Bez betowania
____________________________________________________________________________
Dla Save czas mijał szybko. Dużo spał i
mało pamiętał. Dziś przespał całe popołudnie. Obudził się
dopiero, gdy zaczęło się ściemniać. Wieczór był jednak dla
niego wyjątkowy bo znów zobaczył Arashiego. Gdy tylko zszedł na
dół usłyszał jego cudowny głos, poczuł znajomy zapach drogich
papierosów. Save wszedł do pokoju niczym widmo, przez nikogo nie
zauważony.
- Save, już wstałeś? – zapytał Arashi
unosząc rękę w geście powitania. W salonie grał cicha, modna
muzyka. Liczebność gości się zmniejszyła, ale to nie było
ważne.
- Kochanie! – zawołała Cecily. – Chodź
do nas, usiądź przy mnie – zawołała go z drugiego końca
pokoju. Save zignorował jej zaproszenie i bez wahania przysiadł się
do Arashiego i jego rozmówców. Azjata natychmiast zgasił swojego
papierosa, mimo że nie wypalił go do końca.
- Wiec jak się bawią tacy ludzie jak pan,
panie Yasano? – zapytał jednak z siedzących naprzeciw bruneta,
młodych spadkobierców bogactwa swych rodziców.
- Znaczy jacy ludzie? – zapytał Arashi
unosząc brew, choć właściwie to znał odpowiedź. Chłopak trochę
się zmieszał, ale jego kolega obok nie miał tyle taktu.
- Ludzie z niższych warstw społecznych –
powiedział bez żadnego skrępowania.
- Arashi nie jest z niższych warstw
społecznych – sprzeciwił się Save, patrząc na chłopaka jakby
miał się na niego zaraz rzucić.
- To skąd jest? – zapytał tamten drwiąco,
patrząc na gospodarza jakby był nie groźnym ratlerkiem.
- Arashi jest z Illusion!
– krzykną tak głośno, że zwrócił uwagę wszystkich w salonie.
- Jak to z Illusion?
Z tego klubu dla pedziów? – zapytał chłopak zainteresowany.
- Two face jest dla pedziów, Illusion
to drogi klub przeważnie odwiedzany przez młode, samotne kobiety –
powiedział Arashi zanim ugryzł się w język.
- Ach tak, to w Illusion
są męskie striptizy? – zapytał ten, który pytał się o
rozrywki.
- A ty skąd to wiesz? – wtrącił się go
kolega obok.
- Widziałem ulotkę – wyjaśnił obrażony,
że można go podejrzewać o coś podobnego, choć sam pewnie nie
wiedział o co dokładnie.
- To prawda? – zapytał rozmówca Arashiego.
Wokół nich zebrali się wszyscy obecni w saloniku zainteresowani
przebiegiem rozmowy.
- Panie Arashi, co pana łączy z Illusion?
– zapytała Cecily siadając na oparciu fotela Arashiego i
dotykając dyskretnie jego ramion.
- Arashi tam…
- Pracuję! - Azjata szybko przerwał Save
bojąc się, że powie to co chciał zachować w tajemnicy. - Na
zapleczu – dodał.
- Ma pan wejściówki? – zapytała nagle
jakaś dziewczyna. – Tak z czystej ciekawości – dodała gdy
wszyscy na nią spojrzeli.
- No właściwie to mam, ale tam się teraz nic
nie dzieje. Chyba, że szefowa terroryzuje barmanki - westchną.
- A co z gwiazdą Illusion?
– zapytała inna dziewczyna.
- Wyjechał z dziewczyną na wakacje –
powiedział Arashi uśmiechając się na widok zawodu w oczach nie
tylko tych dwóch dziewcząt. Jednak uśmiech, przebiegły uśmiech
Cecily go zaniepokoił.
- Arashi, czegoś nie rozumiem - mrukną Save.
– Przecież…
- Save, daj spokój wiesz, że nie lubię
rozmawiać o swojej pracy – przerwał mu brunet pełen obaw, że
jego sekret się wyda.
- Racja nie mówmy już o tym podrzędnym
klubie – zaczęła Cecily. – Zagrajmy w coś – powiedział
biorąc do ręki talię kart.
Gra nie był zbyt ciekawa. Arashi próbował
się od niej wymigać mówiąc, że nie ma pieniędzy na zakłady, co
było szczerą prawdą. W końcu wpadł na pomysł, że może pomagać
Save, w końcu chłopak jest ostano taki zamroczony. Ale nawet jego
pomocą Save przegrywał w każdej kolejce. W końcu Azjata przyjął
strategie „pas” i szybko wycofywał się z gry i podnoszenie
stawki. Cecily była mu wdzięczna, że dba o portfel jej przyszłego
małżonka.
Jednak
poker szybko się znudził i towarzystwo zaczęło szukać inne
rozrywki na poziomie. Spojrzenia wszystkich padły na puste butelki
na stole. Arashi wstał i wziął jedną do ręki. Ponieważ inni z
wyższych sfer najwidoczniej krępowali się zaproponować tak
prymitywną zabawę - To na jakich zasadach gramy. Tradycyjne, na
pytanie czy wyzwanie, a może na części garderoby? – zapytał.
- Może po kolei – zaproponowała Cecily.
- Czyli masz ochotę kogoś pocałować, to
ktoś konkretny, czy wszystko ci jedno z kim to robisz? – zapytał
Azjata uśmiechając się do niej złośliwie.
- Jeśli pan nie chce, panie Arashi, nie musi
pan z nami grać – powiedziała urażona.
- Panno Cecily proszę mnie nie skreślać. Ale
myślę, że jeśli chce pani pocałować narzeczonego to wystarczy
mu o tym powiedzieć, nie trzeba używać do tego podstępnej gry –
powiedział Arashi wracając do towarzystwa. Po chwili usiedli w
kółeczku, a butelka znalazła się na jego środku. Save mało
zainteresowany grą usiadł przy Cecily naprzeciw Arashiego, który
został wybrany by jako pierwszemu zakręcić butelką, gdy Save
zobaczył, że jej gwint zatrzymał się wskazując na niego jakby
się ożywił.
- Mam pocałować Save? – zapytał Arashi
nieco przestraszony.
- Jak gra to gra. Nie musisz w to wkładać
całego serca – powiedział jakiś chłopak siedzący niedaleko.
Save już wysuną się na środek kółeczka czekając na ukochanego.
Azjata westchną i wysunął się do niego. Według zasad gry to on
powinien zacząć, gdyż on kręcił butelką. Save już się
szykował by przyłożyć usta do ust Arashi, gdy poczuł delikatnie
muśnięcie jego warg na policzku. Głęboko zawiedziony wrócił na
swoje miejsce. Zaczął się rozglądać za swym napojem wyskokowym -
sto procent pomarańczy!
Kolejka szał szybko. Dziewczęta były chętne
do całowania, chłopcy jeszcze bardziej. Nikt nie robił problemów,
gdy przyszło mu całować osobę tej samej płci, wszyscy szli wtedy
za przykładem Arashiego i obdarzali się delikatnymi całuskami w
policzki.
W końcu jakaś dziewczyna wylosował Save.
Nieobecny duchem blondyn nie był z tego zachwycony, ale zniósł jej
pocałunek dzielnie. Sam zakręcił butelką modląc się by
zatrzymała się gwintem do Arashim. Jednak ku jego przerażeniu
ominęła go i pokierował się w jego stronę, zatrzymując się na
siedzącej obok Cecily.
- Kochanie nareszcie – powiedziała
dziewczyna uśmiechając się do niego w mało przyjazny sposób.
Save wyglądał jakby zaraz miał uciec, jednak Cecily była szybsza.
Położyła mu dłonie na ramionach i mocno go przytrzymał na
miejscu. Dziewczyna przysunęła się do niego i po prostu się
przyssała. Arashi nie umiał tego inaczej określić. Biedy Save
pomyślał, zwłaszcza, że blondyn wcale nie był zadowolony z
bliskości Cecily, nie mówiąc już o tym, że go całowała. Gdy w
końcu wypuściła go ze swych ramion natychmiast sięgną po sok.
Wtedy dziewczyna położyła mu palec na ustach i spojrzała Save w
oczy.
- Bądź grzeczny kochanie, bo nie będzie
więcej skoczku pomarańczowego. – mruknęła zaczepnie.
- Panno Cecily, pani znów ucieka się do
szantażu – stwierdził Arashi. Dziewczyna spojrzała na niego
wyzywająco, był jedyną osoba, której nie udało jej się
wylosować. Zakręciła butelką nie spuszczając Azjaty z oczu.
Wygląda na to, że nawet rzeczy martwe nie
mają odwagi jej się sprzeciwiać, gdyż butelka zatrzymała się
dokładnie tam, gdzie Cecily chciała.
- Cel uświęca środki – powiedziała Cecily
wysuwając się na środek tak by zaprezentować jak najwięcej ze
swych wdzięków.
- A jaki jest pani cel? Uwieść jak najwięcej
mężczyzn przed ślubem? – zapytał zadziornie Azjata, zbliżając
się do niej.
- Panie Arashi jest pan niesprawiedliwy –
oburzyła się teatralnie. Arashi uśmiechnął się bezczelnie i
nadstawił jej policzek. – Jest pan nieznośny, panie Arashi. –
powiedziała łapiąc go za brodę i stanowczo odwracając do siebie.
Przyłożyła swoje usta do jego nim zdoł choćby mrugnąć w
proteście. Pocałunek Cecily był długi i namiętny, jednak
pozostał nieodwzajemniony. Rozwścieczona tym dziewczyna
zaproponowała zmianę zasad zabawy z racji tego, że wszyscy już
kręcili butelką. Pomysł został przyjęty z entuzjazmem.
Tym razem zagrali w „pytanie czy wyzwanie”.
Większość uczestników wybierała pytania. Arashi również. Prze
to był zmuszony do wymyśleniu paru kłamstw o Amidamaru. Na
szczęście Save spał i nie mógł sprostować jego wersji. Było by
nie ciekawie, gdyby wydała się prawdziwa tożsamość Ami. Arashi
dobrze to wiedział. Wszędzie, gdzie tylko odkryto jego związek z
bogiem Illusion miał tak liczne tłumy
wielbicielek, że nie mieściły mu się w łóżku. Po za tym Arashi
nie miał najmniejszej ochoty na jakiekolwiek związki z kimkolwiek.
Dawno już nie czuł się tak… tak wyjałowiony ze wszystkiego. Nic
mu już nie dawało takiej radości jak kiedyś. Czuł, że powoli
jego czas się kończy. Był zmęczony, osłabiony i przede wszystkim
zrozpaczony. Przerażał go stan Save. Mimo że nowy styl ubierania
był interesujący i że Save w końcu był wesoły, było to
przerażające. Nie znał Save z tej strony i dobrze wiedział, że
to nie jest jego prawdziwa twarz, że powstała ona na skutek brania
mocnych leków. Tora trochę mu o tym mówiła, gdy pomagał jej w
nauce.
Ale może tak było dla nich obu lepiej.
- Panie Arashi. – z zamyślenie wyrwał go
głos Cecily. – Proszę nie spać. – powiedziała. Brunet
spojrzał na nią nieco nieobecnym wzrokiem.
- Przepraszam panno Cecily. Martwię się o
Save – wyjaśnił wstając i podchodząc do śpiącego na dywanie
blondyna. – Zaniosę go do jego sypialny, a potem sam pójdę się
położyć. – powiedział podnosząc delikatnie drobną sylwetę
Save.
- Nie może pan teraz odejść. Jeszcze nie
zagraliśmy w rozbieranego. – sprzeciwiła się jakaś z koleżanek
Cecily. Arashi uśmiechną się do niej dobrodusznie.
- Nie mam się czym chwalić, po za tym
wolałbym nie zasnąć tu pod czas takie rozgrywki. Będą się
musiał panie obejść beze mnie – powiedział po czym wstał z
Save na rękach. Blondyn jękną cicho. – Dobranoc – powiedział
krótko Arashi i nie zważając na kolejne protesty wyszedł z
pokoju.
Save wydał się mu zadziwiająco leki. To nie
był dobry znak, ale czy on zawsze nie był taki? Przecież Arashi
już go kilka razy nosił na rękach, zazwyczaj gdy Save się upił.
Może jednak Azjata nie był tak osłabiony jak
mu się zdawało. A może to miłość do Save dodawała mu sił.
Wszedł z wciąż śpiącym blondynem do jego sypialni. Przez chwilę
myślał, że się pomylił. Panował tu okropny bałagan, a znał
Save jako pedantycznego czyściocha, choć w jego apartamencie w
mieście nie miał służby to chociaż dbał o to żeby nie
wyglądało na to, że jest brudno. Nie mówiąc już o tym, żeby
rzucał ubrania na podłogę. Przecież jego drogie łaszki mogły
się pognieść, pobrudzić zniszczyć. No ale tu fruwały tylko
kolorowe, wesołe stroje z nowej kolekcji Save. Arashi położył go
delikatnie na łóżku i zdjął jego sandały. Chwilę przyglądał
się śpiącemu. Przypomniały mu się chwile, gdy się Save upił.
Te chwile gdy zostawał sam na sam z Arashim, zdany na jego poczucie
moralności. Chciałby cofnąć czas. Nie dopuścić do tego
wszystkiego. Jak mógł być takim egoistą i pozwolić by Save tak
bardzo zatracił się w ich związku. Jak mógł zapomnieć, że jego
czas na tym świecie jest ściśle określony i że miał się z
nikim nie wiązać na stałe…
Zrobił to! Próbował się tłumaczyć tym, że
się zakochał, że w końcu był szczęśliwy, ale skoro kochał
Save to dlaczego pozwolił mu się tak zaangażować. To w jakim
stanie jest Save to jego wina. Powinni byli zostać na stopie
przyjacielskiej. Arashi nie powinien był tak zabiegać o ten
związek, przecież wiedział jak się to skończy. Gdyby tylko Save
nie zaangażował się tak mocno…
- Arashi… - rozmyślania Azjaty przerwało
ciche mruknięcie śpiącego Save. To było ostrzeżenie, że Azjata
powinien jak najszybciej opuścić jego sypialnie. Ze względu na
nich obu. Wiedział, że gdyby Save się obudził, znów by mu
przypomniało jak bardzo go kocha, a Arashi wystarczyło jedno
spojrzenie w te jego cudowne, niebieskie oczy by przypomnieć sobie
jak bardzo on sam odwzajemnia to uczucie.
Wyszedł i oparł się o drzwi jego sypialni.
Wstrzymał się z łzami i poszedł do swojego pokoju. Gdy był
pewny, że nikt go nie odwiedził niespodziewanie otworzył okno i
zapalił. Nie powstrzymywał już łez swojej rozpaczy. Tak bardzo
pragną wrócić do Save, ale bał się jak on przyjmie wieści o
jego chorobie. Pamiętał z opowiadań Tory co się z nim działo jak
myślał, że nie żyje. Nie chciał mu robić tego po raz drugi, ale
z drugiej strony rzucenie go bez słowa wyjaśnienie też nie było
dobrym wyjściem. Save uparcie twierdził, że Arashi go kocha i do
niego wróci.
W końcu Arashi wyrzucił niedopałek i
poszedł pod prysznic. Tam przypomniał sobie o porannym bliskim
spotkaniu z chlorowaną wodą w basenie. Jego włosy tego nie znoszą.
Musi je porządnie wymyć i tym razem nie zapomnieć o rozczesaniu.
Chwycił swój dziecinny szampon o zapachu truskawek. Po chwili
zapach wypełnił cała kabinę i poprawił Arashiemu nieco nastrój.
Zawsze uwielbiła truskawki ,a ich zapach miał być zapachem raju.
Masując skórę głowy i rozprowadzając
pachnącą pianę na całej długości czarnych jak noc włosów
przypomniał sobie wesołą piosenkę jakiej uczył się kiedyś z
Sorą.
Właściwie nie była wesoła, ale miała
wesoły rytm. Właściwie to był utwór otwierający jedną serią
anime, która mu się bardzo wtedy podobała.1
Zaczął nucić, po czym przypomniał sobie słowa i śpiewał myjąc
włosy. Jak wiele japońskich utworów z tamtego czasu i ta miał
angielskie wstawki. Arashi zatracił się zupełnie w swoim
prysznicowym utworze. Spłukał już włosy i właśnie miał
wychodzić, gdy drzwi do kabiny same się otworzyły.
- Łotrze, śpiewasz pod prysznicem? –
zapytał złośliwie brzmiący głos Cecily, po chwili jej twarz
wyłoniła się z obłoków pary. Arashi szybko chwyciła ręcznik i
okrył się nim na wysokości bioder. Dziewczyna spojrzała na jego
ciało nie kryjąc, że jej się podoba. – Czy ja czuję zapach
truskawek? – zapytała i nim Azjata zdołał ją powstrzymać
sięgnęła po jego szampon. – Truskawkowy łotr co śpiewa pod
prysznicem. – zaśmiała się wieszając się mu na szyi. –
Uciekłeś tak z salonu nawet się ze mną nie żegnając – jęknęła
robiąc zawiedzioną minkę. – Bez ciebie zabawa nie była już
taka ciekawa Amidamaru.
- Cecily, daj spokój. Wracaj do siebie i kładź
się. Jesteś totalnie pijana – powiedział Arashi próbując ją
od siebie odciągnąć.
- Nie wyjdę dopóki dla mnie nie zatańczysz.
Wiem kim jesteś i na czym polega twoje praca w Illusion.
Przejrzałam cię – stwierdziła z zadowoleniem mrugając mętnymi
oczami.
- Myślałem, że takie miejsce jak Illusion
jest poniżej twojej godności – powiedział podnosząc ją
delikatnie i wyprowadzając z łazienki.
- Jak zwykła kobieta ma się oprzeć bogowi…
bogowi seksu, który śpiewa pod prysznicem i myje włosy
truskawkowym szamponem – zaśmiała się pijacko i puściła go
kładąc się na łóżku. Arashi uśmiechnął się do niej
mimowolnie. Pijanie kobiety zawsze go rozczulały.
- Panno Cecily, zapomniała mnie pani upić –
zaczął. – Jestem lojalnym przyjacielem i nie wykorzystam
nietrzeźwej narzeczonej mojego przyjaciela – dodał stanowczo.
Dziewczyna roześmiała się wesoło.
- Arashi, mówmy sobie po imieniu. Przestań
przejmować się Save, on i tak nic nie zauważy. Te jego leki
zupełnie go absorbują… no i jeszcze kolorowe koszule.
- Powiedz mi Cecily – zaczął Arashi
nachylając się nad nią i kładąc dłonie na materacu po jej obu
stronach. – Nie zależy ci na samym Save. Wolisz żeby pozostał
pod wpływem proszków i oddał ci z radością wszystko co ma? –
zapytał patrząc jej badawczo w oczy. Cecily znów się roześmiała.
Po czym zarzuciła Azjacie ręce na szyję.
- Przejrzałeś mnie! – zawołała radośnie.
– Gdy Save odstawi leki nie uda mi się zaciągnąć go do ołtarza
i nici z jego spadku - westchnęła. – Ale to, że biorę z nim
ślub nie znaczy, że nie możemy się trochę przytulać Arashi…
mój Amidamaru - powiedziała i zaczęła delikatnie całować jego
ramię. – Jak chcesz to zrobić? – zapytała po chwili.
- Cecily… - zaczął Arashi namiętnym
głosem. – A może przeniesiemy się do twojego pokoju? –
zaproponował. – Idź tam i poczekaj na mnie w łóżku – mruknął
podnosząc się i ją jednocześnie. Dziewczyna była zachwycona tym
pomysłem. Wyglądało jednak na to, że jest zbyt pijana by iść
samodzielnie. Arashi odprowadził ją do drzwi, a tam Cecily podparła
się ściany i w wkrótce zniknęła w swojej sypialni. Azjata
odetchną z ulgą, że udało mu się jej pozbyć. Poprzysiągł
sobie, że zrobi wszystko żeby tylko nie dopuścić do jej ślubu z
Save.
Następnego dnia nikt nie zbudził Arashiego
na śniadanie. Mężczyzna wstał sam, o dziwo bardzo wcześnie i po
ubraniu się poszedł do ogrodu. Nie był jeszcze głodny, a nawet
gdyby był wolał nie ruszać na samodzielne poszukiwanie kuchni.
Postanowił przypomnieć sobie swoje lekcje sztuk walki jakie
pobierał z Sorą. Poranne słońce wysuszyło już rosę wiec wszedł
na trawę boso i zaczął od ćwiczeń relaksujących. Po woli i
uwarzenie zmieniał każdą pozycję, robił to w pełni skupiony.
Chęć dorównania swej ówczesnej mentorce sprawiła, że opanował
tą sztukę bardzo dobrze, a ponieważ ćwiczył co jakiś czas ciało
nie zapomniało jak to się robi. Sora była od niego zawsze lepsz.
Arashi wziął głęboki wdech i już miał przejść do następnej
figury, gdy poczuł się obserwowany. Natychmiast zapomniał co
chciał zrobić i odszukał „intruza” spojrzeniem.
- Proszę mi wybaczyć Panie Yasano, nie
spodziewałam się, że ktoś może praktykować coś takiego w moim
ogrodzie – odezwał się głos pani Sarivald, która uśmiechnęła
się do Azjaty przyjaźnie. Stała na ścieżce, nieopodal krzewów
róży.
- Przepraszam… to ja powinienem był zapytać
– jęknął Arashi czując jak policzki mu płoną. Dziwne.
Dlaczego czuł się jak jakiś zakochany podlotek w jej towarzystwie?
Przecież była matką jego ukochanego. Była od niego dwa razy
starsza. Ale była taka piękna, zwłaszcza w świetle poranka, w tym
delikatnym zwiewnym stroju. Save miał z niej tak wiele. Te jasne
lekko kręcone włosy, delikatne choć stanowcze rysy, podłużną
twarz i duże niebieskie oczy. Arashi westchnął zagapiwszy się
właśnie na nie.
- Panie Yasano, proszę sobie nie przeszkadzać
– powiedziała podchodząc. Arashi poczuł jak nogi robią się pod
nim miękkie. Kobieta usiadła na ławce naprzeciw niego i spojrzała
niecierpliwie.
- Pani Sarivald - jęknął brunet - Ja tak nie
mogę… nie przed publicznością… zwłaszcza tak zacną –
mruknął zmieszany. Kobieta znów się do niego uśmiechnęła.
- Nie jestem przyzwyczajona budzić w
mężczyznach nieśmiałość – wyznała uśmiechając się
tajemniczo. – Może wiec dotrzyma mi pan towarzystwa? –
zaproponowała, a Arashi natychmiast znalazł się przy niej. Azjata
wyszczerzył się do pani domu, nie zdając sobie nawet spray w jaki
sposób na nią patrzy. Nagle kobieta zachichotała.
- Czuję się jak nastolatka patrząc na pana –
powiedziała, Arashi otrząsnął się.
- Co ma pani na myśli? – zapytał czując,
że jego policzki znów zalewają się czerwienią.
- Panie Yasano, mój mąż nigdy nie patrzył
na mnie w taki sposób w jaki pan to robi odkąd przytachał pan tu z
moim synem. Pochlebia mi pańskie zainteresowanie zawłaszcza, że
nie jestem już najmłodsza, w przeciwieństwie do pana – znów się
zaśmiała. Jej śmiech był muzyką dla uszu. – Choć muszę
przyznać, że to trochę krepujące.
- Bardzo przepraszam! – Arashi prawie
krzykną, nie mówiąc już o tym, że zerwał się z ławki i
pokłonił jej się w pas. – Naprawdę nie chciałem pani krępować.
- Panie Yasano, proszę mi wyjaśnić skąd ten
podziw dla mnie? – zapytała spoglądając na niego w tajemniczy
sposób, od którego Arashi zaczerwienił się chyba po sam czubek
nosa.
- Ja… ja… nie wiem… - mruknął.
- Nie wygląda pan na mężczyznę, który
traci głowę dla byle kobiety, a widzę, że dla mnie się pan nawet
zarumienił – ta uwaga wywołała w Arashim nagły wzrost
adrenaliny. Postanowił się wziąć w garść. – Zazwyczaj chyba
nie ma pan takich problemów? – bardziej stwierdziła niż
zapytała.
- Tak… ma pani racje… ale… pani Sarivald
– Arashi wziął głęboki wdech. – Jest pani prawdziwą damą, a
ja nie potrafię się zachować przy prawdziwej damie, do tego tak
pięknej jak pani. Pani delikatna uroda i prezencja odbiera mi cała
pewność siebie… czuję się jak… jak nic nie warty szczeniak
bez doświadczenia…
- Pańskie słowa są cudowne, panie Yasano.
Mój mąż nigdy nie nazwał mnie piękną, nawet gdy się oświadczał
- mruknęła na chwilę się zamyślając, po czym znów spojrzała
na Arashiego. – Jednak pańskie intencję pozostają dla mnie nie
jasne, panie Yasano. – przyznała. Azjata uśmiechnął się w
nieco demoniczny sposób.
- Pani niezwykły urok osobisty mnie zniewala…
mógłbym być pani niewolnikiem, jednak nie śmiem niczego
proponować. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest pani mężatką i
matką bliskiego memu sercu przyjaciela - mruknął Arashi.
- Jest pan prawdziwym dżentelmenem –
przyznała kobieta z uznaniem w głosie. – Doceniam pańską troskę
o mnie i lojalność wobec mojego syna. On jest dla mnie
najważniejszy – powiedziała twardo. – Pan wie co mu tak
naprawdę dolega, jak mu pomóc. Proszę z tym nie zwlekać –
poprosiła wbijając w niego błagalne spojrzenie.
- Pani Sarivald. To… myślę, że to leży po
za moimi możliwościami – mruknął. Chwile potem nadeszła służba
mówiąc, że goście już się pobudzili i że zaraz zostanie podane
śniadanie. Arashi odprowadził gospodynię do jadalni.
Przy śniadaniu Arashi udało się uniknąć
towarzystwa Cecily. Po jednaj stronie miał Save po drugiej jego
uroczą matkę. Mógł wiec pomyśleć o paru sprawach. Między innym
prześledził w pamięci jego poranną rozmowę z Panią Sarivald i
zaskoczyło go jego własne wyznanie. Nie wątpliwie ją podrywał!
Poczuł, że znów się czerwieni, ale że pochylony był nad
talerzem to nikt tego nie wiedział, taką przynajmniej Arashi żywił
nadzieję. Podrywał ją, uwodził i to jeszcze w taki szczenięcy
sposób. Jakże musiał jej się wydać zabawny. Och gdyby Tora o tym
wiedziała chyba by pękła ze śmiechu, a Kaze pewnie powiedziałaby
coś w stylu, że się stoczył. Arashi nie mógł sobie darować, że
robił z siebie kompletnego idiotę przy tej wytwornej, pięknej
damie. Ale czy on właściwie nie złożył jej nie moralnej
propozycji? A co gorsza ona bawiła się z nim w tę grę. Do tego
porównała jego zaloty do zalotów męża. Ciągle to robiła -
porównywała go z mężem. WŁASNIE! Arashi ty tępaku ona jest
mężatką i matką Save! Wybij sobie z głowy te kosmate myśli!
Ale myśli wciąż napływały. Arashi
zastanawiał się jak by to mogło być, gdyby jednak spróbował
swych sił w jej ramionach. Jakby to było zanurzyć się w niej,
poczuć jej smak, tej pięknej dojrzałej kobiety. Do tej pory
najstarsza jaką miał była w jego wieku.
Arashi westchną, wściekły na siebie za te
okropne myśli. Jeśli stąd szybko nie wyjedz zrobi jakieś
głupstwo…
- Arashi idziesz z nami? – nagle dobiegł go
głos Save. Arashi wyrwany ze swych niegrzecznych myśli zrobił
niezbyt mądrą, pytającą minę. – Arashi, na basen. – jęknął
Save, widząc że Azjata go nie słuchał. Ale blondyn zaraz
poweselał. – Będziemy się opalać.
- Save to chyba nie najlepszy pomysł –
mruknął brunet. Natychmiast wtrąciła się Cecily.
- Proszę nie być takim nieśmiałym panie
Arashi. Myślę że pan akurat ma najmniejsze powody do wstydu –
zachichotała udając skrępowanie. Ale po jej oczach było widać,
że tym razem nie pozwoli mu się nie rozebrać jak przystało na
basenie.
- Arashi musisz przyjść, jak ty nie idziesz
to ja też! – burkną Save krzyżując ręce na piersi.
- Save nie bądź dzieckiem. – powiedział z
rozbawieniem Arashi uśmiechając się do Save.
– Dajcie mi chwilę a do was dołączę,
obiecuję – powiedział do Save, ale Cecily uśmiechnęła się
jakby to jej złożył tę obietnicę.
1
Chodzi tutaj o Openinig serii telewizyjnej Paradise kiss.