Opowiadanie znajdujące się na tym blogu jest opisem miłości dwóch mężczyzn. Jeśli jesteś osobą niepełnoletnią, lub tego typu związki wywołują Twoje zgorszenie, proszę, opuść tę stronę. Opowiadanie może zawierać opisy scen erotycznych oraz wulgaryzmy pojawiające się jako specyfika języka bohaterów – proszę mieć to na uwadze, przystępując do lektury.

sobota, 12 listopada 2016

Rozdział XXVI Duży kłopot

Nie betowane

________________________________________________________________________________


  Czas płyną zaskakująco szybko. Nim się wszyscy obejrzeli rozpoczął się rok akademicki. Tora miał znakomity nastrój, zwłaszcza, że Okami ciągłe planował by zamieszkali razem. I wciąż zapewniał ją, że pragnie ją poślubić. Tora piękniała z każdym dniem, szczęśliwa swoim szczęściem, a także szczęściem najbliższych. Arashi i Save zaszyli się w swoim gniazdku dzień po powrocie z domu Sarivaldów. A z kilku rozmów wiedziała, że jest im razem dobrze. Neko w końcu przestał wzdychać za Arashim i postanowił związać się z kimś innym. Ku wielkiemu zaskoczeni a jednocześnie radości wszystkich z Uki. Zaś Kaze i Nuriko w końcu zrozumieli na czym polega stały związek ludzi, którzy się kochają. Przestali latać z kwiatka na kwiatek zdecydowali się zostać na jednym.
Podśpiewując doszła do domu. Otworzyła drzwi będąc pewną, że jest pierwsza spośród wszystkich domowników. Zaskoczył ją widok czarnych glanów przy szafce z butami. Nim zdążyła się uporać z własnymi butami usłyszała dźwięki fortepianu, co zdziwiło ją jeszcze bardziej. Weszła do drugiego pokoju, tego który od śmierci pewnej staruszki pozostawał pusty.
- Arashi co ty tutaj robisz? – zapytała zaskoczona widząc Azjatę siedzącego prze klawiaturą i smętnie wygrywającego sonatę księżycową Mozarta. Jeszcze bardziej zdziwiła się widząc kilka toreb z jego rzeczami.
- Wróciłem do domu tygrysku – powiedział wesoło Arashi odwracając się do niej. Wstał i uściskał radośnie.
- Zaraz, moment Arashi… Nie miałeś mieszkać z Save? Przyjdzie później tak? Uznał, że skoro Neko i Uki są razem to możecie tu bezpiecznie mieszkać? – zapytał przyglądając się urodziwej twarzy Azjaty z konsternacją.
- Właściwie to… - zaczął Arashi nie mogąc jej spojrzeć w oczy. – Save woli mieszkać sam – stwierdził.
- Sam? Arashi?! Wy się chyba nie rozstaliście? – zapytała tak zaskoczona, że musiała usiąść, na jednym z antycznych fotelików.
- Będę miał teraz dużo czas żeby ćwiczyć grę na fortepianie, kto wie może jeszcze znajdę prace w filharmonii – stwierdził wesoło.
- No chyba jako portier – burknęła Tora. Widziała, że Arashi tylko udaje takiego radosnego, że niby cieszy się z rozstania, że znów jest wolny i tak dalej. Ile raz ona już to z nim przerabiała. Arashi przeżywał każde rozstanie bez względu na to co czuł do partnera czy partnerki. Spokojnie tylko rozstawał się z jednorazowym romansem... i choć jednorazowych romansów w życiu Arashiego było zdecydowanie więcej niż stałych związków, Tora nauczyła się już odróżniać kiedy jej przyszywany braciszek naprawdę cierpi, kiedy jest szczęśliwy a kiedy po prostu udaje by nikogo nie martwić. – Arashi mów o co chodzi.
- Nie chcę – jęknął siadając z powrotem do fortepianu, a właściwie z głośnym protestem instrumentu kładąc się na jego lewej stronie i brzdękając jednym palcem na pozostałych klawiszach. Tora westchnęła z rezygnacją.
- Będziesz musiał powiedzeń mi wcześniej czy później – skwitowała, po czym ruszyła do wyjścia z pokoju. – Arashi chcesz, kawę czy herbatę, a może czekoladę?
- Czekoladę… - mruknął Azjata, wyglądając na tym fortepianie jak sto smutków. Rudowłosa westchnęła. Już ona się rozmówi z Save. Ale najpierw wyciągnie z Arashi powód, bo może to jednak nie Save zawinił.

W sumie nie można było powiedzieć, że rozstanie Arashi i Save nie miał swoich dobrych stron. Rodzina znów zbierała się w komplecie, a dom był cały wysprzątany, nie mówiąc już o pysznych obiadkach jakie robił Azjata. Tora nie miała już żadnych obowiązków domowych, bo nudzący się sam w domu Arashi zdążył zrobić wszystko nim w ogóle zdążyła wrócić do domu.
- Arashi tak nie może być – powiedziała pewnego dnia zastając go jeszcze przy szorowaniu łazienki. Arashi spojrzał na nią znad węża prysznicowego.
- Dlaczego tygrysku? Przeszkadza ci, że nie masz co robić w domu. Tak zapuściliście to mieszkanie. Teraz przynajmniej będzie wyglądać po ludzku – stwierdził uśmiechając się radośnie. Tora nie wytrzymała chwyciła go za ucho i wyciągnęła do pokoju. Posądziła na fotelu i z miną kata spojrzał mu w oczy.
- Arashi, nie zachowuj się jakbym znała cię pięć minut. Mnie nie zwiedziesz tymi uśmieszkami i chęcią do pracy. Czekałam wystarczająco długo. Teraz grzecznie powiesz mi o co poszło tym razem – dodała stanowczo.
- Nie – powiedział Arashi odwracając wzrok.
- Arashi, bo znajdę go na uczelni i zmuszę by to on mi powiedział – syknęła.
- Przestań! On i tak nic ci nie powie – warknął. – Musisz wiedzieć, to nie pasujemy do siebie i koniec tematu – dodał.
- I nagle doszliście do tego po pół roku związku, tak? Znając was gdyby tak było, zostalibyście przyjaciółmi. A ty go nawet nie chcesz widzieć – prychnęła.
- Tora daj mi spokój. Na prawdą nie chcę o tym mówić – jęknął brunet.
- Słuchaj, nie naciskałabym, gdybyś się zachowywał jak Arashi, którego znam. Nigdy ci się nie zdarzało rozstać się z nim i nawet nie pomyśleć o tym że możesz znaleźć sobie kogoś innego. Zawsze natychmiast rozglądnąłeś się za tyłeczkami. A teraz nawet nosa nie wystawisz za drzwi – warknęła. – Nawet na zakupy nie wychodzisz. Tylko mi kurna listę dajesz – syknęła z irytacją.
- Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza mogę robić i zakupy – stwierdził.
- Na bogów Arashi, bo ci zaraz przywalę! – warknęła groźnie. – Przecież nie o to się rozbija.
- Tora uspokój się już – powiedział szorstko Arashi. – Mam już dość pakowanie się w związki. I tak niedługo umrę więc po co w ogóle cokolwiek zaczynać…
Tora wymierzyła mu policzek po czym się rozpłakał i uciekła do łazienki.
- No to przegiąłeś… - westchnął sam do siebie. Wstał, czując się podle. Wiedział, że przepraszanie teraz Tory tylko pogorszy sprawę, bo i sam był rozdrażniony. Zostawił kartkę na drzwiach, gdzie mają go szukać w razie czego.
Poszedł i upił się, płacząc przy barze najbliższego baru.

Arashi jęknął. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał takiego kaca. Która mogła być godzina. Z resztą, to nie ważne. Głodny nie był, a pragnienia i bólu głowy i tak nic nie zniweluje. Przekręcił się zakopany w pościeli, która zaszeleścił z hukiem. Znów jęknął.
Na chwilę zasnął, tak mu się przynajmniej zdawało. Gdy nagle poczuł, że coś mu wpełza pod kołdrę. Chwilę później poczuł czyjeś dłonie błądzące po jego ciele.
- Skarbie, mam kaca - jęknął przekręcając się na bok i wyswobadzając się z gładzących go dłoni. Chwile był spokój po czym rączki przystąpiły do ataku bardziej zdecydowanie, mając ściśle określony cel - jego męskość. – Skarbie, naprawdę nie dam rady – jęknął, odganiając ręce. Nagle poczuł już nie tylko rączki, ale i resztę ich właściciela… a może raczej właścicielki.
- Kaze! – wrzasnął wyrywając się, natychmiast tego pożałował, gdy ostry ból głowy niemal powalił go z powrotem w objęcie Chinki.
- Spokojnie Arashi, poradzę sobie sama – mruknęła dziewczyna przyciągając go do siebie za ramię. – Odpręż się i pozwól mi działać – dodał całując go delikatnie po ramieniu.
- Kaze daj mi spokój ja mam kaca a ty masz chłopaka – jęknął Azjata. Dziewczyna uśmiechnęła się w przerażający sposób. Arashi wiedział już, że jest na przegranej pozycji.
- Właściwie to już nie mam chłopaka. Rozstaliśmy się wczoraj. Teraz Arashi w końcu będziemy razem – stwierdził zarzynając mu ręce na szyję i zaczynając całować. Po dłuższej szamotaninie jakoś zdołał ją od siebie oderwać.
- Kaze, nie zapytasz mnie nawet o zdanie? – zapytał odsuwając ją od siebie.
- Oczywiście, że nie. Jesteś teraz mój – stwierdziła z zadowoleniem. – Pamiętaj ile dla ciebie zrobiłam, czas ściągnąć długi – dodał mrużąc groźnie oczy.
- No dobrze, ale miej litość, jestem na naprawdę ostrym kacu – jęknął. Kaze zamrugała zaskoczona patrząc na niego jak na ufoludka.
- Ty się zgadzasz? Nie muszę stosować szantażu, zastraszania i siły? – zdziwiła się.
- Nie musisz, tylko daj mi odpocząć. W końcu skoro oboje nagle jesteśmy wolni to czemu by nie – powiedział bez większego entuzjazmu. I tak nie dajesz mi wyboru, więc po co to przeciągać. Tobie się nie odmawia, wiem to. Westchnął. Po czym napotkał jej zadowolone z siebie spojrzenie.
- A co z Save? – zapytała podejrzliwie.
- Jak to co, wszystko skończone. Sam tego chciał – burknął Arashi z powrotem zakopując się w pościel.
- A jak zechce do ciebie wrócić, to co? – zapytała natarczywie.
- To mu powiem że jestem zajęty… Ale Kaze jeśli będziesz się tak puszczać jak do tej pory to koniec z nami, pamiętaj że jako ciężko chory nie mam wiele do stracenia – dodał.
- Zawszę mogę cię wykastrować – zauważyła.
- Tylko jaki pożytek wtedy będziesz ze mnie miała – zripostował zawijając się w kołdrę i zamykając oczy. Kaze łaskawie pozwoliła mu spać.

- Tygrysku nie patrz się tak na mnie – jęknął Arashi, gdy wszedł do kuchni z zamiarem zrobienia sobie śniadania. Tora obnażona odwróciła wzrok. – Proszę, Tora. Chyba już wystarczy, ukarałaś mnie. Wiem, że jestem podła szumowina. Ile jeszcze zamierzasz się na mnie gniewać? - jęknął patrząc na rudowłosą, która coraz gwałtowniej przekładała naczynia.
- Arashi bycie idiotą wiele tłumaczy, ale tym razem przegiąłeś – syknęła.
- No przecież nie kazałem się jej z nim rozstawać – jęknął znów.
- Ale mogłeś się nie zgadzać. Wiesz jak to wygląda. W brew pozorom mój brat też ma uczucia. – dodała wściekle.
- Nigdy nie twierdziłem, że nie ich nie ma. No ale wiesz, że Kaze jest uparta, zawsze robi to co jej się podoba i zawsze zdobywa to co chce – jęknął.
- I dlatego tak łatwo jej uległeś?! Tak? Arashi co się z tobą dzieje, od kiedy jesteś taki … - spojrzał na niego jakby miała się rozpłakać.
- Taki uległy, zmarnowany, nie chętny do życia? – skończył za nią z rezygnacją. Tora spojrzała na niego jeszcze bardziej przygnębiona. – Tygrysku, to nie jest tak, że to była nasza wspólna decyzja. Fakt była przy tym wymiana zdań, ale… przecież nie będę z nim na siłę skoro się źle czuje w związku ze mną.
- Arashi… - jęknęła Tora. – Ale… no przecież widziałam was razem nie raz. Byliście taką dobraną parą. Kochaliście się. Co się nagle stało że… że to miał by być koniec? – zapytała.
- Tygrysku, lepiej nie dociekaj, proszę – westchnął.
- Arashi. Nie rozumiem dlaczego tak szybko się poddałeś. Najpierw pół roku walczyłeś by go zdobyć, potem rok byliście ze sobą i przeszliście chyba wszystkie najgorsze scenariusze jakie mogą popsuć dobry związek. Chyba go znów nie okłamałeś? – zapytała.
- Nie. Ale faktycznie okazało się, że Save jednak nie wie o mnie wszystkiego – westchnął.
- Arashi co znów przed nim ukrywałeś? – zapytała znów się jeżąc jak wściekły kociak.
- Niczego! Przysięgam… po prostu nie przyszło mi do głowy, że on o tym nie wie. Nie po rocznym związku. – westchnął.
- Arashi, powiedz mi wszystko – powiedziała stanowczo.
- Tora, naprawdę nie chcę. Odpuść mi tym razem. Nie mam już siły – westchnął. – Tak będzie lepiej dla nas obu. A Kaze w końcu zrozumie, że jej poprzedni chłopak był ode mnie lepszy – dodał. – To się już niedługo skończy – stwierdził spokojnie.
- Arashi, mógłbyś chociaż… - jęknęła ze łzami w oczach. – Ja sobie nie potrafię wyobrazić, że miało by cię…
- Spokojnie tygrysku – powiedział wstając i przytulając ją. – Musisz się znacząc po woli do tego przyzwyczajać. Bądź co bądź wszyscy kiedyś umierają – stwierdził. Tora wyrwał się z jego objęć i znów zniknęła w łazience. Tym razem jednak poszedł za nią by ją pocieszyć. Zostawiła drzwi otwarte, więc mógł spokojnie wejść. Objął ją i znów przytulił.
- Arashi, nie poznaję cię. Nigdy cię takiego nie widziałam. Nie podoba mi się taki wizerunek. Gdzie mężczyzna, który mimo przeciwności losu zawsze się uśmiechał i pomagał innym jakby sam nie miał problemów. Zawsze przecież walczyłeś, dlaczego teraz się poddałeś, co ci Save takiego zrobił? – jęknęła płacząc. – Arashi, chcę cię z powrotem, takim jakiego znam! – krzyknęła bijąc go piąstki w pierś.
- Tygrysku… proszę cię nie utrudniaj mi. Ja naprawdę nie mam już siły walczyć.
- Z nim miałeś siłę! To wszystko jego wina. Przez tego kapryśnego bogacza. O co mu znowu chodzi? Przecież ty jesteś idealny, wie to każdy kto cię zna, a jemu jeszcze źle - załkała.
- Widzisz tygrysku, nie każdy tak samo pojmuje ideał – mruknął przyciągając ją do piersi i pozwalając się wypłakać.

- Arashi - mruknęła Kaze łasząc się jak kotka i całując ramię Azjaty.
- Daj mi spokój nimfomanko. Jutro idę do pracy – burknął odwracając się od niej.
- Arashi, daj spokój. Kto kazał ci iść do pracy, co? – zapytała gładząc jego ciało drobnymi rączkami.
- Zostaw mnie – warknął. – Dodatkowa praca i zajęcia zawsze się przydadzą. Odczep się już.
- No już, przestań być taki cnotliwy, ostatni raz – jęknęła.
- Spadaj, trzy razy temu to mówiłaś. Daj mi w końcu spać. Nie robię nic innego od czterech godzin tylko ci dogadzam. Weź się opanuj! – krzyknął siadając na łóżku.
- Arashi, w dzień nie chcesz to muszę jakoś to w nocy odbić – burknęła urażona również siadając. No co jeszcze raz? – zapytała przymilnie gładząc go po ramieniu.
- Na wszystkich bogów. Kaze to się leczy wiesz. Idź na terapię – syknął wyrywając się jej.
- Ale po co. Seks jest fajny. Chyba nie zaprzeczysz – mruknęła uśmiechając się z zadowoleniem i przysuwając do niego zachęcająco.
- Może i był fajny, dopóki nie zmusiłaś mnie uprawiać go w nadmiarze – burknął odsuwając się bojaźliwie.
- No przestań. A kto mi się chwalił, że z blond księżniczką robił to dwanaście razy. Ze mną ledwo skończyłeś połowę – oburzyła się nadal jednak patrząc na niego prosząco.
- To było raz! Rozumiesz RAZ! A nie dzień w dzień od tygodnia – syknął wyskakując z łóżka, gdy chciała się do niego przytulić i znów przypuścić atak. – Po za tym miałaś o nim nie wspominać i nie mówić w ten sposób – warknął.
- Marudzisz wiesz. Prawdziwy facet byłby zachwycony. A tobie już nawet nie staje – prychnęła.
- Wybacz – warknął Arashi zakładając spodnie i koszulę. – Najwyraźniej nie jestem prawdziwym facetem – dodał wściekle.
- Jasne, gdybyś był nie rżnął byś innego w dupę – prychnęła oglądając swoje paznokcie.
- No popatrz – warknął Arashi wściekle. – Najwyraźniej baby już mnie nie kręcą. A to chyba znaczy, że jestem gejem co? – zarzucił kurtkę. – A nie. Zapomniałem, że Geje mają klasę, kupę szmalu, dobry samochód i najnowszy telefon, ja to zwykłe pedał jestem – syknął po czym otworzył drzwi na korytarz.
- A ty kurwa dokąd? – zapytała wściekle w końcu na niego patrząc.
- Jak najdalej od ciebie – syknął Arashi wychodząc z pokoju. Przemaszerował przez korytarz i zaczął zakładać swoje ciężkie buty.
Gdy był już gotowy do wyjścia Kaze zjawiła się przy nim owinięta w prześcieradło.
- Nigdzie nie pójdziesz – zaczęła groźnie. – Skończysz co zacząłeś – dodał mrużąc oczy. Arashi dobrze wiedział, że to spojrzenie oznacza poważne kłopoty dla tego kot zostanie nim obrzucony, zwłaszcza jeśli nie wykona towarzyszącego mu rozkazu.
- Sama zaczęłaś to sama sobie skończ – warknął Arashi wyrywając jej się i otwierając drzwi wejściowe.
- Arashi pożałujesz tego. Wiesz dobrze że mogę…
- Że możesz co? – Arashi odwrócił się do niej. Tym razem to on mrużył groźnie oczy. – Chcesz nasłać na mnie swoich podwładnych, zafundować mi betonowe buty? Ależ proszę bardzo. Przynajmniej nie będę już musiał się użerać z takimi jak ty – syknął od progu po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
- Głośniej się nie dało co? – zapytał zimno głos Nuriko. Gdy Kaze odwrócił się zobaczyła go na progu najbliższego pokoju patrzącego na nią kpiąco.
- Nic ci do tego – wymknęła odmaszerowując do drugiego pokoju, który zajmowała z Arashim.
- Braciszku, kładź się, jutro wcześnie wstajesz - mruknęła Tora kładąc dłoń na ramieniu Nuriko.
- Nie mów mi co mam robić – syknął odtrącając jej dłoń i wracając sztywnym krokiem do pokoju.

Arashi nie wrócił do rana. Kaze zniknęła gdzieś wściekłą skoro świt, zaś Tora cała zmartwiona szykowała śniadanie dla braci. Wtedy dostała sms’a i kamień spadł jej z serca. Arashi przepraszał za nocną awanturę i kazał się nie martwić. Pisał, że noc spędził w hotelu i spokojnie wybrał się do nowej pracy, zdejmując większość kolczyków i porządkując włosy jak mu radziła. Prosił by trzymała kciuki, bo to w końcu cięgle dzień próbny.
- Ten pajac napisał? – zapytał Nuriko wchodząc do kuchni akurat, gdy Tora z uśmiechem patrzyła w ekranik telefonu. Dziewczyna spojrzał na niego smętnie.
- No dobra przepraszam – burknął. – Za wczoraj też – dodał siadając. Tora znów się rozpromieniła. Wiedziała, że samo użycie prze jej starszego brata słowa przepraszam to nie lada wyczyn, a dla niej zaszczyt. Podeszła do niego podając mu śniadanie i całując w policzek.
- Więc napisał? – powtórzył pytanie Nuriko.
- Tak. Ale braciszku, od kiedy ty się o niego niepokoisz? – zapytała podejrzliwie.
- Wcale się o niego nie niepokoję – warknął prawie krztusząc się herbatą.
- Więc skąd to pytanie? – Tora się nie poddawała.
- Musze wiedzieć czy mam go zabić czy ta napalona dziwka już to zrobiła – syknął.
- Nuriko dobrze wiesz, że ona tego nie zrobi. A jak ty spróbujesz to już ja się z tobą policzę – powiedziała grożąc mu palcem.
- Jakbym się tym przejmował – prychnął po czym ugryzł przygotowaną przez Torę kanapkę i chwilę ja żuł. – Powiedział ci już coś?
- Nie. Jest uparty jak zawsze. A Save nie widziałam jeszcze na uczelni. Chyba nasze zajęcia zupełnie się rozmijają – westchnęła.
- A może jak widzi twoją rudą czuprynę to ucieka daleko. Pewnie się boi, znając twój temperament to się mu nie dziwię – stwierdził. Tora westchnęła.
- Myślisz, że wrócił by do niego gdybym, ładnie poprosił? – pytał dalej Nuriko. Tora zaskoczona jego ciekawością, której nigdy nie przejawiał, zwłaszcza w stosunku do Arashiego, zamrugała kilkakrotnie i chwilę się zastanowiła.
- Ciężko stwierdzić. Wydaje się czymś mocno urażony. Ale widać, że nadal go kocha, szaleje za nim i tęskni – westchnęła. Nuriko uśmiechnął się w paskudny, upodabniający go do Kaze sposób.
- Co ty knujesz? – zdziwiła się. – Nuriko jeśli Arashi będzie…
- Nie bedzie siostrzyczko – powiedział wstając i całując ją w czoło. – I jeszcze mi za to podziękuje, jeśli oczywiście kiedykolwiek dowie się ze to moja zasługa – dodał wychodząc z kuchni. Tora znów westchnęła z rezygnacją. Przecież było tak pięknie. A teraz nie dość, że nie może się spotykać z Okami, bo wyjechał na praktyki to jeszcze tu na miejscu wszystko się sypie, nie mówiąc o stałych kłótniach. Arashi – Kaze, Kaze – Nuriko, Nuriko – Arashi.
Westchnęła i poszła obudzić drugiego brata, by nie spóźnił się na wykłady.

Kaze z zadowoleniem patrzyła na nagie, ciemne ciało rozciągnięte na łóżku literę „x” i pozbawione jakiejkolwiek szansy poruszenia się. Spojrzała wyzywając we wściekle wbite w nią spojrzenie zielonych, skośnych oczu.
- Jesteś zboczona, wiesz? – prychnął mężczyzna patrząc na nią chłodno. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła, nieco prowokująco. Podeszła zmysłowym krokiem i pogładziła go po udzie.
- Przyznaj chciałbyś żeby to on był na twoim miejscu a ty na moim – mruknęła z zadowoleniem mrużąc oczy i przesuwając dłoń wyżej po jego nodze.
- Wal się. Nic ci do tego – syknął Azjata, po czym prychnął kilkakrotnie z dezaprobatą czując jak jego ciało reaguje nie tyle na dotyk dziewczyny co na wizję Save przykutego do łóżka.
- Dlaczego się rozstaliście. Ty nadal na niego lecisz - mruknęła dziewczyna siadając na biodrach mężczyzny okrakiem.
- Nic ci do tego. Po za tym jak już coś to nie lecę ale kocham, tak? To istotna różnica - westchnął odchylając głowę w tył. – Z resztą ty i tak nie wiesz co to znaczy. Ał! – szarpnął się nie spokojnie, gdy dziewczyna pochylając się ugryzła jego sutek, bynajmniej nie delikatnie. – Ty napalona nimfomanko – prychnął. Kaze uśmiechnęła się prowokująco i oblizała lubieżnie usta.
- Nadal się podniecasz, gdy pomyślisz o jego nagim ciele – zamruczała z zadowoleniem. – Pomyśl sobie jak to cudownie było by się znów w nim zanurzyć, usłyszeć jego jęki, to jak szepcze twoje imię – zamruczała przyglądając się radośnie jak jej słowa odnoszą skutek.
- Kaze, może uda ci się mnie w ten sposób podniecić, ale chyba zapomniałaś o umowie – warknął Arashi. – Miałaś o nim nie wspominać, bo nie będę współpracować – dodał groźnie.
- Phi - dziewczyna wzruszyła ramionami. – Po co mi twoja współpraca. Nie wyskoczysz mi z łóżka jak ostatnio, a resztą zajmę się sama – stwierdziła spokojnie.
- Kurwa! Jak chcesz mieć bezwolną kukłę to kup se dmuchną lalkę z wibratorem a mi daj spokój, co?! – wrzasnął na nią Arashi.
- Ty mi w zupełności wystarczysz – stwierdziła z zadowoleniem patrząc na jego wyprostowaną męskość.
- To się jeszcze okażę – warknął mężczyzna i zamknął oczy. Przywołał w myśli obraz osoby która budziła w nim najgorszy wstręt seksualny. Skrzywił się z odrazą ale podziałało. Poczuł jak podniecenie opada, a wraz z nimi jego męskość.

Nuriko upewnił się, że dom jest pusty. Arashi w pracy, Kaze w interesach, Tora i Neko na uczelni. Zmrużył oczy i wszedł do ich pokoju. Chwilę rozglądnął się po nim stojąc w progu. Gdzie bym to schował gdybym był nim. Pomyślał wchodząc do środka i przeglądając się rzeczom w pokoju. Nie było tu nic szczególnego. Dwuosobowe łóżko, fortepian, kanapa, dwa fotele, stolik regał i dywan. Gdzie bym trzymał najcenniejsze rzeczy bliskie serca? Pomyślał przyglądając się meblom od niechcenia. Boże, że też muszę zagłębiać się w psychikę tego palanta. Obym tylko nie znalazł jego bielizny bo zwymiotuje. Niechętnie ruszył dalej po czym na kominku dostrzegł szkatułkę z pozytywką. Zajrzał do niej od niechcenia.
- Bingo! – powiedział z zadowoleniem, dostrzegając parę znaczących drobiazgów, które nawet on mógł rozpoznać jako bliskie serca Arashiego. Zdjęcie Japonki, zapewne jego matki, obrączka, oczywiście jej, pudełko z rudym lokiem, nazbyt oczywista pamiątka po Torze – jakby kiedykolwiek zamierzał dać jej spokój. Westchnął rozgrzebując rupiecie.
W końcu znalazł, jak sądził to czego szukał. Zestaw kluczy. A skoro nie ma ich przy sobie nie są od tego mieszkania. Jeśli należą do niego i trzyma je w takim miejscu mogą otwierać tylko jedna drzwi. Ciekawe dlaczego pozostały w jego posiadaniu? Zupełnie jak jakaś obietnica ponownego zejścia, powrotu do stałego związku. Może emocje przy rozstaniu były tak silne, że żaden nie pomyślał o takim szczególe jak zapasowe klucze. A gdy Azjata się zorientował był już daleko i wcale nie miał zamiaru do tego wracać. No cóż jego pech, moje szczęście. Pomyślał Nuriko z zadowoleniem, po czym odstawił szkatułkę na miejsce i wyszedł z pokoju. Szczęśliwy, że nie znalazł niczego, czego nie chciał by znaleźć.

Blondyn wszedł śmiało do lokalu. W końcu był tu stałym bywalcem. Kilku znajomych się z nim witało, zapraszając by się przyłączył. Chłopak jednak z wesołymi ognikami w niebieskich oczach w podskokach poszedł w głąb lokalu. Jak co tydzień poszukać sobie miłego, chętnego o sponsoringu towarzystwa na wieczór, może jak się dobrze trafi to na dłużej.
Rozmawiał z kilkoma mężczyznami, ale ze zgorszeniem stwierdził, że chodzi im tylko o seks i nawet nie mają ochoty postawić mu drinka. Owszem byli i mili i przystojni, ale on szukał kogoś chętnego na dłuższy związek. Jego znajomi przekomarzali się z nim mówiąc, że potrzebuje sponsora. Owszem był ostatnio trochę bez pieniędzy, ale nie chodziło mu tylko o to. Pragnął uczucia. Choć coraz częściej zaczynał wątpić, że jest mu przeznaczone odnaleźć swoją drugą połowę.
Całkiem tracą już nadzieję na jakąkolwiek owocną znajomość tego wieczoru. Skwaszony poszedł do bary wydać ostanie pieniądze na sok. Nawet na ulubionego drinka nie było go stać. Brak miłości i brak pieniędzy. Westchnął stając przy barze. Zamówił soczek i nagle otworzył szerzej oczy ze zdumienie. To musiał być sen! Poprosił nawet barmana by go uszczypną żeby się upewnić, że nie śpi. Barman oczywiście zrobił to z radością, pomijając fakt, że nie sięgał do miejsca gdzie plecy chłopaka tracą swą szlachetną nazwę i musiał się bardzo wychylić zza baru.
Gdy wszystko jednak wskazywało na to, że jednak to jawa, chłopak poczuł przyjemne ciepło w sercu, a jednocześnie dziwny niepokój. Mężczyzna przy barze kawałek dalej nie był osobą, którą chciałby tu zobaczyć. Postanowił się jeszcze upewnić . Wyciągnął telefon i bez trudu wybrał numer, był w końcu pierwszy na liście. W napięciu obserwował mężczyznę przy barze. Napięcie rosło, gdy czarnowłosy nagle sięgnął do kieszeni i wyciągnął telefon! To nie mógł być kolejny zbieg okoliczności. Prawie podskakując z radości ruszył w jego kierunku odrzucając połączenie, gdy czarnowłosy właśnie spoglądał na wyświetlacz.
- Witaj Arashi! – powiedział wesoło. Spojrzenie zielonych oczu przeniosło się na niego.
- Nicky? Dzwoniłeś do mnie? – zdziwił się mężczyzna.
- Tak. Wybacz, ale nie wierzyłem, że mogę cię tu spotkać. Chciałem się upewnić ze to ty – powiedział. Wtedy dostrzegł po ćwierci opróżnioną butelkę mocnego alkoholu obok swego bóstwa i szklankę w ręku. Spojrzał na niego pytająco.
- Przepraszam, zupełnie zapomniałem, że odwiedzasz ten lokal – westchnął Azjata podpierając się na dłoni. Westchnął.
- Nie szkodzi. To miał niespodzianka zobaczyć cię tutaj… w ogóle znów cię zobaczyć. Zwłaszcza teraz gdy Illusion jest w remoncie i nie tańczysz – mruknął. – Myślałem, że to będzie zupełnie stracony wieczór. Nigdy bym się ciebie nie spodziewał w tym miejscu.
- Ukrywam się przed nową właścicielką – stwierdził gorzko Arashi. – Nie przyjdzie jej do głowy żeby mnie tu szukać. A nawet jeśli przyjdzie, nie będzie miała ze mnie pożytku – dodał.
- Arashi, to nie tylko dlatego? – zapytał patrząc na butelkę.
- Masz rację. I pewnie też się już domyślasz o co chodzi – stwierdził obradzając w dłoniach szklankę i patrząc w blat baru. Chłopak popatrzył na niego smętnie.
- Ale co się właściwie stało? – zapytał smętnie Nicky.
- Rzucił mnie – westchnął Arashi. – Z tak durnego powodu, że aż wstyd mi o tym mówić. Wiesz pijąc na umór już któryś taki wieczór zastanawiam się czy to nie był po prostu pretekst. I zastanawiam się co i kiedy zrobiłem źle – powiedział drżącym głosem.
- To na pewno jakieś fatalne nieporozumienie. Zobaczysz wszystko się ułoży – mruknął.
- Tak myślisz. Byliśmy ze sobą rok, z miesięczną przerwą. A teraz od miesiąca się nawet nie widzieliśmy. Nawet Tora nie spotyka go na uczelni, choć bardzo się stara. Koniecznie chce się dowiedzieć dlaczego się rozstaliśmy i postanowiła to wyciągnąć od kogoś mnie upartego.
- No ale… przecież… - jęknął Nicki patrząc na niego jak skrzywdzone dziecko.
- Mieliśmy dużo trudności w ciągu tego roku. Już myślałem, że przezwyciężymy wszystko i będę mógł spędzić z nim resztę życia, a tu taka niespodzianka – westchnął z frustracją. Po chwili podniósł na niego spojrzenie. Chwilę nad czymś myślał. – Wciąż jesteś do niego bardzo podobny – stwierdził.
- Mogę ci jakoś pomóc, Arashi. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko – mruknął ufnie chłopak.
- Wiem… - westchnął nie odrywając od niego oczu. Alkohol mącił mu wzrok… Nie powinieneś mi tego proponować. Na chwilę odwrócił wzrok po czym znów na niego spojrzał. – Chcę się z tobą przespać – powiedział spokojnie. Nicky zamrugał kilkakrotnie. Nie wiedział co powiedzieć.
- Arashi… - wybąkał tylko.
- No już. Decyduj się. Nie mamy przecież całej nocy – dodał Azjata mrużąc oczy.
- Dobrze. Chodźmy do mnie. Mieszkam sam – powiedział stanowczo chłopak podejmując szybką decyzję. Wstał.
Arashi uśmiechnął się z zadowoleniem, w lekko diabelski sposób. Również wstał i razem z jasnowłosych chłopakiem opuścił klub dyskotekowy „Two Face” znany jako ulubione miejsce homoseksualistów.

Nicky spoglądał na swojego gościa nie pewnie. Byli sami w jego malutkim, przytulnym mieszkanku. Chłopak zastanawiał się czy jego idol tam w clubie mówił poważnie. Na razie jednak nie przejawiał ochoty by w ogóle znacząc. Nicky zrobił by wszystko byle by pomóc Arashiemu. Spojrzał na niego zmartwiony.
- Arashi, co się właściwie z tobą dziej? – zapytał.
- Nic – burknął Azjata. Miał już dość tego pytania. Nicky poczuł się zbyty, wbił wzrok w podłogę.
- Arashi, jesteś cieniem samego siebie. Twoje oczy zupełnie straciły jakikolwiek blask. Nawet gdy cię poznałem nie wyglądałeś na takiego nieszczęśliwego. To takie okropne uczucie nie móc ci pomóc – jęknął. – Wiesz, że zrobię wszystko żeby ci pomóc - dodał.
- Wiem – powiedział Arashi chłodno. – I właśnie dlatego nie powinno mnie tu być. Dlatego nie powinienem był cię spotkać – westchnął. – Przepraszam… Przepraszam za to co powiedziałem w klubie. Dobrze wiem jak ci się podobam, jak bardzo byś chciał… Ale potrafię myśleć tylko o Save.
- Arashi, nie przeszkadza mi to. Możesz mówić do mnie Save jeśli to przyniesie ci ulgę – mruknął chłopak.
- Nie o to chodzi Cukiereczku – sprzeciwił się Azjata. – Nawet jeśli nie przeszkadza ci to, że będziesz zastępstwem, to ja będę czuł się z tym podle. Podle, że cię wykorzystuję, okłamuje… - Skrył twarz w dłoniach. – Wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie – powiedział. - Już nawet mi wisi, że sypiam z niewyżytą nimfomanką, która przestała mnie kręcić, gdy skończyłem osiemnaście lat.
- Czujesz się wykorzystywany? – zapytał Nicky nim ugryzł się w język.
- Tak… ale wisi mi to. Właściwie zastanawiam się czemu jeszcze żyję. Straciłem jakikolwiek sens życia – westchnął.
- No a Save… nie zamierzasz już o niego walczyć? Jeśli jest jakiś sposób, w który mógłbym ci pomóc. Arashi.
- Na razie mnie tu przenocuj – mruknął Azjata. – Nie mam ochoty wracać do domu, wprost w objęcia napalonej Kaze. Celibat dobrze jej zrobi – dodał. Oczy chłopak zaświeciły się jak dwa paciorki w słońcu.
- Nie będzie ci przeszkadzało jeśli położę ci w swoim łóżku? Mogę przygotować kanapę, ale jest trochę popsuta - mruknął spuszczając przepraszająco wzrok. Arashi uśmiechnął się delikatnie.
- Nie będę protestował i pchał łap tam gdzie nie trzeba – obiecał.
- Ale mi by to nie przeszkadzało – stwierdził wesoło chłopaka wstając i pokazując mu koniec języka. Po chwili zniknął w pokoju obok przygotowując dla nich nocleg.

- Śniadanie? – Arashi spojrzał na wpatrzone w niego niebieskie oczka, rozpromienione jak dwa słoneczka, gdyby nie brać pod uwagę ich koloru. – Cukiereczku rozpieszczasz mnie, chociaż na to nie zasłużyłem – mruknął mile zaskoczony.
- Oczywiście, że zasłużyłeś. Jesteś wspaniałym nocnym grzejnikiem – mruknął chłopak całując go w policzek. – Chciałbym zatrzymać cię tu na zawsze.
- Wybacz ale to raczej nie możliwe – powiedział z wyraźnym bólem w głosie.
- Dlaczego? – zapytał ze smutkiem chłopak. – Przecież nie musimy tak… Arashi jeśli chcesz możesz nazywać mnie Save – dodał robiąc wszystko by na niego nie patrzeć.
- Cukiereczku, nie o to chodzi, z resztą chyba już ci tłumaczyłem – odrzekł Azjata.
- Arashi, ale ja cię tak kocham… próbowałem związać się z kimś innym ale nie potrafię. Jeśli on ciebie nie chce… Arashi przyjmij moją miłość – mruknął kładąc się przy nim tak jak leżeli w nocy, niewinnie jak dzieci przytuleni do siebie i dzielące się wzajemnie ciepłem. Tym razem jednak młodsze dziecko nie zamierzało grzecznie spać. Nicki delikatnie zsunął z piersi Arashi kołdrę i pogładził go po nagiej skórze. Gdy mężczyzna nie zaprotestował na dotyk, chłopaka delikatnie zaczął całować jego pierś. Z satysfakcją zauważył, że ciało najbardziej pożądanego mężczyzny w mieście zareagowało na jego dotyk i pocałunek. Spróbował nieco śmielej chcąc jeszcze zsunąć kołdrę.
- Cukiereczku… - mruknął Arashi jakby chciał zaprotestować, jednak nic więcej ani nie powiedział, ani nie zrobił. Chłopak muskał jego ciało wzdłuż jego osi aż w końcu doszedł do szyi i ostrożnie odbił w bok. Mężczyzna nieświadomie odchylił głowę ułatwiając mu pieszczotę. Zamknął oczy i jakby oddycha nieco głębiej. Usta blondyn natomiast w tym czasie dotarły do zagięcia jego szyi, chwilę się tak zatrzymały wodząc to w stronę brody to ucha, po czym podjęły dalszą wędrówkę przemykając po policzku i docierając do ust mężczyzny.
Początkowo był to jednostronny pocałunek, ale nagle, bierny dotąd Arashi, objął ramiona chłopaka dłońmi i odwzajemniając namiętnie pocałunek. Nicky z zadowolenie podjął kolejny krok, rozchylił wargi Arashi końcem języka po czym ostrożnie wsunął się do jego ust zachęcając go podjęcia zabawy. Po chwili i Arashi odpowiedział na to figlarnie. Oplatając i wypychając Nickiego ze swych ust. Chłopak poruszył się ściągając kołdrę jeszcze niżej, niemal do linii bokserek po czym przesuwając się i siadając okrakiem na biodrach mężczyzny. Nie przestał go przy tym całować i baraszkować z jego językiem. Dłonie mężczyzny zsunęły się po ramionach chłopaka z pomrukiem zadowolenia.
W końcu ich usta się rozdzieliły. Pieszczoty blondyna zaczęły przesuwać się niżej i niżej i niżej, by delikatnie skupić się na sutku mężczyzny.
Arashi westchnął spinając się cały z pomrukiem zadowolenia.
- Save skarbie - mruknął. Mimo że pieszczoty nie zmieliły się on sam poderwał się z poduszki i odsunął od siebie zasępionego teraz chłopaka. – Nicky, nie mogę… - zaczął. – Nie mogę ci tego zrobić. To by było podłe.
- Nie jeśli ze mną zostaniesz – sprzeciwił się chłopak.
- Zrozum, nie mogę – powiedział zdejmując go z siebie i wychodząc spod kołdry. Wstał.
- Ciągle wierzysz że do ciebie wróci. Arashi, ja…
- Nie, nie o to chodzi – przerwał mu Azjata odwracając się i gładząc chłopaka po policzku. – Po pierwsze zasługujesz na kogoś kto odwzajemni twoje uczucie, po drugie niech to będzie ktoś kto będzie z tobą ze względu na ciebie, nie na osobę, którą mu przypominasz i po trzecie to by cię zbyt dużo kosztowało cierpienia. Mój czas i tak się kończy, wedle lekarzy już nie żyję – powiedział z goryczą. Chłopak patrzył na niego oniemiały.
- Arashi - jęknął tylko po czym wtulił się w niego obejmując w pasie i zaczynając płakać. Azjata wściekły na siebie położył mu dłoń na głowie i delikatnie zaczął go głaskać celem uspokojenia.

Arashi szedł do pracy z kacem moralnym. Nie dość, że wczoraj składał Nickiemu niemoralne propozycje wiedząc, że on chętnie im ulegnie, to dziś sam dwa razy prawie im nie uległ. Czuł się podwójnie zeszmacony przez samego siebie ze względy na to, że mówił i robił co innego. I żeby tego było mało załamał chłopaka wieściami o swojej chorobie. Mało brakowało a oddał by mu swoją nerkę. Chyba z pół godziny musiał mu tłumaczyć, że ani nerka, ani szpik kostny, ani żaden inny organ mu nie pomoże. Nic mu już nie pomoże. Arashi zdał sobie z tego boleśnie sprawę. Wedle lekarzy dawno powinien był nie żyć. Ale lekarze zawsze się mylą. Choć pani doktor, która opiekowała się jego konkretnym przypadkiem zawsze powtarzała, że to dzięki jego chęci życia. Że śmierć jeszcze po niego nie przyszła bo odstrasza ją jego niesamowita siał woli. Ale dla kogo teraz żył Arashi? Dla siebie?
Czarne włosy zasłoniły mu twarz, zwolnił kroku zbliżając się do restauracji, w której podjął pracę. Gdy utracił Save utracił też sens życia. Jedynym celem jaki chciał osiągnąć przed śmiercią to opłacić studia do pozostałych kochanych przez niego osób. Choć tyle by o nim pamiętano. Pamiętano jak najlepiej. Westchnął wchodząc na zaplecze. Po woli od niechcenia zdjął kolejno wszystkie kolczyki z twarzy i uszu, związał włosy i przebrał się.
- Cześć Arashi? – jedna z kelnerek uśmiechnęła się do niego promieniście. Azjata zmusił się do uśmiechu i przywitał się. Dziewczyna na szczęście nie miała wiele czasu by mu się przyjrzeć i zobaczyć rozpacz w jego oczach. Szybko pomknęła obsługiwać gości restauracji.
Arashi dał sobie jeszcze chwilę na ochłonięcie. Wiedział, że jak tam wyjdzie będzie miał dużo pracy, dużo wonnych myśli i ani prawa do chwilowej słabości. Renoma restauracji była na to za dobra. A jemu mimo wszystko za bardzo zależało na dobrej pracy. Pieniędzy na studia dla całej „rodzinki” trzeba było dużo. Do tego doszła Uki idąca na ASP. To będzie najbardziej kosztowne, a ona z pewnością nie dostanie nic od rodziców. Być może będzie musiała się wyprowadzić i żyć samodzielnie. Chciał jej w tym pomóc bo to on ją w końcu namówił by nie rezygnowała z tego marzenia. Pozował jej by ciągle ćwiczyła.

- Wiesz, wysoki jesteś jak na skośnookiego – stwierdził nagle Misha oddając Arashi zapalniczkę w tygrysie paski.
- Jak mam to rozumieć? – zapytał Azjata zerkając na niego. Właśnie skończyli pracę i obaj wybrali się na papierosa.
- Wiesz, mówi się o żółtkach, że są niscy – stwierdził Misha.
- Słyszałem ten stereotyp. Ale ja nie jestem jak to powiedziałeś żółtkiem. Przynajmniej w połowie – wyjaśnił Arashi, wypuszczając dym z ust.
- Ach tak – mruknął zaciągając się. – Słuchaj, coś niemrawo dziś wyglądasz. W prawdzie długo się nie znamy, ale dam głowę że coś cię martwi – stwierdził. Arashi spojrzał na ostro zarysowany profil kolegi z pracy. – Trafiłem w dziesiątkę – stwierdził znów się zaciągając. - Powiesz o co chodzi.
- Zwykły kac moralny – westchnął Azjata.
- Co przeleciałeś jakąś panienkę, mimo że jesteś w związku. Lepiej się przyznaj – powiedział spokojnie Misha.
- Nie, to nie to, ale było blisko – Arashi westchnął.
- No dobra, postawię ci kilak drinków a ty mi się wyżalisz – stwierdził ochoczo Rosjanin.
- Czemu tak ci na tym zależy? – zapytał zaskoczony Arashi.
- Mam swoje powody, a ty wyglądasz na kogoś kto chętnie się zaleje w trupa – odrzekł bez trosko.
- Fakt. Do domu z pewnością nie chce mi się wracać – westchnął.
- Co żonka każe obiadki gotować – zaśmiał się.
- Prawie. Tyle że nie żonka i nie obiadki. Moja dziewczyna… - Arashi skrzywił się.
- Co, despotka, leje cię, a może nie chce dać.
- Nie, nie. Wręcz przeciwnie jest nimfomanką – westchnął.
- Nimfomanką, brzmi wspaniale.
- Nie, gdy trzeba ją zaspokoić w pojedynkę. – westchnął ponownie Arashi.
- No dobra, to się robi coraz bardziej ciekawe. Chodźmy – zadecydował Misha rzucając niedopałek na chodnik i ruszając. – Znam dobrą, tanią knajpkę, mają rosyjska wódkę – zaczął otaczając Arashi ramieniem. Azjata zdążył się przyzwyczaić do podobnych gestów z jego strony. Rosjanin był dość otwartym człowiekiem. – A w razie czego jak przeholujesz, mieszkam nie daleko.
- Czyli mogę się upić i przekimać na twój rachunek? – zapytał Azjata unosząc brwi. – W totka wygrałeś?
- Coś w tym stylu. Ale nie martw się ta kasa nie jest nie legalna – powiedział uśmiechając się szczerze. Arashi także się uśmiechnął, mimo że miał złe przeczucia co do tej wycieczki.

Arashi usiadł przy barze. Misha zajął miejsce obok niego.
- To czym chcesz się zalać? – zapytał Rosjanin z podejrzanym uśmieszkiem.
- Obojętnie, byle nie koniakiem, mam po nim zawsze rozstrój żołądka – odrzekł Arashi nieco nie pewnie.
- Czystą dwa razy! – zawołała do barmana. – Ciekawe czy wymiękniesz szybciej niż ja – zastanawiał się, gdy dostali szklanki z przeźroczystym ostro pachnącym napoje. - No to twoje zdrowie, Arashi. – powiedział unosząc swoje szklankę do toastu.
- Dzięki. – Azjata uśmiechną się niemrawo również podnosząc szklankę. Po chwili obaj zdrowo łyknęli.
- No to mów. Co cię tak dobiło. Bo nie wyglądasz na gościa, która rzadko się uśmiecha. Masz już zmarszczki mimiczne wokół ust, a ja jeszcze nigdy nie widziałem twojego szczerego uśmiechu. – powiedział Misha.
- Przyglądasz mi się, że tak mówisz? – zapytał Arashi unosząc brwi.
- Może. No? – ponaglił go do mówienia.
- Nie, no. Powiem wszystko a ty przestaniesz stawiać bo uznasz, że ci się nie podoba albo że coś tam. O nie… najpierw muszę się nieźle wstawić żeby zdradzić ci moje największe sekrety i bóle – powiedział Arashi.
- No dobrze, ale żeby później nie było na mnie.

Kilka toastów później.
- No dobra ale ta dziewczyna chyba nie jest przyczyną twojego kaca moralnego. Z tego co rozumiem to w ogóle ci na niej nie zależy – zauważył Misha.
- Spokojnie, daj mi trochę czasu - powiedział Arashi nieco już się chwiejąc na stołku.

Po kilku kolejnych toastach.
- Zaraz, zaraz jak to rzucił cię chłopak? – zapytał Misha.
- Normalnie po ludzku… jestem Bi… zabujałem się w takim jednym… o niebieskich oczach… prawie rok byliśmy razem… i pyyk… - Arashi wydął wargi i wzruszył ramionami. – A wyglądało, że już zawsze będziemy razem… wiesz takie pokrewne dusze…
- Nie wyglądasz na kogoś kto sypia z facetami.
- A na kogo wyglądam ? – zapytał pijacko Arashi uśmiechając się głupkowato.
- Na seksowenego faceta, którego trudno zdobyć – stwierdził spokojnie Misha. Arashi zaśmiał się… omal nie spadając ze stołka.
- Wygląd myli… bo widzisz … tak naprawdę to jestem łatwym facetem… wystarczy mnie upić… i pójdę do łóżka z każdym… ale nie mów tego Kaze… dobra? - wybulgotał Azjata trzymając się baru.
- Jasne, po za tym po co by jej to było. Podobno pijanemu się staje – stwierdził Rosjanin.
- Bzdura… mi staje nawet szybciej… - powiedział po czym położył się na barze.
- Wiesz Arashi, już ci chyba wystarczy – powiedział Misha wstając.
- Nie… czemu… psujesz zabawę… ja się dopiero rozkręcam… - stwierdziła Arashi podnosząc się gwałtownie. Zachwiał się na stołku prawie zleciał. Misha złapał go w ostatniej chwili. Po czym zaciągnął z krzesła.
- Dopisz do mojego rachunku – rzucił do barmana. Podniósł Arashiego i wziął go na ramię - No to Arashi wpadłeś jak śliwka w kompot – stwierdził spokojnie wychodząc z nim z baru. – Nie trzeba było mi mówić wszystkiego – dodał.
- Czemu… Misa… wiesz pachniesz prawie jak Save… jakiej wody po goleniu używasz… - jękną Arashi. - To mi coś przypomina… ale chyba było odwrotnie… Save zawsze był przerażony jak się budził obok mnie… - westchnął.
- Arashi, przestań w końcu paplać. Jest późno, ludzie śpią.
- Co z tego… ja mogę sypiać tylko z tą nimfo… z Kaze. – oburzył się - Nie chcę do niej wracać… - dodał.
- Spokojnie, nie wrócisz. Przynajmniej nie dziś. Zaraz się przekonamy ile prawdy było w twoich przechwałkach, choć w sumie i tak nie będzie ci potrzebny – stwierdził Misha wprowadzając zataczającego się, ale niezwykle wesołego Arashiego do niewielkiej kawalerki. Dość jednak schludniej i zadbanej. Zamknął tylko drzwi po czym zaciągną Azjatę do drugiego pokoju. Bezceremonialnie rzucił go na łóżko.
- No to połowa pracy za nami – stwierdził Rosjanin lustrując ledwo przytomnego z przepicia mężczyznę łakomym spojrzeniem. Po chwili zabrał się za zdejmowanie jego butów.

Rano…
Arashi jęknął przekręcając się na bok. Po chwili poczuł jak czyjeś ręce ślizgają się po jego ciele. Ostatni stanowczo za często budził się na kacu. Westchnął.
- Kaze, idź do diabla - burknął. Jednak dłonie nie przestały błądzić po jego ciele. Arashi znów westchnął. Uparta baba. Po chwili jednak właściciel rąk przyschnął się bliżej i Arashi na plecach odczuł, że to nie może być Kaze. To z pewnością nie była żadna kobieta. Arashi nie pewnie się odwrócił.
- Misha! – wrzasnął odskakując od mężczyzny. Zleciał z łóżka i znalazł się na podłodze, czując okropne łupanie pod skroniami. Resztką sił udało mu się sięgnąć po poduszkę i zakryć to co najistotniejsze. Rosjanin wychylił się przez materac uśmiechając zaczepnie.
- Czyżby kac? A może nie pamiętamy co wczoraj robiliśmy, co? – zapytał.
- Domyślamy się… po stanie w jakim ja siedzę tu a ty leżysz tam… nie mówiąc już o bólu w pewnej części ciała – bąknął Arashi.
- Napij się – powiedział Misha podając mu szklankę wody. – Kiedy urwał ci się film? – zapytał.
- Gdzieś między zdaniem Save mnie rzucił, a jestem Bi. – powiedział Arashi z wdzięcznością przyjmując szklankę. Wypił natychmiast. – Czy będzie przesadą jeśli stwierdzę, że czuję się wykorzystany? – dodał.
- Myślę, że nie, ale powinieneś wiedzieć, że w życiu nie miałem lepszego kochanka w łóżku. Save jest idiotą, że z tego zrezygnował – odrzekł Rosjanin.
- Kurwa, Misha gdyby nie to, że łeb mi pęka pewne bym ci strzelił w mordę. Biorąc pod uwagę, że raczej rzadko jestem na dole dostałbyś drugi raz…
- Arashi sam prosiłeś żebym tak to zrobił – Misha uśmiechnął się w nieco diabelski sposób.
- Jak udało ci się mnie namówić żebym poszedł z tobą do łóżka? Tylko odpowiedz szczerze – westchnął z rezygnacją Azjata.
- Właściwie to nie było takie trudne. Jak już cię przytaszczyłem do domu i położyłem, byłeś bardzo chętny na wszelkie przejawy mojego zainteresowania tobą. Prawdziwy z ciebie demon seksu. Nawet gdybym nie był Bi tak jak ty to pewnie też bym się skusił. Może masz ochotę to powtórzyć?
- Nie dzięki… wiesz mimo tego co robiłem w nocy nie jesteś w moim typie – westchnął Arashi.
- Tak wiem. Miałeś chwile załamania pod czas tego wszystkiego. Powiedziałeś, że robisz to, po to by zapomnieć o Save. Ale się nie udało prawda?
- Wczoraj najwyraźniej nie pamiętałem – powiedział zimno.
- Wracaj, do łóżka, tam jest na pewno zimno.
- Zdziwił byś się… Jezu czuję się zgwałcony.
- No wiesz. Sam się pchałeś.
- Wiedziałeś, że jestem zalany, trzeba było mnie rzucić na kanapę, albo do wanny, ty niewyżyty zboczeńcu – westchnął Arashi wbijając wzrok w swoją poduszkę. - Ale zawsze to jakaś odmiana, do tej pory gwałciły mnie tylko kobiety – stwierdził ponuro.
- Mówiłeś. Kaze i Cecily. Ta druga o ile dobrze zrozumiałem zgwałciła też twojego kochasia.
- Odwal się od niego. Cecily postanowiła wyjść za niego by zgarnąć majątek jaki odziedziczy po starych. W tym celu zdecydowała się także na dziecko. Przynajmniej próbowała je sobie zrobić z Save. – Arashi westchnął podpierając się dłonią - Czemu ja ci to wszystko mówię?
- Bo jesteś ufnym frajerem, który dał się…
- Daruj dobra! – fuknął Arashi.
- Jesteś słodki. Chętnie zatrzymał bym cię na dłużej.
- Nie ma mowy – powiedział twardo Arashi. – Gdzie są moje rzeczy? – zapytał podnosząc spojrzenie na zadowolonego z siebie Rosjanina, który leżał w poprzek łóżka i przyglądał się lubieżnie jego ciału. – Misha, na boga zlituj się – jęknął Arashi nie na żarty zmieszany i zawstydzony tą sytuacją.
- Naprawdę uroczy - stwierdził Misha, po czym obrócił się i sięgnął po coś z drugiej strony łóżka. Chwilę później Arashi dostał swoimi bokserkami. – Na razie tyle. Resztę pewnie znajdziesz sobie sam, ale chciałem cię o coś jeszcze zapytać – stwierdził. Arashi skrzywił się.
- Odwrócisz się? – zapytał patrząc na Rosjanina jak zbity pies.
- A jak myślisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie uśmiechając się figlarnie. Arashi westchnął z rezygnacją. Po czym zaczął kombinować jak tu się ubrać nie odsłaniając. Misha przyglądał mu się przez jakiś czas. – Arashi co to za blizna? – zapytał w końcu.
- Jaka blizna – burknął Azjata jedną ręką trzymając poduszkę na właściwym miejscu, drugą próbując jakoś założyć bokserki. Nagle Misha wstał, zupełnie nie kłopocząc się jakimś zakrywaniem się. Zupełnie nagi przyklęknął przy Arashim, wyrwał mu poduszkę i przejechał palcem nisko po jego podbrzuszu.
- Ta blizna – powiedział stanowczo. – Podwiązywałeś sobie nasieniowody? Jakoś kiepsko ci to zrobili – stwierdził.
- Wiesz to byli raczej amatorzy i chyba mieli w zamiarze zmienić mi płeć, ale byli tak pijani, że nie trafili – stwierdził gorzko. – Możesz z łaski swojej przestać gapić się na mojego fiuta?! – zapytał zirytowany.
- Kiedy on mi się bardo podoba – stwierdził Misha podnosząc jednak wzrok, spojrzał prosto w zielone oczy Azjaty.
- Kurwa, jakbyś nie miał swojego – syknął Arashi chcą go odepchnąć i zając ubieraniem. Misha chwycił go za twarz i przytrzymał.
- Mój nie jest taki okazały – stwierdził mrużąc oczy.
- Możemy się zamienić, może wtedy Save przestanie się mnie bać – syknął Azjata próbując się uwolnić.
- Rzucił cię bo masz dużego? – Misha roześmiał się. – Co on nie czuł co mu wkładasz.
- Linijki w dupie nie ma, nie? Skąd mam wiedzę co mu się uroiło. Odwal się i tyle. Chcę się ubrać i w spokoju odchorować kaca – burknął.
- Jaki ty nerwowy – zaśmiał się Misha przyciągając go do siebie i całując. – Chce jeszcze raz usłyszeć jak krzyczysz – mruknął po czym siłą położył Arashi na podłodze łapiąc go za rękę i wciąż trzymając za twarz.
- Kurwa! Misha, przestań! – wrzasnął Arashi natychmiast żałując, że zrobił to tak głośno – Bądź, że człowiekiem. Mam kaca, boli mnie tyłek a ty rozdrapałeś wszystkie moje rany. Zgwałć mnie teraz na dokładkę, a obiecuję że się rozpłaczę – powiedział leżąc już spokojnie. Misha uniósł się nad nim na rękach.
- Myślałem, że obiecasz mi zemstę. Już widziałem cię płaczącego i stwierdzam, że to zbyt przykry widok. Najładniejszy jesteś, gdy się uśmiechasz. – powiedział pochylając się i pieszcząc ustami zagięcie szyi Arashi. – Umów się ze mną na następny raz – poprosił czule.
- Nie.
- Arashi – zamruczał mu prosząco do ucha po czym zaczął je pieścić.
- Misha, daj mi spokój.
- Jak się ze mną umówisz na kolejne bzykanie. Możemy się zamienić miejscami, pod warunkiem, że znów będziesz krzyczał – powiedział Rosjanin wsuwając rękę miedzy nich i zaczynając gładzić wewnętrzną stronę ud Arashi. Azjatę przeszedł dreszcz.
- Przestań… nie mam ochoty bzykać się z nikim – syknął próbując go odsunąć od siebie.
- A z tą Kaze to możesz. Co? – warknął Misha brutalnie przyciskając go do podłogi. Arashi jęknął z powodu bólu głowy.
- Kaze, to co innego. Ona mnie zmusiła…
- Ja też mogę. Mnie będzie nawet łatwiej – stwierdził kładąc dłoń na jego pośladku. Arashi spiął się cały. – Nie lubisz z nią sypiać. Powiedz żeby spadała i uprawiaj seks ze mną. Wiem, że wolisz facetów – dodał pewnie Misha.
- To nie chodzi o to. Przestań natychmiast – warknął Arashi. – Kaze jest córką bosa chińskiej mafii, nie mogę jej kurwa niczego odmówić – syknął.
- A gdybym ja powiedział, że jestem członkiem mafii rosyjskiej? – zapytał całując go po szyi.
- To se zróbcie wojnę o mnie. Wygrany będzie bzykał do woli! – warknął Arashi zrzucając z siebie mężczyznę, po czym wstając i zakładając bieliznę. – Odpieprz się – syknął idą poszukać swoich ubrań.
- Arashi… - Misha także się podniósł. – Przestań być taki delikatny. Jeśli wolisz stały związek nie mam nic przeciwko. Słuchaj, naprawdę było mi z tobą dobrze. Mam ochotę na więcej.
- To skorzystaj z dmuchanej lalki – powiedział Arashi zjadliwie. – Nie mam ochoty się z nikim wiązać, ani bzykać okazjonalnie, zrozumiano. Wczoraj byłem pijany, a jeśli chodzi o Kaze to jestem jej własnością i nic na to nie poradzę, będę mniej lub bardziej grzecznie użyczał jej swojego ciała. Widzisz ten tatuaż? – zapytał pokazując mu lewe przedramię, które zdobił oplatający je smok. – Oznaczyła mnie sobie, tak jak podpisuje się zabawki. Chcesz z nią walczyć proszę bardzo. Mnie do tego nie mieszajcie – syknął.
- No już dobrze…
- I się w końcu kurwa ubierz – warknął na niego Azjata rzucając jak sadził jego bielizną.
- Arashi… na boga. Bo znów cię upiję.
- Niby jak?
- Nie wiem coś wymyślę. Jeszcze nikogo nie prosiłem, żeby przespał się ze mną drugi raz.
- I co mam się wzruszyć i rzucić w twoje ramiona.
- Nie liczyłem na to, ale jeśli masz ochotę. W każdym razie chcę żebyś był świadomy, że łatwo nie zrezygnuję.
- Dzięki będę miał na uwadze – warknął Arashi zakładając już buty, gdy Misha miał na sobie ledwie slipy. Po chwili Azjata wstał, sprawdził jeszcze czy wszystko ma, po czym ruszył do wyjścia.
- Do zobaczenia w pracy Arashi – rzucił mu na odchodne Misha.

To był długi i męczący dzień. Save po woli otworzył drzwi. Zdjął buty i jasny płaszcz. Chwycił torbę i ze wzrokiem wbitym w podłogę pokierował się do kuchni. Tam zaparzył sobie kawy i wstawił wody potrzebnej do zalania ani zdrowej, ani smacznej, ani pożywnej zupki „chińskiej”. Nie chciało mu się znów zamawiać jedzenia, tym bardziej gotować. Kawę zdążył wypić nim woda się zagotowała. Od niechcenia Save wsadził kostkę makaronu do jakiejś miski, zasypał to sproszkowanym rosołkiem po czym wszystko zalał wodą. Nadal markotny i wyczerpany powlókł się do swojego przytulnego salonu.
- Arashi się wyprowadził nie ma kto obiadków gotować – zabrzmiał kpiący głos, gdy Save dmuchając w gorący kubek wywlókł się z kuchni. Przerażony podniósł wzrok. Na kanapie zastał tego do kogo głos należał i którego nigdy by się tu nie spodziewał. Brązowe oczy patrzyły na niego z chłodnym wyrafinowaniem. Ciemne włosy o kasztanowym odcieniu mieniące się miedzią, szczupała sylwetka, całą swą postawą zdradzająca drwinę i zbytnią pewność siebie. Tego szydzącego uśmiechy nie dało się pomylić z żadnym innym. Save omal nie wypuścił z rąk swego „obiadu”, gdy zrozumiał kto siedzi na jego kanapie. – Nie gap się tak. Nie jestem kosmitą – warknął Nuriko patrząc na niego chłodno. Save ocknął się z szoku.
- Ale… co ty tutaj robisz… i jak się tu dostałeś? – jęknął jakby panicznie. Nuriko uśmiechnął się kpiąco. Po czym podniósł rękę, w której zabrzęczały klucze.
- Powiedz zapomniałeś mu je zabrać, czy ten drań dorobił sobie sam… a może celowo mu ich nie zabrałeś licząc, że któregoś dnia tu przyjdzie i cię zarżnie? – zapytał brutalnie. Save zbladł.
- Czego właściwie chcesz? – zapytał starając się by głos mu nie drżał i by był stanowczy. Oczy Nuriko zniknęły nieco pod powiekami, gdy je zmrużył. Wargi wykrzywił złośliwy uśmieszek.
- Porozmawiać – powiedział. – Siadaj wreszcie. Jak bym chciał coś ci zrobić siusiumajtku już bym to zrobił. Miałem mnóstwo czasu od kiedy wszedłeś i przeszedłeś obok mnie tak obojętnie – prychnął. Save poczuł jak serce rozpaczliwie podskakuje mu do gardła, jakby chciało tamtędy uciec. Ale utknęło w przełyku. Blondyn nie pewnie usiadł na jednym z foteli. Patrzył na swego „gościa” nie ufnie, jakby spodziewając się, że zaraz może zostać zaatakowany. Nuriko chwilę przyglądał mu się chłodnym spojrzeniem.
- Więc o co chodzi? Nigdy za mną nie przepadałeś? Dlaczego zdecydowałeś się … mnie odwiedzić – prychnął Save.
- Chodzi o Arashiego – powiedział krótko Nuriko.
- Oczywiście. O kogo innego mogło by chodzić. Ale jego też nie lubisz, więc czemu tu jesteś? – fuknął Save. – Jeśli jest tak zdesperowany i tchórzliwy, że przysyła ciebie to przekaż mu, że nie wrócę – dodał wyniosłym tonem.
- Mylisz się Save. Wrócisz do niego i to szybko - powiedział Nuriko tak stanowczym tonem, że Save nie śmiał mu zaprzeczać.

Nuriko raz jeszcze spojrzał na Save. Pokręcił głową z niedowierzaniem zapalając papierosa. Chwilę pozwolił mu się tlić po czym zaciągnął się i wypuścił dym.
- Tylko ktoś taki jak Arashi mógł się zakochać w takim idiocie jak ty – stwierdził. Save z głębokimi rumieńcami na policzkach uparcie patrzył w pusty już kubek po zupce chińskiej. – A może szukałeś tylko pretekstu? Ten jest duży, jak by nie patrzeć – stwierdził uśmiechając się złośliwie.
- Przyszedłeś tu po to żeby mi to wypominać – burknął. Nuriko spojrzał na niego tak, że Save skulił się w swoim fotelu. Po godzinie wciąż nie rozumiał z jakiego powodu on tu jeszcze jest. Nuriko znów się zaciągnął.
- Wiesz po co ludzie uprawiając seks? – zapytał, jednak nie czekał na odpowiedź. – Żeby czuć przyjemność. Jeśli do tej pory nie przeszkadzało ci jego szesnaście centymetrów, które pakował ci do tyłka to czemu tak nagle zaczęło? Wiem, że czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, ale to moim zdaniem przegięcie. Wesz, że Kaze szaleje za jego ptaszkiem - syknął zajadle. Save podniósł na niego spojrzenie jasnych oczu.
- Więc to o to chodzi. Co zrobiła Kaze? – zapytał natarczywie.
- Jak to co? Jak tylko wyczaiła, że jej pupilek nie jest już w szczęśliwym związku rzuciła się jak sęp. Tylko dlatego, że jego fujarka jest większa.
- Więc o to ci chodzi – zauważył Save. – Nie chodzi o to, że Tora się martwi, tylko że cię dziewczyna rzuciła. Myślisz, że jeśli ja i Arashi znów będziemy parą ona do ciebie wróci – prychnął i usiadł wygodniej w fotelu. – Dlaczego niby miał bym ci pomagać. Wcale nie mam zamiaru wracać do Arashi. Nie tworzyliśmy dobrej pary – dodał pewnie.
- Tak? Więc może zamierzasz wrócić do swojej jasnowłosej narzeczonej. Cecily? Co? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem Nuriko.
- Ona jest w Hiszpanii. Z nowym narzeczonym. Dla niej liczy się tylko to by facet był bogaty. Z resztą to nie twoja sprawa – prychnął. – Niby dlaczego mam ci pomagać? – dodał buntowniczo. Jedno spojrzenie Nuriko starczyło by stracił rezon i skulił się w fotelu.

- Chyba się nie zrozumieliśmy – powiedział rudzielec gasząc papierosa na ławie bez żadnej krępacji. – Ja nie przyszedłem cię tu prosić o pomoc. Tylko uprzedzić o tym co się z tobą stanie w niedługim czasie – powiedział mrużąc oczy. – Nie obchodzi mnie co masz do powiedzenia na ten temat. I co sądzi Arashi, ale wygląda jakby mocno to przezywał. Z resztą ta ciota zawsze się szybko wzruszała – Oczy Save pociemniały, ale blondyn nawet nie mrugnął w odpowiedzi. Nuriko wstał i spojrzał na niego z góry. – Niedługo powiem ci dokładnie co masz robić. Jak tylko zapoznam się dokładnie z regularnym planem Arashiego. – ruszył w stronę drzwi. Po chwili jednak zatrzymał się i odwrócił do niego. – A to na stymulację – dodał rzucając mu na stół wejściówkę na pierwszy występ Arashi po remoncie klubu. Nic więcej nie mówiąc Nuriko po prostu wyszedł z jego mieszkania. Save westchnął kryjąc twarz w dłoniach.

1 komentarz:

  1. Świetny wpis, gratuluje, czytało mi się go świetnie. Ciekawy zwrot akcji, choć nie ukrywam jestem trochę zaniepokojona ponownym rozejściem się Savea i Arashiego, to tajemnicze o co znowu im poszło, mam nadzieję że wszystko się szybko wyjaśni. Historia pierwszorzędna zwłaszczaa te fragmenty z Arashim cudne, ten fragment ze zgwałconym Arashim uśmiałam się do łez :)Nikt inny nie potrafi budować napięcia tak jak ty ;)Czekam na więcej i więcej.
    Buziaczki Iwka ;)

    OdpowiedzUsuń