Tak więc przepraszam i życzę miłej lektury.
Oczywiście nie betowane, poza moją korektą.
________________________________________________________________________________
Save siedział w swoim prywatnym gabinecie przeglądając karty
pacjentów. Nazwisko po ojcu pozwoliło mu na dość szybkie
dorobienie się znaczącej kariery i sławy psychologa. Miał już
własny klinikę, do której ciągnęło tylu ludzi, że był
zmuszony zatrudnić dodatkowych lekarzy. Ale Tora… Tora też
radziła sobie świetnie. Pracowała w przychodni państwowej, ale
przynajmniej miała czas dla dziecka. Ona też zawsze miała dużo
pracy, bo była najlepszym państwowym psychologiem.
Save westchnął przekładając kolejną teczkę bogatego pacjenta,
który spóźniał się na umówioną wizytę. W końcu
zniecierpliwiony Save podniósł słuchawkę telefonu wewnętrznego i
wybrał numer do swojej sekretarki.
- Panno Evans proszę skontaktować się z panem Smitem i dowiedzieć
dlaczego tak bardzo spóźnia się na spotkanie – powiedział
chłodno, gdy tylko kobieta podniosła słuchawkę.
- Panie Sarivald. Właśnie do pana szłam. Pan Smit jest już
czwartym pacjentem, który odwołał wizytę. Chyba wiem co jest tego
przyczyną – powiedział po czym rozłączyła się.
Po chwili Save słyszał już stukot jej butów na obcasach.
Długonoga, młoda sekretarka weszła do jego biura z dość nie
pewną miną. Wyglądała tak jakby ktoś właśnie podważył jej
światopogląd i chciał usłyszeć od Save słowa wyjaśnienia.
Była naprawdę niezwykłą dziewczyną. Właściwie to cud, że
ktoś tak zdolny, rozsądny i błyskotliwy zechciał pracować z kimś
takim jak Save. Gdyby nie jej organizacja cała klinika dawno by się
rozpadła. Save po prostu nie miał głowy do prowadzenia akt, kart
pacjentów, kalendarium. A ona była niezastąpiona. Zajmował się
wszystkim.
Kiedyś Tora wyszła z teorią, że panna Evans podkochuje się w
swym szefie skrycie i dlatego jest gotowa zrobić dla niego wszystko.
Fakt, że ich stosunki były bardzo bliskie, ale Save nigdy by nie
powiedział, że to od razu miłość. Owszem lubił ją, tolerował
jako jedną z nielicznych kobiet w swoim bliskim otoczeniu, kilka
razy nawet byli razem na jakimś przyjęciu towarzystwa psychologów,
ale ich spotkania były zawsze czysto zawodowe. Save nigdy nie dawał
jej żadnych złudzeń. Właściwie nigdy nie pomyślał by, że taka
kobieta jak ona może być samotna. Choć to, że była nazywana
panną o czymś jednak świadczyło. Ale żeby od razu miała się
interesować właśnie nim. Zwłaszcza, że po woli zbliżał się do
trzydziestki i jego atrakcyjność jako kandydata na męża wcale nie
wrastała.
Z rozmyślań na ten temat wyrwało go jej ciche chrząknięcie. Save
spojrzał na nią poprawiając okulary. Trzymała w rękach poranną
gazetę.
- Panie Sarivald może ich pan podać do sądu za wypisywanie takich
bzdur o panu – powiedziała drżącym głosem podgajać mu otwartą
na odpowiednim artykule gazetę. Save wziął ją i przejrzał.
Odszukał swoje nazwisko… trudno było nie znaleźć. Wielki
napisać u góry strony obwieszczał, że syn sławnego adwokata
równie sławny psycholog romansuje z podrzędnym striptizerem z
klubu dla gejów. Save uniósł brew i zaczął czytać. Panna Evans
patrzyła na niego przez cały czas nerwowo wyłamując palce. W
końcu Save skończył i odłożył spokojnie gazetę na biurko.
- Panie Sarivald, pana ojciec był prawnikiem pewnie ma pan jakiś
znajomych w tej branży. Jestem pewna, że mógłby pan wygrać
sprawę o zniesławienie. Użyli tam pana nazwiska! Tak się nie
godzi. Takie bzdury wypisywać o porządnym człowieku – wybuchła
roztrzęsiona.
- Racja, powinienem to naprostować – odrzekł rozmasowując
skronie i tylko drwiąco się uśmiechając.
- Panie Sarivald ja wszystko załatwię. Nie ujdzie im to oszczerstwo
płazem – powiedziała z zapałem. – Znajdę najlepszego adwokata
w mieście. To karygodne…
- Faktycznie. Arashi poczuł by się urażony czytając, że ze sobą
romansujemy. Tydzień temu minęło osiem lat odkąd jesteśmy w
stałym związku. Nie mówiąc już o tym, że on nie jest
striptizerem. Nigdy się nie rozebrał na scenie, gdy pracuje jako
model raczej też nie. A Illusion to naprawdę dobry i szanujący się
klub – powiedział spokojnie zdejmując okulary. Młoda kobieta
patrzyła na niego w nie małym szoku.
- Ale o czym pan mówi? – zapytała blada.
- O tym, że nie pozwolę obrażać w ten sposób Arashiego –
powiedział wstając. Gdy spojrzał na nią znów uśmiechnął się,
tym razem z dozą rozbawienia. – Panno Evans, nigdy nie
zastanawiało pani dlaczego taki mężczyzna jak ja nigdy się nie
ożenił? Ojciec próbował mnie do tego zmusić, ale nie wiedział,
że już wtedy oczarował mnie wdzięk boga z Illusion. Powinna pani
poznać Arashiego, on potrafi wprowadzić światło do życia każdego
człowieka. I proszę mi tu nie płakać – powiedział podając jej
chusteczkę. – Jest jeszcze dużo pracy. Proszę w moim imieniu
odwołać wszystkie wizyty na dziś, jeśli jeszcze jakieś zostały.
I proszę nie potwierdzać teorii mojej przyjaciółki, to by
przyniosło pani tylko ujmę. Zasługuję pani na lepszego mężczyznę
niż ja – powiedział obchodząc biurko i kładąc jej dłoń na
ramieniu. – No już, proszę przestać bo zaraz wezmę panią na
rozmowę jak rozklejonego pacjenta. A chciałbym już wychodzić.
- Ale… dokąd pan idzie? – zapytał ocierając oczy i rozmazując
staranny makijaż.
- Muszę się z nim zobaczyć. Muszę to zrobić nim jego menadżer
wpadnie w szał i jeszcze coś mu zrobi. Zasadniczo to nie jego wina,
że się wydało. Osiem lat to i tak długo – westchnął. –
Mogę panią zostawić samą i wierzyć, że nic pani nie będzie? –
zapytał. Ona tylko nie pewnie skinęła głową. – Dobrze więc.
Zrozumiem jeśli pani po tym odejdzie. Moja reputacja… z reszta to
nie ważne. Ale mam nadzieję, że nie zostawi mnie pani samego tak
znienacka – dodał lekkim tonem kierując się ku wyjściu z
gabinetu.
- Panie Sarivald…! – jęknęła za nim tak, że ledwo ją
dosłyszał. Odwrócił się z pytaniem w oczach trzymając już rękę
na klamce. – Czy jest pan szczęśliwy? – zapytała już nie
płacząc.
- Od ośmiu pięknych lat jestem najszczęśliwszym człowiekiem na
świecie – powiedział, a błysk w jego oczach świadczył, że
mówi całkiem szczerze. Panna Evans uśmiechnęła się ciepło.
- Wie pan… to prawda co się mówi. Szkoda takiego mężczyzny jak
pan na homoseksualistę – stwierdziła z żalem. Save uśmiechnął
się z rozbawieniem.
- Nie poznała pani jeszcze Arashiego – rzucił po czym wyszedł.
Przed kliniką złapał taksówkę, podał nazwę miejsca docelowego.
Była tylko jedna osoba, którą chciał teraz zobaczyć i był jeden
lokal, w którym mógł tę osobę znaleźć. Illusions.
W okolicach klubu taksówka zaczęła zwalniać zaś kierowca stał
się jakby zdenerwowany. Jednak Save był w takim stanie, że raczej
tego nie zauważył. Nie rzucił mu się w oczy nawet tłum kobiet,
które z pewnością nie zachowywały się przyjaźnie. Gdy samochód
wreszcie się zatrzymał Save myślał tylko o tym by przepchać się
przez tą gawiedź i odnaleźć jak najszybciej Arashiego. Zapłacił,
otworzył drzwi, zbaczał wysiadać, połowa jego była już po za
samochodem, gdy trzy rzeczy stały się niemal jednocześnie.
Mignęła mu ruda czupryna Tory – tak przynajmniej sądził, ktoś
– najprawdopodobniej nieznany mu mężczyzna - z dużą siłą
wepchnął go ponownie do taksówki, po czym wcisnął się do
środka. Usłyszał głos Kaze, w którym brakło zwykłej pewności
siebie, a która chwaliła go za wyczucie czasu i sama władowała
się na kolana tajemniczego mężczyzny. Po chwili taksówka znów
ruszyła z piskiem opon. Oszołomiony Save siedział w kącie kanapy
cichutko jak myszka jeszcze przez dobrą minutę.
Kaze w tym czasie zdążyła, nie bardzo się do tego rzecz jasna
paląc, usadowić się na środku tylnego siedzenia.
- Na pamięć mego przeklętego ojca, Kaze, omal nas przez ciebie nie
zlinczowali. To, że chcę odkupić klub nie znaczy że… - zaczął
mężczyzna, który wepchnął Save do taksówki.
- To nie była moja wina. Skąd miałam wiedzieć, że jest tam tłum
rozwrzeszczanych kobiet chcących wiedzieć czy to prawda –
warknęła Chinka.
- Mówiłem ci o tym – warknął mężczyzna. Save przyjrzał mu. Z
tego co już się nauczył o męskiej urodzie, ten był bardzo
przystojny. Miał może jakieś dwadzieścia pięć lat, nie więcej.
Pociągła twarz kończyła się trójkątnym podbródkiem, nad
którym znajdowały się kształtne pełne wargi, o których z
pewnością śniła nie jedna kobieta. Nos miał wąski i kształtny,
policzki delikatne i szczupłe, mocno uwydatniające kości
policzkowe, które tworzyły z podbródkiem niemal linię ciągłą i
nadawały mu ten specyficzny kształt. Czarne włosy miał ścięte
tuż przy uszach. Wyglądało to tak jakby nieco zaniedbał niedawną
fryzurę na pazia. Dodawało mu to drapieżności. Rozgarnięta na
boki grzywka opadał mu na niebieskie oczy, swym kształtem
przywodzące na myśl oczy jakiegoś dzikiego, drapieżnego ptaka.
Jednak to nie kształt był w nich najbardziej przerażający. Kolor
w jakim były przywodził na myśl sople lodu, zaś sposób w jaki
mężczyzna spoglądał na innych wcale nie ocieplał tego wrażenia.
- Mówiłeś o tłumie kobiet. To tu norma – warknęła Kaze
pochylając się do przodu i jednocześnie zasłaniając Save widok
na mężczyznę. Dopiero teraz blondyn dostrzegł, że był on ubrany
w drogi garnitur.
- Jesteś nieodpowiedzialną smarkulą – stwierdził mężczyzna
wzdychając i spoglądając w okno.
- Jestem straszna od ciebie, Kristo – warknęła Kaze oburzona.
Save miał dość słuchania ich kłótni. Pochylił się do przodu i
pociągnął rudowłosą osobę na przednim siedzeniu. Ku jego uldze
okazała się to być faktycznie Tora, a nie jej młodszy brat, który
od czasu, gdy jego kapeli zaczęło się powodzić zrobił się
jeszcze bardziej dziwaczny niż wcześniej, a do tego zapuści włosy
i wyglądał teraz zupełnie jak siostra.
- Tora, jechałem właśnie spotkać się z Arashim, powiesz mi co tu
się dzieje? – zapytał.
- Save, czy ty gazet nie czytasz? – przeraziła się rudowłosa.
- Czytam, właśnie z tego powodu chciałem się z nim widzieć.
- Save to nie czas na robienie mu wyrzutów. To nie jego wina, że
prasa się dowiedziała.
- Oczywiście, że nie jego. Chciałem się z nim po prostu zobaczyć.
– powiedział spokojnie Save. – Gdzie on jest? – zapytał. Tora
jednak milczała, była jeszcze zaskoczona jego poprzednią
wypowiedzią. Prasa właśnie wydała największą jego tajemnicę,
rujnując mu reputację i prawdopodobnie karierę, a on po prostu
chciał się zobaczyć ze swoim kochankiem…
- No blądasku, w końcu zacząłeś się przyznawać do swojego
kochasia?! – zaśmiała się Kaze, klepiąc Save po plecach z taką
siłą, że przez chwilę nie był w stanie jej odpowiedzieć. Uznała
to za tryumf i odpowiedź przytakującą.
- Więc to pan jest połowicznym sprawcą całego zamieszania w
Illusion? – odezwał się mężczyzna. – Save Sarivald, tak? –
uśmiechnął się lekko. – Kristo Randalf Lind – przedstawił
się podając mu swoją wizytówkę wyciągniętą z wewnętrznej
kieszeni marynarki. – Jest pan psychologiem?
- Zgadza się – mruknął Save przyjmując mały kartonik.
- To się świetnie składa. Od dłuższego czasu szukam kogoś
takiego jak pan. Mógłbym prosić o pańską wizytówkę? –
zapytał uprzejmie. Save spojrzał na niego jakby przerażony.
- Co ma pan na myśli?
- Save, nie rób takiej miny i po prostu mu ją daj. A jak przyjdzie
na wizytę, nie zapomnij przekazać mi tego z czym ma problem –
powiedział Kaze uśmiechając się wrednie.
- Wybacz, ale obowiązuje mnie tajemnica lekarska. I dla ciebie na
pewno nie zrobię wyjątku – burknął Save sięgając także do
wewnętrznej kieszeni marynarki i podając mężczyźnie swoją
wizytówkę. – Więc, czy ktoś mi wreszcie odpowie gdzie jest
Arashi? Chyba nie zostawiliście go w klubie na pastwę tych harpii?
– zapytał patrząc groźnie na Kaze. Wiedział, że ona była by
do tego zdolna. Chinka tylko wywróciła oczami i prychnęła
pogardliwie opadając na oparcie kanapy.
- Arashi jest bezpieczny. Sora nie pozwoliła mu jechać do klubu.
Chcieliśmy dzwonić też do ciebie, ale powiedziała, że zjawisz
się w odpowiednim miejscu i czasie. I jak zawsze miała rację –
wyjaśnia rudowłosa uśmiechając się. – Właśnie do nich
jedziemy – dodał widząc, że Save pytanie ciśnie się na usta. –
Proszę zatrzymać tam na sklepowym parkingu – zwróciła się do
kierowcy, który wykręcił i po chwili zatrzymał pojazd.
- No to wysiadamy – zarządziła Tora. – Pomożecie mi zrobić
zakupy – doda uśmiechając się jak to tylko ona potrafi. –
Panie Lind, zostawiam panu taksówkę, miło było pana poznać.
Życzę powiedzenia przy zakupie klubu i proszę mi obiecać, że nie
da się pan jej zastraszyć pod czas negocjacji – posłała uśmiech
ku mężczyźnie po czym wysiadła.
- Dobra ja też się pożegnam – zaczęła nagle Kaze. – Zakupy
mnie nie bawią, a podejrzewam, że jestem ostatnią osobą, którą
Arashi chciałby teraz widzieć – stwierdziła.
- Kaze, od kiedy cię interesuje to czego on chce? – zdziwiła się
Tora. Save pomyślał dokładnie o tym samym.
- Od kiedy zaszłam w ciążę - odpowiedział Chinka znów
uśmiechając się złośliwie.
- Ale chyba nie z nim?! – jęknął Save przerażony, gdy widok
córki mafiosa przesłoniła mu odjeżdżająca taksówka. Kaze nie
przestała się uśmiechać w ten swój paskudny wredny sposób.
- Chciałabym. Ale dzielnie stawia opór. Po za tym chyba mówił ci,
że jest bezpłodny – odrzekła po czym odwróciła się i poszła
w swoją stronę. Save odetchnął. Faktycznie, zapomniał o
dolegliwości Arashi… która jakby nie patrzeć nie wpływała w
żaden sposób na jego temperament i potencję.
- Oj Save, o czym myślisz? – usłyszał nagle głos Tory – Nie
rumieniłeś się tak przy mnie od czasu gdy się poznaliśmy –
zaśmiała się, gdy podniósł na nią pełne zażenowania
spojrzenie. – Nic się nie zmieniałeś – stwierdziła wesoło
rudowłosa. – To wspaniałe – dodała, po czym pociągnęła go
do marketu.
Save nie miał pojęcia, że robienie zakupów, jest tak nudne i
denerwujące. Uzupełnianiem zasobności ich lodówki zajmował się
Arashi… Arashi także gotował, sprzątał i robił pranie. Save
tylko chodził do pracy i wysłuchiwał narzekań innych ludzi,
biorąc za to ciężkie pieniądze. Kilka razy pod czas ich długiego
związku pytał czy Azjata nie życzył by sobie innego podziału
obowiązków, ale to zawsze kończyło się w łóżku i zostawało
po staremu.
Save oparł się na koszyku i westchnął. Jak Arashi może
wytrzymywać coś takiego. On tu tylko asystował a już miał dość.
Tora włożyła coś do koszyka.
- No już, zaraz kończymy. Idź zająć miejsce w kolejce, ja zaraz
do ciebie przyjdę. - Blondyn odetchnął z ulgą i zrobił o co
prosiła. Gdy odstali swoje w kolejce rudowłosa obładowała go
torbami z zakupami i poprowadziła w stronę niewielkiego osiedla z
przytulnymi domkami. Idąc za nią Save uświadomił sobie, że
jeszcze nigdy od czasu jej ślubu z Okami i wyprowadzki z mieszkania
Arashiego nie odwiedzał jej. Poczuł się jak ostatni drań. Mówił,
że są przyjaciółmi, ale nawet jej nie wiedział gdzie i jak
mieszka. Postanowił to zmienić. Zwłaszcza, że Arashi na pewno się
ucieszy, że mają do kogo razem wyjść…
Save w ogóle zaczął sobie uświadamiać jak wygląda jego związek
z Arashim. Save wraca z pracy i wszystko jest już gotowe. Dostaje
ciepły obiadek, potem Arashi zmywa… jakoś czas zlatuje im do
wieczora. Czasem przed snem się kochają, właściwie prawie zawsze.
Ale ogólnie, mimo że mieszkają razem tak mało ze sobą
rozmawiają. Czas to zmienić. Arashi zasługuje na więcej uwagi niż
przytakujące lub przeczące pomruki zza książki. Choć fakt, że
Arashi zawsze wie o czym Save myśli, na co ma ochotę, ale nie na
odwrót. Save westchnął ciężko.
- Nie przejmuj się. Jest wiele osób, które nie czytają gazet albo
nie zwracają uwagi – powiedział Tora uśmiechając się do niego
ciepło. Save spojrzał na nią.
Stała na ganku szukając w torebce kluczy.
- Myślisz, że on jest ze mną szczęśliwy? – zapytał. Tora
przerwał poszukiwania i spojrzała na niego zaskoczona. Po chwili
jednak znów się uśmiechnęła.
- Oczywiście, że jest. W przeciwnym razie odszedł by. Arashi jeśli
nie jest silnie związany z jakąś osobą po prostu nie utrzymuje z
nią kontaktu – powiedziała.
- Myślisz, że może być bardziej szczęśliwy? – zapytał
ponownie Save, gdy Tora znalazła klucze i zaczęła otwierać drzwi.
- Nie wiem. Ale jeśli chcesz mu sprawić radość sam musisz znaleźć
sposób jak to zrobić. Jestem pewna, że doceni twoje starania i tak
czy inaczej będzie w niebo wzięty. Znasz go przecież. –
uśmiechnęła się wchodząc do środka i czekając aż Save także
wejdzie. – Nie zdejmuj butów tylko zanieść to od razu do kuchni
– powiedziała zamykają za nim drzwi. – Prosto i w prawo –
dodała wyjaśnienie.
Save był coraz bardziej zniecierpliwiony. Chciał się zobaczyć z
Arashim, a tu traktowano go jak pomoc domową. Nic jednak nie
powiedział, nie chciał ranić Tory. Same pewnie też się mocno
denerwowała tą sprawą z gazetami.
Na domiar złego Save nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobić,
gdy już odnalazł kuchnię i uwolnił po woli omdlewające ręce od
ciężkich toreb z zakupami. Miał nadzieję, że Tora szybko
przyjdzie i powie mu gdzie ma iść, albo co ma robić. I jak na
zawołanie rudowłosa zjawiła się. Uśmiechnęła się do niego i
wyciągnęła rękę.
- Pokażę ci coś – mruknęła tajemniczo. Gdy Save podszedł
wzięła go za rękę i zaczęła się skradać jak małe dziecko
dzielące się z drugim swoją wielką, odkrytą dopiero co
tajemnicą. Przeszli przez salon i podkradli się do drzwi
ogrodowych. Tora wskazała za szybę. Tam na trawniku Arashi jak
dobry starszy brat zabawiał swojego prawie dwuletniego imiennika.
- Jak oni słodko wyglądają – powiedziała rozczulona Tora. Save
zgodził się z nią tylko przez grzeczność. Szczerze miał ochotę
udusić dzieciaka, że tak spoufala się z jego Arashim. Nigdy nie
lubił dzieci, a to że jakieś właśnie absorbowało całą uwagę
Arashiego, wcale nie poprawiał ich stosunków. Nagle naprzeciw
wymyślającego wciąż nowe zabawy Azjaty i jego rudej miniaturki
coś się poruszyło. To była Sora, ze znudzeniem przyglądająca
się jak jej przyjaciel z dzieciństwa niańczy dziecko. Po chwili
dostrzegła podglądając Torę i Save u jej boku, odetchnęła z
ulgą i dyskretnie przeniosła się do nich.
- Na boga Tora, ja nie wiem jak ty wytrzymujesz to na co dzień. Mnie
głowa rozbolała po dwudziestu minutach. A on już tak od trzech
godzin – westchnęła oglądając się na Arashiego i kręcą z
niedowierzaniem głową.
- Sora, jak będziesz miała swoje, zmienisz zdanie – powiedział
wesoło Tora.
- Broń mnie boże – syknęła Sora. – Wiesz co, mam propozycję.
Ja przygotuję obiad, a ty trzymaj tego potwora z dale ode mnie.
Jeśli jeszcze raz usłyszę „Dlaczego” chyba kogoś poćwiartuję
– burknęła. Tora tylko uśmiechnęła się rozbawiona.
- Wiesz gdzie jest kuchnia? – odrzekł po czym otworzyła szeroko
drzwi do ogrodu. – Arashi! – zawołała. Chłopcy przerwali
zabawę i obaj na nią spojrzeli. Po chwili dało się słyszeć
rozradowany, dziecięcy głosik rozpoznający mamę. Brzdąc spełzł
z Azjaty i rzucił się w ramiona rudowłosej.
Przed Save nagle pojawiła się para zielonych oczu. Arashi chwilę
przyglądał mu się jakby z obawą.
- Jak dobrze. Nie wściekasz się – mruknął, po czym pochwycił
go i przytulił.
- Arashi, na boga, nie przy dziecku – jęknął Save nie wiedząc
czy ma się wyrywać czy krzyczeć. Postanowił jednak pozostawić tę
strefę działania wyłącznie ukochanemu.
- Skarbie, daj że spokój, on ma dwa lata jeszcze nie rozumie czym
jest homofonia i dla niego to nic dziwnego, że dwoje ludzi się
przytula. – stwierdził Arashi uśmiechając się psotnie. – Tak
się o ciebie martwiłem – dodał.
- O mnie, czy moja reakcję na artykuł o nas? – zapytał Save w
końcu podejmując decyzję i wyślizgując się z ramion Azjaty.
Postanowił się z nim trochę podroczyć.
- Zastanawiałem się jak to przymniesz. Próbowałem dociec jak się
wydało… pamiętasz jak w weekend odprowadziliśmy juniora i
zrobiliśmy sobie mały spacer. Myślałem, że nikt nas nie widzi
jak całowaliśmy się pod tym drzewem, ale cóż…
- No tak wiedziałem, że tak to się skończy – burknął Save
zerkając kontem oka na bruneta. – Zawsze musisz zrobić coś nie
tak.
- Ale, skarbie, to nie moja wina, przecież…
- Arashi, wszędzie łażą za tobą paparazzi, a tobie się zbiera
na publiczne obściskiwanie. Powinieneś być bardziej przewidujący.
- Ale…
- I jak to teraz wszystko wygląda – ciągnął dalej oburzonym
tonem Save. – uważają, że mamy romans. Narażasz na szwank moją
reputację. Arashi wyobrażasz sobie jak się poczułem czytając, że
mamy ROMANS? Wściekłem się. Widocznie nie dość ostentacyjnie
pokazałeś im, że jesteśmy w stałym związku – zakończył
wciąż czekając, zerkając na niego z zaciekawieniem. Arashi stał
jak skarcone dziecko, jednak po ostatnim zdaniu uniósł wzrok nieco
zaskoczony. Zamrugał powiekami trawiąc ostanie zdanie, po czym
spojrzał na Save zaskoczony.
- Wściekłeś się po napisali romans zamiast związek? – zapytał
chcąc się upewnić. Save parsknął śmiechem i spojrzał na niego
z rozbawieniem. Azjata także się uśmiechnął, w bardzo
niegrzeczny sposób. – Ale co ja miałem zrobić, zgwałcić cię
pod tym drzewem? – zapytał żartobliwie. Save wzruszył ramionami.
- Nie zaszkodziło by. Przynajmniej mieli by dobry skandal do
opisywania. A tak mają tanią sensację typu Bretney Spirs ogoliła
głowę – prychnął Save, po czym nagle znalazł się w ramionach
Arashiego, kręcąc się z nam jak na karuzeli. Azjata zawsze tak
spontanicznie okazywał emocje, że Save bał się ,że któregoś
dnia po porostu coś sobie zrobi, albo jemu coś zrobi…
- Skarbie, nie wierzyłem, że kiedykolwiek się do mnie przyznasz –
oznajmił Arashi uspokajając się nieco i stawiając go w końcu na
podłodze. – Ale wiesz, możemy nadrobić ten gwałt – mruknął
ocierając się o jego policzek.
- Na boga Arashi, opanuj się, nie jesteśmy tu sami – jęknął
Save próbując mu się wyrwać.
- Ale chciałeś skandal – zamruczał Arashi skubiąc ustami jego
ucho.
- Arashi zlitowałbyś się nad swoimi przyjaciółmi – znów
jęknął Save. – Nie możemy robić tego przy nich – stwierdził.
- Im to nie będzie przeszkadzać, po za tym Tora może nam użyczyć
sypialni – Azjata nie dawał za wygraną.
- Na boga Arashi, nie będę tego robił w cudzym łóżku, to chore…
- sprzeciwił się Save próbując się już panicznie wyrwać.
Arashi nagle roześmiał się.
- Save, mówiłem ci już, że cię kocham? – zapytał obracając
się z nim radośnie.
- Mówisz mi to co dziennie, zwłaszcza gdy szczytujesz – mruknął
Save, gdy zakręciło mu się w głowie i musiał się mocniej
chwycić ukochanego.
- Jakie wyznania. No ale tego można było się spodziewać po
Arashim – dobiegł ich głos Sory. Save natychmiast spłoną
rumieńcem. – Piękna z was para, jak Lucyfer i Gabriel. Teraz
chodźcie mi pomóc w kuchni, raz bo się nie orientuje gdzie co
jest, dwa że brakuje mi rąk – dodała.
- O boże, Arashi… - mruknął Save przytulony do piersi kochanka,
z wypiekami na twarzy i lekka zadyszką. – Myślisz, że nie było
zbyt głośno? – dodał speszony.
- Starałem się być cicho, ale ciebie wyjątkowo poniosło. Może
podniecają cię bardziej cudze sypialnie? Możemy się zacząć
wpraszać do innych – powiedział zadowolony z siebie brunet
gładząc plecy ukochanego. Blondyn tylko zarumienił się i skulił
mocniej. – Swoją drogą było cudownie. Muszę cię częściej
wyrywać z domu – stwierdził. – Albo wywoływać skandal.
- Arashi, samo twoje przejście przez miasto wywołuje skandal.
Więcej nie trzeba – mruknął zmęczony Save.
- Mam ochotę na jeszcze jedną rundę – wyznał Arashi
przeciągając dłonią po plechach kochanka i zatrzymując się
dopiero tam, gdzie tracą one swą szlachetną nazwę. Save spiął
się, zwłaszcza w tamtych rejonach.
- A jeśli obudzimy Arashi juniora? – jęknął zaczynając się
mimom wszystko łasić.
- To go Tora ulula do snu z powrotem. W najgorszym wypadku dołączy
do zabawy – stwierdził czarnowłosy uśmiechając się zaczepnie.
Save spojrzał na niego oburzony.
- Przeklęty zboczeniec – skomentował, po czym podsuną się wyżej
i rozpoczął grę wstępną do drugiej rundy.
***
- Mamo dlaczego się tak uśmiechasz – mruknął zażenowany Save
patrząc na swą rodzicielkę, na której twarzy igrał psotny,
zwycięski uśmieszek.
- Save, wdałeś się z tym w ojca. Uważasz, że jeśli czegoś nie
powiesz na głos to nikt się nie dowie – stwierdziła podając mu
filiżankę z herbatą i siadając w fotelu.
- No ale jak to? Kiedy się domyśliłaś? To było aż tak widoczne?
– pytał rozgorączkowany Save. Arashi pogłaskał go uspokajająco
po policzku.
- Wtedy jak byłeś na lekach, a Arashi wyjechał. Nigdy nie
przypuszczałam, że możesz być tak bardzo zakochany –
uśmiechnęła się dobrotliwie. – Ale z drugiej strony im dłużej
znam Arashiego tym mniej ci się dziwie – dodała. Save spłoną
rumieńcem.
- Mamo jak możesz tak mówić – jęknął. – Spodziewałem się
nagany, wydziedziczania albo linczu, a ty się uśmiechasz i podajesz
mi herbatę – jęknął.
- Pewnie jest zatruta – powiedział Arashi z rozbawieniem, po czym
podniósł swoją filiżankę i napił się odrobinę.
- Synuś, za kogo ty mniemasz? Za swojego ojca? Niech mu ziemia lekką
będzie i da nam w końcu święty spokój. Dość żeśmy się przez
niego oboje wycierpieli – stwierdziła z nieco skwaszoną miną.
- No, ale… dlaczego nic nie powiedziałaś, że wiesz? – burknął
Save patrząc jak Arashi spokojnie pije herbatę. Jak pije ją
posyłając mu te swoje psotne, wyuzdane spojrzenia. Westchnął.
- Jakbym cię nie znała – jego matka wzniosła oczy do nieba. –
Udawał byś, że nie rozumiesz o co mi chodzi i narobił przykrości
nam wszystkim – prychnęła. – No powiedz, że nie mam racji –
podpuszczała go.
- Masz racje – mruknął Save z poczuciem winy. – Arashi wiele
razy prosił mnie żebyśmy ci powiedzieli. Zawsze robiłem mu
awanturę. A wy byliście w zmowie przez cały ten czas – burknął.
- Czasami miałem ci ochotę powiedzieć – westchnął Arashi po
czym pochylił się i delikatnie pocałował Save w ucho. Blondyn
odskoczył jak oparzony. – No co? – jęknął Azjata patrząc na
niego jak zbity pies. – Przecież już nie musimy chować się po
kontach.
- Arashi, gdzie ty masz moralność? – warknął na niego Save. –
Nie mogę przecież się z tobą… nie kiedy naprzeciw siedzi moja
matka – fuknął. Arashi westchnął z rezygnacją i wrócił na
swój koniec sofy nagle bardzo zainteresowany swoją herbatą.
- Oj Save, ty chodzący konserwatysto – westchnęła Sophia
uśmiechając się psotnie. – Zawieziesz mnie jutro do sądu. Mam
ogłoszenie wyroku w sprawie naszego byłego księgowego. Wygląda na
to, że nie stracimy wszystkiego, ale że twój ojciec też nie umiał
tak naprawdę gospodarować pieniędzmi – znów westchnęła
opadając w głąb fotela.
- A co z Arashim zostawimy go tutaj tak samego? – zapytał Save nie
pewnie.
- Nie martw się skarbie. Będzie przecież służba, po za tym
przyjeżdża junior. Nie będę się nudził – wtrącił
czarnowłosy z błyskiem w zielonych oczach.
- No, dobrze… w takim razi nie będzie trzeba się spieszyć… -
mruknął blondyn w zamyśleniu opierając się na poręczy sofy i
zamyślając.
Save wrócił z matką z sądu dużo wcześniej niż się
spodziewał. Przewidywał, że całe przedsięwzięcie łącznie z
dojazdem w tą i z powrotem zajmie im około sześciu godzin. Tym
czasem uwinęli się w cztery. Zastanawiał się gdzie znajdzie
Arashiego i czy sprawi mu radość swoim szybkim powrotem. Jednak nie
mógł go znaleźć. Nie było go w ich sypialni, w ogrodzie, w
bawialni juniora ani przy fortepianie. Po raz pierwszy zrozumiał co
Azjata miał na myśli mówiąc, że w tak dużym domu można się
zgubić. Nie mając już więcej pomysłów, gdzie mógłby się
ukryć jego ukochany poszedł do gabinetu ojca, trochę odpocząć.
Jakoś dobrze zbierało mu się tam myśli. Gdy zaś otworzył drzwi
i przekroczył próg, zamarł zaskoczony.
- Nie stój tak skarbie i zamknij drzwi bo przeciąg się robi –
mruknął Arashi zza biurka, obłożony do około papierami
rachunkowymi z juniorem na kolanach i okularami na nosie. Save stał
jeszcze dobrą chwilę przyglądając się temu w osłupieniu. Nigdy
nie widział Arashiego takiego… w okularach? Od kiedy on nosi
okulary? - zastanawiał się Save, po czym w końcu wykonał
polecenie i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi.
- Arashi, co ty właściwie robisz? – zapytał blondyn siadając na
fotelu obok biurka i patrząc na Azjatę, na którego kolanach, z
głową na blacie biurka spał jego syn.
- Prowadzę wam księgowość. Twoja matka ci nie mówiła? –
zapytał Arashi podnosząc na niego wzrok i zdejmując okulary. –
Robię to praktycznie od śmierci twojego ojca – dodał.
- Ale… - Save zamrugał zaskoczony. – Jak to możliwe, że nigdy
nic nie zauważyłem? - jęknął.
- Skarbie dużo pracujesz, a potem jesteś zmęczony. Nie zauważył
byś nawet jakbym zaczął chodzić z tobą na randki nago –
stwierdził Azjata.
- No wiesz… - burknął Save. – To bym akurat zauważył. Ale,
Arashi, od kiedy ty się znasz na księgowości? – zapytał wciąż
nie mogąc tego przyjąć do wiadomości.
- Od czternastu lat – powiedział Arashi uśmiechając się. Widząc
minę Save kontynuował. – Pamiętasz jak mówiłem ci, że brałem
narkotyki i się uzależniłem. Później Tora mnie kopnęła żebym
poszedł na odwyk. Tam żeby zająć nam czas i ogólnie nam pomóc
każdy miał jakiś kurs… mi przypadł księgowości. Taka mała
rodzinna jest łatwa i trudno się pomylić. Wystarczyło, że
odświeżyłem sobie kilka zasad i poznałem zmiany w prawie –
dodał składając papiery i układając je na kupkę. Save wciąż
jeszcze patrzył na niego jakby widzieli się po raz pierwszy. Arashi
zdjął okulary i pogłaskał śpiące na jego kolanach dziecko.
Blondyn w końcu się otrząsną.
- Arashi, czy ty nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać? –
westchnął uśmiechając się do niego z zadowoleniem.
- Nigdy. Wiesz gdybym przestał szybko byś się mną znudził –
stwierdził Arashi wstając i biorąc juniora na ręce. Po chwili
położył go na sofie naprzeciw jego ojca. – Wiesz skarbie, zawsze
chciałem się tu z tobą kochać – wyznał. Save spojrzał na
niego z przerażeniem.
- Arashi, takie rzeczy przy dziecku, bądź ty rozsądny –
prychnął.
- Przecież nie mówię, że teraz. Ale gdybyś kiedyś miał ochotę
– mruknął okrywając małego Save kocem i idąc do jego ojca.
- Arashi, a ty wciąż myślisz tylko o jednym – westchnął z
rezygnacją Save.
- To by było chyba nie w porządku, gdybym myślał o kimś innym
niż ty – zamruczał Arashi opierając się na podłokietnikach
fotela i nachylając do Save. Zmrużył oczy patrząc wprost na
niego. – Im jesteś starszy skarbie, tym bardziej mi się podobasz
– dodał, po czym nie pytając o nic skradł mu długi, namiętny
pocałunek z ust.
Wdowa Sarivald od dłuższego czasu szukała syna po całym domu.
Arashiego też nigdzie nie mogła znaleźć. Dlatego też gabinet jej
zmarłego męża był ostatnim miejscem do którego zajrzała.
Otworzyła drzwi, ale biurko było zdecydowanie puste.
- Save? – zapytała będąc pewną, że nim tu weszła słyszała
głos syna.
- Nie, siedź gdzie jesteś… - zabrzmiał stłumiony szept, gdzieś
w głębi pokoju.
- Spokojnie, przecież nie sprawi ci za to lania – odezwał się
inny szept z tego samego miejsca.
- Arashi… nie… - dodał zdesperowany głos Save, po czym zza
oparcia podłużnej sofy, ustawionej tyłem do wejścia, wynurzyło
się popiersie Arashiego. Jego skóra była zroszona potem, a na
twarzy widać było jeszcze rumieńce, oddech także był nieco
przyspieszony. Część ubrania, która była widoczna okazała się
mocno zwichrowana.
- Przepraszam Sophi, ale jesteśmy obiecanie trochę zajęci –
powiedział uśmiechając się do niej. – Czy to pilne?
- Arashi… zabije cię – odezwał się zrezygnowany głos Save.
- Nie… to nic ważnego – powiedziała jego matka nieco
zawstydzona. – Chciałam tylko zapytać kiedy mnie opuszczacie –
dodała już pewniej. Arashi przeniósł wzrok na coś poniżej.
- W poniedziałek muszę być w poradni, wiec pewnie jutro wieczorem
– dało się słyszeć zrezygnowany głos blondyna. – Oboje
jesteście okropni – jęknął.
- Save, przecież to naturalne… - zaczęła jego matka uśmiechając
się, ale to mógł zobaczyć tylko Arashi.
- Co jest naturalne?! Że matka wchodzi jak jej syn uprawia seks z
mężczyzną… to chore… ał Arashi, nie ruszaj się tak gdy
jesteś… BOŻE MAMO WYJDŹ STĄD!
- Nie patrz tak na mnie. Śpisz na kanapie – syknął Save patrząc
groźnie na Arashiego.
- Skarbie ciągle się dąsasz? Przecież to nie była moja wina –
jęknął.
- Oczywiście, że była twoja. Nie czaruj mi tu – fuknął Save
wciąż patrząc jak na anioł na potępieńca. Nie pomogła nawet
smętna minka na sarenkę.
- No ale skarbie. Co ja mogłem zrobić? Poczekać aż do nas
podejdzie i zobaczy cię rozkraczonego pode mną? – zapytał tracąc
cierpliwość.
- Mogłeś w ogóle nie zaczynać. Mówiłem ci, że gabinet mojego
ojca nie jest odpowiednim miejscem na takie rzeczy – syknął Save.
- Ale nie protestowałeś, jak tam poszliśmy właśnie w celu
robienia tych rzeczy – sprzeciwił się zielonooki.
- Arashi, koniec dyskusji. To był zły pomysł. Gdybym cię nie
posłuchał wszystko było by dobrze.
- Ale skarbie… ile jeszcze każesz mi spać na kanapie. Przecież
to, że cię nie dotykałem przez ostanie trzy tygodnie nie cofnie
czasu. Nawet jak zaczniemy żyć w celibacie to i tak nic nie zmieni.
Twoja matka nas nakryła, ale nic nie widziała, po za tym
zareagowała całkiem spokojnie. Powinieneś się cieszyć, że masz
taką matkę, która nie wpada w panikę dowiadując się, że jej
trzydziestoletnie dziecko uprawia seks!
- Przestań – warknął Save wstając. – Dzisiaj śpisz na
kanapie. I koniec.
- A jutro? – zapytał Azjata bez większego entuzjazmu.
- Zastanowię się. – dodał chłodno blondyn idąc do sypialni.
________________________________________________________________________
PS: to przed ostatnio odcinek.