środa, 19 czerwca 2013
Rozdział XV 3 z 3 Strzał
Betowała: Reila i Taleja.
Wspólnie z Kaze Arashi ustalił, że nie skorzystają z zaproszenia i nie zostaną w pałacu dłużej niż to konieczne. Gdy dokładnie wyjaśnili pani Sarivald, na czym polega ich plan, kobieta wyglądała na przerażoną tą perspektywą, ale z drugiej strony cieszyła się, że ktoś zamierza ratować jej jedynego syna. Brunet wyjechałby najchętniej natychmiast po tym, jak skończyli rozmowę, wielkość tego domu i nie obecność w nim Save przytłaczały go. Jednak Kaze chała zamienić jeszcze parę słów z ludźmi, który ją tu wpuścili. Azjata zastanawiał się, kim dla niej są, albo raczej kim są dla jej ojca. Nie miał wątpliwości, że Chinka przejmie cały ten dobytek po swoim ojcu i wcale nie będzie gorsza od niego. Dobrze było mieć ją po swojej stronie.
Azjata usiadł na małej ławeczce w ogródku dla personelu. Chwile szukał paczki papierosów. Sięgnął i zabrał ją bardziej z przyzwyczajenia niż z nałogu, przecież ze względu na Save, obiecał, że żuci. Jednak nadal nosił cały rynsztunek palacza ze sobą. Gdy znalazł w końcu paczkę w tylnej kieszeni spodni i wsunął fajkę do ust, jego oczom ukazało się kształtne ciało przyjaciółki domu: Cecily Calamus w swej pięknej zwiewnej sukience.
Dziewczyna uśmiechała się do niego zachęcająco. Nie pytając o zgodę, usiadła obok. Arashi gestem zaproponował jej papierosa, ale ona gestem odmówiła. Chwile siedziała przy nim, kręcąc się przez cały czas.
- Panie Yasano, naprawdę zamierza pan ratować Save? – zapytała, patrząc na niego jak cielak.
- Tak – odpowiedział i zaciągnął się papierosem, nie zdając sobie nawet sprawy, jak zmysłowo to robi. – Save jest moją pokrewną duszą, mimo że sam w to nie wierzy. Ratowałbym go, nawet gdyby mnie nie nawiedził – dodał, wypuszczając dym.
- To takie piękne, co pan mówi – mruknęła dziewczyna z uwielbieniem w oczach.
- Save nigdy tak nie uważał - Arashi westchnął.
- Save zawsze był pod tym względem ograniczony. Nie potrafił być romantyczny - tym razem to ona westchnęła.
- Niektórzy ludzie tego nie potrzebują. Jednak wielu wynosi to po prostu z domu – Arashi wzruszył ramionami i znów się zaciągną. Cecily śledziła wzrokiem każdy jego ruch.
- Jest pan, tak różny od Save - zaczęła nagle. – Nie chciałbym być niegrzeczna, ale co was połączyło? – zapytała, a brunet w ostatniej chwili ugryzł się w język, by nie powiedzieć, że miłość. Uśmiechnął się z zakłopotaniem.
- No, to był przypadek – wykrztusił wreszcie.
- Proszę mi o tym opowiedzieć. Tak bardzo ostatnio oddaliłam się od Save – jęknęła dziewczyna, przysuwając się nieznacznie do Arashiego. Wyciągnęła ręce przed siebie i chwyciła go za dłoń. Duży dekolt jej sukienki został wypełniony ściśniętymi przez jej ramiona piersiami. Azjata zaczął się zastanawiać, czy zrobiła to nieumyślnie, czy może… Jej oczy były jak u małego kotka.
- On studiuje z moją siostrą. Znałem go z widzenia… no, jak miał problem, powiedzmy, ze złymi ludźmi, to mu pomogłem – powiedział skośnooki, podnosząc rękę, za którą go trzymała i przykładając papierosa do ust. Uwaga, z jaką dziewczyna obserwowała każdy jego gest, zaczynała go mocno niepokoić.
- Pan jest bohaterem – stwierdziła nagle.
- Ja bym tego tak nie nazwał. Nie jestem do końca bezinteresowny – powiedział Arashi, odrywając wreszcie od niej wzrok.
- Proszę nie być takim skromnym. Wiem, gdzie porusza się Save. To na pewno było niebezpieczne. Teraz też, chce się pan dla niego narażać – zaprotestowała, obejmując jego ramię, tak, że poczuł jej miękkie ciało. Azjata próbował skupić się na czymś innym, a myślenie o Save wcale nie pomagało uciszyć jego męskich odruchów.
- Skąd panienka tak dobrze go zna? – zapytał po krótkiej chwili.
- Znamy się od dziecka – powiedziała. – Jestem panu taka wdzięczna, że chce pan ratować mojego narzeczonego – jęknęła, przytulając się do jego ręki, drżąc.
- Narzeczonego? – powtórzył Arashi, wdzięczny opatrzności, że dziewczyna nie widzi, że pobladł. – Save nigdy nie mówił…
- Och, to była decyzja rodziców. Ale tak się boję – powiedziała, podnosząc twarzyczkę tuż przy Arashi. Jeśli na Azjacie, dziewczęta wciąż jeszcze robiły jakieś wrażenie, Cecily była jedną z tych nielicznych. Sam nie wiedział, czy to jej urok, jej ciało… Czy może po prostu był, jak to podkreślała Kaze, babiarzem. Szatynka była pełna nieodpartego uroku z tą rozpaczą na twarzy.
- Save to silny chłopak, da sobie radę – powiedział Azjata, uśmiechając się nieśmiało. Dziewczyna nagle wybuchała płaczem i rzuciła mu się na szyję.
- Tak bardzo, brakuje mi w życiu oparcia, jakim był dla mnie Save. Kogoś przy kim, mogłabym się wypłakać, do kogo mogłabym się przytulić i wyżalić. Tak bardzo bym chciała, by mnie przytulił – poskarżyła się, gniotąc na Arashim wszystkie swoje wdzięki. Brunet sam nie wiedział, co go teraz bardziej paliło. Zazdrość, czy może pożądanie. W żądnym wypadku jednak, nie mógł tracić panowania nad sobą. Poklepał dziewczynę nieznacznie po plecach.
- Wszystko będzie dobrze, panno Cecily – wykrztusił.
- Co ja bym bez pana zrobiła? – jęknęła, dziewczyna tuląc się do piersi Azjaty w sposób, który nie przestoi zaręczonej z kimś innym damie. Azjata czuł, że jego cierpliwość i nerwy są na wyczerpaniu. – Panie Yasano, jest pan taki wspaniały – mruknęła. – Gdyby Save był choć w połowie taki, jak pan…
- Co chce panienka przez to powiedzieć? Myślę, że Save niczego nie brakuję – sprzeciwił się, sądził jednak, że popełnił błąd.
- Save to tchórz. Do tego myśli tylko, o tych swoich książkach i trudnych terminach. Nigdy nie poświęcał mi ani odrobiny uwagi – pociągnęła nosem i spojrzała na Arashiego cielęcym wzrokiem. – Panie Yasano, a może ja nie jestem atrakcyjna? Może Save mnie nie chce, bo jestem brzydka? – jęknęła. Azjata dał się schwytać w siadła. Zawsze serce mu miękło, gdy jakaś dziewczyna tak mówiła. Uważał on bowiem, że każda jest piękna, na swój sposób.
- Panienko Cecily, proszę tak nie myśleć – powiedział łagodnie. – Jest panienka śliczna, jak z obrazka – dodał, głaszczą ją przy tym po włosach i uśmiechając się ciepło.
- Mówi tak pan, żeby mnie pocieszyć – jęknęła dziewczyna, znów padając z płaczem na jego pierś. Azjata nieświadomie brnął w pułapkę coraz głębiej.
- Ależ skąd panienko – sprzeciwił się. – Myślę, że Save po prostu nie dojrzał jeszcze do tego, by się oglądać za pięknymi kobietami – chciał jeszcze coś powiedzieć, ale język stanął mu kołkiem w gardle, gdy uświadomił sobie, że Save rzeczywiście któregoś danie może zacząć to robić.
- Panie Yasano, pewnie nie jestem pierwszą, która to panu mówi, ale jest pan taki przystojny i męski – mruknęła, przeciągając dłonią po jego piersi. – Save panu nie dorównuje, w niczym – dodała, posuwając się nieco dalej i kładąc dłoń na jego udzie. Arashi starał się zachować spokój, przecież nie raz był już tak podrywany.
- Panienko schlebia mi to, co… - nagle podskoczył, gdy jej dłoń dotknęła jego czułego miejsca. Sięgną po jej obie ręce i podniósł, tak by mieć je na widoku. – Jestem przyjacielem Save – powiedział stanowczo.
- Przepraszam, panie Yasano, ale ja czuje się taka samotna i opuszczona – zaczęła z bólem w oczach i uścisk bruneta rozluźnił się. – A pan jest taki wspaniały. Ma pan wszystko to, czego Save brakuje – mruknęła, natychmiast przenosząc ręce na jego szyję.
- Save jest wspaniały, tylko jeszcze tego nie odkryłaś - zaczął Arashi w panice. To zaszło znacznie za daleko, a jemu robiło się zbyt ciasno w spodniach.
- Save nie chce się odkryć przede mną – sprzeciwiła się dziewczyna, przysuwając się tak, by widział jej piękne okrągłe piersi w całej swej okazałości. – Ale ja chętnie odkryję się przed panem. W końcu to rodzice zadecydowali za mnie, z kim mam się wiązać – mruknęła, zbliżając się coraz mocniej do Azjaty.
- Ja naprawdę, nie chciałbym robić tego Save - jęknął Arashi, próbując ostatkiem siły woli ją od siebie delikatnie odsunąć.
- Save się nie pogniewa – stwierdziła dziewczyna i już nie pozwoliła powiedzieć mu nic więcej. Arashi był przekonany, że to on przyciągnął te niewinną istotę do siebie, a ona po prostu się nie broniła i pozwoliła mu na ten długi namiętny pocałunek. Azjata sam nie wiedział, jak i kiedy jego ręce znalazły się w nieodpowiednich miejscach. Jedną gładził jej pierś drugą zaś pośladek. Wyczuł, przez cienki materiał, że miała na sobie koronkowe stringi i biustonosz z push - upem. Nie wiedział też, kiedy dziewczyna znalazła się na jego kolanach… Ale w końcu oprzytomniał.
- Panno Cecily! - jęknął, próbując ją odciągnąć do siebie. Próbował się tłumaczyć tym, że długo musiał znosić celibat po tym, jak dał się pobić, ale to przecież też była jego wina. Nie, stanowczo nie wolno mu zaradzać Save z… Z JEGO NAŻYECZONĄ! Pomyślał z przerażeniem. – Panno Cecily, tak nie wolno – powiedział, odciągając ją bardziej stanowczo. - Jesteś narzeczoną Save, a ja jego przyjacielem – dodał, gdy spojrzała na niego jak zbity pies.
- Panie Arashi, my nie robimy nic złego – powiedziała z przekonaniem w oczach, nim Arashi zdążył otworzyć usta, by jej powiedzieć, co właściwe zrobili, ona rozpoczęła to na nowo. Przywarła do niego spragniona! Azjata nie potrafił odmówić jej kształtnemu ciału, słodkiemu zapachowi i miękkim ustom. Nagle poczuł na sobie dodatkową parę rąk, które pieściły jego kark i ramiona. – Arashi, ile srok zamierzasz ciągnąc za ogon? – usłyszał głos Kaze tuż przy uchu. Natychmiast wyrwał się Cecily.
- Pani Kaze… Och jejku, ale wy nie jesteście parą? – jęknęła dziewczyna jakby ze skruchą w głosie. Arashi doszedł do wniosku, że albo jest tak doskonałą aktorką, albo naprawdę nie ma pojęcie o życiu.
- Nigdy w życiu – parsknęła Kaze. – On się nadaje tylko na jeden raz – dodała z pogardą. – Wstawaj Casanova, wracamy na stare śmieci – burknęła, poklepując Arashi po plecach. Azjata próbował uwolnić się z objęć swojej nowej wielbicielki, ale za bardzo mu to nie szło. W końcu jednak jakoś udało mu się wstać, co prawda z uwieszoną na szyi Cecily, ale wstał.
- Panie Yasano - łkała. – Proszę mnie nie zostawiać tu samej.
- Ależ panienko, ma pani całą służbę do dyspozycji – jęknął Arashi, podejrzewając, że jak się nie pospieszy, Kaze zostawi go tutaj bez mrugnięcia okiem. Próbował zdjąć dziewczynę z szyi, a ona nadal płakała i żaliła się, jaka to jest nieszczęśliwa i samotna.
- Save niedługo wróci, obiecuję – powiedział i siłą ją od siebie odepchnął. Wskoczył do terenówki w ostatnio chwili, gdy Kaze odpalała gaz. Tym razem nie zdążył się niczego złapać i wleciał na tylne siedzenie, głośno przeklinając kierowcę samochodu. Gdy jakoś udało mu się wrócić do normalnej pozycji, obejrzał się. Cecily wyglądała za nimi, jednak Arashi nie mógł się oprzeć wrażeniu, że na jej twarz malowało się tylko rozczarowanie utraconą zdobyczą.
- No, a ja myślałam, że już zmiękłeś – zaczęła z kpiną Kaze, gdy byli już za bramą.
- Daj spokój – syknął, ładując się z powrotem na miejsce obok kierowcy. Przy brawurowej jeździe Kaze, był to nie lada wyczyn, ale Arashi miał to opanowane, w końcu kiedyś był jej chłopakiem i często gdzieś jeździli. Wolał jednak o tym nie myśleć.
- Wiedziałam, że ta mała rybka ci się spodoba. Na co ją wziąłeś?
- Na nic! Odwal się i już! – warknął, siadając i zapinając pasy.
- No nie bądź taki skromny. Mnie możesz powiedzieć – upierała się. Arashi równie uparcie milczał. – Wiesz, że nie masz wyboru, dowiem się w inny sposób – stwierdziła.
- Skoro musisz wiedzieć, to nie ja zacząłem, ale ona. Wydaje mi się, że to gorsza kokietka od ciebie – syknął, szczerze żałując, że dał się znów tak zbajerować. Ale czuł, że to nie była tylko jego wina.
- No to blondaś się ucieszy, jak się dowie, że kleisz się do jego siostrzyczki – zaśmiał się Kaze.
- To nie jest jego siostra – burknął, czując, że zaczyna się nienawidzić.
- Nie siostra? Więc kto? Co taka cizia robi w bogatym domu pana kochanka Arashi?
- To jego narzeczona – bąknął Arashi, nienawidząc się jeszcze bardziej.
- Jeszcze lepiej – ucieszyła się dziewczyna. – Już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jego minę, jak mu powiem! – krzyknęła wesoło.
- Nic mu nie powiesz! – warknął groźnie Arashi, nachylając się w jej stronę.
- Nie? A kto mnie powstrzyma? – zapytała walecznie.
- Sama się powstrzymasz, bo jeśli piśniesz mu o tym choć słówko, to twój tatuś dowie się, o twojej bardzo bliskiej znajomości, z pewnym działającym mi na nerwy chłoptasiem – syknął Arashi, mrużąc oczy, co sprawiło, że wyglądał naprawdę groźnie.
- Nie zrobisz tego - zaczęła Kaze jednak mniej pewnie niż zawsze. – Przecież to brat Tory… Arashi nie zrobisz tego… - mruknęła, ale, gdy spojrzała w jego zdecydowane oczy i zacięty wyraz twarzy… Roześmiała się. – Ty mi grozisz! Ty, mi!? Nie wierze! Arashi jednak masz jaja! – zawoła i dodała gazu.
Do mieszkania Save dotarli późnym popołudniem. Kaze zażądała, żeby Arashi zrobił obiad. Nie mając większego wyboru, wziął się do pracy.
- Wiesz, jesteś słodki, jak się tak dąsasz. Aż nabieram na ciebie ochoty – powiedziała, zjawiając się w kuchni i przyklejając do jego pleców.
- Jak ty chcesz go znaleźć? – zapytał Azjata, nie mając siły i ochoty odpowiadać na jej wulgarne zaczepki.
- Moi ludzie pracują nad tym – powiedziała, gładząc go dłońmi po piersi.
- Twoi ludzie? Od kiedy to masz ludzi? – parsknął, krojąc warzywa.
- Tatko dał mi do dyspozycji pewną cześć swojej świty, żebym, jak to powiedział, nauczyła się zarządzać zasobami ludzkimi. Fart co nie? – powiedziała bez entuzjazmu, poczynając sobie z ciałem bruneta coraz śmielej. – On cię naprawę podnieca? – zapytała nagle.
- Tak – odrzekł spokojnie Arashi. – Na samą myśl o nim, robi mi się gorąco. Kiedy jestem z nim, czuję się jakbym poznał raj na ziemi. A kiedy się kochamy… - westchnął z rozmarzeniem.
- Wrzeszczysz? – zapytała. – Krzyczysz z radości, kiedy to robicie?
- Nie wiem. Świat zupełnie przestaje wtedy dla mnie istnieć. Jestem tylko ja i on i ta błoga rozkosz… ale Save mówi, że krzyczę.
- Tak, jak za pierwszym razem. To było urocze, ale krzyczałeś tylko wtedy. Próbowałam cię doprowadzić ponownie do takiego stanu, jednak ty tylko się bałeś nowych pieszczot, które ci proponowałam.
- Kaze jesteś nimfomanką… Już wtedy byłaś, a ja dopiero co, poznałem świat miłości fizycznej – burknął urażonym tonem.
- Zawsze byłeś taki słodki – mruknęła, przytulając się do niego mocno. – I tak ładnie o tym wszystkim mówisz. Czasami naprawdę brakuje mi numerków z tobą – westchnęła, gdy Arashi zaczął smażyć coś na patelni. – Naprawdę kobiety już cię nie kręcą? – zapytała.
- Nie do końca. Moje ciało nadal reaguje na… Na to wszystko. Ale nie odczuwam już… Nie wiem jak to nazwać. Po prostu nie potrzebuję nikogo innego.
- Zapowiadałeś się na takiego fajnego faceta, Arashi. A teraz jesteś po prostu pedziem – burknęła nadąsana i wreszcie go puściła. Chwilę patrzyła, jak nakładał jedzenie na dwa talerze, po czym poszukała sztućców.
Arashi był jak kłębek nerwów. Kaze nieco przerażał jego stan, ale jak zwykle udawała obojętną na wszystko. Dla zabicia czasu molestowała Azjatę, przeglądała książki Save i wzięła kąpiel. W końcu usiedli naprzeciw siebie i zaczęli rozmawiać o naprawdę błahych rzeczach. Mimo to, Arashi nie wytrzymał.
- Czemu to tak długo trwa? Oni już ponowni coś wiedzieć! – jęknął, kryjąc twarz w dłoniach.
- Tylko mi się tu nie rozpłacz. Nie mam zamiaru oglądać ryczącego faceta – warknęła Kaze. – No już przestań, powiedzą, jak będą mieli coś konkretnego. Nie chciałbyś, chyba żeby powiedzieli, że go mają, a potem okazało się, że to jakiś inny chudy blondasek.
- Tak się o niego boję… Mam złe przeczucia – jęknął.
- Wszystko będzie dobrze. Nikt nie będzie cię krzywdził bez mojej zgody – powiedziała, podchodząc do niego i poklepując po plecach. Taki przejaw czułości ze strony Kaze był naprawdę rzadkością. To uświadomiło Arashiemu, jak żałośnie musi wyglądać, skoro Kaze się nad nim lituje. Postanowił się wziąć w garść. I w samą porę, bo nagle zaczął dzwonić jego telefon. Nie spoglądając nawet na wyświetlacz, odebrał.
- Arashi, przepraszam, wiem, że miałem nie dzwonić, ale muszę się ciebie o coś zapytać. – zadźwięczał delikatny chłopięcy głosik w telefonie. Arashi poznał go natychmiast.
- Nicki? To nie najlepszy moment, ale skoro musisz, to pytaj – westchną Azjata.
- Chodzi o tego… O twojego ukochanego, którego pomagałem ci zdobyć.
- O Save? Czemu nagle o niego pytasz? – jęknął Arashi, czując, jak cała krew odpływa mu z twarzy. Poczuł się nagle strasznie słabo. Najgorsze myśli przechodziły mu przez głowę.
- No bo… czy ty z nim jeszcze jesteś?
- Można tak powiedzieć. Wiesz coś o nim?
- No tak… Jest z jakimiś podejrzanymi typami i dziwnie się zachowuje – mrukną Nicki, jakby bał się, że zrani Arashi tymi sławami.
- Jest… Znaczy, gdzie jest, Nicki, mów to ważne! – krzyknął brunet, podrywając się z fotela. Kaze wystukiwała jakiś numer na swoim telefonie.
- No tu w Two Face. On naprawę zachowuje się dziwacznie… A ci faceci, rozpytują wszystkich wokół, czy im się podoba.
- „Two Face” – powtórzył Arashi do Kaze. Dziewczyna przekazała informację dalej i podała inne rozkazy. – Nicki… Dziękuje. Znów mi pomogłeś.
- Arashi, co się dzieje? - jęknął chłopak. – Chyba się nie pokłóciliście?
- Nie – Arashi wkładając buty, wciąż trzymając telefon. – Między nami jest, jak najlepiej. Ale Nicki nie podchodź do niego. Udawaj, że go nie znasz – powiedział stanowczo, wkładając miedzy czasie płaszcz.
- Dlaczego?
- To źli ludzie. Porwali Save. Bądź ostrożny, już tam jedziemy, nie rób głupstw i jeszcze raz dziękuję – powiedział, po czym się rozmoczył. Byli już z Kaze na dole. Wsiedli do terenówki.
- Domyślam się, co oni chcą z nim zrobić – mruknęła posępnie Kaze.
- Błagam nie mów mi – jęknął Arashi, znów czując, jak blednie na samą myśl o tym, że Save jest w niebezpieczeństwie.
Nicki przestępował z nogi na nogę. Ile to może trwać?! Arashi pośpiesz się! Chłopak doskonale wiedział, że Azjata starał się, podczas rozmowy z nim zachować spokój, ale mimo to wyczuł w jego głosie ogromne napięcie. Sprawa jest poważna. Do tego jeszcze udało mu się, podsłuchać, co ci trzej zamierzali zrobić z Save! Nie po to zrezygnował z Arashiego, żeby jacyś podrzędni kryminaliści ich rozdzielali! Nicki dzwonił kilkukrotnie, ale skośnooki nie odbierał. Chłopak sam nie wiedział, o kogo zaczyna się bardziej martwić. O Save czy o Arashiego? W końcu usłyszał pisk opon i wielki jeep zatrzymał się tuż przed nim.
- Arashi! – zawołał ucieszony widokiem swego idola chłopak. Azjata chciał coś powiedzieć, lecz Nicki był już w samochodzie. – Zabrali go. Sprzedali go Zolo… To okropny typ. Nie ma skrupułów – powiedział. Miał zamiar jeszcze coś dodać, gdy telefon Kaze zadzwonił. Dziewczyna odebrała i chłodno przyjęła wiadomość, po czym nic nie mówiąc, ruszyła z zawrotnym tempem we wskazane miejsce. Nicki na tylnym siedzeniu wbił się w fotel.
- Mówiłem, że masz się nie narażać – syknął Arashi, odwracając się w swoim fotelu.
- Nie narażałem się. Mówili bez żadnych tajemnic. Wystarczyło tylko usiąść dostatecznie blisko. – odburknął.
- Teraz będziesz musiał pojechać z nami. – powiedziała chłodno Kaze. – Lepiej, żebyś nie przeszkadzał – burknęła.
- Zostaniesz w samochodzie i nie będziesz się pokazywał, bez względu na to, co się będzie działo – powiedział Azjata twardym tonem.
- Chce pomóc! – sprzeciwił się głośno chłopak. Arashi otworzył usta, żeby mu odpowiedzieć, ale Kaze go wyprzedziła.
- Może następnym razem. Jesteś nieletni, nie możemy cię narażać – burknęła. – Już i tak to, że zabrałam tego idiotę, jest ryzykowne – dodała, zerkając na Arashiego.
- Coś ty powiedziała?!
- Spokojnie – Arashi zatrzymał czerwieniącego się ze złości chłopaka ruchem ręki przed rzuceniem się na Kaze. Nie to, żeby specjalnie za nią przepadał. Ale prowadziła, do tego była mu potrzebna, żeby odbić Save. – Już i tak dużo dla mnie zrobiłeś Nicki – powiedział, uśmiechając się do niego. Chłopak nie wyglądał na udobruchanego, jednak pozostał spokojnie w swym fotelu. I nagle samochód gwałtownie się zatrzymał.
- Słowo daję, kto dał ci prawo jazdy? – syknął Arashi, po tym jak nieomal nie zderzył się z przednią szybą.
- Tatko mi załatwił – powiedziała, wyskakując z wozu. Obeszła go i otworzyła bagażnik. Nicki z przerażeniem zobaczył, że jest on pełen broni. Arashi natychmiast pojawiał się przy Kaze. Dziewczyna chwilę grzebała w bagażniku.
- Mały, wiesz gdzie dokładnie mieszka ten Zolo? – zapytała swym chłodnym, pozbawionym uczuć głosem. Nicki zamrugał oczami. Poszukał portfela i wyciągną z niego wizytówkę. Arashi spojrzał na niego, unosząc pytająco brew. Chłopak wzruszył ramionami.
- Próbował mnie kiedyś zaprosić do siebie. Po prostu zapomniałem ją wyrzucić. – mruknął.
- Tylko winny się tłumaczy – stwierdziła Kaze, zatrzaskując bagażnik.
Save czuł, jak świat wokół niego kreci się wywołując przyjemnie zawroty głowy. Miał niejasne pojęcie o tym, co się dzieje, ale jakaś część jego świadomości, która nie była odurzona narkotykami mówiła mu, że jest w niebezpieczeństwie. Czuł się jednak, tak wspaniale. Chciało mu się śpiewać! Było mu tak dobrze. Ale czegoś mu brakowało. To było coś ważnego, coś, co kochał! Tak brakowało mu Arashiego! Gdyby on tu był, byłoby cudownie!
Nagle poczuł, jakby zapadał się w miękkiej chmurce. Dlaczego w raju nie ma Arashiego? W rzeczywistości ktoś rzucił go na łóżko. Save rozejrzał się mętnym wzrokiem. Niczego nie poznawał. Ktoś pochylił się nad nim. Wszystko było takie zamazane. Ale Arashi nie jest ciemnym blondynem! On ma takie piękne, czarne włosy, jak noc!
- Jesteś taki ładny - usłyszał nieprzyjemny głos, dochodził jednak z daleka. – Jak cukiereczek – znów odezwał się głos. Save poczuł, jak ktoś głaszcze jego policzek.
- Arashi - mruknął niemal niesłyszalnie.
- Co mówisz cukiereczku? – zapytał głos i rozmyta postać pochyliła się nad nim.
- Arashi.
- To imię twojej dziewczyny? – zapytał głos bez większego zainteresowania. – Ja ci ją zastąpię. Zobaczysz, tak ci się spodoba, że nie spojrzysz na żądną inną - Save poczuł, jak rozpina mu się koszula. Czyjeś dłonie zaczęły pieścić jego pierś.
- Arashi.… Arashi proszę – jękną Save. Nagle poczuł czyjeś wargi na swoich. Niepewnie odwzajemnił pocałunek. Myślał tylko o jednym! O Arashim! Pieszczoty posuwały się coraz dalej, a ubrania Save kolejno z niego schodziły. Wszystko było jednak jakby poza samym Save. Jakby nie działo się to naprawdę. Dotykające jego ciało dłonie, były bez wyrazu, obojętne dla blondyna. Zupełnie nic nie czuł, tylko tę okropną tęsknotę za…
- Arashi - znów jęknął.
- Zachowujesz się cukiereczku, jakbyś już to kiedyś robił. A może Arashi jest facetem? – zapytał głos, głaszczą Save po twarzy. Blondyn czuł ciężar na ciele, nie bardzo wiedząc, co to może znaczyć. Janka miał wrażenie, że działanie narkotyku słabnie. Może, gdy obudzi się zupełnie, zobaczy Arashiego? – Opowiedz mi o Arashim.
- On jest… jest piękny - mruknął Save. – Jak grecki bóg… tylko większy… - mruknął, znów czując kolejne pieszczoty na ciele. Teraz wydały mu się nieco nieprzyjemne.
- Co robi z tobą Arashi? – zapytywał się głos.
- Arashi mnie kocha…
- Jak cię kocha?
- Bardzo - Save zamknął oczy, próbując zatrzymać działanie narkotyku, jak najdłużej. Sam nie wiedział skąd, ale wiedział, że nie chce teraz być świadom tego, co się dzieje.
- Całuję cię?
- Zawsze – mruknął Save, czując, jak wraca mu coraz większa świadomość. Jak narasta w nim obrzydzenie! Nie chciał tu być, a ten głos i dotyk wcale mu się nie podobał.
- Mów, gdzie cię całuje i jak – głos był coraz bardziej natarczywy. Save czuł, że pozostało na nim niewiele poza bielizną. Miał ochotę uciec, ale nie był w stanie się ruszyć.
- Wszędzie… za uchem… - mruknął Save i nagle poczuł coś mokrego właśnie w tamtych okolicach. Nie był to przyjemny pocałunek, jakim obdarzał go jego ukochany, było to coś okropnego. Zupełnie, jakby polizał go pies cierpiący na ślinotok. Spróbował się wyrwać, ale wtedy poczuł, że jest przyciśnięty przez czyjeś wielkie, tłuste ciało do materaca łóżka. Jęknął przerażony. Arashi, gdzie jesteś, dlaczego zostawiłeś mnie samego!?
Save dusił się pod tym cielskiem, pod tymi zaślinionymi imitacjami pocałunków, pod dotykiem tych tłustych łap. Nagle, jakaś siła przewróciła go na brzuch. Save, który odzyskał już większość swojej świadomości, bał się nawet pomyśleć, co się teraz stanie.
Jednak nie stało się nic. Usłyszał tylko jakieś przytłumione głosy. Leżał, czekając na najgorsze. Gdyby choć mógł się ruszyć…
Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Była delikatna i przyjemna.
- Skarbie, słyszysz mnie? – zapytał głos, który wydal się Save głosem anioła. – Skarbie? – jęknął głos, a dłoń potrząsnęła nieruchomym ciałem blondyna. Teraz Save rozpoznawał ten głos.
- Arashi – jęknął, uśmiechając się.
- Tak skarbie, to ja. Już nikt cię nie dotknie – powiedział głos, a Save poczuł, jak jego ubrania wracają na swoje miejsce.
- Coś ci zrobił? – zapytał Arashi.
- Nie wiem… Chyba nie… Nie wiem - jęknął Save, mając mgliste pojęcie, o tym, co się działo.
- Zdecyduj się. No, ale wygląda na to, że nie zdążył – mruknął Arashi. – Jak się czujesz?
- Nie wiem…
- Jest coś, co wiesz, skarbie?
- Wróciłeś… Tak tęskniłem… - mruknął Save, patrząc na zamazaną twarz Arashiego. Widział tylko jego długie, czarne włosy wokół jasnej palny twarzy.
- Skarbie chcesz mi coś powiedzieć?
- Kocham cię Arashi - mruknął sennie Save, choć wcale nie chciało mu się spać. Poczuł dłoń Arashi, która pogładziła go po włosach. To było takie, przyjemne.
- Niedługo wrócimy do domu.
- Będziemy się kochać? – to pytanie zaskoczyło Arashiego, ale przypisał je działaniu nieznanych środków odurzających, jakie podano jego ukochanemu.
- Zrobimy, co zechcesz – powiedział, przysuwając się i delikatnie całuję jego policzek. – Jak lubisz się ze mną kochać? – zapytał cicho.
- Arashi… Lubię, jak jesteś zdecydowany… Tak mi dobrze, gdy jesteś pewny siebie, taki stanowczy… brutalny… jak… jak wtedy… gdy zrywałeś ze mnie skórzane spodnie… - mruknął Save prawie niesłyszalnie.
- Ale skarbie…? Myślałem, że ci się nie podobało - jęknął wstrząśnięty Arashi. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego. Save był gorszym zboczeńcem, niż mu się wydało. A może to on tak go zmienił? Jednak było pewnie, po tych środkach mówił tylko prawdę, to wiedział od porywaczy. Nagle Arashi dosłyszał jakieś zamieszanie. Podniósł się z łóżka. Save obserwował go cały czas.
- Wy skubane żółtki, z Zolo nie wygracie! – wrzasnął grubas, wyrywając się trzymającym go ludziom Kaze. Udało mu się dopaść, małej komódki przy drzwiach. Nim, ktokolwiek zdołał się ruszyć, Zolo wydobył stamtąd broń i wymierzył ją w Arashiego. - Już nie sprawisz mu przyjemności chłopczyku – syknął z mściwą satysfakcją w oczach i nacisnął spust.
Huk wystrzału całkowicie ocucił Save. Zobaczył on, jak Arashi zachwiał się. Jego oczy był szeroko otwarte z przerażenia. Zolo zaśmiał się przerażająco i jeszcze dwa razy pociągną za spust. Save z przerażenie nie mógł się ruszyć.
Zobaczył, jak dwie kule trafiają Arashi prosto w pierś! Azjata zachwiał się, po czym padał na twarz!
Koniec części pierwszej.
czwartek, 18 kwietnia 2013
Rodział XV 2 z 3 Dom Sarivaldów
Bateowy: Reila i Tleja. Za co jestem Wam bardzo wdzięczna dziewczyny. Mam tylko nadzieję, że jak robiłam formatowanie, Wasze poprawki nigdzie nie uciekły.
Jeszcze raz wielkie dzięki i miłej lektury wszystkim.
Arashi
podskoczył na dźwięk dzwonka telefonu i rzucił się, by go
odebrać. Z radością zobaczył, że na wyświetlaczu pokazuje się
imię jego znajomego z policji. Drżącymi dłońmi wybrał przycisk
ze zgodą na połączenie.
-
Arashi. Mam ten samochód, o który pytałeś – powiedział głos w
słuchawce. – Niestety, został skradziony dokładnie wczoraj.
Jeśli nie są skończonymi idiotami, na pewno niedługo znajdziemy
go porzuconego.
-
Rozumiem - mruknął Azjata smętnie.
-
Przykro mi, że nie mogę ci bardziej pomóc. Dam znać, jak samochód
znów się pojawi – powiedział rozmówca Arashiego, pożegnał
się, życzył owocnych poszukiwań i rozłączył się. Brunet
natychmiast wstał. Podszedł do drzwi, zaczął się ubierać.
-
A ty dokąd? – zapytała Tora, widząc, co robi.
-
Idę w plener, zasięgnąć języka – powiedział zimno i otworzył
drzwi.
-
Arashi, pójdziemy...
-
Nie, idę sam! Zostańcie tu, albo wracajcie do siebie –
powiedział, posyłając jej słaby, smętny uśmiech i wychodząc.
Skierował się w stronę Illusions, był pewien, co do drogi, którą
poszedł wtedy Save. Zawsze przecież używali tej samej. Była
najkrótsza, ale nie najbezpieczniejsza. Arashi przeklną. Wyciągnął
telefon. Zadzwonił do swego policyjnego informatora, wypytał go o
okoliczności kradzieży samochodu, miejsca i tym podobne. Miał
plan, co robić dalej. Teraz trzeba było dowiedzieć się, kto
ukradł samochód. Znał paru ludzi, którzy powinni to wiedzieć.
Wielu z nich nie było jego przyjaciółmi, ale musiał to zrobić.
Arashi
wrócił do mieszkania swojego kochanka bardzo późnym wieczorem.
Był mocno potłuczony, ale i tak w znacznie lepszym stanie niż
ostatnio. Tora odchodziła od zmysłów, jednak gdy go zobaczyła,
przeraziła się jeszcze bardziej. Podbiegła do niego, jak jeszcze
stał w progu. Chciała coś powiedzieć, lecz ją wyprzedził.
-
Wiem, kim są – stwierdził tryumfalnie. – Zanim udało mi się,
zdobyć te informację, trochę mnie poobijali, ale warto było.
Teraz muszę się skontaktować z rodziną Save. Na pewno zażądają
okupu.
-
Arashi, kompletnie ci odbiło! Wiesz, jak to się mogło skończyć?
-
Bez obaw tygrysku, byłem ostrożny. Moje życie zaczęło mieć dla
mnie wysoką wartość – powiedział, uśmiechając się. Tora
odwzajemniła to, po czym zaproponowała, że go opatrzy. Okami
musiał wyjść. Byli tylko we dwoje. Brunet trochę się buntował i
mówił, że w tej sytuacji położy się na kanapie, ale Tora
stwierdziła, że czuję się bezpieczna, a w razie potrzeby, wie jak
go obezwładnić.
-
Tygrysku, boję się, że nie zdążę – jęknął mężczyzna.
-
Arashi, nawet o tym nie myśl. Save tak samo chce cię zobaczyć, jak
ty jego. Bez względu na wszystko, nie da się zabić. Jest silny,
choć na to nie wygląda.
-
Jesteś taka dosadna. Ale co, jeśli oni zechcą zrobić mu coś
innego... jak go skrzywdzą?
-
Arashi przestań. Lepiej pomyśl, jak skontaktować się z jego
rodziną. Zajmiesz się czymś, to przestaną ci do głowy
przychodzić najgorsze myśli – powiedziała ostro. Azjata chwilę
milczał, po chwili przewrócił się na drugi bok.
-
Tygrysku, pamiętasz, jak się kochaliśmy? – zapytał.
-
Głupku, przecież byłeś moim pierwszym.
-
Wiem, ale robiliśmy to więcej niż raz – Tora zaśmiała się. –
No co, było nam tak źle?
-
Arashi, pamiętam, jak się do tego zabierałeś. Naprawdę nie
mogłam wybrać lepiej. Byłeś taki ostrożny. Dbałeś o to, żeby
było mi przyjemnie, bez względu na siebie – dziewczyna również
przewróciła się na bok i pogłaskała go po policzku.
-
Kochałem się z nim w tym łóżku - mruknął Arashi ze łzami w
oczach.
-
I jeszcze nie raz będziesz się z nim kochał – powiedziała,
całując go w czoło. Azjata spróbował się uśmiechnąć. – Nie
myśl o tym i śpij – dodała, patrząc na niego wyczekująco.
Brunet przytaknął głową i zamknął oczy. Tora zamierzała przy
nim czuwać, ale wkrótce sama usnęła. Azjata naprawdę starał się
zasnąć, ale jeszcze długo słyszał wszystko wokół i czuł, że
to nie jego najdroższy skarb leży obok niego.
Szybko
się obudził, mimo że zazwyczaj lubił długo pospać, często
nawet do południa. Jednak ostatnio w ogóle nie mógł spać. Ani w
nocy, ani w dzień. Nieustanie dręczyła go myśl o tym, co się
dzieje z Save. Nie mając też głowy do gotowania, poszedł do baru
po jakieś śniadanie dla siebie i Tory. Nie było rzeczą dziwną,
że poszedł do baru, w którym pracowała Kaze. Nie raz dostawał
tam rabat, nie tylko, jako stały klient. Jego złośliwa znajoma
akurat kończyła pracę, gdy przyszedł i nie pytając go nawet o
pozwolenie, przysiadała się do niego.
-
Tora nie umrze z głodu. Poza tym i tak pewnie jeszcze długo, zanim
się obudzi – prychnęła, zmieniając jego zamówienia i każąc
je podać, a nie pakować na wynos. Arashi westchnął sfrustrowany.
Normalnie kłóciłby się z tą jędzą, ale teraz...
-
Słyszałam, że twój chłopak od ciebie uciekł – powiedziała
nagle Kaze. Jej charakterystyczny uśmieszek igrał na ustach i
iskrzył się w oczach – Pal go licho.
-
Nie uciekł! Porwali go – bąknął Arashi. Najchętniej wrzuciłby
teraz Kaze do rzeki z kamieniem, uwiązanym na szyi. Choć takie
metody chyba nie sprawdzały się na wiedźmach. Jak ona mogła?
Zawsze była jak natrętny, dokuczliwy owad i nie oszczędzała
człowieka, nawet w najgorszych chwilach. – W ogóle, skąd ty o
tym wiesz? – syknął, posyłając jej zabójcze spojrzenie, gdy
uśmiechnęła się zwycięsko.
-
Mój ponurak mi powiedział – wyjaśniła lekko, mając na myśli
Nuriko. – A jemu powiedziała Tora. Nadal musi mu biedna mówić
gdzie i kiedy wychodzi – Kaze zachichotała. – Czy to nie
śmieszne, że ona i ten jej lekarz są tacy grzeczni?
-
Nic ci do tego – warknął Arashi, choć on uważał, że zbytnia
cnotliwość Okamiego, nie służy ich związkowi. Miał teraz
ważniejsze zmartwienia, niż kłopoty miłosne Tory.
-
W każdym razie, chciałam ci powiedzieć, że jesteś idiotą –
zaczęła nagle Kaze. Arashi wcale nie był zainteresowany, dlaczego
doszła do takich wniosków, ale ona i tak mówiła dalej. –
Powinieneś od razu przyjść z tym do mnie – mówiła, podając mu
lekkie śniadanie i pokazując, co zamówiła mu na deser. Arashi
spojrzał na czekoladowy pudding obojętnie.
– A
co ty możesz zrobić? Tyle samo, co ja – burknął, niechętnie
jedząc swoje śniadanie.
-
Idiota – stwierdziła Kaze, jedząc tosta i popijając kawą. –
Zapominasz, kim jest mój staruszek. Wbrew temu, co myślisz lubi cię
i pomoże, zwłaszcza jak poproszę.
-
A co on może? Wiesz, Yakuza chyba nie powinna się do tego mieszać.
-
Dramatyzujesz. To nie jest Yakuza – powiedziała dziewczyna,
machając ręką.
-
A tak, to jej chiński odpowiednik. Jeszcze lepiej – prychnął
Arashi, zabierając się za swój pudding.
-
Masz już jakieś informacje, prawda? A wiesz, że mogę ci je
pomnożyć? Będziesz wiedział więcej, o tym gdzie twój blondasek
się znajduje i w jakim jest stanie, jeśli nie chcesz pomocy przy
jego odbiciu.
-
Kaze, doceniam to, że oferujesz mi pomoc, ale zrozum, Save to nie
jest jakiś tam mój zwykły kochanek – powiedział, zniżając
głos niemal do szeptu. – On dba o reputację. Nikt nie może się
dowiedzieć o naszym związku. Jego ojciec jest szanowanym
człowiekiem... zresztą ty i tak tego nie zrozumiesz.
-
Wiesz, zawsze możesz występować, jako jego przyjaciel, nie?
-
Kto uwierzy, że przyjaciel tak angażuje się w poszukiwanie
porwanego?– syknął Azjata.
-
Daj spokój, bogacze są naiwni. Uwierzą we wszystko, a nawet jeśli
będą coś podejrzewać, to udadzą, że tego nie ma, bo tak im
będzie wygodniej. No to, co wiesz? – zapytała, nie tracą
entuzjazmu dla sprawy. Arashi westchnął. Nie miał wyboru, poza
tym, co mu szkodziło?
-
Wiem, kim są porywacze. Mniej więcej.
-
I co? Pewnie dowiedziałeś się tego, lejąc parę płotek? Arashi
może, jak kiedyś ktoś w zemście, nastuka ci w ten twój durny
łeb...
-
Jakbyś nie wiedziała, nie mam rodziców, którzy są wysoko
postawionymi gangsterami, żeby załatwić takie rzeczy za mnie –
warknął obrażony, ale musiał przyznać. Zdobycie tych informacji,
nie przysporzyło mu przyjaciół w tamtej dzielnicy. Dobrze, że
Illusions było na jej obrzeżach.
Kaze
uśmiechała się krzywo.
-
Teraz pewnie, zamierzasz iść po resztę informacji, zdobywając je
w ten sam sposób?
-
Właściwie, chciałem się skontaktować z rodziną Save, powiedzieć
co wiem i pomóc policji w poszukiwaniach.
-
Wierzysz, że zawiadomili policję?
-
Nie, ale...
-
Słuchaj, wzięłam trzy dni wolnego. Trzeci, chciałam poświecić
ponuremu, wiec za dwa dni, będziesz miał swoją maskoteczkę –
powiedziała, uśmiechając się w okropny, lubieżny sposób. Arashi
zastanawiał się czy ona naprawdę myśli tylko o jednym. – Więc,
jeszcze dziś, pogadasz sobie z jego rodzicami. W międzyczasie
dowiemy się, gdzie go trzymają i co chcą z nim zrobić. Jutro
przygotujemy się, żeby go odbić i wieczorem będziesz sobie mógł
pochędożyć.
-
Kaze... ty zboczona, głupia krowo. Jak ty chcesz tego wszystkiego
dokonać?
-
Zaufaj mi. A teraz chodź. Lepiej nie marnować czasu –
powiedziała, wstając i wyciągając go z baru.
Jak
obiecała Kaze, jeszcze tego samego dnia, przed południem, znaleźli
się w posiadłości Sarivaldów. Przynajmniej ona tak twierdziła.
Jednak Azjata skłonny był uwierzyć. Save nie raz mówił o dużym
domu, ale ten był ogromny. Arashi rozumiał dlaczego jego ukochany
czuł się tu samotny. Kaze wyjaśniła swemu towarzyszowi, że nie
trudno było, znaleźć adres znanego adwokata. Nie trudne, dla córki
największego mafiozo w mieście – pomyślał ponuro Arashi.
Czasami zastanawiał się, czy nie powinien martwic się, ze względu
na to, że ów człowiek był, kiedyś jego ojczymem, aż go dreszcze
po plecach przeszły.
Kaze
nagle nacisnęła pedał gazu i ruszyła sprzed bramy dworku. Arashim
zarzuciło do tyłu tak, że nieomal wylądował, na tylnym siedzeniu
wysokiego dżipa Chinki.
-
Co ty wyprawisz? Mieliśmy z nimi porozmawiać – jęknął brunet,
wracając na swoje miejsce z niemałym trudem i zapinając pas.
Czasami zastawiał się, kto dał temu potworowi prawo jazdy.
-
Pamiętam. Myślisz, że wpuszczą nas główną bramą? –
prychnęła.
-
Z kim się ułożyłaś? – zapytał po krótkiej chwili.
-
Z ochroną... i po części ze służbą. Chyba mi ufasz? - mruknęła,
mrużąc tajemniczo oczy.
-
Nie mam wyboru. Czyli, że nie wiadomo, czy w ogóle uda mi się z
nimi porozmawiać. – westchnął z rezygnacją.
-
Ten związek źle na ciebie wpływa – zaczęła Kaze, zerkając na
niego. – Zrobiłeś się miękki... W łóżku pewnie też, już
sobie tak dobrze nie radzisz – prychnęła.
-
To nie twoja sprawa, jak radzę sobie w łóżku – syknął.
-
Poniekąd moja. W końcu to ja, cię wszystkiego nauczyłam, więc...
-
Ty tylko wskazałaś mi drogę. Pokazałaś ją. Reszty nauczałem
się sam i bardziej pomogła mi w tym Tora niż ty! – Grymas, który
przeszedł przez twarz Kaze, dał Arashi ogromną satysfakcję.
Wreszcie poczuła, jak to jest, być po drugiej stronie
uszczypliwości. Pewnie i tak spłynie to po niej, jak woda po gęsi.
-
Skoro ona cię uczyła, to współczuję temu blondaskowi –
prychnęła Kaze, zatrzymując się.
Tył
domu wyglądał różnie imponująco, co nieprzychylnie. Dziewczyna
wyciągnęła telefon i wykonała krótką rozmowę, w której
oświadczyła, że już są. Po chwili, ktoś otworzył im niewielką
bramę, przez którą Kaze przemknęła swą terenówką, jakby ją
kto gonił.
Dom,
nawet od wejścia dla służby, był urządzony z przepychem i
bogactwem, ale nieprzesadnie. Miał klasę i wyrafinowany gust.
Arashi przerażał ogrom tej posiadłości. Służba, ochrona i bóg
wie, co jeszcze! Pomyśleć, że on zna ludzi, którzy w piątkę,
gnieździli się na dwudziestu metrach kwadratowych. Gdy nie mieszkał
z Save, sam był tym piątym, a czasem nawet szóstym. Życie
traktuje ludzi niesprawiedliwie. Pomyślał, rozglądając się, gdy
nagle ktoś uszczypnął go boleśnie w tyłek. Arashi zacisnął
zęby, żeby nie krzyknąć. Dreszczu nie zdołał powstrzymać.
-
Kaze, ty zboczona nimfomanko – syknął wściekle, poznając rękę
dziewczyny. Chinka tylko się do niego uśmiechnęła. Po chwili
zastąpiła mu drogę i pchnęła na najbliższą ścianę.
-
Przestań się denerwować. Robisz się sztywny, nie w tych
miejscach, co trzeba – powiedziała, a Arashi przewidując już,
gdzie wędruje jej niezaspokojona rączka, chwycił ją, gdy
przesuwała mu się po udzie.
-
Chcesz mnie molestować, czy pomóc znaleźć Save? – syknął
Arashi, odsuwając ją stanowczo od siebie.
-
Ach, Arashi, jaki ty jesteś głupiutki i naiwny. Myślisz, że
pomagam ci za darmo? – zachichotała. – Liczę, że jesteś
człowiekiem honoru i należycie mi się odpłacisz – dodała, po
czym poszła dalej.Tego się Arashi najbardziej obawiał. Ten rodzaj
śmiechu wskazywał, że tylko jedną zapłatę miała na myśli.
Azjata był jednak gotów zrobić wszystko, żeby tylko odnaleźć
Save, całego i zdrowego. Na razie jednak wolał o tym nie myśleć.
-
Jak chcesz zmusić jego rodziców, żeby z nami porozmawiali? Mogą
nas, przecież od razu wyrzucić – zaczął, idąc za nią.
-
Arashi, Arashi, Arashi. Masz przecież kartę atutową. Wiesz, kim są
porywacze, a zanim ochrona zdąży cię stąd wywlec, zdążysz to
wykrzyczeć.
-
Twoja zdolność planowania powala mnie na łopatki – warknął
Arashi. Ale musiał przyznać, że samo to, iż byli w tym domu, było
dużym sukcesem i zapewne zawdzięczał to Kaze. Jednak wolałby nie
marnować czasu na przeszukiwanie pustego dworku. Rozumiał
doskonale, co Save miał na myśli, mówiąc o pustym domu. Było tu
chyba ze sto pokoi, a rodzina liczyła tylko troje członków. Jak on
musiał się tu czuć, strasznie samotnie. Arashi przebiegł zimny
dreszcz, oby nie było za późno.
-
Słyszysz? – zapytała nagle Kaze. Arashi nastawił uszu. Tak, on
też wyraźnie słyszał czyjś płacz. – Dochodzi stamtąd –
powiedziała dziewczyna i podeszła do pobliskich drzwi. Uchyliła je
nieco i oboje zajrzeli do pomieszczenia za nimi. Był to ogromny
salon, właściwie mała sala balowa. Tak dużego pokoju Arashi w
życiu nie wiedział. Umeblowany był bardzo oszczędnie, w stylu
późno renesansowym. Przynajmniej tak sądził. Stała tam mała
sofa, stoliczek, dwa foteliki, tuż przed małym, białym, marmurowym
kominkiem. Na sofce siedział drobna, jasnowłosa, elegancko ubrana
kobieta. To ona płakała.
-
Proszę nie płakać. Na pewno nic mu nie będzie – odezwał się
czyjś głos i w polu ich widzenia pojawiła się druga kobieta. Była
nieco młodsza od nich. Miała na sobie letnią sukienkę, była
zgrabna i miała piękne, zdrowe i długie włosy koloru kasztanów.
-
To musi być jedna z nich - mruknęła Kaze.
-
Sam bym na to nie wpadł. Myślisz, że to ta, co się pochyla?
-
Niezłe ma cycki, co? – zapytała Kaze, zerkając na Arashi.
-
Ty tylko o jednym. Chodźmy – powiedział, otwierając szerzej
drzwi.
-
O nie, ja tu poczekam. Na wypadek, gdyby chcieli cię usuwać siłą
– powiedziała, wypychając go przed siebie. To cud, że kobiety
jeszcze ich nie usłyszały. A może było to spowodowane wielkością
sali i tym, że Arashi i Kaze nieświadomie szeptali przez cały
czas.
Azjata
wziął głęboki wdech i ruszył pewnym krokiem w stronę kobiet.
Był już kilka kroków od nich, gdy dostrzegła go młodsza z nich.
Wyraz jej twarzy, nie świadczył o tym, że zrobił przyjazne
wrażenie. Natychmiast obróciła się płacząca dama. Arashi
uderzyło zaskakujące podobieństwo do Save! A raczej odwrotnie,
Save do niej. Nie miał wątpliwości, że to jego matka. Pani
Sarivald poderwała się ze swojej sofki i wydała zduszony okrzyk.
Skuliła się przy dziewczynie i jęknęła.
-
Czego chcesz?! – zapytała wojowniczo szatynka.
-
Spokojne moje panie, nie zamierzam wyrządzić wam krzywdy – zaczął
spokojne.
-
Pieniędzy też nie dostaniesz! Jak się tu dostałeś?! –
warknęła, nie tracąc ducha walki szatynka.
-
Nie, nie po to tu jestem. Chodzi mi o Save.
-
Mój mąż zapłaci okup – jęknęła pani Sarivald. Arashi
westchnął, a jego ramiona opadły.
-
Nazywam się Yasano Arashi i jestem przyjacielem Save, myślę, że
mam informację, które mogą pomóc w jego bezpiecznym odnalezieniu
– powiedział na wydechu. Kobiety natychmiast przestały się
trząść i kulić. Dziewczyna nawet uśmiechnęła się
kokieteryjnie do niego. Pani Sarivald wyglądała jednak na bardzo
zaskoczoną.
-
Co ma pan na myśli? – zapytała w końcu dziewczyna, patrząc na
Arashiego łakomie.
-
Widziałem, jak porwali Save. Nie zdążyłem jednak nic zrobić. Ale
udało mi się dowiedzieć, kim są porywacze.
-
Ale w jaki sposób? – zapytała szatynka, wskazując mu fotelik, by
usiadł. Azjata przyjął to z wdzięcznością. Kobiety usiadły
naprzeciw niego, nadal mocno do siebie przytulone. Najwyraźniej pani
Sarivald bardzo przeżywa to, co stało się z jej synem.
-
Moja przyjaciółka, zapamiętała numery rejestracyjne samochodu, do
którego go zapakowali... - przerwał, mając dziwne wrażenie, że
użył bardzo niewłaściwego wyrażenia. – Udało mi się ustalić,
co to za samochód i, że został skradziony. Potem dowiedziałem
się, kto go ukradł.
-
Chyba domyślam się, w jaki sposób. – powiedziała dziewczyna,
uśmiechając się drapieżnie i robiąc nieznaczny gest w stronę
brwi.
-
Nie, to stara rana – powiedział Arashi, przypominając sobie, że
wciąż jeszcze nosi plaster na dziurze po kolczyku, bo jakoś nie
chciała mu się zagoić. Ale natychmiast mu się przypomniało, jak
strasznie musi wyglądać. Był pewien, że ma na twarzy chociaż
jednego siniaka, poza tym te jego wszystkie kolczyki i czarne ubrania
nie robiły dobrego wrażenia na „arystokracji”. Westchnął
tylko i udawał, że nic się nie stało. – Jest ich trzech. To
przypadkowe płotki...to znaczy, nie należą do żadnej organizacji
przestępczej i nie zajmują się zawodowo takimi rzeczami. Jednak od
dłuższego czasu przyglądali się pani rodzinie. To ze względu na
pana Sarivalda, który ich kilka razy pogrążył. Źli ludzie, nie
lubią adwokatów, więc postanowili się na nim zemścić. Jak
zobaczyli okazję, złapali ją. W swoim środowisku mają opinię
nieprzewidywalnych głupków. Dlatego sądzę, że należy się
śpieszyć i nie zdawać na policję.
-
Nie dzwoniliśmy na policję – mruknęła pani Sarivald.
-
Nie? – zdziwił się Arashi. – To niedobrze... chociaż z drugiej
strony – zamyślił się na chwilę i nagle pouczył, jak czyjeś
ręce oplatają jego szyję. Na plecach poczuł obfity biust!
Podniósł spojrzenie zaskoczony. Kaze!
-
Zejdź ze mnie. Myślę – powiedział, chłodno patrząc na nią
wściekle.
-
Arashi, nie wysilaj się, bo jeszcze sobie zaszkodzisz –
powiedziała, poklepując go po policzku.
-
To jest Kaze, drogie panie. Pomogła mi się tu dostać – mruknął.
Obie kobiety, nie wyglądały na zadowolone z obecności Kaze. Jednak
Arashi podejrzewał, że miały różne powody.
-
Myślę, że powinnyśmy włączyć do tego policję. Ale nie byle
kogo. Nie chcemy przecież, żeby jakiś zapyziały urzędas mówił,
że cywile nie powinni się mieszać. – powiedziała Kaze poważnie,
jeśli ona w ogóle potrafiła być poważna.
piątek, 29 marca 2013
Rodział XV 1 z 3 Porwanie.
Znów bez betowania. Jakby jednak kogoś raziły błędy, proszę dawać znać, co i gdzie, w komentarzach. Z góry dzięki i miłej lektury.
***
Save wcale nie
miał ochoty odprowadzać Helen. Zgodził jednak się na prośbę
Arashiego. W końcu dla niego był gotowy zrobić wszystko.
Dziewczyna koniecznie chciała jakoś się im obu odwdzięczyć. Save
przyschnął na to pogardliwie. Brunet zastanawiał się, co mogłaby,
dla niego zrobić i wtedy dowiedział się, że jej ojciec jest
producentem muzyczny. Wtedy oczy Azjaty rozświetliły się. Wiedział
bowiem, że Neko gra od jakiegoś czasu w jakiejś kapeli i na pewno
marzy mu się szansa na zaistnienie. Helen obiecała, że porozmawia
z ojcem. Po jakimś czasie zadzwoniła do Arashi i za jego
pośrednictwem umówiła zespół Neko ze swym ojcem. Tak zaczęła
się kariera muzyczna Neko.
Arashi i Save zaś
wrócili do mieszkania. Blondyn był skwaszony brakiem uwagi ze
strony Arashiego, a on był wycieńczony wysiłkiem, jaki włożył w
tę wycieczkę. Marzyło mu się tylko wygodne duże łóżko… albo
chociaż kanapa. Opadł ciężko na to, co było najbliżej. Wyciągną
papierosa. I wtedy napotkał spojrzenie Save. Było jakieś dziwne,
jakby blondyn czegoś od niego oczekiwał.
- Mógłbyś mnie
poczęstować? – bąknął Save z niezadowoleniem. Arashi zamrugał
oczami, chwilę zastanawiając się czy mu się nie przesłyszało.
- Ale, skarbie,
przecież ty nie palisz.
- Zawsze mogę
zacząć – burknął buntowniczo Save.
- Ale… wiesz,
jakie to świństwo? Wiesz, ile to chorób na człowieka sprowadza?
To szkodliwe paskudztwo, nie chcę, żebyś się rozchorował…
- Arashi mam ci
przypomnieć, jak bardzo jest szkodliwe palenie bierne? – zapytał
Save, mrużąc niebieskie oczy. Arashi spojrzał na swego jeszcze
nieodpalonego papierosa.
- Masz rację.
Czas z tym skończyć. – powiedział, wstając.
- Dokąd idziesz?
– zapytał podejrzliwe Save.
- Idę rzucić
nałóg. Nie będę cię więcej truł tym świństwem – stwierdził
stanowczo i poczłapał w kierunku kuchni.
- Wystarczyłoby,
żebyś mnie poczęstował. Wolisz rzucić palenie niż dać mi
jednego… - prychnął Save. Arashi nie zwrócił na to uwagi,
spełnił swoje zamierzeni i dopiero co rozpoczętą paczkę wrzucił
do kosza. Gdy wrócił do pokoju, przytulił się do pleców Save.
- Oczywiście ze
wolę rzucić palenie niż wciągnąć cię w coś tak paskudnego.
Wystarczy, że zrobiłem z ciebie seksoholika. – mruknął, całując
go namiętnie w policzek.
- Arashi to ty
masz same nałogi – burknął Save, odpędzając go dłonią jak
muchę.
- Co cię ugryzło
skarbie? – zapytał smętnie Azjata.
- Nic. Teraz daj
mi przejść muszę zmienić pościel – burknął znów, mijając
go. Arashi nie miał siły, by dalej drążyć temat, poza tym
wydawało mu się, że wie, o co złości się jego ukochany. I tak
by go nie przekonał, że nie ma o co się dąsać.
Humor Save nie
poprawił się do wieczora, ale Arashi jak zwykle to nie
przeszkadzało. Wyszedł spod prysznica i zakrył wszystkie miejsca,
których Save nie powinien jeszcze oglądać. Po czym wysuszył
włosy, bo jego ukochany nie lubił mieć mokrej poduszki. Przejrzał
się jeszcze raz w lustrze. Po wczorajszej opuchliźnie na twarzy
zostały już tylko siniaki i czerwone plamy. I tak wyglądał dużo
lepiej. A może już się nie podobał Save? Zresztą sobie także
nie podobał się w takim stanie. Pewne rzeczy jednak wymagają
poświęceń, szkoda tylko, że Save nie chce tego zrozumieć. Nie
tracą optymizmu, Arashi poszedł do sypialni. Save zgasił już
światło i położył się na boku. Plecami do środka łóżka.
Naprawdę był rozgoryczony, ciekawe tylko czym? Arashi wsunął się
pod kołdrę i przysunął do niego. Żadnej reakcji! Zaczął go
delikatnie głaskać opuszkami palców po karku. Znowu nic! Przysunął
się jeszcze bliżej i złożył delikatny pocałunek za uchem Save.
- Arashi, próbuję
zasnąć – burknął Save.
- Ale ja nie
dostałem buzi na dobranoc – sprzeciwił się Azjata, przesuwając
dłonie na pierś studenta. Save westchnął z irytacją i odwrócił
się do niego.
- Na co ty
liczysz? – warknął. – Jesteś cały poobijany.
- To nie znaczy,
że straciłem sprawność. – burknął brunet, udając urażonego.
- Arashi,
widziałeś się w lustrze. Twoja twarz wygląda jakby… dobrze
wiesz, jak wygląda. Wolę nie wiedzieć, jak jest z resztą –
westchnął Save, chcą się odwrócić z powrotem.
- No wiesz,
skarbie, myślałem, że kochasz mnie za coś więcej niż moje ciało
i cudowna twarz.
- Widzisz Arashi,
wydało się. Teraz śpij – powiedział blondyn głosem pozbawionym
uczuć. W Arashi aż zawrzało. Nie lubił tego typu żartów. W
końcu dobrze wiedział, jaki jest pociągający, nigdy nie wiadomo
czy tego typu uwagi brać na poważenie. Postanowił się nie
poddawać. Objął Save w pasie i zaczął delikatnie pieścić jego
kark ustami. Jego dłonie błądził po torsie blondyna. Chwilę
później usta Azjaty pieściły Save za uchem. Student starał się
zachować chłód, ale nigdy mu się to nie udawało przy brunecie.
Szybko poddał się i jękną z przyjemnością, odprężając się w
jego ramionach. Chwilę później odwrócił się do niego i pozwolił
mu na większą swobodę ruchów. Arashi był taki cudowny i
wprawiony. Doskonale wiedział, co blondyn lubi. Zaczął
odwzajemniać jego pieszczoty. Objął go i całował namiętnie.
Zawsze było im tak dobrze. Do chwili, gdy Arashi jęknął! Save
niechcący dotkną jednego z bardziej obolałych miejsca na jego
ciele.
- Właśnie o tym
mówiłem! – warknął zirytowany student, odwracając się do
Arashiego plecami.
- Ale przecież to
tylko… daj spokój, możemy kontynuować. – upierał się
skośnooki.
- Nic z tego! –
Save usiadł na łóżku gwałtownie. – Jeszcze mi tego brakowało,
żebyś się wykrwawił w moim łóżku. Nic nie mów – powiedział
stanowczo, gdy Arashi otwierał usta, by się sprzeciwić. – Okami
powiedział, że masz odpoczywać, to będziesz odpoczywał. Nie
będzie żądnych zabaw, dopóki nie wyzdrowiejesz!
- Chcesz mnie
zmotywować? Wiesz ja i tak tego nie przyspieszę – stwierdził
Arashi beztrosko.
- Arashi czy ty
choć przez chwilę pomyślałeś o tym, co ja tu przeżywałem?
Umierałem ze strachu o ciebie, a ty zjawiłeś się w takim stanie!
Masz teraz wyzdrowieć, potem zastanowisz się nad tym wszystkim –
warknął Save, po czym równie gwałtownie, jak siadł, położył
się.
- Ale przytulić
chyba się możemy? – jęknął zdesperowany Azjata. Usłyszał w
odpowiedzi ciężkie westchnienie Save i poczuł, jak student
przysuwa się do niego. Arashi nie zadawał więcej pytań,
wykorzystał po prostu jego bliskość i objął go. I tym się
musiał zadowolić.
Celibat, jak to
nazywał Arashi, udzielił się im obu. Obaj jednak byli zbyt dumni,
żeby przyznać się do tego. Save nie chciał okazywać słabości,
w końcu Arashi ma wyzdrowieć i się nie męczyć. Arashi nie chciał
się sprzeciwiać. Okami często ich odwiedzał i sprawdzał stan
zdrowia bruneta. Z zadowoleniem mówił, że jest coraz lepiej.
Całkowity powrót Arashiego do zdrowia zajął mu miesiąc. Zniknęły
wszystkie siniki, rany się zagoiły. Azjata z niecierpliwością
czekał na zbawcze słowa Okami, które uświadomią Save, że
wszystko jest już w porządku. Odkąd Arashi wprowadził się do
swojego ukochanego i zaczął zajmować mu połowę łóżka, nigdy
nie robili sobie dłuższej przerwy niż trzy dni. Zazwyczaj wypadało
to na weekend, gdy Azjata spędzał całe noce w klubie. Ten miesiąc
celibatu dał mu się mocno we znaki.
- No Arashi,
wygląda na to, że się wylizałeś. Ale na przyszłość nie pakuj
się w takie sprawy. Nie zamierzam cię następnym razem zeskrobywać
ze slumsów – powiedział w końcu Okami na przegnanie. Azjata
uśmiechnął się niewinnie, zamykając za nim drzwi. Spojrzał na
Save. Blondyn uparcie patrzył w książkę, jakby nic nie słyszał.
Arashi postanowił mu to powtórzyć. Usiadł obok niego. Położył
mu rękę na udzie i zaczął go całować namiętnie. Jego zamiary
były oczywiste. Save wyrwał się zniecierpliwiony.
- Wybij to sobie z
głowy. Muszę się uczyć – burknął.
- Przecież masz
wolne. Do października nie musisz się niczego uczyć – powiedział
Arashi namiętnie i już nie pytając o nic, zaczął rozbierać
kochanka, w razie potrzeby używając siły. Save próbował
protestować, ale w końcu i tak pozwolił mu na wszystko. Zresztą
doskonale wiedział, że jego protesty na nic by się zdały przy
stęsknionym Arashim. Sam jednak też tęsknił za ciałem kochanka,
za jego nieograniczoną miłości i nienasyconą rządzą. Student
myślał, że poczekają do wieczora. Tancerz przecież nie raz
powtarzał, że nie lubi robić tego za dnia. Czyżby był aż tak
spragniony? Do tego po raz pierwszy nie robili tego w łóżku! Może
poza pierwszym razem, gdy brunet doprowadził go do końca w kuchni.
Teraz kochali się na kanapie. To było niesamowite przeżycie. Nigdy
wcześnie Arashi nie był taki stęskniony. Jego pieszczoty pozostały
czułe i delikatnie, ale wszystko inne robił niecierpliwie na siłę
i nieco brutalnie. Jednak mimo to Save był przekonany, jak za każdym
razem, że jest im razem coraz lepiej!
Arashi zdążył
już ochłonąć i wskoczyć w spodnie. Usiadł na kanapie z wyrazem
spełniania na twarzy. Blondyn chwilę jeszcze dyszał ciężko, po
czym sięgną po swoje ubranie. Usiał blisko Azjaty. Chwile
siedzieli obok siebie. W końcu Save przytulił się do niego i
zaczął go namiętnie całować.
- Jeszcze ci mało?
- jęknął Azjata. – Myślałem, że byłem za ostry…
- Byłeś jak
zawsze wspaniały – mruknął Save, wbijając drżące palce w
ciało kochanka. Ten nie ruszył się nawet o cal. Save w końcu
usiadł mu na kolanach okrakiem. Arashi odchylił głowę za oparcie
kanapy i pozwolił mu działać. Blondyn całował go po całym
ciele, w końcu dosięgnął szyi i uszu.
Arashi nagle
podskoczył gwałtownie, po czym spojrzał zaskoczony na Save.
- Czy mi się
zdawał, czy ugryzłeś mnie w ucho? – zapytał.
- Przepraszam –
mruknął zmieszany Save. – Więcej tego nie zrobię - doda i
zaczął schodzić z jego kolan. Azjata jednak był szybszy, chwycił
go w pasie, po czym przewrócił na kanapę.
- Jeśli tylko
sprawia ci to przyjemność. Tylko nie odgryź mi ucha, lubię je –
powiedział, całując Save po szyi. Chwile tak go przytulał i
pieścił. Do czasu aż nie przerwał im dzwonek telefonu. Arashi
podniósł się na łokciach i rozejrzał za aparatem, gdyż to jego
dzwonił. Save przyciągnął go zniecierpliwiony do siebie.
- Skarbie to może
być coś ważnego – jęknął brunet, wyciągając rękę po
telefon, który telepał się w kieszeni koszuli rzuconej na ławę.
- Arashi co może
być ważniejszego od nas? - sprzeciwił się Save, próbując go
powstrzymać. Azjata jednak był silniejszy i chwycił w końcu
telefon. Spojrzał na wyświetlać i skrzywił się. Jednak odebrał,
nim Save zdążył mu go odebrać. Arashi chwilę wysłuchiwał, tego
co druga strona miał do powiedzenia, przytakując tylko. Po czym się
rozłączył. Spojrzał przepraszająco na Save.
- Muszę iść do
klubu, inaczej Kata znajdzie mnie i wykastruje. – powiedział,
podnosząc się.
- A co ze mną? –
jęknął Save, patrząc na ubierającego się Azjatę z wyrzutem.
- Poczytaj coś.
Na pewno chodzi tylko o jeden występ. Szybko wrócę – powiedział
Azjata, całując go w czoło.
- O której masz
ten występ? – zapytał Save z miną skazańca.
- O północy.
Będę więc koło pierwszej – powiedział wesoło tancerz, po czym
znów pocałował Save w czoło i wyszedł w pośpiechu.
Save niecierpliwym
krokiem zbliżał się do Illusions, Spóźnił się na
występ, ale tak ciężko było mu oderwać się od lektury. Odkąd
był przy nim Arashi, w ogóle zapomniał, że są na świecie
jeszcze inne rozrywki. Arashi. Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z
tego, ile on dla niego znaczy? Zresztą nie musi, może to i lepiej.
Przynajmniej nie martwi się o jego poczytalność, w którą sam
Save zaczynał wątpić. Zaśmiał się radośnie, mijając puste
przecznice. Oparł się o jakiś rozpadający blok. Zamknął oczy,
myśląc o tym, jak cudownie będzie zobaczyć za chwile Arashiego.
Jak miło będzie, jak schwyci go silnym zdecydowanym ruchem za
ramiona, jak przyciągnie go do swego ciała. Z rozmarzeniem spojrzał
w gwiazdy. Słyszał już głośną muzykę docierającą z klubu.
Była jeszcze przytłumiona. Odległa… I nagle, zupełnie
niespodziewanie przeszedł go dreszcz. Zobaczył surowe szare oczy
swojego ojca, patrzące zza srebrnych okularów znad zadymionych akt.
Usłyszał powarkiwanie trzech rosłych dobermanów. Jeden kiedyś go
zaatakował, ojciec wtedy zastrzelił go na jego oczach. Co by było,
jakby ten surowy człowiek się dowiedział? Powietrze przeszył
niespodziewany pisk opon, przywracając studenta do rzeczywistości.
Save poczuł, jak serce w jego piersi zamiera, a potem nagle
przyspiesza. Obejrzał się na czarny samochód. Udawał, że to go
nie dotyczy, choć miał złe przeczucia. Ruszył szybkim krokiem w
stronę Illusions, w końcu tam zawsze było dużo ludzi. Tam był
Arashi! Został mu już tylko jeden zakręt…
Arashi właśnie
żegnał się z Torą, gdy poczuł nieodpartą chęć zobaczenie
Save. To uczucie było jakieś niepokojące. Wyszedł wiec
pośpiesznie. Nagle ogarnęło go przeczucie czegoś niedobrego.
Przyspieszył jeszcze bardziej, skręcił w pierwszą uliczkę… Na
chwilę stracił kontakt z rzeczywistości i stanął jak słup soli.
Nie mógł się ruszyć, obserwował tylko biernie, jak Save szamocze
się z jakimiś zamaskowanymi ludźmi. Gdy blondyn dostał cios w tył
głowy i stracił przytomność, Arashi otrzeźwiał. Wybuchał w nim
taka wściekłość, że nie myśląc wiele, rzucił się w stronę
napastników. Był jednak daleko. Na tyle daleko, że student został
wrzucony do bagażnika samochodu, a porywacze zniknęli w jego
wnętrzu.
Opony znów
zapiszczały, a tancerz szybko został daleko w tyle za samochodem.
Azjata z jękiem opadł na kolana, nigdy jeszcze nie czuł się tak
bezradny. Do tego paliło go w piersi. Jak długo biegła za tym
samochodem? Dlaczego nie zapamiętał numerów?!
- Arashi nie
możesz tu siedzieć – usłyszał znajomy głos jak z oddali. Ktoś
chwycił go pod rękę, podniósł i z ciągną z jezdni - Arashi,
powiedz coś. Czemu leciałeś za tym samochodem jak wariat, nie
mogłam cię do gonić – mówił dalej głos. – Arashi! – ktoś
nim potrząsną. Gdy to nie pomogło, otrzymał policzek i wtedy
nieco do siebie doszedł.
- Tygrysku… -
jęknął, patrząc na nią pełnymi od łez oczami. – Oni mi go
zabrali – jęknął.
- Arashi, o czym
ty mówisz? Jacy oni, kogo zabrali?
- Nie wiem –
jęknął znów brunet, kryjąc twarz w dłoniach. – Mój kochany
skarb… a ja nie zdołałem mu pomóc… - jęknął tylko,
zalewając się łzami.
- Arashi
wystarczy, kopcisz jak lokomotywa. – powiedziała Tora, widząc,
jak Azjata odpala kolejnego papierosa. Brunet był jakby nieobecny
duchem. Jej słowa w ogóle do niego nie docierały, patrzył martwo
przed siebie i palił jednego za drugim. - Arashi! Mówię do ciebie
– warknęła.
- Proponuję
kurację szokową – powiedział Okami, przyglądając się
przyjacielowi. Tora spojrzą na niego pytająco.
- Wygląda na to,
że martwi się tym, że nie umiał pomóc Save, którego kocha.
Widział, jak coś mu się stało, wiec na pewno nadal chcę mu
pomóc. Walnij kilka razy po twarzy, jemu na pewno nie zaszkodzi –
wyjaśnił, wzruszając ramionami. Tora chwilę przyglądała się
Arashiemu. Po czym wzięła potężny wdech, uniosła rękę i
uderzyła go w policzki trzy razy otwartą dłonią - Arashi! Save
cię potrzebuję, a ty sobie palisz jak gdyby nigdy nic! – zawołała
krytycznie. Uderzenia był tak silne, że obojętny na wszystko
Azjata został z twarzą zwróconą w obok. Chwilę malowało mu się
na niej oszołomienie. Po chwili zamrugał powiekami i spojrzał na
Torę.
- Ale co ja mogę
zrobić? – zapytał z rozpaczą.
- Coś wymyślimy
– powiedziała dziewczyna wdzięczna opatrzności, że zdołała
„obudzić” Arashiego. Chwilę myślała. – Może poprosisz
kogoś o pomoc… masz przecież wielu dłużników, których rodzice
zajmują ważne stanowiska. Możesz to wykorzystać. Na pewno
znajdzie się ktoś z policji, będziesz miał wieści o Save –
powiedziała. Oczy Arashi nabrały nowego blasku. Azjata chwyciła za
telefon. – Nie teraz – zaprotestowała Tora, łapiąc go za ręce.
– Jest noc i nikt na pewne jeszcze nic nie wie. Teraz musisz się
położyć i spróbować przespać. Zostaniemy z tobą –
powiedziała, uśmiechając się do niego czule.
Arashi zasnął,
ale całkiem sam. Okami pomógł mu w tym, dając środki nasenne.
Ranek przyniósł ze sobą przykre przebudzenie w pustym łóżku.
Nawet pyszne śniadanie zrobione mu przez Torę nie poprawiło jego
nastroju. Siedział tylko, wpatrując się w nie bez wyrazu.
Dziewczyna usiadła obok niego i delikatnie się przytuliła.
- Arashi jakoś to
będzie – powiedziała, głaszczą go po policzku. – Wszyscy ci
pomogą tak, jak ty zawsze pomagasz – mruknęła, po czym zaczęła
go karmić, albo raczej próbować nakarmić i prosić by jadł. –
Arashi jak nabawisz się anemii, na nic mu się to nie przyda. –
powiedziała w końcu. Ten argumentów najwyraźniej do niego
przemówił. Zjadł kilka kęsów.
- Tygrysku, od
czego ja mam zacząć? – zapytała z rozpaczą w oczach i głosie.
- Zadzwoń do
znajomych, których krewni pracują w polucji i poproś o sprawdzenie
tych numerów – powiedziała, wyjmując z kieszeni małą
karteczkę. Arashi spojrzał na nią pytająco. – Jak leciałeś za
tym samochodem, pomyślałam, że to coś ważnego wiec przyjrzałam
się rejestracji – wyjaśniała.
- Tora, jesteś
genialna. – wykrzyknął, a oczy mu zalśniły chęcią do życia.
Natychmiast objął dziewczynę w pasie i mocno do siebie przytulił.
Zaskoczona Tora krótko krzyknęła, po czym odwzajemniła uścisk
Arashiego. - Tygrysku co bym bez ciebie zrobił? – mruknął
Azjata.
- Leżałbyś w
piachu. – stwierdziła, przytulając go do piersi i głaszczą po
włosach.
Save poczuł tępy
ból z tyłu głowy, który pulsował z każdą chwilą coraz
silniej. Spróbował się ruszyć. Jęknął. Jakaś część jaźni
niespowita tym okropnym bólem mówiła mu, że stało się coś
złego. Spróbował się poruszyć. Nie mógł. Chwile jeszcze
próbował, gdy zrozumiał, że jest związany. Ciężko było mu
oddychać, właściwie to się dusił. Czuł zapach lnianego worka.
Nagle chwyciły go mdłości i zawroty głowy. Przez jeden krytyczny
moment bał się, że zwróci.
- Ocknął się - stwierdził jakiś zimny głos. - Wygląda na to, że jednak jeszcze trochę pożyje - dodał. Save usłyszał jak ktoś idzie w jego stronę. Niespodziewanie poczuł uderzenie w brzuch, jęknął, czując, jak łzy napływają mu do oczu i braknie powietrza w płucach. Czego ci ludzie od niego chcą, czego?!
- Może się z nim zabawimy co? - zapytał nieprzyjemnie wysoki męski głos, który nasunął Save skojarzenie z jakimś podłym wyrostkiem.
- Ocknął się - stwierdził jakiś zimny głos. - Wygląda na to, że jednak jeszcze trochę pożyje - dodał. Save usłyszał jak ktoś idzie w jego stronę. Niespodziewanie poczuł uderzenie w brzuch, jęknął, czując, jak łzy napływają mu do oczu i braknie powietrza w płucach. Czego ci ludzie od niego chcą, czego?!
- Może się z nim zabawimy co? - zapytał nieprzyjemnie wysoki męski głos, który nasunął Save skojarzenie z jakimś podłym wyrostkiem.
- Spokojnie Terry
- powiedział trzeci głos. Był inny od pozostałych, słychać było
w nim zimne wyrachowanie. - Na razie trzeba byłoby gdzieś go ukryć
- Save poczuł, jak ktoś bierze go za kołnierz. Szarpał się, ale
nic nie mógł zrobić. Po chwili stracił grunt, a potem ktoś z
powrotem cisnął go na ziemię. Tak, że zabrakło mu tchu. - Bob
ostrożnie… Jak go za bardzo poobijasz, nie będzie w stanie
rozmawiać z ojcem.
- Wiesz, ja mam
pomysł! - odezwał się znów ten nieprzyjemny piskliwy głos. - A
gdyby tak, mieć jeszcze jeden element przetargowy z jego ojcem -
powiedział, z dumą akcentując słyszane na jakimś filmie słowa.
- Mów dalej -
zachęcił niewątpliwy przywódca.
- A gdyby tak
wymierzyć policzek naszemu panu adwokatowi i zrobić jego synkowi
parę fotek? Z jakąś rozgrzaną cizią? - powiedział młokos.
- Może z Lolą? -
zapytał gruby głos i roześmiał się niskim barytonem.
- Nie… Wiadomo,
że ta dziwka zrobi wszystko za pieniądze. Zresztą co złego jest w
korzystaniu z dziwek? - zamyślił się. - Ale jakbyśmy zabrali go
do "Two face".
- Tego baru dla
gejów? Po co? - zdziwił się baryton.
- Chyba wiem, co
ci chodzi po głowie. Ale najpierw trzeba zadzwonić do jego ojca, by
zachował milczenie, inaczej nie będziemy mogli się z nim poruszać
po mieście i nie znajdziemy żadnego frajera, którego byśmy mu
podłożyli.
- Dobra, dawaj
kominiarkę i komórkę - powiedział piskliwy głos. Po chwili Save
poczuł, jak ktoś go brutalnie podnosi. Zdjęto mu wreszcie ten
okropny worek i rozwiązano ręce. Zobaczył, że jest w małym
ciemnym pomieszczeniu, a przy nim stoi wyjątkowo napakowany typ,
którego głos ni jak miał się do ciała. Wcisnął mu komórkę w
dłoń i kazał wykręcić numer do ojca. Save zdębiał, ale jak
zobaczył nóż w jego ręce, szybko wystukał numer i czekał.
Głuchy sygnał, jeden, drugi wreszcie szorstki głos.
- Słucham? - Save
przełknął ślinę.
- Ojcze… -
zaczął nieskładnie, ale porywacz wyrwał mu telefon z dłoni. Save
był nawet za to wdzięczny. Naprawdę nie wiedział, co mógłby mu
powiedzieć, przecież nie rozmawiał z ojcem już od tak dawna.
- Słucham, kto
mówi? - odzywał się już lekko zirytowany głos w słuchawce.
Student zamknął oczy, zakręciło mu się w głowie. Oparł się o
ścianę, słuchał, jak porywacz przedstawia swoje żądania, jak
każe nie angażować policji, jak żąda okupu. Więc chodziło
tylko o okup. Poczuł, jak robi mu się słabo i osunął się na
ziemię.
Ocknął go
policzek w twarz. Zobaczył przysłoniętą kominiarką twarz.
- Pij i jedz -
powiedział chłodno porywacz, podając mu cole i wyjątkowo
sfatygowanego hamburgera. Save normalnie pewnie by na coś takiego
nie spojrzał, ale teraz nie chciał zdenerwować porywaczy i choć
jedzenie stawało mu w gardle, zjadł, co mu oferowano. Nie poczuł
się wcale przez to lepiej. Zemdliło go.
-
Jeśli wyrzygasz, będziesz to zjadać z podłogi - powiedział
oprych, patrząc na niego chłodno. Save zadławił się, ale zmusił
się i stłumił nudności. Położył się na podłodze. Tak bardzo
bolała go głowa. Poczuł, jak powtórnie jest wiązany, po chwil
zmorzył go sen.
Subskrybuj:
Posty (Atom)