Bateowy: Reila i Tleja. Za co jestem Wam bardzo wdzięczna dziewczyny. Mam tylko nadzieję, że jak robiłam formatowanie, Wasze poprawki nigdzie nie uciekły.
Jeszcze raz wielkie dzięki i miłej lektury wszystkim.
Arashi
podskoczył na dźwięk dzwonka telefonu i rzucił się, by go
odebrać. Z radością zobaczył, że na wyświetlaczu pokazuje się
imię jego znajomego z policji. Drżącymi dłońmi wybrał przycisk
ze zgodą na połączenie.
-
Arashi. Mam ten samochód, o który pytałeś – powiedział głos w
słuchawce. – Niestety, został skradziony dokładnie wczoraj.
Jeśli nie są skończonymi idiotami, na pewno niedługo znajdziemy
go porzuconego.
-
Rozumiem - mruknął Azjata smętnie.
-
Przykro mi, że nie mogę ci bardziej pomóc. Dam znać, jak samochód
znów się pojawi – powiedział rozmówca Arashiego, pożegnał
się, życzył owocnych poszukiwań i rozłączył się. Brunet
natychmiast wstał. Podszedł do drzwi, zaczął się ubierać.
-
A ty dokąd? – zapytała Tora, widząc, co robi.
-
Idę w plener, zasięgnąć języka – powiedział zimno i otworzył
drzwi.
-
Arashi, pójdziemy...
-
Nie, idę sam! Zostańcie tu, albo wracajcie do siebie –
powiedział, posyłając jej słaby, smętny uśmiech i wychodząc.
Skierował się w stronę Illusions, był pewien, co do drogi, którą
poszedł wtedy Save. Zawsze przecież używali tej samej. Była
najkrótsza, ale nie najbezpieczniejsza. Arashi przeklną. Wyciągnął
telefon. Zadzwonił do swego policyjnego informatora, wypytał go o
okoliczności kradzieży samochodu, miejsca i tym podobne. Miał
plan, co robić dalej. Teraz trzeba było dowiedzieć się, kto
ukradł samochód. Znał paru ludzi, którzy powinni to wiedzieć.
Wielu z nich nie było jego przyjaciółmi, ale musiał to zrobić.
Arashi
wrócił do mieszkania swojego kochanka bardzo późnym wieczorem.
Był mocno potłuczony, ale i tak w znacznie lepszym stanie niż
ostatnio. Tora odchodziła od zmysłów, jednak gdy go zobaczyła,
przeraziła się jeszcze bardziej. Podbiegła do niego, jak jeszcze
stał w progu. Chciała coś powiedzieć, lecz ją wyprzedził.
-
Wiem, kim są – stwierdził tryumfalnie. – Zanim udało mi się,
zdobyć te informację, trochę mnie poobijali, ale warto było.
Teraz muszę się skontaktować z rodziną Save. Na pewno zażądają
okupu.
-
Arashi, kompletnie ci odbiło! Wiesz, jak to się mogło skończyć?
-
Bez obaw tygrysku, byłem ostrożny. Moje życie zaczęło mieć dla
mnie wysoką wartość – powiedział, uśmiechając się. Tora
odwzajemniła to, po czym zaproponowała, że go opatrzy. Okami
musiał wyjść. Byli tylko we dwoje. Brunet trochę się buntował i
mówił, że w tej sytuacji położy się na kanapie, ale Tora
stwierdziła, że czuję się bezpieczna, a w razie potrzeby, wie jak
go obezwładnić.
-
Tygrysku, boję się, że nie zdążę – jęknął mężczyzna.
-
Arashi, nawet o tym nie myśl. Save tak samo chce cię zobaczyć, jak
ty jego. Bez względu na wszystko, nie da się zabić. Jest silny,
choć na to nie wygląda.
-
Jesteś taka dosadna. Ale co, jeśli oni zechcą zrobić mu coś
innego... jak go skrzywdzą?
-
Arashi przestań. Lepiej pomyśl, jak skontaktować się z jego
rodziną. Zajmiesz się czymś, to przestaną ci do głowy
przychodzić najgorsze myśli – powiedziała ostro. Azjata chwilę
milczał, po chwili przewrócił się na drugi bok.
-
Tygrysku, pamiętasz, jak się kochaliśmy? – zapytał.
-
Głupku, przecież byłeś moim pierwszym.
-
Wiem, ale robiliśmy to więcej niż raz – Tora zaśmiała się. –
No co, było nam tak źle?
-
Arashi, pamiętam, jak się do tego zabierałeś. Naprawdę nie
mogłam wybrać lepiej. Byłeś taki ostrożny. Dbałeś o to, żeby
było mi przyjemnie, bez względu na siebie – dziewczyna również
przewróciła się na bok i pogłaskała go po policzku.
-
Kochałem się z nim w tym łóżku - mruknął Arashi ze łzami w
oczach.
-
I jeszcze nie raz będziesz się z nim kochał – powiedziała,
całując go w czoło. Azjata spróbował się uśmiechnąć. – Nie
myśl o tym i śpij – dodała, patrząc na niego wyczekująco.
Brunet przytaknął głową i zamknął oczy. Tora zamierzała przy
nim czuwać, ale wkrótce sama usnęła. Azjata naprawdę starał się
zasnąć, ale jeszcze długo słyszał wszystko wokół i czuł, że
to nie jego najdroższy skarb leży obok niego.
Szybko
się obudził, mimo że zazwyczaj lubił długo pospać, często
nawet do południa. Jednak ostatnio w ogóle nie mógł spać. Ani w
nocy, ani w dzień. Nieustanie dręczyła go myśl o tym, co się
dzieje z Save. Nie mając też głowy do gotowania, poszedł do baru
po jakieś śniadanie dla siebie i Tory. Nie było rzeczą dziwną,
że poszedł do baru, w którym pracowała Kaze. Nie raz dostawał
tam rabat, nie tylko, jako stały klient. Jego złośliwa znajoma
akurat kończyła pracę, gdy przyszedł i nie pytając go nawet o
pozwolenie, przysiadała się do niego.
-
Tora nie umrze z głodu. Poza tym i tak pewnie jeszcze długo, zanim
się obudzi – prychnęła, zmieniając jego zamówienia i każąc
je podać, a nie pakować na wynos. Arashi westchnął sfrustrowany.
Normalnie kłóciłby się z tą jędzą, ale teraz...
-
Słyszałam, że twój chłopak od ciebie uciekł – powiedziała
nagle Kaze. Jej charakterystyczny uśmieszek igrał na ustach i
iskrzył się w oczach – Pal go licho.
-
Nie uciekł! Porwali go – bąknął Arashi. Najchętniej wrzuciłby
teraz Kaze do rzeki z kamieniem, uwiązanym na szyi. Choć takie
metody chyba nie sprawdzały się na wiedźmach. Jak ona mogła?
Zawsze była jak natrętny, dokuczliwy owad i nie oszczędzała
człowieka, nawet w najgorszych chwilach. – W ogóle, skąd ty o
tym wiesz? – syknął, posyłając jej zabójcze spojrzenie, gdy
uśmiechnęła się zwycięsko.
-
Mój ponurak mi powiedział – wyjaśniła lekko, mając na myśli
Nuriko. – A jemu powiedziała Tora. Nadal musi mu biedna mówić
gdzie i kiedy wychodzi – Kaze zachichotała. – Czy to nie
śmieszne, że ona i ten jej lekarz są tacy grzeczni?
-
Nic ci do tego – warknął Arashi, choć on uważał, że zbytnia
cnotliwość Okamiego, nie służy ich związkowi. Miał teraz
ważniejsze zmartwienia, niż kłopoty miłosne Tory.
-
W każdym razie, chciałam ci powiedzieć, że jesteś idiotą –
zaczęła nagle Kaze. Arashi wcale nie był zainteresowany, dlaczego
doszła do takich wniosków, ale ona i tak mówiła dalej. –
Powinieneś od razu przyjść z tym do mnie – mówiła, podając mu
lekkie śniadanie i pokazując, co zamówiła mu na deser. Arashi
spojrzał na czekoladowy pudding obojętnie.
– A
co ty możesz zrobić? Tyle samo, co ja – burknął, niechętnie
jedząc swoje śniadanie.
-
Idiota – stwierdziła Kaze, jedząc tosta i popijając kawą. –
Zapominasz, kim jest mój staruszek. Wbrew temu, co myślisz lubi cię
i pomoże, zwłaszcza jak poproszę.
-
A co on może? Wiesz, Yakuza chyba nie powinna się do tego mieszać.
-
Dramatyzujesz. To nie jest Yakuza – powiedziała dziewczyna,
machając ręką.
-
A tak, to jej chiński odpowiednik. Jeszcze lepiej – prychnął
Arashi, zabierając się za swój pudding.
-
Masz już jakieś informacje, prawda? A wiesz, że mogę ci je
pomnożyć? Będziesz wiedział więcej, o tym gdzie twój blondasek
się znajduje i w jakim jest stanie, jeśli nie chcesz pomocy przy
jego odbiciu.
-
Kaze, doceniam to, że oferujesz mi pomoc, ale zrozum, Save to nie
jest jakiś tam mój zwykły kochanek – powiedział, zniżając
głos niemal do szeptu. – On dba o reputację. Nikt nie może się
dowiedzieć o naszym związku. Jego ojciec jest szanowanym
człowiekiem... zresztą ty i tak tego nie zrozumiesz.
-
Wiesz, zawsze możesz występować, jako jego przyjaciel, nie?
-
Kto uwierzy, że przyjaciel tak angażuje się w poszukiwanie
porwanego?– syknął Azjata.
-
Daj spokój, bogacze są naiwni. Uwierzą we wszystko, a nawet jeśli
będą coś podejrzewać, to udadzą, że tego nie ma, bo tak im
będzie wygodniej. No to, co wiesz? – zapytała, nie tracą
entuzjazmu dla sprawy. Arashi westchnął. Nie miał wyboru, poza
tym, co mu szkodziło?
-
Wiem, kim są porywacze. Mniej więcej.
-
I co? Pewnie dowiedziałeś się tego, lejąc parę płotek? Arashi
może, jak kiedyś ktoś w zemście, nastuka ci w ten twój durny
łeb...
-
Jakbyś nie wiedziała, nie mam rodziców, którzy są wysoko
postawionymi gangsterami, żeby załatwić takie rzeczy za mnie –
warknął obrażony, ale musiał przyznać. Zdobycie tych informacji,
nie przysporzyło mu przyjaciół w tamtej dzielnicy. Dobrze, że
Illusions było na jej obrzeżach.
Kaze
uśmiechała się krzywo.
-
Teraz pewnie, zamierzasz iść po resztę informacji, zdobywając je
w ten sam sposób?
-
Właściwie, chciałem się skontaktować z rodziną Save, powiedzieć
co wiem i pomóc policji w poszukiwaniach.
-
Wierzysz, że zawiadomili policję?
-
Nie, ale...
-
Słuchaj, wzięłam trzy dni wolnego. Trzeci, chciałam poświecić
ponuremu, wiec za dwa dni, będziesz miał swoją maskoteczkę –
powiedziała, uśmiechając się w okropny, lubieżny sposób. Arashi
zastanawiał się czy ona naprawdę myśli tylko o jednym. – Więc,
jeszcze dziś, pogadasz sobie z jego rodzicami. W międzyczasie
dowiemy się, gdzie go trzymają i co chcą z nim zrobić. Jutro
przygotujemy się, żeby go odbić i wieczorem będziesz sobie mógł
pochędożyć.
-
Kaze... ty zboczona, głupia krowo. Jak ty chcesz tego wszystkiego
dokonać?
-
Zaufaj mi. A teraz chodź. Lepiej nie marnować czasu –
powiedziała, wstając i wyciągając go z baru.
Jak
obiecała Kaze, jeszcze tego samego dnia, przed południem, znaleźli
się w posiadłości Sarivaldów. Przynajmniej ona tak twierdziła.
Jednak Azjata skłonny był uwierzyć. Save nie raz mówił o dużym
domu, ale ten był ogromny. Arashi rozumiał dlaczego jego ukochany
czuł się tu samotny. Kaze wyjaśniła swemu towarzyszowi, że nie
trudno było, znaleźć adres znanego adwokata. Nie trudne, dla córki
największego mafiozo w mieście – pomyślał ponuro Arashi.
Czasami zastanawiał się, czy nie powinien martwic się, ze względu
na to, że ów człowiek był, kiedyś jego ojczymem, aż go dreszcze
po plecach przeszły.
Kaze
nagle nacisnęła pedał gazu i ruszyła sprzed bramy dworku. Arashim
zarzuciło do tyłu tak, że nieomal wylądował, na tylnym siedzeniu
wysokiego dżipa Chinki.
-
Co ty wyprawisz? Mieliśmy z nimi porozmawiać – jęknął brunet,
wracając na swoje miejsce z niemałym trudem i zapinając pas.
Czasami zastawiał się, kto dał temu potworowi prawo jazdy.
-
Pamiętam. Myślisz, że wpuszczą nas główną bramą? –
prychnęła.
-
Z kim się ułożyłaś? – zapytał po krótkiej chwili.
-
Z ochroną... i po części ze służbą. Chyba mi ufasz? - mruknęła,
mrużąc tajemniczo oczy.
-
Nie mam wyboru. Czyli, że nie wiadomo, czy w ogóle uda mi się z
nimi porozmawiać. – westchnął z rezygnacją.
-
Ten związek źle na ciebie wpływa – zaczęła Kaze, zerkając na
niego. – Zrobiłeś się miękki... W łóżku pewnie też, już
sobie tak dobrze nie radzisz – prychnęła.
-
To nie twoja sprawa, jak radzę sobie w łóżku – syknął.
-
Poniekąd moja. W końcu to ja, cię wszystkiego nauczyłam, więc...
-
Ty tylko wskazałaś mi drogę. Pokazałaś ją. Reszty nauczałem
się sam i bardziej pomogła mi w tym Tora niż ty! – Grymas, który
przeszedł przez twarz Kaze, dał Arashi ogromną satysfakcję.
Wreszcie poczuła, jak to jest, być po drugiej stronie
uszczypliwości. Pewnie i tak spłynie to po niej, jak woda po gęsi.
-
Skoro ona cię uczyła, to współczuję temu blondaskowi –
prychnęła Kaze, zatrzymując się.
Tył
domu wyglądał różnie imponująco, co nieprzychylnie. Dziewczyna
wyciągnęła telefon i wykonała krótką rozmowę, w której
oświadczyła, że już są. Po chwili, ktoś otworzył im niewielką
bramę, przez którą Kaze przemknęła swą terenówką, jakby ją
kto gonił.
Dom,
nawet od wejścia dla służby, był urządzony z przepychem i
bogactwem, ale nieprzesadnie. Miał klasę i wyrafinowany gust.
Arashi przerażał ogrom tej posiadłości. Służba, ochrona i bóg
wie, co jeszcze! Pomyśleć, że on zna ludzi, którzy w piątkę,
gnieździli się na dwudziestu metrach kwadratowych. Gdy nie mieszkał
z Save, sam był tym piątym, a czasem nawet szóstym. Życie
traktuje ludzi niesprawiedliwie. Pomyślał, rozglądając się, gdy
nagle ktoś uszczypnął go boleśnie w tyłek. Arashi zacisnął
zęby, żeby nie krzyknąć. Dreszczu nie zdołał powstrzymać.
-
Kaze, ty zboczona nimfomanko – syknął wściekle, poznając rękę
dziewczyny. Chinka tylko się do niego uśmiechnęła. Po chwili
zastąpiła mu drogę i pchnęła na najbliższą ścianę.
-
Przestań się denerwować. Robisz się sztywny, nie w tych
miejscach, co trzeba – powiedziała, a Arashi przewidując już,
gdzie wędruje jej niezaspokojona rączka, chwycił ją, gdy
przesuwała mu się po udzie.
-
Chcesz mnie molestować, czy pomóc znaleźć Save? – syknął
Arashi, odsuwając ją stanowczo od siebie.
-
Ach, Arashi, jaki ty jesteś głupiutki i naiwny. Myślisz, że
pomagam ci za darmo? – zachichotała. – Liczę, że jesteś
człowiekiem honoru i należycie mi się odpłacisz – dodała, po
czym poszła dalej.Tego się Arashi najbardziej obawiał. Ten rodzaj
śmiechu wskazywał, że tylko jedną zapłatę miała na myśli.
Azjata był jednak gotów zrobić wszystko, żeby tylko odnaleźć
Save, całego i zdrowego. Na razie jednak wolał o tym nie myśleć.
-
Jak chcesz zmusić jego rodziców, żeby z nami porozmawiali? Mogą
nas, przecież od razu wyrzucić – zaczął, idąc za nią.
-
Arashi, Arashi, Arashi. Masz przecież kartę atutową. Wiesz, kim są
porywacze, a zanim ochrona zdąży cię stąd wywlec, zdążysz to
wykrzyczeć.
-
Twoja zdolność planowania powala mnie na łopatki – warknął
Arashi. Ale musiał przyznać, że samo to, iż byli w tym domu, było
dużym sukcesem i zapewne zawdzięczał to Kaze. Jednak wolałby nie
marnować czasu na przeszukiwanie pustego dworku. Rozumiał
doskonale, co Save miał na myśli, mówiąc o pustym domu. Było tu
chyba ze sto pokoi, a rodzina liczyła tylko troje członków. Jak on
musiał się tu czuć, strasznie samotnie. Arashi przebiegł zimny
dreszcz, oby nie było za późno.
-
Słyszysz? – zapytała nagle Kaze. Arashi nastawił uszu. Tak, on
też wyraźnie słyszał czyjś płacz. – Dochodzi stamtąd –
powiedziała dziewczyna i podeszła do pobliskich drzwi. Uchyliła je
nieco i oboje zajrzeli do pomieszczenia za nimi. Był to ogromny
salon, właściwie mała sala balowa. Tak dużego pokoju Arashi w
życiu nie wiedział. Umeblowany był bardzo oszczędnie, w stylu
późno renesansowym. Przynajmniej tak sądził. Stała tam mała
sofa, stoliczek, dwa foteliki, tuż przed małym, białym, marmurowym
kominkiem. Na sofce siedział drobna, jasnowłosa, elegancko ubrana
kobieta. To ona płakała.
-
Proszę nie płakać. Na pewno nic mu nie będzie – odezwał się
czyjś głos i w polu ich widzenia pojawiła się druga kobieta. Była
nieco młodsza od nich. Miała na sobie letnią sukienkę, była
zgrabna i miała piękne, zdrowe i długie włosy koloru kasztanów.
-
To musi być jedna z nich - mruknęła Kaze.
-
Sam bym na to nie wpadł. Myślisz, że to ta, co się pochyla?
-
Niezłe ma cycki, co? – zapytała Kaze, zerkając na Arashi.
-
Ty tylko o jednym. Chodźmy – powiedział, otwierając szerzej
drzwi.
-
O nie, ja tu poczekam. Na wypadek, gdyby chcieli cię usuwać siłą
– powiedziała, wypychając go przed siebie. To cud, że kobiety
jeszcze ich nie usłyszały. A może było to spowodowane wielkością
sali i tym, że Arashi i Kaze nieświadomie szeptali przez cały
czas.
Azjata
wziął głęboki wdech i ruszył pewnym krokiem w stronę kobiet.
Był już kilka kroków od nich, gdy dostrzegła go młodsza z nich.
Wyraz jej twarzy, nie świadczył o tym, że zrobił przyjazne
wrażenie. Natychmiast obróciła się płacząca dama. Arashi
uderzyło zaskakujące podobieństwo do Save! A raczej odwrotnie,
Save do niej. Nie miał wątpliwości, że to jego matka. Pani
Sarivald poderwała się ze swojej sofki i wydała zduszony okrzyk.
Skuliła się przy dziewczynie i jęknęła.
-
Czego chcesz?! – zapytała wojowniczo szatynka.
-
Spokojne moje panie, nie zamierzam wyrządzić wam krzywdy – zaczął
spokojne.
-
Pieniędzy też nie dostaniesz! Jak się tu dostałeś?! –
warknęła, nie tracąc ducha walki szatynka.
-
Nie, nie po to tu jestem. Chodzi mi o Save.
-
Mój mąż zapłaci okup – jęknęła pani Sarivald. Arashi
westchnął, a jego ramiona opadły.
-
Nazywam się Yasano Arashi i jestem przyjacielem Save, myślę, że
mam informację, które mogą pomóc w jego bezpiecznym odnalezieniu
– powiedział na wydechu. Kobiety natychmiast przestały się
trząść i kulić. Dziewczyna nawet uśmiechnęła się
kokieteryjnie do niego. Pani Sarivald wyglądała jednak na bardzo
zaskoczoną.
-
Co ma pan na myśli? – zapytała w końcu dziewczyna, patrząc na
Arashiego łakomie.
-
Widziałem, jak porwali Save. Nie zdążyłem jednak nic zrobić. Ale
udało mi się dowiedzieć, kim są porywacze.
-
Ale w jaki sposób? – zapytała szatynka, wskazując mu fotelik, by
usiadł. Azjata przyjął to z wdzięcznością. Kobiety usiadły
naprzeciw niego, nadal mocno do siebie przytulone. Najwyraźniej pani
Sarivald bardzo przeżywa to, co stało się z jej synem.
-
Moja przyjaciółka, zapamiętała numery rejestracyjne samochodu, do
którego go zapakowali... - przerwał, mając dziwne wrażenie, że
użył bardzo niewłaściwego wyrażenia. – Udało mi się ustalić,
co to za samochód i, że został skradziony. Potem dowiedziałem
się, kto go ukradł.
-
Chyba domyślam się, w jaki sposób. – powiedziała dziewczyna,
uśmiechając się drapieżnie i robiąc nieznaczny gest w stronę
brwi.
-
Nie, to stara rana – powiedział Arashi, przypominając sobie, że
wciąż jeszcze nosi plaster na dziurze po kolczyku, bo jakoś nie
chciała mu się zagoić. Ale natychmiast mu się przypomniało, jak
strasznie musi wyglądać. Był pewien, że ma na twarzy chociaż
jednego siniaka, poza tym te jego wszystkie kolczyki i czarne ubrania
nie robiły dobrego wrażenia na „arystokracji”. Westchnął
tylko i udawał, że nic się nie stało. – Jest ich trzech. To
przypadkowe płotki...to znaczy, nie należą do żadnej organizacji
przestępczej i nie zajmują się zawodowo takimi rzeczami. Jednak od
dłuższego czasu przyglądali się pani rodzinie. To ze względu na
pana Sarivalda, który ich kilka razy pogrążył. Źli ludzie, nie
lubią adwokatów, więc postanowili się na nim zemścić. Jak
zobaczyli okazję, złapali ją. W swoim środowisku mają opinię
nieprzewidywalnych głupków. Dlatego sądzę, że należy się
śpieszyć i nie zdawać na policję.
-
Nie dzwoniliśmy na policję – mruknęła pani Sarivald.
-
Nie? – zdziwił się Arashi. – To niedobrze... chociaż z drugiej
strony – zamyślił się na chwilę i nagle pouczył, jak czyjeś
ręce oplatają jego szyję. Na plecach poczuł obfity biust!
Podniósł spojrzenie zaskoczony. Kaze!
-
Zejdź ze mnie. Myślę – powiedział, chłodno patrząc na nią
wściekle.
-
Arashi, nie wysilaj się, bo jeszcze sobie zaszkodzisz –
powiedziała, poklepując go po policzku.
-
To jest Kaze, drogie panie. Pomogła mi się tu dostać – mruknął.
Obie kobiety, nie wyglądały na zadowolone z obecności Kaze. Jednak
Arashi podejrzewał, że miały różne powody.
-
Myślę, że powinnyśmy włączyć do tego policję. Ale nie byle
kogo. Nie chcemy przecież, żeby jakiś zapyziały urzędas mówił,
że cywile nie powinni się mieszać. – powiedziała Kaze poważnie,
jeśli ona w ogóle potrafiła być poważna.