________________________________________________________________________________
Czas płyną zaskakująco szybko. Nim się wszyscy obejrzeli
rozpoczął się rok akademicki. Tora miał znakomity nastrój,
zwłaszcza, że Okami ciągłe planował by zamieszkali razem. I
wciąż zapewniał ją, że pragnie ją poślubić. Tora piękniała
z każdym dniem, szczęśliwa swoim szczęściem, a także szczęściem
najbliższych. Arashi i Save zaszyli się w swoim gniazdku dzień po
powrocie z domu Sarivaldów. A z kilku rozmów wiedziała, że jest
im razem dobrze. Neko w końcu przestał wzdychać za Arashim i
postanowił związać się z kimś innym. Ku wielkiemu zaskoczeni a
jednocześnie radości wszystkich z Uki. Zaś Kaze i Nuriko w końcu
zrozumieli na czym polega stały związek ludzi, którzy się
kochają. Przestali latać z kwiatka na kwiatek zdecydowali się
zostać na jednym.
Podśpiewując doszła do domu. Otworzyła drzwi będąc pewną, że
jest pierwsza spośród wszystkich domowników. Zaskoczył ją widok
czarnych glanów przy szafce z butami. Nim zdążyła się uporać z
własnymi butami usłyszała dźwięki fortepianu, co zdziwiło ją
jeszcze bardziej. Weszła do drugiego pokoju, tego który od śmierci
pewnej staruszki pozostawał pusty.
- Arashi co ty tutaj robisz? – zapytała zaskoczona widząc Azjatę
siedzącego prze klawiaturą i smętnie wygrywającego sonatę
księżycową Mozarta. Jeszcze bardziej zdziwiła się widząc kilka
toreb z jego rzeczami.
- Wróciłem do domu tygrysku – powiedział wesoło Arashi
odwracając się do niej. Wstał i uściskał radośnie.
- Zaraz, moment Arashi… Nie miałeś mieszkać z Save? Przyjdzie
później tak? Uznał, że skoro Neko i Uki są razem to możecie tu
bezpiecznie mieszkać? – zapytał przyglądając się urodziwej
twarzy Azjaty z konsternacją.
- Właściwie to… - zaczął Arashi nie mogąc jej spojrzeć w
oczy. – Save woli mieszkać sam – stwierdził.
- Sam? Arashi?! Wy się chyba nie rozstaliście? – zapytała tak
zaskoczona, że musiała usiąść, na jednym z antycznych fotelików.
- Będę miał teraz dużo czas żeby ćwiczyć grę na fortepianie,
kto wie może jeszcze znajdę prace w filharmonii – stwierdził
wesoło.
- No chyba jako portier – burknęła Tora. Widziała, że Arashi
tylko udaje takiego radosnego, że niby cieszy się z rozstania, że
znów jest wolny i tak dalej. Ile raz ona już to z nim przerabiała.
Arashi przeżywał każde rozstanie bez względu na to co czuł do
partnera czy partnerki. Spokojnie tylko rozstawał się z
jednorazowym romansem... i choć jednorazowych romansów w życiu
Arashiego było zdecydowanie więcej niż stałych związków, Tora
nauczyła się już odróżniać kiedy jej przyszywany braciszek
naprawdę cierpi, kiedy jest szczęśliwy a kiedy po prostu udaje by
nikogo nie martwić. – Arashi mów o co chodzi.
- Nie chcę – jęknął siadając z powrotem do fortepianu, a
właściwie z głośnym protestem instrumentu kładąc się na jego
lewej stronie i brzdękając jednym palcem na pozostałych
klawiszach. Tora westchnęła z rezygnacją.
- Będziesz musiał powiedzeń mi wcześniej czy później –
skwitowała, po czym ruszyła do wyjścia z pokoju. – Arashi
chcesz, kawę czy herbatę, a może czekoladę?
- Czekoladę… - mruknął Azjata, wyglądając na tym fortepianie
jak sto smutków. Rudowłosa westchnęła. Już ona się rozmówi z
Save. Ale najpierw wyciągnie z Arashi powód, bo może to jednak nie
Save zawinił.
W sumie nie można było powiedzieć, że rozstanie Arashi i Save
nie miał swoich dobrych stron. Rodzina znów zbierała się w
komplecie, a dom był cały wysprzątany, nie mówiąc już o
pysznych obiadkach jakie robił Azjata. Tora nie miała już żadnych
obowiązków domowych, bo nudzący się sam w domu Arashi zdążył
zrobić wszystko nim w ogóle zdążyła wrócić do domu.
- Arashi tak nie może być – powiedziała pewnego dnia zastając
go jeszcze przy szorowaniu łazienki. Arashi spojrzał na nią znad
węża prysznicowego.
- Dlaczego tygrysku? Przeszkadza ci, że nie masz co robić w domu.
Tak zapuściliście to mieszkanie. Teraz przynajmniej będzie
wyglądać po ludzku – stwierdził uśmiechając się radośnie.
Tora nie wytrzymała chwyciła go za ucho i wyciągnęła do pokoju.
Posądziła na fotelu i z miną kata spojrzał mu w oczy.
- Arashi, nie zachowuj się jakbym znała cię pięć minut. Mnie nie
zwiedziesz tymi uśmieszkami i chęcią do pracy. Czekałam
wystarczająco długo. Teraz grzecznie powiesz mi o co poszło tym
razem – dodała stanowczo.
- Nie – powiedział Arashi odwracając wzrok.
- Arashi, bo znajdę go na uczelni i zmuszę by to on mi powiedział
– syknęła.
- Przestań! On i tak nic ci nie powie – warknął. – Musisz
wiedzieć, to nie pasujemy do siebie i koniec tematu – dodał.
- I nagle doszliście do tego po pół roku związku, tak? Znając
was gdyby tak było, zostalibyście przyjaciółmi. A ty go nawet nie
chcesz widzieć – prychnęła.
- Tora daj mi spokój. Na prawdą nie chcę o tym mówić – jęknął
brunet.
- Słuchaj, nie naciskałabym, gdybyś się zachowywał jak Arashi,
którego znam. Nigdy ci się nie zdarzało rozstać się z nim i
nawet nie pomyśleć o tym że możesz znaleźć sobie kogoś innego.
Zawsze natychmiast rozglądnąłeś się za tyłeczkami. A teraz
nawet nosa nie wystawisz za drzwi – warknęła. – Nawet na zakupy
nie wychodzisz. Tylko mi kurna listę dajesz – syknęła z
irytacją.
- Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza mogę robić i zakupy –
stwierdził.
- Na bogów Arashi, bo ci zaraz przywalę! – warknęła groźnie. –
Przecież nie o to się rozbija.
- Tora uspokój się już – powiedział szorstko Arashi. – Mam
już dość pakowanie się w związki. I tak niedługo umrę więc po
co w ogóle cokolwiek zaczynać…
Tora wymierzyła mu policzek po czym się rozpłakał i uciekła do
łazienki.
- No to przegiąłeś… - westchnął sam do siebie. Wstał, czując
się podle. Wiedział, że przepraszanie teraz Tory tylko pogorszy
sprawę, bo i sam był rozdrażniony. Zostawił kartkę na drzwiach,
gdzie mają go szukać w razie czego.
Poszedł i upił się, płacząc przy barze najbliższego baru.
Arashi jęknął. Nie pamiętał kiedy ostatnio miał takiego kaca.
Która mogła być godzina. Z resztą, to nie ważne. Głodny nie
był, a pragnienia i bólu głowy i tak nic nie zniweluje. Przekręcił
się zakopany w pościeli, która zaszeleścił z hukiem. Znów
jęknął.
Na chwilę zasnął, tak mu się przynajmniej zdawało. Gdy nagle
poczuł, że coś mu wpełza pod kołdrę. Chwilę później poczuł
czyjeś dłonie błądzące po jego ciele.
- Skarbie, mam kaca - jęknął przekręcając się na bok i
wyswobadzając się z gładzących go dłoni. Chwile był spokój po
czym rączki przystąpiły do ataku bardziej zdecydowanie, mając
ściśle określony cel - jego męskość. – Skarbie, naprawdę nie
dam rady – jęknął, odganiając ręce. Nagle poczuł już nie
tylko rączki, ale i resztę ich właściciela… a może raczej
właścicielki.
- Kaze! – wrzasnął wyrywając się, natychmiast tego pożałował,
gdy ostry ból głowy niemal powalił go z powrotem w objęcie
Chinki.
- Spokojnie Arashi, poradzę sobie sama – mruknęła dziewczyna
przyciągając go do siebie za ramię. – Odpręż się i pozwól mi
działać – dodał całując go delikatnie po ramieniu.
- Kaze daj mi spokój ja mam kaca a ty masz chłopaka – jęknął
Azjata. Dziewczyna uśmiechnęła się w przerażający sposób.
Arashi wiedział już, że jest na przegranej pozycji.
- Właściwie to już nie mam chłopaka. Rozstaliśmy się wczoraj.
Teraz Arashi w końcu będziemy razem – stwierdził zarzynając mu
ręce na szyję i zaczynając całować. Po dłuższej szamotaninie
jakoś zdołał ją od siebie oderwać.
- Kaze, nie zapytasz mnie nawet o zdanie? – zapytał odsuwając ją
od siebie.
- Oczywiście, że nie. Jesteś teraz mój – stwierdziła z
zadowoleniem. – Pamiętaj ile dla ciebie zrobiłam, czas ściągnąć
długi – dodał mrużąc groźnie oczy.
- No dobrze, ale miej litość, jestem na naprawdę ostrym kacu –
jęknął. Kaze zamrugała zaskoczona patrząc na niego jak na
ufoludka.
- Ty się zgadzasz? Nie muszę stosować szantażu, zastraszania i
siły? – zdziwiła się.
- Nie musisz, tylko daj mi odpocząć. W końcu skoro oboje nagle
jesteśmy wolni to czemu by nie – powiedział bez większego
entuzjazmu. I tak nie dajesz mi wyboru, więc po co to przeciągać.
Tobie się nie odmawia, wiem to. Westchnął. Po czym napotkał
jej zadowolone z siebie spojrzenie.
- A co z Save? – zapytała podejrzliwie.
- Jak to co, wszystko skończone. Sam tego chciał – burknął
Arashi z powrotem zakopując się w pościel.
- A jak zechce do ciebie wrócić, to co? – zapytała natarczywie.
- To mu powiem że jestem zajęty… Ale Kaze jeśli będziesz się
tak puszczać jak do tej pory to koniec z nami, pamiętaj że jako
ciężko chory nie mam wiele do stracenia – dodał.
- Zawszę mogę cię wykastrować – zauważyła.
- Tylko jaki pożytek wtedy będziesz ze mnie miała – zripostował
zawijając się w kołdrę i zamykając oczy. Kaze łaskawie
pozwoliła mu spać.
- Tygrysku nie patrz się tak na mnie – jęknął Arashi, gdy
wszedł do kuchni z zamiarem zrobienia sobie śniadania. Tora
obnażona odwróciła wzrok. – Proszę, Tora. Chyba już wystarczy,
ukarałaś mnie. Wiem, że jestem podła szumowina. Ile jeszcze
zamierzasz się na mnie gniewać? - jęknął patrząc na rudowłosą,
która coraz gwałtowniej przekładała naczynia.
- Arashi bycie idiotą wiele tłumaczy, ale tym razem przegiąłeś –
syknęła.
- No przecież nie kazałem się jej z nim rozstawać – jęknął
znów.
- Ale mogłeś się nie zgadzać. Wiesz jak to wygląda. W brew
pozorom mój brat też ma uczucia. – dodała wściekle.
- Nigdy nie twierdziłem, że nie ich nie ma. No ale wiesz, że Kaze
jest uparta, zawsze robi to co jej się podoba i zawsze zdobywa to co
chce – jęknął.
- I dlatego tak łatwo jej uległeś?! Tak? Arashi co się z tobą
dzieje, od kiedy jesteś taki … - spojrzał na niego jakby miała
się rozpłakać.
- Taki uległy, zmarnowany, nie chętny do życia? – skończył za
nią z rezygnacją. Tora spojrzała na niego jeszcze bardziej
przygnębiona. – Tygrysku, to nie jest tak, że to była nasza
wspólna decyzja. Fakt była przy tym wymiana zdań, ale… przecież
nie będę z nim na siłę skoro się źle czuje w związku ze mną.
- Arashi… - jęknęła Tora. – Ale… no przecież widziałam was
razem nie raz. Byliście taką dobraną parą. Kochaliście się. Co
się nagle stało że… że to miał by być koniec? – zapytała.
- Tygrysku, lepiej nie dociekaj, proszę – westchnął.
- Arashi. Nie rozumiem dlaczego tak szybko się poddałeś. Najpierw
pół roku walczyłeś by go zdobyć, potem rok byliście ze sobą i
przeszliście chyba wszystkie najgorsze scenariusze jakie mogą
popsuć dobry związek. Chyba go znów nie okłamałeś? –
zapytała.
- Nie. Ale faktycznie okazało się, że Save jednak nie wie o mnie
wszystkiego – westchnął.
- Arashi co znów przed nim ukrywałeś? – zapytała znów się
jeżąc jak wściekły kociak.
- Niczego! Przysięgam… po prostu nie przyszło mi do głowy, że
on o tym nie wie. Nie po rocznym związku. – westchnął.
- Arashi, powiedz mi wszystko – powiedziała stanowczo.
- Tora, naprawdę nie chcę. Odpuść mi tym razem. Nie mam już siły
– westchnął. – Tak będzie lepiej dla nas obu. A Kaze w końcu
zrozumie, że jej poprzedni chłopak był ode mnie lepszy – dodał.
– To się już niedługo skończy – stwierdził spokojnie.
- Arashi, mógłbyś chociaż… - jęknęła ze łzami w oczach. –
Ja sobie nie potrafię wyobrazić, że miało by cię…
- Spokojnie tygrysku – powiedział wstając i przytulając ją. –
Musisz się znacząc po woli do tego przyzwyczajać. Bądź co bądź
wszyscy kiedyś umierają – stwierdził. Tora wyrwał się z jego
objęć i znów zniknęła w łazience. Tym razem jednak poszedł za
nią by ją pocieszyć. Zostawiła drzwi otwarte, więc mógł
spokojnie wejść. Objął ją i znów przytulił.
- Arashi, nie poznaję cię. Nigdy cię takiego nie widziałam. Nie
podoba mi się taki wizerunek. Gdzie mężczyzna, który mimo
przeciwności losu zawsze się uśmiechał i pomagał innym jakby sam
nie miał problemów. Zawsze przecież walczyłeś, dlaczego teraz
się poddałeś, co ci Save takiego zrobił? – jęknęła płacząc.
– Arashi, chcę cię z powrotem, takim jakiego znam! – krzyknęła
bijąc go piąstki w pierś.
- Tygrysku… proszę cię nie utrudniaj mi. Ja naprawdę nie mam już
siły walczyć.
- Z nim miałeś siłę! To wszystko jego wina. Przez tego kapryśnego
bogacza. O co mu znowu chodzi? Przecież ty jesteś idealny, wie to
każdy kto cię zna, a jemu jeszcze źle - załkała.
- Widzisz tygrysku, nie każdy tak samo pojmuje ideał – mruknął
przyciągając ją do piersi i pozwalając się wypłakać.
- Arashi - mruknęła Kaze łasząc się jak kotka i całując ramię
Azjaty.
- Daj mi spokój nimfomanko. Jutro idę do pracy – burknął
odwracając się od niej.
- Arashi, daj spokój. Kto kazał ci iść do pracy, co? – zapytała
gładząc jego ciało drobnymi rączkami.
- Zostaw mnie – warknął. – Dodatkowa praca i zajęcia zawsze
się przydadzą. Odczep się już.
- No już, przestań być taki cnotliwy, ostatni raz – jęknęła.
- Spadaj, trzy razy temu to mówiłaś. Daj mi w końcu spać. Nie
robię nic innego od czterech godzin tylko ci dogadzam. Weź się
opanuj! – krzyknął siadając na łóżku.
- Arashi, w dzień nie chcesz to muszę jakoś to w nocy odbić –
burknęła urażona również siadając. No co jeszcze raz? –
zapytała przymilnie gładząc go po ramieniu.
- Na wszystkich bogów. Kaze to się leczy wiesz. Idź na terapię –
syknął wyrywając się jej.
- Ale po co. Seks jest fajny. Chyba nie zaprzeczysz – mruknęła
uśmiechając się z zadowoleniem i przysuwając do niego
zachęcająco.
- Może i był fajny, dopóki nie zmusiłaś mnie uprawiać go w
nadmiarze – burknął odsuwając się bojaźliwie.
- No przestań. A kto mi się chwalił, że z blond księżniczką
robił to dwanaście razy. Ze mną ledwo skończyłeś połowę –
oburzyła się nadal jednak patrząc na niego prosząco.
- To było raz! Rozumiesz RAZ! A nie dzień w dzień od tygodnia –
syknął wyskakując z łóżka, gdy chciała się do niego przytulić
i znów przypuścić atak. – Po za tym miałaś o nim nie wspominać
i nie mówić w ten sposób – warknął.
- Marudzisz wiesz. Prawdziwy facet byłby zachwycony. A tobie już
nawet nie staje – prychnęła.
- Wybacz – warknął Arashi zakładając spodnie i koszulę. –
Najwyraźniej nie jestem prawdziwym facetem – dodał wściekle.
- Jasne, gdybyś był nie rżnął byś innego w dupę – prychnęła
oglądając swoje paznokcie.
- No popatrz – warknął Arashi wściekle. – Najwyraźniej baby
już mnie nie kręcą. A to chyba znaczy, że jestem gejem co? –
zarzucił kurtkę. – A nie. Zapomniałem, że Geje mają klasę,
kupę szmalu, dobry samochód i najnowszy telefon, ja to zwykłe
pedał jestem – syknął po czym otworzył drzwi na korytarz.
- A ty kurwa dokąd? – zapytała wściekle w końcu na niego
patrząc.
- Jak najdalej od ciebie – syknął Arashi wychodząc z pokoju.
Przemaszerował przez korytarz i zaczął zakładać swoje ciężkie
buty.
Gdy był już gotowy do wyjścia Kaze zjawiła się przy nim owinięta
w prześcieradło.
- Nigdzie nie pójdziesz – zaczęła groźnie. – Skończysz co
zacząłeś – dodał mrużąc oczy. Arashi dobrze wiedział, że to
spojrzenie oznacza poważne kłopoty dla tego kot zostanie nim
obrzucony, zwłaszcza jeśli nie wykona towarzyszącego mu rozkazu.
- Sama zaczęłaś to sama sobie skończ – warknął Arashi
wyrywając jej się i otwierając drzwi wejściowe.
- Arashi pożałujesz tego. Wiesz dobrze że mogę…
- Że możesz co? – Arashi odwrócił się do niej. Tym razem to on
mrużył groźnie oczy. – Chcesz nasłać na mnie swoich
podwładnych, zafundować mi betonowe buty? Ależ proszę bardzo.
Przynajmniej nie będę już musiał się użerać z takimi jak ty –
syknął od progu po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
- Głośniej się nie dało co? – zapytał zimno głos Nuriko. Gdy
Kaze odwrócił się zobaczyła go na progu najbliższego pokoju
patrzącego na nią kpiąco.
- Nic ci do tego – wymknęła odmaszerowując do drugiego pokoju,
który zajmowała z Arashim.
- Braciszku, kładź się, jutro wcześnie wstajesz - mruknęła Tora
kładąc dłoń na ramieniu Nuriko.
- Nie mów mi co mam robić – syknął odtrącając jej dłoń i
wracając sztywnym krokiem do pokoju.
Arashi nie wrócił do rana. Kaze zniknęła gdzieś wściekłą
skoro świt, zaś Tora cała zmartwiona szykowała śniadanie dla
braci. Wtedy dostała sms’a i kamień spadł jej z serca. Arashi
przepraszał za nocną awanturę i kazał się nie martwić. Pisał,
że noc spędził w hotelu i spokojnie wybrał się do nowej pracy,
zdejmując większość kolczyków i porządkując włosy jak mu
radziła. Prosił by trzymała kciuki, bo to w końcu cięgle dzień
próbny.
- Ten pajac napisał? – zapytał Nuriko wchodząc do kuchni akurat,
gdy Tora z uśmiechem patrzyła w ekranik telefonu. Dziewczyna
spojrzał na niego smętnie.
- No dobra przepraszam – burknął. – Za wczoraj też – dodał
siadając. Tora znów się rozpromieniła. Wiedziała, że samo
użycie prze jej starszego brata słowa przepraszam to nie lada
wyczyn, a dla niej zaszczyt. Podeszła do niego podając mu śniadanie
i całując w policzek.
- Więc napisał? – powtórzył pytanie Nuriko.
- Tak. Ale braciszku, od kiedy ty się o niego niepokoisz? –
zapytała podejrzliwie.
- Wcale się o niego nie niepokoję – warknął prawie krztusząc
się herbatą.
- Więc skąd to pytanie? – Tora się nie poddawała.
- Musze wiedzieć czy mam go zabić czy ta napalona dziwka już to
zrobiła – syknął.
- Nuriko dobrze wiesz, że ona tego nie zrobi. A jak ty spróbujesz
to już ja się z tobą policzę – powiedziała grożąc mu palcem.
- Jakbym się tym przejmował – prychnął po czym ugryzł
przygotowaną przez Torę kanapkę i chwilę ja żuł. – Powiedział
ci już coś?
- Nie. Jest uparty jak zawsze. A Save nie widziałam jeszcze na
uczelni. Chyba nasze zajęcia zupełnie się rozmijają –
westchnęła.
- A może jak widzi twoją rudą czuprynę to ucieka daleko. Pewnie
się boi, znając twój temperament to się mu nie dziwię –
stwierdził. Tora westchnęła.
- Myślisz, że wrócił by do niego gdybym, ładnie poprosił? –
pytał dalej Nuriko. Tora zaskoczona jego ciekawością, której
nigdy nie przejawiał, zwłaszcza w stosunku do Arashiego, zamrugała
kilkakrotnie i chwilę się zastanowiła.
- Ciężko stwierdzić. Wydaje się czymś mocno urażony. Ale widać,
że nadal go kocha, szaleje za nim i tęskni – westchnęła. Nuriko
uśmiechnął się w paskudny, upodabniający go do Kaze sposób.
- Co ty knujesz? – zdziwiła się. – Nuriko jeśli Arashi będzie…
- Nie bedzie siostrzyczko – powiedział wstając i całując ją w
czoło. – I jeszcze mi za to podziękuje, jeśli oczywiście
kiedykolwiek dowie się ze to moja zasługa – dodał wychodząc z
kuchni. Tora znów westchnęła z rezygnacją. Przecież było tak
pięknie. A teraz nie dość, że nie może się spotykać z Okami,
bo wyjechał na praktyki to jeszcze tu na miejscu wszystko się
sypie, nie mówiąc o stałych kłótniach. Arashi – Kaze, Kaze –
Nuriko, Nuriko – Arashi.
Westchnęła i poszła obudzić drugiego brata, by nie spóźnił się
na wykłady.
Kaze z zadowoleniem patrzyła na nagie, ciemne ciało rozciągnięte
na łóżku literę „x” i pozbawione jakiejkolwiek szansy
poruszenia się. Spojrzała wyzywając we wściekle wbite w nią
spojrzenie zielonych, skośnych oczu.
- Jesteś zboczona, wiesz? – prychnął mężczyzna patrząc na nią
chłodno. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła, nieco prowokująco.
Podeszła zmysłowym krokiem i pogładziła go po udzie.
- Przyznaj chciałbyś żeby to on był na twoim miejscu a ty na moim
– mruknęła z zadowoleniem mrużąc oczy i przesuwając dłoń
wyżej po jego nodze.
- Wal się. Nic ci do tego – syknął Azjata, po czym prychnął
kilkakrotnie z dezaprobatą czując jak jego ciało reaguje nie tyle
na dotyk dziewczyny co na wizję Save przykutego do łóżka.
- Dlaczego się rozstaliście. Ty nadal na niego lecisz - mruknęła
dziewczyna siadając na biodrach mężczyzny okrakiem.
- Nic ci do tego. Po za tym jak już coś to nie lecę ale kocham,
tak? To istotna różnica - westchnął odchylając głowę w tył. –
Z resztą ty i tak nie wiesz co to znaczy. Ał! – szarpnął się
nie spokojnie, gdy dziewczyna pochylając się ugryzła jego sutek,
bynajmniej nie delikatnie. – Ty napalona nimfomanko – prychnął.
Kaze uśmiechnęła się prowokująco i oblizała lubieżnie usta.
- Nadal się podniecasz, gdy pomyślisz o jego nagim ciele –
zamruczała z zadowoleniem. – Pomyśl sobie jak to cudownie było
by się znów w nim zanurzyć, usłyszeć jego jęki, to jak szepcze
twoje imię – zamruczała przyglądając się radośnie jak jej
słowa odnoszą skutek.
- Kaze, może uda ci się mnie w ten sposób podniecić, ale chyba
zapomniałaś o umowie – warknął Arashi. – Miałaś o nim nie
wspominać, bo nie będę współpracować – dodał groźnie.
- Phi - dziewczyna wzruszyła ramionami. – Po co mi twoja
współpraca. Nie wyskoczysz mi z łóżka jak ostatnio, a resztą
zajmę się sama – stwierdziła spokojnie.
- Kurwa! Jak chcesz mieć bezwolną kukłę to kup se dmuchną lalkę
z wibratorem a mi daj spokój, co?! – wrzasnął na nią Arashi.
- Ty mi w zupełności wystarczysz – stwierdziła z zadowoleniem
patrząc na jego wyprostowaną męskość.
- To się jeszcze okażę – warknął mężczyzna i zamknął oczy.
Przywołał w myśli obraz osoby która budziła w nim najgorszy
wstręt seksualny. Skrzywił się z odrazą ale podziałało. Poczuł
jak podniecenie opada, a wraz z nimi jego męskość.
Nuriko upewnił się, że dom jest pusty. Arashi w pracy, Kaze w
interesach, Tora i Neko na uczelni. Zmrużył oczy i wszedł do ich
pokoju. Chwilę rozglądnął się po nim stojąc w progu. Gdzie
bym to schował gdybym był nim. Pomyślał wchodząc do środka
i przeglądając się rzeczom w pokoju. Nie było tu nic
szczególnego. Dwuosobowe łóżko, fortepian, kanapa, dwa fotele,
stolik regał i dywan. Gdzie bym trzymał najcenniejsze rzeczy
bliskie serca? Pomyślał przyglądając się meblom od
niechcenia. Boże, że też muszę zagłębiać się
w psychikę tego palanta. Obym tylko nie znalazł jego bielizny bo
zwymiotuje. Niechętnie ruszył dalej po czym na kominku
dostrzegł szkatułkę z pozytywką. Zajrzał do niej od niechcenia.
- Bingo! – powiedział z zadowoleniem, dostrzegając parę
znaczących drobiazgów, które nawet on mógł rozpoznać jako
bliskie serca Arashiego. Zdjęcie Japonki, zapewne jego matki,
obrączka, oczywiście jej, pudełko z rudym lokiem, nazbyt oczywista
pamiątka po Torze – jakby kiedykolwiek zamierzał dać jej spokój.
Westchnął rozgrzebując rupiecie.
W końcu znalazł, jak sądził to czego szukał. Zestaw kluczy. A
skoro nie ma ich przy sobie nie są od tego mieszkania. Jeśli należą
do niego i trzyma je w takim miejscu mogą otwierać tylko jedna
drzwi. Ciekawe dlaczego pozostały w jego posiadaniu? Zupełnie jak
jakaś obietnica ponownego zejścia, powrotu do stałego związku.
Może emocje przy rozstaniu były tak silne, że żaden nie pomyślał
o takim szczególe jak zapasowe klucze. A gdy Azjata się zorientował
był już daleko i wcale nie miał zamiaru do tego wracać. No cóż
jego pech, moje szczęście. Pomyślał Nuriko z zadowoleniem, po
czym odstawił szkatułkę na miejsce i wyszedł z pokoju.
Szczęśliwy, że nie znalazł niczego, czego nie chciał by znaleźć.
Blondyn wszedł śmiało do lokalu. W końcu był tu stałym
bywalcem. Kilku znajomych się z nim witało, zapraszając by się
przyłączył. Chłopak jednak z wesołymi ognikami w niebieskich
oczach w podskokach poszedł w głąb lokalu. Jak co tydzień
poszukać sobie miłego, chętnego o sponsoringu towarzystwa na
wieczór, może jak się dobrze trafi to na dłużej.
Rozmawiał z kilkoma mężczyznami, ale ze zgorszeniem stwierdził,
że chodzi im tylko o seks i nawet nie mają ochoty postawić mu
drinka. Owszem byli i mili i przystojni, ale on szukał kogoś
chętnego na dłuższy związek. Jego znajomi przekomarzali się z
nim mówiąc, że potrzebuje sponsora. Owszem był ostatnio trochę
bez pieniędzy, ale nie chodziło mu tylko o to. Pragnął uczucia.
Choć coraz częściej zaczynał wątpić, że jest mu przeznaczone
odnaleźć swoją drugą połowę.
Całkiem tracą już nadzieję na jakąkolwiek owocną znajomość
tego wieczoru. Skwaszony poszedł do bary wydać ostanie pieniądze
na sok. Nawet na ulubionego drinka nie było go stać. Brak miłości
i brak pieniędzy. Westchnął stając przy barze. Zamówił soczek i
nagle otworzył szerzej oczy ze zdumienie. To musiał być sen!
Poprosił nawet barmana by go uszczypną żeby się upewnić, że nie
śpi. Barman oczywiście zrobił to z radością, pomijając fakt, że
nie sięgał do miejsca gdzie plecy chłopaka tracą swą szlachetną
nazwę i musiał się bardzo wychylić zza baru.
Gdy wszystko jednak wskazywało na to, że jednak to jawa, chłopak
poczuł przyjemne ciepło w sercu, a jednocześnie dziwny niepokój.
Mężczyzna przy barze kawałek dalej nie był osobą, którą
chciałby tu zobaczyć. Postanowił się jeszcze upewnić . Wyciągnął
telefon i bez trudu wybrał numer, był w końcu pierwszy na liście.
W napięciu obserwował mężczyznę przy barze. Napięcie rosło,
gdy czarnowłosy nagle sięgnął do kieszeni i wyciągnął telefon!
To nie mógł być kolejny zbieg okoliczności. Prawie podskakując z
radości ruszył w jego kierunku odrzucając połączenie, gdy
czarnowłosy właśnie spoglądał na wyświetlacz.
- Witaj Arashi! – powiedział wesoło. Spojrzenie zielonych oczu
przeniosło się na niego.
- Nicky? Dzwoniłeś do mnie? – zdziwił się mężczyzna.
- Tak. Wybacz, ale nie wierzyłem, że mogę cię tu spotkać.
Chciałem się upewnić ze to ty – powiedział. Wtedy dostrzegł po
ćwierci opróżnioną butelkę mocnego alkoholu obok swego bóstwa i
szklankę w ręku. Spojrzał na niego pytająco.
- Przepraszam, zupełnie zapomniałem, że odwiedzasz ten lokal –
westchnął Azjata podpierając się na dłoni. Westchnął.
- Nie szkodzi. To miał niespodzianka zobaczyć cię tutaj… w ogóle
znów cię zobaczyć. Zwłaszcza teraz gdy Illusion jest w remoncie i
nie tańczysz – mruknął. – Myślałem, że to będzie zupełnie
stracony wieczór. Nigdy bym się ciebie nie spodziewał w tym
miejscu.
- Ukrywam się przed nową właścicielką – stwierdził gorzko
Arashi. – Nie przyjdzie jej do głowy żeby mnie tu szukać. A
nawet jeśli przyjdzie, nie będzie miała ze mnie pożytku –
dodał.
- Arashi, to nie tylko dlatego? – zapytał patrząc na butelkę.
- Masz rację. I pewnie też się już domyślasz o co chodzi –
stwierdził obradzając w dłoniach szklankę i patrząc w blat baru.
Chłopak popatrzył na niego smętnie.
- Ale co się właściwie stało? – zapytał smętnie Nicky.
- Rzucił mnie – westchnął Arashi. – Z tak durnego powodu, że
aż wstyd mi o tym mówić. Wiesz pijąc na umór już któryś taki
wieczór zastanawiam się czy to nie był po prostu pretekst. I
zastanawiam się co i kiedy zrobiłem źle – powiedział drżącym
głosem.
- To na pewno jakieś fatalne nieporozumienie. Zobaczysz wszystko się
ułoży – mruknął.
- Tak myślisz. Byliśmy ze sobą rok, z miesięczną przerwą. A
teraz od miesiąca się nawet nie widzieliśmy. Nawet Tora nie
spotyka go na uczelni, choć bardzo się stara. Koniecznie chce się
dowiedzieć dlaczego się rozstaliśmy i postanowiła to wyciągnąć
od kogoś mnie upartego.
- No ale… przecież… - jęknął Nicki patrząc na niego jak
skrzywdzone dziecko.
- Mieliśmy dużo trudności w ciągu tego roku. Już myślałem, że
przezwyciężymy wszystko i będę mógł spędzić z nim resztę
życia, a tu taka niespodzianka – westchnął z frustracją. Po
chwili podniósł na niego spojrzenie. Chwilę nad czymś myślał. –
Wciąż jesteś do niego bardzo podobny – stwierdził.
- Mogę ci jakoś pomóc, Arashi. Wiesz, że zrobię dla ciebie
wszystko – mruknął ufnie chłopak.
- Wiem… - westchnął nie odrywając od niego oczu. Alkohol mącił
mu wzrok… Nie powinieneś mi tego proponować. Na chwilę
odwrócił wzrok po czym znów na niego spojrzał. – Chcę się z
tobą przespać – powiedział spokojnie. Nicky zamrugał
kilkakrotnie. Nie wiedział co powiedzieć.
- Arashi… - wybąkał tylko.
- No już. Decyduj się. Nie mamy przecież całej nocy – dodał
Azjata mrużąc oczy.
- Dobrze. Chodźmy do mnie. Mieszkam sam – powiedział stanowczo
chłopak podejmując szybką decyzję. Wstał.
Arashi uśmiechnął się z zadowoleniem, w lekko diabelski sposób.
Również wstał i razem z jasnowłosych chłopakiem opuścił klub
dyskotekowy „Two Face” znany jako ulubione miejsce
homoseksualistów.
Nicky spoglądał na swojego gościa nie pewnie. Byli sami w jego
malutkim, przytulnym mieszkanku. Chłopak zastanawiał się czy jego
idol tam w clubie mówił poważnie. Na razie jednak nie przejawiał
ochoty by w ogóle znacząc. Nicky zrobił by wszystko byle by pomóc
Arashiemu. Spojrzał na niego zmartwiony.
- Arashi, co się właściwie z tobą dziej? – zapytał.
- Nic – burknął Azjata. Miał już dość tego pytania. Nicky
poczuł się zbyty, wbił wzrok w podłogę.
- Arashi, jesteś cieniem samego siebie. Twoje oczy zupełnie
straciły jakikolwiek blask. Nawet gdy cię poznałem nie wyglądałeś
na takiego nieszczęśliwego. To takie okropne uczucie nie móc ci
pomóc – jęknął. – Wiesz, że zrobię wszystko żeby ci pomóc
- dodał.
- Wiem – powiedział Arashi chłodno. – I właśnie dlatego nie
powinno mnie tu być. Dlatego nie powinienem był cię spotkać –
westchnął. – Przepraszam… Przepraszam za to co powiedziałem w
klubie. Dobrze wiem jak ci się podobam, jak bardzo byś chciał…
Ale potrafię myśleć tylko o Save.
- Arashi, nie przeszkadza mi to. Możesz mówić do mnie Save jeśli
to przyniesie ci ulgę – mruknął chłopak.
- Nie o to chodzi Cukiereczku – sprzeciwił się Azjata. – Nawet
jeśli nie przeszkadza ci to, że będziesz zastępstwem, to ja będę
czuł się z tym podle. Podle, że cię wykorzystuję, okłamuje… -
Skrył twarz w dłoniach. – Wszystko przestało mieć jakiekolwiek
znaczenie – powiedział. - Już nawet mi wisi, że sypiam z
niewyżytą nimfomanką, która przestała mnie kręcić, gdy
skończyłem osiemnaście lat.
- Czujesz się wykorzystywany? – zapytał Nicky nim ugryzł się w
język.
- Tak… ale wisi mi to. Właściwie zastanawiam się czemu jeszcze
żyję. Straciłem jakikolwiek sens życia – westchnął.
- No a Save… nie zamierzasz już o niego walczyć? Jeśli jest
jakiś sposób, w który mógłbym ci pomóc. Arashi.
- Na razie mnie tu przenocuj – mruknął Azjata. – Nie mam ochoty
wracać do domu, wprost w objęcia napalonej Kaze. Celibat dobrze jej
zrobi – dodał. Oczy chłopak zaświeciły się jak dwa paciorki w
słońcu.
- Nie będzie ci przeszkadzało jeśli położę ci w swoim łóżku?
Mogę przygotować kanapę, ale jest trochę popsuta - mruknął
spuszczając przepraszająco wzrok. Arashi uśmiechnął się
delikatnie.
- Nie będę protestował i pchał łap tam gdzie nie trzeba –
obiecał.
- Ale mi by to nie przeszkadzało – stwierdził wesoło chłopaka
wstając i pokazując mu koniec języka. Po chwili zniknął w pokoju
obok przygotowując dla nich nocleg.
- Śniadanie? – Arashi spojrzał na wpatrzone w niego niebieskie
oczka, rozpromienione jak dwa słoneczka, gdyby nie brać pod uwagę
ich koloru. – Cukiereczku rozpieszczasz mnie, chociaż na to nie
zasłużyłem – mruknął mile zaskoczony.
- Oczywiście, że zasłużyłeś. Jesteś wspaniałym nocnym
grzejnikiem – mruknął chłopak całując go w policzek. –
Chciałbym zatrzymać cię tu na zawsze.
- Wybacz ale to raczej nie możliwe – powiedział z wyraźnym bólem
w głosie.
- Dlaczego? – zapytał ze smutkiem chłopak. – Przecież nie
musimy tak… Arashi jeśli chcesz możesz nazywać mnie Save –
dodał robiąc wszystko by na niego nie patrzeć.
- Cukiereczku, nie o to chodzi, z resztą chyba już ci tłumaczyłem
– odrzekł Azjata.
- Arashi, ale ja cię tak kocham… próbowałem związać się z
kimś innym ale nie potrafię. Jeśli on ciebie nie chce… Arashi
przyjmij moją miłość – mruknął kładąc się przy nim tak jak
leżeli w nocy, niewinnie jak dzieci przytuleni do siebie i dzielące
się wzajemnie ciepłem. Tym razem jednak młodsze dziecko nie
zamierzało grzecznie spać. Nicki delikatnie zsunął z piersi
Arashi kołdrę i pogładził go po nagiej skórze. Gdy mężczyzna
nie zaprotestował na dotyk, chłopaka delikatnie zaczął całować
jego pierś. Z satysfakcją zauważył, że ciało najbardziej
pożądanego mężczyzny w mieście zareagowało na jego dotyk i
pocałunek. Spróbował nieco śmielej chcąc jeszcze zsunąć
kołdrę.
- Cukiereczku… - mruknął Arashi jakby chciał zaprotestować,
jednak nic więcej ani nie powiedział, ani nie zrobił. Chłopak
muskał jego ciało wzdłuż jego osi aż w końcu doszedł do szyi i
ostrożnie odbił w bok. Mężczyzna nieświadomie odchylił głowę
ułatwiając mu pieszczotę. Zamknął oczy i jakby oddycha nieco
głębiej. Usta blondyn natomiast w tym czasie dotarły do zagięcia
jego szyi, chwilę się tak zatrzymały wodząc to w stronę brody to
ucha, po czym podjęły dalszą wędrówkę przemykając po policzku
i docierając do ust mężczyzny.
Początkowo był to jednostronny pocałunek, ale nagle, bierny dotąd
Arashi, objął ramiona chłopaka dłońmi i odwzajemniając
namiętnie pocałunek. Nicky z zadowolenie podjął kolejny krok,
rozchylił wargi Arashi końcem języka po czym ostrożnie wsunął
się do jego ust zachęcając go podjęcia zabawy. Po chwili i Arashi
odpowiedział na to figlarnie. Oplatając i wypychając Nickiego ze
swych ust. Chłopak poruszył się ściągając kołdrę jeszcze
niżej, niemal do linii bokserek po czym przesuwając się i siadając
okrakiem na biodrach mężczyzny. Nie przestał go przy tym całować
i baraszkować z jego językiem. Dłonie mężczyzny zsunęły się
po ramionach chłopaka z pomrukiem zadowolenia.
W końcu ich usta się rozdzieliły. Pieszczoty blondyna zaczęły
przesuwać się niżej i niżej i niżej, by delikatnie skupić się
na sutku mężczyzny.
Arashi westchnął spinając się cały z pomrukiem zadowolenia.
- Save skarbie - mruknął. Mimo że pieszczoty nie zmieliły się on
sam poderwał się z poduszki i odsunął od siebie zasępionego
teraz chłopaka. – Nicky, nie mogę… - zaczął. – Nie mogę ci
tego zrobić. To by było podłe.
- Nie jeśli ze mną zostaniesz – sprzeciwił się chłopak.
- Zrozum, nie mogę – powiedział zdejmując go z siebie i
wychodząc spod kołdry. Wstał.
- Ciągle wierzysz że do ciebie wróci. Arashi, ja…
- Nie, nie o to chodzi – przerwał mu Azjata odwracając się i
gładząc chłopaka po policzku. – Po pierwsze zasługujesz na
kogoś kto odwzajemni twoje uczucie, po drugie niech to będzie ktoś
kto będzie z tobą ze względu na ciebie, nie na osobę, którą mu
przypominasz i po trzecie to by cię zbyt dużo kosztowało
cierpienia. Mój czas i tak się kończy, wedle lekarzy już nie żyję
– powiedział z goryczą. Chłopak patrzył na niego oniemiały.
- Arashi - jęknął tylko po czym wtulił się w niego obejmując w
pasie i zaczynając płakać. Azjata wściekły na siebie położył
mu dłoń na głowie i delikatnie zaczął go głaskać celem
uspokojenia.
Arashi szedł do pracy z kacem moralnym. Nie dość, że wczoraj
składał Nickiemu niemoralne propozycje wiedząc, że on chętnie im
ulegnie, to dziś sam dwa razy prawie im nie uległ. Czuł się
podwójnie zeszmacony przez samego siebie ze względy na to, że
mówił i robił co innego. I żeby tego było mało załamał
chłopaka wieściami o swojej chorobie. Mało brakowało a oddał by
mu swoją nerkę. Chyba z pół godziny musiał mu tłumaczyć, że
ani nerka, ani szpik kostny, ani żaden inny organ mu nie pomoże.
Nic mu już nie pomoże. Arashi zdał sobie z tego boleśnie sprawę.
Wedle lekarzy dawno powinien był nie żyć. Ale lekarze zawsze się
mylą. Choć pani doktor, która opiekowała się jego konkretnym
przypadkiem zawsze powtarzała, że to dzięki jego chęci życia. Że
śmierć jeszcze po niego nie przyszła bo odstrasza ją jego
niesamowita siał woli. Ale dla kogo teraz żył Arashi? Dla siebie?
Czarne włosy zasłoniły mu twarz, zwolnił kroku zbliżając się
do restauracji, w której podjął pracę. Gdy utracił Save utracił
też sens życia. Jedynym celem jaki chciał osiągnąć przed
śmiercią to opłacić studia do pozostałych kochanych przez niego
osób. Choć tyle by o nim pamiętano. Pamiętano jak najlepiej.
Westchnął wchodząc na zaplecze. Po woli od niechcenia zdjął
kolejno wszystkie kolczyki z twarzy i uszu, związał włosy i
przebrał się.
- Cześć Arashi? – jedna z kelnerek uśmiechnęła się do niego
promieniście. Azjata zmusił się do uśmiechu i przywitał się.
Dziewczyna na szczęście nie miała wiele czasu by mu się przyjrzeć
i zobaczyć rozpacz w jego oczach. Szybko pomknęła obsługiwać
gości restauracji.
Arashi dał sobie jeszcze chwilę na ochłonięcie. Wiedział, że
jak tam wyjdzie będzie miał dużo pracy, dużo wonnych myśli i ani
prawa do chwilowej słabości. Renoma restauracji była na to za
dobra. A jemu mimo wszystko za bardzo zależało na dobrej pracy.
Pieniędzy na studia dla całej „rodzinki” trzeba było dużo. Do
tego doszła Uki idąca na ASP. To będzie najbardziej kosztowne, a
ona z pewnością nie dostanie nic od rodziców. Być może będzie
musiała się wyprowadzić i żyć samodzielnie. Chciał jej w tym
pomóc bo to on ją w końcu namówił by nie rezygnowała z tego
marzenia. Pozował jej by ciągle ćwiczyła.
- Wiesz, wysoki jesteś jak na skośnookiego – stwierdził nagle
Misha oddając Arashi zapalniczkę w tygrysie paski.
- Jak mam to rozumieć? – zapytał Azjata zerkając na niego.
Właśnie skończyli pracę i obaj wybrali się na papierosa.
- Wiesz, mówi się o żółtkach, że są niscy – stwierdził
Misha.
- Słyszałem ten stereotyp. Ale ja nie jestem jak to powiedziałeś
żółtkiem. Przynajmniej w połowie – wyjaśnił Arashi,
wypuszczając dym z ust.
- Ach tak – mruknął zaciągając się. – Słuchaj, coś
niemrawo dziś wyglądasz. W prawdzie długo się nie znamy, ale dam
głowę że coś cię martwi – stwierdził. Arashi spojrzał na
ostro zarysowany profil kolegi z pracy. – Trafiłem w dziesiątkę
– stwierdził znów się zaciągając. - Powiesz o co chodzi.
- Zwykły kac moralny – westchnął Azjata.
- Co przeleciałeś jakąś panienkę, mimo że jesteś w związku.
Lepiej się przyznaj – powiedział spokojnie Misha.
- Nie, to nie to, ale było blisko – Arashi westchnął.
- No dobra, postawię ci kilak drinków a ty mi się wyżalisz –
stwierdził ochoczo Rosjanin.
- Czemu tak ci na tym zależy? – zapytał zaskoczony Arashi.
- Mam swoje powody, a ty wyglądasz na kogoś kto chętnie się
zaleje w trupa – odrzekł bez trosko.
- Fakt. Do domu z pewnością nie chce mi się wracać – westchnął.
- Co żonka każe obiadki gotować – zaśmiał się.
- Prawie. Tyle że nie żonka i nie obiadki. Moja dziewczyna… -
Arashi skrzywił się.
- Co, despotka, leje cię, a może nie chce dać.
- Nie, nie. Wręcz przeciwnie jest nimfomanką – westchnął.
- Nimfomanką, brzmi wspaniale.
- Nie, gdy trzeba ją zaspokoić w pojedynkę. – westchnął
ponownie Arashi.
- No dobra, to się robi coraz bardziej ciekawe. Chodźmy –
zadecydował Misha rzucając niedopałek na chodnik i ruszając. –
Znam dobrą, tanią knajpkę, mają rosyjska wódkę – zaczął
otaczając Arashi ramieniem. Azjata zdążył się przyzwyczaić do
podobnych gestów z jego strony. Rosjanin był dość otwartym
człowiekiem. – A w razie czego jak przeholujesz, mieszkam nie
daleko.
- Czyli mogę się upić i przekimać na twój rachunek? – zapytał
Azjata unosząc brwi. – W totka wygrałeś?
- Coś w tym stylu. Ale nie martw się ta kasa nie jest nie legalna –
powiedział uśmiechając się szczerze. Arashi także się
uśmiechnął, mimo że miał złe przeczucia co do tej wycieczki.
Arashi usiadł przy barze. Misha zajął miejsce obok niego.
- To czym chcesz się zalać? – zapytał Rosjanin z podejrzanym
uśmieszkiem.
- Obojętnie, byle nie koniakiem, mam po nim zawsze rozstrój żołądka
– odrzekł Arashi nieco nie pewnie.
- Czystą dwa razy! – zawołała do barmana. – Ciekawe czy
wymiękniesz szybciej niż ja – zastanawiał się, gdy dostali
szklanki z przeźroczystym ostro pachnącym napoje. - No to twoje
zdrowie, Arashi. – powiedział unosząc swoje szklankę do toastu.
- Dzięki. – Azjata uśmiechną się niemrawo również podnosząc
szklankę. Po chwili obaj zdrowo łyknęli.
- No to mów. Co cię tak dobiło. Bo nie wyglądasz na gościa,
która rzadko się uśmiecha. Masz już zmarszczki mimiczne wokół
ust, a ja jeszcze nigdy nie widziałem twojego szczerego uśmiechu. –
powiedział Misha.
- Przyglądasz mi się, że tak mówisz? – zapytał Arashi unosząc
brwi.
- Może. No? – ponaglił go do mówienia.
- Nie, no. Powiem wszystko a ty przestaniesz stawiać bo uznasz, że
ci się nie podoba albo że coś tam. O nie… najpierw muszę się
nieźle wstawić żeby zdradzić ci moje największe sekrety i bóle
– powiedział Arashi.
- No dobrze, ale żeby później nie było na mnie.
Kilka toastów później.
- No dobra ale ta dziewczyna chyba nie jest przyczyną twojego kaca
moralnego. Z tego co rozumiem to w ogóle ci na niej nie zależy –
zauważył Misha.
- Spokojnie, daj mi trochę czasu - powiedział Arashi nieco już się
chwiejąc na stołku.
Po kilku kolejnych toastach.
- Zaraz, zaraz jak to rzucił cię chłopak? – zapytał Misha.
- Normalnie po ludzku… jestem Bi… zabujałem się w takim jednym…
o niebieskich oczach… prawie rok byliśmy razem… i pyyk… -
Arashi wydął wargi i wzruszył ramionami. – A wyglądało, że
już zawsze będziemy razem… wiesz takie pokrewne dusze…
- Nie wyglądasz na kogoś kto sypia z facetami.
- A na kogo wyglądam ? – zapytał pijacko Arashi uśmiechając się
głupkowato.
- Na seksowenego faceta, którego trudno zdobyć – stwierdził
spokojnie Misha. Arashi zaśmiał się… omal nie spadając ze
stołka.
- Wygląd myli… bo widzisz … tak naprawdę to jestem łatwym
facetem… wystarczy mnie upić… i pójdę do łóżka z każdym…
ale nie mów tego Kaze… dobra? - wybulgotał Azjata trzymając się
baru.
- Jasne, po za tym po co by jej to było. Podobno pijanemu się staje
– stwierdził Rosjanin.
- Bzdura… mi staje nawet szybciej… - powiedział po czym położył
się na barze.
- Wiesz Arashi, już ci chyba wystarczy – powiedział Misha
wstając.
- Nie… czemu… psujesz zabawę… ja się dopiero rozkręcam… -
stwierdziła Arashi podnosząc się gwałtownie. Zachwiał się na
stołku prawie zleciał. Misha złapał go w ostatniej chwili. Po
czym zaciągnął z krzesła.
- Dopisz do mojego rachunku – rzucił do barmana. Podniósł
Arashiego i wziął go na ramię - No to Arashi wpadłeś jak śliwka
w kompot – stwierdził spokojnie wychodząc z nim z baru. – Nie
trzeba było mi mówić wszystkiego – dodał.
- Czemu… Misa… wiesz pachniesz prawie jak Save… jakiej wody po
goleniu używasz… - jękną Arashi. - To mi coś przypomina… ale
chyba było odwrotnie… Save zawsze był przerażony jak się budził
obok mnie… - westchnął.
- Arashi, przestań w końcu paplać. Jest późno, ludzie śpią.
- Co z tego… ja mogę sypiać tylko z tą nimfo… z Kaze. –
oburzył się - Nie chcę do niej wracać… - dodał.
- Spokojnie, nie wrócisz. Przynajmniej nie dziś. Zaraz się
przekonamy ile prawdy było w twoich przechwałkach, choć w sumie i
tak nie będzie ci potrzebny – stwierdził Misha wprowadzając
zataczającego się, ale niezwykle wesołego Arashiego do niewielkiej
kawalerki. Dość jednak schludniej i zadbanej. Zamknął tylko drzwi
po czym zaciągną Azjatę do drugiego pokoju. Bezceremonialnie
rzucił go na łóżko.
- No to połowa pracy za nami – stwierdził Rosjanin lustrując
ledwo przytomnego z przepicia mężczyznę łakomym spojrzeniem. Po
chwili zabrał się za zdejmowanie jego butów.
Rano…
Arashi jęknął przekręcając się na bok. Po chwili poczuł jak
czyjeś ręce ślizgają się po jego ciele. Ostatni stanowczo za
często budził się na kacu. Westchnął.
- Kaze, idź do diabla - burknął. Jednak dłonie nie przestały
błądzić po jego ciele. Arashi znów westchnął. Uparta baba. Po
chwili jednak właściciel rąk przyschnął się bliżej i Arashi na
plecach odczuł, że to nie może być Kaze. To z pewnością nie
była żadna kobieta. Arashi nie pewnie się odwrócił.
- Misha! – wrzasnął odskakując od mężczyzny. Zleciał z łóżka
i znalazł się na podłodze, czując okropne łupanie pod skroniami.
Resztką sił udało mu się sięgnąć po poduszkę i zakryć to co
najistotniejsze. Rosjanin wychylił się przez materac uśmiechając
zaczepnie.
- Czyżby kac? A może nie pamiętamy co wczoraj robiliśmy, co? –
zapytał.
- Domyślamy się… po stanie w jakim ja siedzę tu a ty leżysz
tam… nie mówiąc już o bólu w pewnej części ciała – bąknął
Arashi.
- Napij się – powiedział Misha podając mu szklankę wody. –
Kiedy urwał ci się film? – zapytał.
- Gdzieś między zdaniem Save mnie rzucił, a jestem Bi. –
powiedział Arashi z wdzięcznością przyjmując szklankę. Wypił
natychmiast. – Czy będzie przesadą jeśli stwierdzę, że czuję
się wykorzystany? – dodał.
- Myślę, że nie, ale powinieneś wiedzieć, że w życiu nie
miałem lepszego kochanka w łóżku. Save jest idiotą, że z tego
zrezygnował – odrzekł Rosjanin.
- Kurwa, Misha gdyby nie to, że łeb mi pęka pewne bym ci strzelił
w mordę. Biorąc pod uwagę, że raczej rzadko jestem na dole
dostałbyś drugi raz…
- Arashi sam prosiłeś żebym tak to zrobił – Misha uśmiechnął
się w nieco diabelski sposób.
- Jak udało ci się mnie namówić żebym poszedł z tobą do łóżka?
Tylko odpowiedz szczerze – westchnął z rezygnacją Azjata.
- Właściwie to nie było takie trudne. Jak już cię przytaszczyłem
do domu i położyłem, byłeś bardzo chętny na wszelkie przejawy
mojego zainteresowania tobą. Prawdziwy z ciebie demon seksu. Nawet
gdybym nie był Bi tak jak ty to pewnie też bym się skusił. Może
masz ochotę to powtórzyć?
- Nie dzięki… wiesz mimo tego co robiłem w nocy nie jesteś w
moim typie – westchnął Arashi.
- Tak wiem. Miałeś chwile załamania pod czas tego wszystkiego.
Powiedziałeś, że robisz to, po to by zapomnieć o Save. Ale się
nie udało prawda?
- Wczoraj najwyraźniej nie pamiętałem – powiedział zimno.
- Wracaj, do łóżka, tam jest na pewno zimno.
- Zdziwił byś się… Jezu czuję się zgwałcony.
- No wiesz. Sam się pchałeś.
- Wiedziałeś, że jestem zalany, trzeba było mnie rzucić na
kanapę, albo do wanny, ty niewyżyty zboczeńcu – westchnął
Arashi wbijając wzrok w swoją poduszkę. - Ale zawsze to jakaś
odmiana, do tej pory gwałciły mnie tylko kobiety – stwierdził
ponuro.
- Mówiłeś. Kaze i Cecily. Ta druga o ile dobrze zrozumiałem
zgwałciła też twojego kochasia.
- Odwal się od niego. Cecily postanowiła wyjść za niego by
zgarnąć majątek jaki odziedziczy po starych. W tym celu
zdecydowała się także na dziecko. Przynajmniej próbowała je
sobie zrobić z Save. – Arashi westchnął podpierając się dłonią
- Czemu ja ci to wszystko mówię?
- Bo jesteś ufnym frajerem, który dał się…
- Daruj dobra! – fuknął Arashi.
- Jesteś słodki. Chętnie zatrzymał bym cię na dłużej.
- Nie ma mowy – powiedział twardo Arashi. – Gdzie są moje
rzeczy? – zapytał podnosząc spojrzenie na zadowolonego z siebie
Rosjanina, który leżał w poprzek łóżka i przyglądał się
lubieżnie jego ciału. – Misha, na boga zlituj się – jęknął
Arashi nie na żarty zmieszany i zawstydzony tą sytuacją.
- Naprawdę uroczy - stwierdził Misha, po czym obrócił się i
sięgnął po coś z drugiej strony łóżka. Chwilę później
Arashi dostał swoimi bokserkami. – Na razie tyle. Resztę pewnie
znajdziesz sobie sam, ale chciałem cię o coś jeszcze zapytać –
stwierdził. Arashi skrzywił się.
- Odwrócisz się? – zapytał patrząc na Rosjanina jak zbity pies.
- A jak myślisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie uśmiechając
się figlarnie. Arashi westchnął z rezygnacją. Po czym zaczął
kombinować jak tu się ubrać nie odsłaniając. Misha przyglądał
mu się przez jakiś czas. – Arashi co to za blizna? – zapytał w
końcu.
- Jaka blizna – burknął Azjata jedną ręką trzymając poduszkę
na właściwym miejscu, drugą próbując jakoś założyć bokserki.
Nagle Misha wstał, zupełnie nie kłopocząc się jakimś
zakrywaniem się. Zupełnie nagi przyklęknął przy Arashim, wyrwał
mu poduszkę i przejechał palcem nisko po jego podbrzuszu.
- Ta blizna – powiedział stanowczo. – Podwiązywałeś sobie
nasieniowody? Jakoś kiepsko ci to zrobili – stwierdził.
- Wiesz to byli raczej amatorzy i chyba mieli w zamiarze zmienić mi
płeć, ale byli tak pijani, że nie trafili – stwierdził gorzko.
– Możesz z łaski swojej przestać gapić się na mojego fiuta?! –
zapytał zirytowany.
- Kiedy on mi się bardo podoba – stwierdził Misha podnosząc
jednak wzrok, spojrzał prosto w zielone oczy Azjaty.
- Kurwa, jakbyś nie miał swojego – syknął Arashi chcą go
odepchnąć i zając ubieraniem. Misha chwycił go za twarz i
przytrzymał.
- Mój nie jest taki okazały – stwierdził mrużąc oczy.
- Możemy się zamienić, może wtedy Save przestanie się mnie bać
– syknął Azjata próbując się uwolnić.
- Rzucił cię bo masz dużego? – Misha roześmiał się. – Co on
nie czuł co mu wkładasz.
- Linijki w dupie nie ma, nie? Skąd mam wiedzę co mu się uroiło.
Odwal się i tyle. Chcę się ubrać i w spokoju odchorować kaca –
burknął.
- Jaki ty nerwowy – zaśmiał się Misha przyciągając go do
siebie i całując. – Chce jeszcze raz usłyszeć jak krzyczysz –
mruknął po czym siłą położył Arashi na podłodze łapiąc go
za rękę i wciąż trzymając za twarz.
- Kurwa! Misha, przestań! – wrzasnął Arashi natychmiast żałując,
że zrobił to tak głośno – Bądź, że człowiekiem. Mam kaca,
boli mnie tyłek a ty rozdrapałeś wszystkie moje rany. Zgwałć
mnie teraz na dokładkę, a obiecuję że się rozpłaczę –
powiedział leżąc już spokojnie. Misha uniósł się nad nim na
rękach.
- Myślałem, że obiecasz mi zemstę. Już widziałem cię
płaczącego i stwierdzam, że to zbyt przykry widok. Najładniejszy
jesteś, gdy się uśmiechasz. – powiedział pochylając się i
pieszcząc ustami zagięcie szyi Arashi. – Umów się ze mną na
następny raz – poprosił czule.
- Nie.
- Arashi – zamruczał mu prosząco do ucha po czym zaczął je
pieścić.
- Misha, daj mi spokój.
- Jak się ze mną umówisz na kolejne bzykanie. Możemy się
zamienić miejscami, pod warunkiem, że znów będziesz krzyczał –
powiedział Rosjanin wsuwając rękę miedzy nich i zaczynając
gładzić wewnętrzną stronę ud Arashi. Azjatę przeszedł dreszcz.
- Przestań… nie mam ochoty bzykać się z nikim – syknął
próbując go odsunąć od siebie.
- A z tą Kaze to możesz. Co? – warknął Misha brutalnie
przyciskając go do podłogi. Arashi jęknął z powodu bólu głowy.
- Kaze, to co innego. Ona mnie zmusiła…
- Ja też mogę. Mnie będzie nawet łatwiej – stwierdził kładąc
dłoń na jego pośladku. Arashi spiął się cały. – Nie lubisz z
nią sypiać. Powiedz żeby spadała i uprawiaj seks ze mną. Wiem,
że wolisz facetów – dodał pewnie Misha.
- To nie chodzi o to. Przestań natychmiast – warknął Arashi. –
Kaze jest córką bosa chińskiej mafii, nie mogę jej kurwa niczego
odmówić – syknął.
- A gdybym ja powiedział, że jestem członkiem mafii rosyjskiej? –
zapytał całując go po szyi.
- To se zróbcie wojnę o mnie. Wygrany będzie bzykał do woli! –
warknął Arashi zrzucając z siebie mężczyznę, po czym wstając i
zakładając bieliznę. – Odpieprz się – syknął idą poszukać
swoich ubrań.
- Arashi… - Misha także się podniósł. – Przestań być taki
delikatny. Jeśli wolisz stały związek nie mam nic przeciwko.
Słuchaj, naprawdę było mi z tobą dobrze. Mam ochotę na więcej.
- To skorzystaj z dmuchanej lalki – powiedział Arashi zjadliwie. –
Nie mam ochoty się z nikim wiązać, ani bzykać okazjonalnie,
zrozumiano. Wczoraj byłem pijany, a jeśli chodzi o Kaze to jestem
jej własnością i nic na to nie poradzę, będę mniej lub bardziej
grzecznie użyczał jej swojego ciała. Widzisz ten tatuaż? –
zapytał pokazując mu lewe przedramię, które zdobił oplatający
je smok. – Oznaczyła mnie sobie, tak jak podpisuje się zabawki.
Chcesz z nią walczyć proszę bardzo. Mnie do tego nie mieszajcie –
syknął.
- No już dobrze…
- I się w końcu kurwa ubierz – warknął na niego Azjata rzucając
jak sadził jego bielizną.
- Arashi… na boga. Bo znów cię upiję.
- Niby jak?
- Nie wiem coś wymyślę. Jeszcze nikogo nie prosiłem, żeby
przespał się ze mną drugi raz.
- I co mam się wzruszyć i rzucić w twoje ramiona.
- Nie liczyłem na to, ale jeśli masz ochotę. W każdym razie chcę
żebyś był świadomy, że łatwo nie zrezygnuję.
- Dzięki będę miał na uwadze – warknął Arashi zakładając
już buty, gdy Misha miał na sobie ledwie slipy. Po chwili Azjata
wstał, sprawdził jeszcze czy wszystko ma, po czym ruszył do
wyjścia.
- Do zobaczenia w pracy Arashi – rzucił mu na odchodne Misha.
To był długi i męczący dzień. Save po woli otworzył drzwi.
Zdjął buty i jasny płaszcz. Chwycił torbę i ze wzrokiem wbitym w
podłogę pokierował się do kuchni. Tam zaparzył sobie kawy i
wstawił wody potrzebnej do zalania ani zdrowej, ani smacznej, ani
pożywnej zupki „chińskiej”. Nie chciało mu się znów zamawiać
jedzenia, tym bardziej gotować. Kawę zdążył wypić nim woda się
zagotowała. Od niechcenia Save wsadził kostkę makaronu do jakiejś
miski, zasypał to sproszkowanym rosołkiem po czym wszystko zalał
wodą. Nadal markotny i wyczerpany powlókł się do swojego
przytulnego salonu.
- Arashi się wyprowadził nie ma kto obiadków gotować –
zabrzmiał kpiący głos, gdy Save dmuchając w gorący kubek wywlókł
się z kuchni. Przerażony podniósł wzrok. Na kanapie zastał tego
do kogo głos należał i którego nigdy by się tu nie spodziewał.
Brązowe oczy patrzyły na niego z chłodnym wyrafinowaniem. Ciemne
włosy o kasztanowym odcieniu mieniące się miedzią, szczupała
sylwetka, całą swą postawą zdradzająca drwinę i zbytnią
pewność siebie. Tego szydzącego uśmiechy nie dało się pomylić
z żadnym innym. Save omal nie wypuścił z rąk swego „obiadu”,
gdy zrozumiał kto siedzi na jego kanapie. – Nie gap się tak. Nie
jestem kosmitą – warknął Nuriko patrząc na niego chłodno. Save
ocknął się z szoku.
- Ale… co ty tutaj robisz… i jak się tu dostałeś? – jęknął
jakby panicznie. Nuriko uśmiechnął się kpiąco. Po czym podniósł
rękę, w której zabrzęczały klucze.
- Powiedz zapomniałeś mu je zabrać, czy ten drań dorobił sobie
sam… a może celowo mu ich nie zabrałeś licząc, że któregoś
dnia tu przyjdzie i cię zarżnie? – zapytał brutalnie. Save
zbladł.
- Czego właściwie chcesz? – zapytał starając się by głos mu
nie drżał i by był stanowczy. Oczy Nuriko zniknęły nieco pod
powiekami, gdy je zmrużył. Wargi wykrzywił złośliwy uśmieszek.
- Porozmawiać – powiedział. – Siadaj wreszcie. Jak bym chciał
coś ci zrobić siusiumajtku już bym to zrobił. Miałem mnóstwo
czasu od kiedy wszedłeś i przeszedłeś obok mnie tak obojętnie –
prychnął. Save poczuł jak serce rozpaczliwie podskakuje mu do
gardła, jakby chciało tamtędy uciec. Ale utknęło w przełyku.
Blondyn nie pewnie usiadł na jednym z foteli. Patrzył na swego
„gościa” nie ufnie, jakby spodziewając się, że zaraz może
zostać zaatakowany. Nuriko chwilę przyglądał mu się chłodnym
spojrzeniem.
- Więc o co chodzi? Nigdy za mną nie przepadałeś? Dlaczego
zdecydowałeś się … mnie odwiedzić – prychnął Save.
- Chodzi o Arashiego – powiedział krótko Nuriko.
- Oczywiście. O kogo innego mogło by chodzić. Ale jego też nie
lubisz, więc czemu tu jesteś? – fuknął Save. – Jeśli jest
tak zdesperowany i tchórzliwy, że przysyła ciebie to przekaż mu,
że nie wrócę – dodał wyniosłym tonem.
- Mylisz się Save. Wrócisz do niego i to szybko - powiedział
Nuriko tak stanowczym tonem, że Save nie śmiał mu zaprzeczać.
Nuriko raz jeszcze spojrzał na Save. Pokręcił głową z
niedowierzaniem zapalając papierosa. Chwilę pozwolił mu się tlić
po czym zaciągnął się i wypuścił dym.
- Tylko ktoś taki jak Arashi mógł się zakochać w takim idiocie
jak ty – stwierdził. Save z głębokimi rumieńcami na policzkach
uparcie patrzył w pusty już kubek po zupce chińskiej. – A może
szukałeś tylko pretekstu? Ten jest duży, jak by nie patrzeć –
stwierdził uśmiechając się złośliwie.
- Przyszedłeś tu po to żeby mi to wypominać – burknął. Nuriko
spojrzał na niego tak, że Save skulił się w swoim fotelu. Po
godzinie wciąż nie rozumiał z jakiego powodu on tu jeszcze jest.
Nuriko znów się zaciągnął.
- Wiesz po co ludzie uprawiając seks? – zapytał, jednak nie
czekał na odpowiedź. – Żeby czuć przyjemność. Jeśli do tej
pory nie przeszkadzało ci jego szesnaście centymetrów, które
pakował ci do tyłka to czemu tak nagle zaczęło? Wiem, że czego
oczy nie widzą tego sercu nie żal, ale to moim zdaniem przegięcie.
Wesz, że Kaze szaleje za jego ptaszkiem - syknął zajadle. Save
podniósł na niego spojrzenie jasnych oczu.
- Więc to o to chodzi. Co zrobiła Kaze? – zapytał natarczywie.
- Jak to co? Jak tylko wyczaiła, że jej pupilek nie jest już w
szczęśliwym związku rzuciła się jak sęp. Tylko dlatego, że
jego fujarka jest większa.
- Więc o to ci chodzi – zauważył Save. – Nie chodzi o to, że
Tora się martwi, tylko że cię dziewczyna rzuciła. Myślisz, że
jeśli ja i Arashi znów będziemy parą ona do ciebie wróci –
prychnął i usiadł wygodniej w fotelu. – Dlaczego niby miał bym
ci pomagać. Wcale nie mam zamiaru wracać do Arashi. Nie tworzyliśmy
dobrej pary – dodał pewnie.
- Tak? Więc może zamierzasz wrócić do swojej jasnowłosej
narzeczonej. Cecily? Co? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem
Nuriko.
- Ona jest w Hiszpanii. Z nowym narzeczonym. Dla niej liczy się
tylko to by facet był bogaty. Z resztą to nie twoja sprawa –
prychnął. – Niby dlaczego mam ci pomagać? – dodał
buntowniczo. Jedno spojrzenie Nuriko starczyło by stracił rezon i
skulił się w fotelu.
- Chyba się nie zrozumieliśmy – powiedział rudzielec gasząc
papierosa na ławie bez żadnej krępacji. – Ja nie przyszedłem
cię tu prosić o pomoc. Tylko uprzedzić o tym co się z tobą
stanie w niedługim czasie – powiedział mrużąc oczy. – Nie
obchodzi mnie co masz do powiedzenia na ten temat. I co sądzi
Arashi, ale wygląda jakby mocno to przezywał. Z resztą ta ciota
zawsze się szybko wzruszała – Oczy Save pociemniały, ale blondyn
nawet nie mrugnął w odpowiedzi. Nuriko wstał i spojrzał na niego
z góry. – Niedługo powiem ci dokładnie co masz robić. Jak tylko
zapoznam się dokładnie z regularnym planem Arashiego. – ruszył w
stronę drzwi. Po chwili jednak zatrzymał się i odwrócił do
niego. – A to na stymulację – dodał rzucając mu na stół
wejściówkę na pierwszy występ Arashi po remoncie klubu. Nic
więcej nie mówiąc Nuriko po prostu wyszedł z jego mieszkania.
Save westchnął kryjąc twarz w dłoniach.