***
Wersja poprawiona
***
Dziś był ten dzień. Save nerwowo
chodził po pokoju. Może to nie był najlepszy pomysł? Co go podkusiło? Ale w
końcu Tora lubi takich mężczyzn. Tylko czy tu na pewno chodziło o Torę? Chyba
nie… O ciekawość, tak, ale o coś jeszcze… Tak! Musiał udowodnić Arashiemu, że
jest kimś więcej, niż on myśli, że nie jest jakąś tchórzliwą panienką, gogusiem
i tym podobne. Ale po co chciał zrobić na nim wrażenie, tego już nie rozważał.
Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. Przez całe jego ciało przeszedł dreszcz.
Szybko znalazł się przy nich. Przełknął ślinę. Otworzył. W progu stał Azjata,
wyglądał na zdenerwowanego. Bez słowa minął Save, kierując się do salonu, gdzie
rozparł się w fotelu.
- Głupio robisz – powiedział, po
raz pierwszy podnosząc wzrok na studenta. Blondyn wytrzymał przez chwilę to
spojrzenie, ale szybko odwrócił wzrok.
- Jak nie chcesz mi dać, to nie
dawaj. Sam sobie poradzę - warknął zgrzytliwie, wpatrując się w podłogę.
- Lepiej żebym to ja ci dał niż ktoś inny. Nie masz pojęcia, co dilerzy wpychają do dragów – zauważył, wyciągając małą plastikową torebkę.
- Lepiej żebym to ja ci dał niż ktoś inny. Nie masz pojęcia, co dilerzy wpychają do dragów – zauważył, wyciągając małą plastikową torebkę.
- Tak mało? - zdziwił się Save. Zielonooki
zaśmiał się nieprzyjemnie.
- Uwierz mi, dla ciebie starczy. Na pewno
chcesz to zrobić? - zapytał, patrząc na niego niemal błagalnie. Student spuścił
wzrok i pokiwał głową.
- No to będziesz miał odlot… - powiedział
brunet, uśmiechając się niewesoło. Zabrał się za szykowanie dwóch skrętów. – Wiesz,
coś takiego najlepiej pali się w towarzystwie. Jest wtedy lepsza zabawa.
Sprowadź sobie jakiegoś dobrego kumpla albo ładną panienkę i się zabawcie – poradził,
kończąc szykowanie narkotyku. Poszło mu to szybko i z wyuczoną wprawą. Podał skręty
Save, patrząc na niego srogo. – Tylko niech to będzie ktoś zaufany.
- Nie znam nikogo, kto byłby
bardziej zaufany od ciebie, Arashi - mruknął student trochę nieśmiało. Azjata westchnął
z irytacją.
- Ani słowa Torze, bo mnie
zabije - powiedział, biorąc jednego skręta. W pierwszej kolejności podpalił
tego dla blondyna.
- Tylko nie zaciągaj się nim tak
mocno jak tamtym papierosem. Rób w ten sposób – powiedział, zaciągając się
lekko i wypuszczając smugę dymu. Uśmiechnął się błogo do blondyna, mrucząc z
zadowoleniem. Save spojrzał na trzymanego skręta, jakby nie wierzył, że
naprawdę go trzyma. Wreszcie zrobił tak, jak mu brunet pokazywał. Poczuł, jakby
spływała po nim zimna, nie, gorąca woda. Oderwał skręta od ust, patrząc przez
chmury dymu na swojego towarzysza. Mężczyzna obserwował go uważnie. Save, nie
chcąc wyjść na mięczaka, zaciągnął się jeszcze raz… Przez co prawie się
przewrócił. Goth złapał go w ostatniej chwili.
- Już cię wzięło, co? – zapytał,
podnosząc blondyna. Student wyszczerzył się do niego głupkowato. Arashi nie
mógł się powstrzymać. Najwyraźniej konopia indyjska już zaczęła działać. Roześmiał
się, sadzając blondyna na fotelu. Sam rozwalił się na sofie, nadal się śmiejąc.
Save szybko to podchwycił i rechotał razem z nim. W końcu, gdy go rozbolał
brzuch, zielonooki uspokoił się na chwilę. Zaciągnął się jonitem i stwierdził,
że jest absolutnie cicho. I wtedy przez zasłonę dymu zobaczył anioła! Para
niebieskich oczu, czystych jak tafla wody, delikatna, pociągła twarz o wysokim
czole i zgrabnym nosie, otoczona jasnymi jak słonce falowanymi włosami. Anioł
wymówił jego imię i przysunął się do Azjaty. Arashi niemal widział delikatne
skrzydła wyrastające z pleców pochylającej się nad nim postaci. Spojrzał w te
anielskie oczy i rozpoznał w nich kogoś. Tak, niezaprzeczalnie te oczy należały
do Save.
- No co? – zapytał Azjata, nie
mogąc już znieść tego migoczącego spojrzenia. Student zachwiał się
niebezpiecznie ze swoim jointem w ręce, więc tancerz pomocnie go podtrzymał i
pomógł mu usiąść na sofie. Blondyn nie przestawał na niego patrzeć w ten dziwny
sposób. – Co? Chcesz mi powiedzieć, że mnie kochasz? – zapytał ciemnowłosy,
przysuwając się do Save. – Nie będziesz pierwszy. Wszyscy tak mówią, trawka to
papieros miłości – dodał i nagle poczuł niewprawny pocałunek na ustach. Arashi
natychmiast otrzeźwiał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Może to nadal była
wizja wywołana narkotykiem? Spojrzał na niebieskookiego i nim się zorientował,
ten znów go całował!
- Ale cię wzięło – zaśmiał się Azjata.
– To się nie dzieje naprawdę, co? Ty siedzisz naprzeciwko i masz własny odlot… -
jęknął zielonooki, odchylając głowę w tył. Poczuł zimne dłonie rozpinające
jego, i tak na wpół rozpiętą, koszulę, później ich delikatny i nieśmiały dotyk
wkradający się pod materiał. Tak przyjemnie chłodziły rozgrzane ciało Arashiego.
Były jak lód w upalny dzień. Brunet bał się, że, gdy otworzy oczy, obudzi się,
że wszystko to się skończy, jednak zaryzykował. Niebieskooki nadal był przy nim,
pieścił go niewprawnie wargami, jakby nigdy nikogo nie całował, ale było to tak
przyjemne uczucie. Nim mężczyzna się zorientował, został pozbawiony koszuli.
Save przyssał się do jego ust, próbując sprawić, by ten pocałunek był taki jak
należy. Zielonooki poczuł, jak narasta w nim podniecenie, ciało robi się
jeszcze bardziej gorące, a mięśnie powoli zaczynają się zaciskać. Złapał przyjaciela
za ramiona i odsunął.
- Przestań. Nie wiesz, co robisz
– powiedział z bólem, patrząc mu w zamroczone oczy. Student uśmiechnął się do
niego, jak wiele kobiet, gdy Arashi obiecywał im coś, czego bardzo chciały. - Save…
- jęknął goth. – Przestań, ty naprawdę tego nie chcesz. Nie jestem tym, za kogo
mnie bierzesz. Nie jestem kobietą.
- Wiem - brunet sam nie był
pewien, czy naprawdę to usłyszał, czy podsunął mu to jego oszołomiony umysł.
- Przestań, będziesz tego
żałował, a najgorsze jest to, że wszystko będziesz pamiętał, to gandzia, nie
alkohol - jęknął Azjata, próbując się wyzwolić z objęć Save.
- Kocham cię - usłyszał w
odpowiedzi i był tego pewien.
- Ja też cię kocham, nawet bez
dragów, ale tu nie chodzi tylko o seks, miłość to coś więcej niż seks... Seks
to tylko miłe uzupełnienie, a jak nie ma uczucia, to… - Cokolwiek tancerz chciał
powiedzieć, student mu na to nie pozwolił, całując go tym razem jak należy! Od
tej rozkoszy Arashiemu zakręciło się w głowie. Oplótł blondyna rękoma, całując
namiętnie, a zarazem delikatnie.
- Czuję się, jakbym to ja
ciebie… - westchnął zielonooki, za nim jego następne słowa utonęły w kolejnym
pocałunku. Dłonie Save zaczęły niepewnie pieścić jego ciało.
- Na bogów, co w ciebie
wstąpiło? – zapytał, próbując się wyzwolić.
- Chcę cię zobaczyć całego – mruknął
student. Azjata patrzył na to, nie poznając blondyna. Serce mu waliło, ciało
płonęło, a w głowie huczało jak po mocnym drinku. Wtedy goth nie wytrzymał.
Poderwał się z sofy, zrzucając z siebie niebieskookiego. Wiedział, że nad sobą
nie zapanuje, jeśli chłopak posunie choćby o krok dalej. Spojrzał na niego z
góry, zapinając spodnie trzęsącymi się dłońmi. Niebieskie oczy spojrzały na
niego z wyrzutem. Brunet poczuł się jak zbrodniarz.
- Nie chcesz mnie – stwierdził
Save, wstając. – Nie kochasz mnie. – Podszedł do okna. – Ty podły kłamco – dodał,
otwierając je. Mężczyzna obserwował to z zaniepokojeniem. – Nie mam po co żyć –
zauważył blondyn i zaczął się wdrapywać na parapet. Zielonooki natychmiast pojawił
się przy nim, chwycił go za ramiona i odciągnął od okna.
- Zdurniałeś do reszty?! To, że
się z tobą nie przespałem, bo jesteś naćpany, to nie powód, żeby się zabić! – wrzasnął
na niego. – Teraz do łóżka, już – dodał, wykonując znaczący gest w stronę
sypialni.
- Z tobą? - zapytał student.
- Nie, sam - syknął Arashi. Save
chwilę patrzył na niego, nagle rozpłakał się i pobiegł do wskazanego pokoju. Po
chwili goth usłyszał, jak chłopak śmieje się głośno.
Poczuł ucisk w sercu. Rozejrzał
się za swoją koszulą. Był do niej przywiązany, w końcu dostał ją od Tory. Nigdzie
jej nie dostrzegał. Zaczął szukać dokładniej. Zaglądał w różne zakamarki, w
końcu wydobył ją spod ławy. Rękaw koszuli zahaczył o jakieś papiery i wszystkie
one wsypały się na podłogę. Pozbierał je pospiesznie, ale nagle jego wzrok padł
na linijkę tytułową. „Zaburzenia psychiczne na przykładzie zdegenerowanych,
odsuniętych kulturowo warstw społecznych. Obiekt Arashi.” Chwilę przyglądał się
temu z niedowierzaniem. Przerzucił nerwowo kilka kartek z chaotycznymi
notatkami. Im więcej ich przeczytał, tym bardziej oczy mu ciemniały z oburzenia
i rozpaczy. W końcu rzucił papiery na stół i czym prędzej opuścił mieszkanie
studenta.