać szklankę i cisnąć nią w terapeutę,
ale gdy raz tak zrobił weszli jacyś ludzie złapali go za rękę, a
potem poczuł bolesny zastrzyk, po którym właściwie przestał
cokolwiek czuć. Lepsza już była tabletka. Wziął szklankę i
pigułkę, chwile na nią patrzył wreszcie zmusił się do
przełknięcia i popił ją zimną wodą. Usiadł z powrotem na łóżku
i złapał się za głowie, stając się zdusić w sobie gorzki
szloch.
- Save przyprowadziłem do ciebie okulistę.
Nie musisz się przejmować to na pewno minie z czasem, ale powinien
cię zbadać, możliwe ze będziesz musiał nosić okulary, ale jak
już powiedziałem to tymczasowe. – Save pokiwał głową. Wszystko
mu było jedno.
- Potem chcą cię widzieć rodzice. Ojciec
chce zadać ci kilka trudnych pytań, już długo z nimi czekał.
Chyba nie dąłeś jej kosza, takim nie
daje się kosza - jęknął John.
- Ja dałem komuś kosza?
- No Save skup się. Ruda, duży biust,
zawsze kuso ubrana, jak jej było… Tora!
- Tora… Tora… A Tora! – Save uśmiechną
się rozmarzony. – Co u niej?
- No właśnie się pytam – John znów
westchnął. – Słyszałem, że przesiaduje w szpitalu, u jakiegoś
chłopaka. Myślałem, że to ty, bo przecież się za tobą kręciła.
Ale dobrze, że nic ci nie jest.
- Co jej jest?
- Nie jej. Chodzi chyba do... zaraz brat mi
mówił, że Boski Amidamaru znów jest w szpitalu, a ona z nim
pracuję i chyba… tak to do niego tam chodzi. On był chyba kiedyś
jej facetem, ale myślę że jej nie przeszło – wyjaśnił John
- Chyba powinienem ją odwiedzić. Mogła by
się pogniewać, że o niej zapomniałem - westchnął Save.
- Jak się z nią zobaczysz wspomnij coś
miłego o mnie. Może nawet się ze mną umówi jak odpowiedni mnie
zareklamujesz – powiedział John poklepując blondyna po plecach.
- Dobrze - mruknął zdezorientowany Save.
- Pamiętaj, że to ja załatwiałem ci
wejściówki do Illusion – dodał na
podżeganie John i poszedł w swoją stronę.
Blondyn pokierował się, ze swym cieniem w
postaci terapeuty, w stronę szpitala. Illusion?
pomyślał zastanawiając się co to było. Nie mógł sobie
przypomnieć skąd zna tę nazwę. W końcu dotarli na miejsce. Save
podszedł do dyżurki.
- Przyszedłem odwiedzić przyjaciółkę –
powiedział do czuwającej tam kobiety.
- Jak się nazywa twoja przyjaciółka –
zapytała.
- T…Tora – powiedział jasnooki,
zadowolony, że pamiętał. Kobieta wstukała coś w stojący przed
nią komputer.
- Przykro mi ale nie mam nikogo o tym
imieniu. Może mi ją opiszesz jest dużo pacjentów anonimowych -
powiedziała kobieta.
- Ma rude włosy i duży biust - powiedział
Save i chwilę się zastanowił. – Nosi nie wiele ubrań – dodał
zadowolony z siebie. Kobieta zamyśliła się prze chwilę.
- Widziałam tu kogoś takiego, ale wydaje
mi, że to nie jest pacjentką. Poczekaj tu chwilę, zapytam kogoś,
kto może wiedzieć więcej – powiedziała odchodzą. Blondyn
czekał posłusznie.
Nagle staną obok niego jakiś wysoki
chłopak o surowej twarzy o mądrych, brązowawych oczach.
- Save dobrze, że jesteś. – powiedział
chłopak. Save próbował umiejscowić go w swojej pamięci. Nagle
rzucił mu się na szyję.
- Okami! – krzykną radośnie blondyn.
- Tak, tak… Save. Z tobą już dobrze?
Jakoś inaczej wyglądasz - mruknął zmieszany Okami.
- Tak rano czułem się źle, ale już mi
przyszło - powiedział odsuwając się od niego i uśmiechając
szeroko, ciągle trzymając za ramiona.
- No dobrze skoro tak uwarzysz –
powiedział Okami i pociągną go w głąb szpitala. Terapeuta
blondyna poszedł za nimi natychmiast. Okami domyślił się szybko
kim jest ten tajemniczy cień Save i nie wspominał o nim. Dobrze, że
chłopak ma opiekę – pomyślał.
- Martwiliśmy się o ciebie. Próbowaliśmy
się z tobą skontaktować. Kaze już miała po ciebie jechać. Ale
dobrze, że nie pojechała, jeszcze by ci coś zrobiła, ta wredna
małpa – powiedział z westchnieniem.
- Kaze jest miła… rozmawiałem z nią
kilka razy – sprzeciwił się Save.
- Miła? Czy my mówimy o tej samej Kaze.
Przecież ona jest okropnie wredna. Drwi ze wszystkich i dokucza jak
się tylko da. Nie mówiąc już o tym, że jest naprawdę zboczona,
Arashi przy niej jest grzeczny i cnotliwy - burkną łOkami.
- Jesteś niesprawiedliwy - fuknął Save.
- Jak uważasz, ale ona maca wszystkich jak
leci. Swoją drogą martwię się o Arashiego, znów zapadł w
śpiączkę – Okami westchnął bezsilnie.
- Wieczny sen - mruknął cicho Save,
wąchając wyniesiona z domu lilie i patrząc gdzieś w pustkę.
- Aż tak źle nie jest. On się obudzi...
tak myślę. Bywało z nim już gorzej. Dobrze, że Kaze dał mu
kamizelkę kuloodporną bo choroba Arashiego nie miał by już szans
się rozwijać. – student medycyny znów westchnął. Save spojrzał
na niego nic nie rozumiejąc.
- A...Arashi... żyje...? – zapytał
otwierając szeroko oczy.
- Zapadł w śpiączkę i ma połamane klaka
żeber. Ledwo ale żyje... myślałeś że on... - Okami otworzył
szerzej oczy jakby się przeraził.
- Gdzie on jest?! – krzykną Save łapiąc
Okami boleśnie za rękę.
- Spokojne, jesteśmy prawie na miejscu -
mruknął oszołomiony student medycyny. – To drzwi po prawej na
końcu korytarza. – dodała. Save natychmiast go puścił i pobiegł
w tamtym kierunku jak szalony. Jego terapeuta spokojne, choć szybko
podążył za nim. Save wpadł do sali jak burza. Szczęściem Arashi
leżał sam na sali. Nie była ona duża. Łóżko stało przy oknie
i zajmowało dokładnie połowę, resztę wypełniały kwiaty, cześć
z nich była już nieco zwiędła, pudełka z czekoladkami, maskotki
oraz baloniki z helem. Azjata był podłączony do rozmaitych maszyn.
Jedna z nich pomagała mu oddychać, inna zaś mierzyła jego puls i
ciśnienie… zastosowania innych Save nie znał. Przy łóżku
mężczyzny była Tora, jakby płacząc w pościel. Save przywitał
się z nią pobieżnie i podszedł do Azjaty z drugiej strony.
Pocałował nieprzytomnego czule w policzek po czym usiadł przy nim
tak blisko jak się tylko dało, tuląc się do niego.
- Save, jak dobrze, że jesteś – mruknęła
Tora uśmiechając się przez łzy do blondyna. – Teraz na pewno
się obudzi – dodała ocierając łzy. Gdy na sale wszedł
terapeuta Save, zaczął przepraszać za jego zachowanie i ściągać
go z łóżka Azjaty. Gdy Save nie ustępował zagroził mu, że
zostanie wyrzucony jeśli nie zacznie się porządnie zachowywać.
Save niechętnie zszedł z łóżka ukochanego i ograniczył się do
głaskania go delikatnie po włosach i czułych szeptów do ucha.
Tora spojrzała na lekarza i chwile mu się przyglądała.
- Save, kto to jest? – zapytał drżącym
jeszcze od rozpaczy głosem.
- To mój lekarz – powiedział blondyn
uśmiechać się wesoło. Tora dopiero teraz zwróciła uwagę na to
jak blondyn jest ubrany.
- Save, co za prochy bierzesz? – zapytała
zmartwiona.
- Nie biorę żądnych prochów –
powiedział urażony. – Tora, mówiłem ci już, że ślicznie
wyglądasz i masz ładny biust? – zapytał niewinnie. Tora
uśmiechnęła się ze zmęczeniem.
- O ile pamiętam, oprócz Okami byłeś
jedynym, który mi tego nie mówił. Jesteś słodki, co ci dają
żebyś był taki? Może mogłabym to stosować u swoich pacjentów
jak już będę miała własną poradnie – mruknęła.
- Takie białe pigułki, dość duże - Save
starał się pokazać. Tora machnęła ręką.
- Pewnie i tak nie znasz nazwy –
westchnęła. – Zrób miejsce, Okami musi pobrać krew - dodała
widząc ze jej chłopak wchodzi na sale z całym potrzebnym sprzętem.
Save skrzywił się i odszedł nie patrząc na to. Po chwili jednak
zdecydował się wyjść z sali i nie patrzyć na praktykę
przyszłego lekarza. Terapeuta natychmiast poszedł za nim. Tora
również wyszła. Przytuliła się do blondyna i zaszlochała.
- Tak bardzo się o niego niepokoję. Okami
ci coś mówił? Mi nikt nie chce powiedzieć w jakim stanie jest
Arashi - jęknęła. Save również się rozpłakał.
- Ja chcę żeby on żył – jękną
przytulając się do swojego lekarza. Terapeuta pogłaskał go po
głowie, po czym pożegnał się w jego imieniu z jego przyjaciółmi,
ciągnąc go w stronę wyjścia.
- Save, przyjdziesz jutro? – zapytał Tora
idąc za nimi. – Jestem pewna, że twoje przybycie mu pomoże.
Godziny odwiedzin zaczynają się od dziewiątej.
- Zobaczę jak się będzie czuł rano.
Jeśli będzie dobrze, to go przyprowadzę, ale obawiam się, że tak
silne emocje mogą mu zaszkodzić – odpowiedział lekarz za
blondyna.
- Save, postaraj się, jesteś mu to winien
– jęknęła Tora zatrzymując się i zostając na korytarzu.
Lekarza wyprowadził zamroczonego pac jęta ze szpitala i wsadził go
do samochodu. Po chwili byli w drodze do bogatej, pustej rezydencji
państwa Sarivald.Save przyjechał do domu w asyście lekarza i w
delikatnych złotych okularach na nosie. Czul już się dużo lepiej.
Poprosił nawet lalkarza by zatrzymali się po drodze w sklepie.
Kupił sobie szeroką koszule w duże kolorowe wzory i jakieś
drewniane koraliki, bo wydały mu się urocze. A że było ciepło to
dokupił sobie jeszcze skórzane sandałki wiązane przy kostce. Tak
ubrany przekroczył bramę i wmaszerował do domu. Matka bardzo się
ucieszyła i od razu posadziła go na krześle, polecając służbie
postawić przy nim herbatę i ciasteczka. Chwile rozmawiała z
lekarzem wreszcie wróciła do niego. Save uśmiechnął się do
niej, jaka ona była piękna.
- Ojciec pyta czy będziesz zeznawać –
powiedziała siadając przy nim. Save wyjął z wazonu lilie i zaczął
się nią bawić.
- Nie lubię sądów – mruknął wąchając
kwiat.
- Save to ważne – powiedział z naciskiem
matka. – Ci ludzie wyrządzili ci krzywdę.
- Nie chce mamo – powiedział wyglądając
przez okno.
- Save – zabrzmiał surowy chłodny głos,
który student zignorował. Poczuł zimną dłoń na ramieniu.
- Tak ojcze? – zapytał nie odrywając
wzroku od kwiatka.
- Spójrz na mnie – zażądał twardo
mężczyzna. Save znudzony podniósł głowę.
- Nosisz okulary. Uszkodzili ci wzrok i to
ubranie… - mruknął zniesmaczony ciągle trzymając dłoń na jego
ramieniu.
- Nic mi nie jest, naprawdę – powiedział
blondyn uśmiechając się szeroko. Adwokat zmarszczył brwi, jego
syn nigdy się tak nie zachowywał. Ale dużo przeszedł…
Westchnął.
- Nie zmuszę cię do zeznań, ale ci ludzie
muszą ponieś karę – jego syna nawet teraz zmroził chłód, gdy
słyszał to słowo w ustach ojca. - Wsadzę ich na dożywocie i to
tam gdzie załatwią ich wściekłe psy, które nie lubią w swojej
sforze takich jak oni – powiedział wstając. Save usłyszał kroki
towarzyszącego mu dobermana. Nie chciał na niego patrzeć. Bał się
tych psów od kiedy jeden rzucił się na niego. Ojciec zabił go
wtedy na jego oczach jednym celnym strzałem, ale to było przecież
dawno. A dzisiaj był taki ładny dzień. Mgliście pamiętał, że
coś go z rana męczyło, ale doktor przekonał go ze to był sen.
- Save pojedziesz z lekarzem na uczelnie,
powinieneś spotkać się z przyjaciółmi, tak radzi twój terapeuta
– powiedziała matka całując go w czoło. Save uśmiechnął się
do niej, wziął lilie w dłoń i całując matkę na pożegnanie,
wyszedł za doktorem.
Na uczelni było całkiem pusto. Save
westchną i już zamierzał iść do domu, gdy usłyszał, że ktoś
go woła.
- Save, stary, kopę lat. – zawoła jakiś
chłopak podbiegając do niego. – Co tu robisz, chyba nie składasz
papierów o późniejszy egzamin, przecież ty zawsze wszystko
zdajesz – syn prawnika przeglądał się mówiącemu do niego
chłopakowi. Wydawał mu się znajomy. Próbował sobie przypomnieć
kim jest. – Może miałbyś jakąś pomoc naukową? – wtedy do
Save dotarło, to John! Chłopak, któremu zawsze pomagał na
egzaminach.
- niestety - mrukną blondyn.
- No trudno… jakoś sobie poradzę, do
września – John westchną. – A co u twojej dziewczyny, tej
rudej? Jesteście jeszcze razem?
- Jakiej dziewczyny? – zdziwił się
jasnowłosy.
- No ta ruda, co się za tobą kręciła. Ta
co to ma czym oddychać – John pokazał ruchem rąk.
- Nie miałem dziewczyny – jęknął Save,
nie mogą dojść do tego om kim mówi jego kolega.
- Chyba nie dąłeś jej kosza, takim nie
daje się kosza - jęknął John.
- Ja dałem komuś kosza?
- No Save skup się. Ruda, duży biust,
zawsze kuso ubrana, jak jej było… Tora!
- Tora… Tora… A Tora! – Save uśmiechną
się rozmarzony. – Co u niej?
- No właśnie się pytam – John znów
westchnął. – Słyszałem, że przesiaduje w szpitalu, u jakiegoś
chłopaka. Myślałem, że to ty, bo przecież się za tobą kręciła.
Ale dobrze, że nic ci nie jest.
- Co jej jest?
- Nie jej. Chodzi chyba do... zaraz brat mi
mówił, że Boski Amidamaru znów jest w szpitalu, a ona z nim
pracuję i chyba… tak to do niego tam chodzi. On był chyba kiedyś
jej facetem, ale myślę że jej nie przeszło – wyjaśnił John
- Chyba powinienem ją odwiedzić. Mogła by
się pogniewać, że o niej zapomniałem - westchnął Save.
- Jak się z nią zobaczysz wspomnij coś
miłego o mnie. Może nawet się ze mną umówi jak odpowiedni mnie
zareklamujesz – powiedział John poklepując blondyna po plecach.
- Dobrze - mruknął zdezorientowany Save.
- Pamiętaj, że to ja załatwiałem ci
wejściówki do Illusion – dodał na
podżeganie John i poszedł w swoją stronę.
Blondyn pokierował się, ze swym cieniem w
postaci terapeuty, w stronę szpitala. Illusion?
pomyślał zastanawiając się co to było. Nie mógł sobie
przypomnieć skąd zna tę nazwę. W końcu dotarli na miejsce. Save
podszedł do dyżurki.
- Przyszedłem odwiedzić przyjaciółkę –
powiedział do czuwającej tam kobiety.
- Jak się nazywa twoja przyjaciółka –
zapytała.
- T…Tora – powiedział jasnooki,
zadowolony, że pamiętał. Kobieta wstukała coś w stojący przed
nią komputer.
- Przykro mi ale nie mam nikogo o tym
imieniu. Może mi ją opiszesz jest dużo pacjentów anonimowych -
powiedziała kobieta.
- Ma rude włosy i duży biust - powiedział
Save i chwilę się zastanowił. – Nosi nie wiele ubrań – dodał
zadowolony z siebie. Kobieta zamyśliła się prze chwilę.
- Widziałam tu kogoś takiego, ale wydaje
mi, że to nie jest pacjentką. Poczekaj tu chwilę, zapytam kogoś,
kto może wiedzieć więcej – powiedziała odchodzą. Blondyn
czekał posłusznie.
Nagle staną obok niego jakiś wysoki
chłopak o surowej twarzy o mądrych, brązowawych oczach.
- Save dobrze, że jesteś. – powiedział
chłopak. Save próbował umiejscowić go w swojej pamięci. Nagle
rzucił mu się na szyję.
- Okami! – krzykną radośnie blondyn.
- Tak, tak… Save. Z tobą już dobrze?
Jakoś inaczej wyglądasz - mruknął zmieszany Okami.
- Tak rano czułem się źle, ale już mi
przyszło - powiedział odsuwając się od niego i uśmiechając
szeroko, ciągle trzymając za ramiona.
- No dobrze skoro tak uwarzysz –
powiedział Okami i pociągną go w głąb szpitala. Terapeuta
blondyna poszedł za nimi natychmiast. Okami domyślił się szybko
kim jest ten tajemniczy cień Save i nie wspominał o nim. Dobrze, że
chłopak ma opiekę – pomyślał.
- Martwiliśmy się o ciebie. Próbowaliśmy
się z tobą skontaktować. Kaze już miała po ciebie jechać. Ale
dobrze, że nie pojechała, jeszcze by ci coś zrobiła, ta wredna
małpa – powiedział z westchnieniem.
- Kaze jest miła… rozmawiałem z nią
kilka razy – sprzeciwił się Save.
- Miła? Czy my mówimy o tej samej Kaze.
Przecież ona jest okropnie wredna. Drwi ze wszystkich i dokucza jak
się tylko da. Nie mówiąc już o tym, że jest naprawdę zboczona,
Arashi przy niej jest grzeczny i cnotliwy - burkną łOkami.
- Jesteś niesprawiedliwy - fuknął Save.
- Jak uważasz, ale ona maca wszystkich jak
leci. Swoją drogą martwię się o Arashiego, znów zapadł w
śpiączkę – Okami westchnął bezsilnie.
- Wieczny sen - mruknął cicho Save,
wąchając wyniesiona z domu lilie i patrząc gdzieś w pustkę.
- Aż tak źle nie jest. On się obudzi...
tak myślę. Bywało z nim już gorzej. Dobrze, że Kaze dał mu
kamizelkę kuloodporną bo choroba Arashiego nie miał by już szans
się rozwijać. – student medycyny znów westchnął. Save spojrzał
na niego nic nie rozumiejąc.
- A...Arashi... żyje...? – zapytał
otwierając szeroko oczy.
- Zapadł w śpiączkę i ma połamane klaka
żeber. Ledwo ale żyje... myślałeś że on... - Okami otworzył
szerzej oczy jakby się przeraził.
- Gdzie on jest?! – krzykną Save łapiąc
Okami boleśnie za rękę.
- Spokojne, jesteśmy prawie na miejscu -
mruknął oszołomiony student medycyny. – To drzwi po prawej na
końcu korytarza. – dodała. Save natychmiast go puścił i pobiegł
w tamtym kierunku jak szalony. Jego terapeuta spokojne, choć szybko
podążył za nim. Save wpadł do sali jak burza. Szczęściem Arashi
leżał sam na sali. Nie była ona duża. Łóżko stało przy oknie
i zajmowało dokładnie połowę, resztę wypełniały kwiaty, cześć
z nich była już nieco zwiędła, pudełka z czekoladkami, maskotki
oraz baloniki z helem. Azjata był podłączony do rozmaitych maszyn.
Jedna z nich pomagała mu oddychać, inna zaś mierzyła jego puls i
ciśnienie… zastosowania innych Save nie znał. Przy łóżku
mężczyzny była Tora, jakby płacząc w pościel. Save przywitał
się z nią pobieżnie i podszedł do Azjaty z drugiej strony.
Pocałował nieprzytomnego czule w policzek po czym usiadł przy nim
tak blisko jak się tylko dało, tuląc się do niego.
- Save, jak dobrze, że jesteś – mruknęła
Tora uśmiechając się przez łzy do blondyna. – Teraz na pewno
się obudzi – dodała ocierając łzy. Gdy na sale wszedł
terapeuta Save, zaczął przepraszać za jego zachowanie i ściągać
go z łóżka Azjaty. Gdy Save nie ustępował zagroził mu, że
zostanie wyrzucony jeśli nie zacznie się porządnie zachowywać.
Save niechętnie zszedł z łóżka ukochanego i ograniczył się do
głaskania go delikatnie po włosach i czułych szeptów do ucha.
Tora spojrzała na lekarza i chwile mu się przyglądała.
- Save, kto to jest? – zapytał drżącym
jeszcze od rozpaczy głosem.
- To mój lekarz – powiedział blondyn
uśmiechać się wesoło. Tora dopiero teraz zwróciła uwagę na to
jak blondyn jest ubrany.
- Save, co za prochy bierzesz? – zapytała
zmartwiona.
- Nie biorę żądnych prochów –
powiedział urażony. – Tora, mówiłem ci już, że ślicznie
wyglądasz i masz ładny biust? – zapytał niewinnie. Tora
uśmiechnęła się ze zmęczeniem.
- O ile pamiętam, oprócz Okami byłeś
jedynym, który mi tego nie mówił. Jesteś słodki, co ci dają
żebyś był taki? Może mogłabym to stosować u swoich pacjentów
jak już będę miała własną poradnie – mruknęła.
- Takie białe pigułki, dość duże - Save
starał się pokazać. Tora machnęła ręką.
- Pewnie i tak nie znasz nazwy –
westchnęła. – Zrób miejsce, Okami musi pobrać krew - dodała
widząc ze jej chłopak wchodzi na sale z całym potrzebnym sprzętem.
Save skrzywił się i odszedł nie patrząc na to. Po chwili jednak
zdecydował się wyjść z sali i nie patrzyć na praktykę
przyszłego lekarza. Terapeuta natychmiast poszedł za nim. Tora
również wyszła. Przytuliła się do blondyna i zaszlochała.
- Tak bardzo się o niego niepokoję. Okami
ci coś mówił? Mi nikt nie chce powiedzieć w jakim stanie jest
Arashi - jęknęła. Save również się rozpłakał.
- Ja chcę żeby on żył – jękną
przytulając się do swojego lekarza. Terapeuta pogłaskał go po
głowie, po czym pożegnał się w jego imieniu z jego przyjaciółmi,
ciągnąc go w stronę wyjścia.
- Save, przyjdziesz jutro? – zapytał Tora
idąc za nimi. – Jestem pewna, że twoje przybycie mu pomoże.
Godziny odwiedzin zaczynają się od dziewiątej.
- Zobaczę jak się będzie czuł rano.
Jeśli będzie dobrze, to go przyprowadzę, ale obawiam się, że tak
silne emocje mogą mu zaszkodzić – odpowiedział lekarz za
blondyna.
- Save, postaraj się, jesteś mu to winien
– jęknęła Tora zatrzymując się i zostając na korytarzu.
Lekarza wyprowadził zamroczonego pac jęta ze szpitala i wsadził go
do samochodu. Po chwili byli w drodze do bogatej, pustej rezydencji
państwa Sarivald.
Hej,
OdpowiedzUsuńoch nawet nie wiesz droga autorko jak bardzo się cieszę, że pojawił się tutaj nowy rozdział.. przepraszam, ze dopiero teraz, ale ostatnim czasem było u mnie ciężko, a na dodatek straciłam wszystkie dane na komputerze, i w zasadzie cudem udało mi się odzyskać, choć tylko część...
rozdział świetny, czyżby Save jakoś no nie wiem stracił pamięć czy co, bo ma problem z przypomnieniem sobie osób skąd je zna, jak mają na imię... mam nadzieję, że Arashi się wybudzi..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia
nie wierze własnym oczom, nowa notka , wow , czekałam na to ponad rok
OdpowiedzUsuńpisz pisz proszę, twoje opowiadanie jest świetne, czytałam wiele yaoi i mogę przyznać z czystym sumieniem że to jest najlepsze :)